Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SzczesliwaTrzynastka

Zamieszcza historie od: 4 września 2012 - 11:05
Ostatnio: 29 maja 2015 - 11:43
O sobie:

Definicja piekielności jest jak d..., każdy ma własną ;-)

  • Historii na głównej: 5 z 11
  • Punktów za historie: 5324
  • Komentarzy: 61
  • Punktów za komentarze: 582
 
zarchiwizowany
O tym, że z rozpędu też można zrobić komuś przykrość.
Tak się porobiło, że w ubiegłym roku jedynym fryzjerem i stylistą mojej fryzury została pewna cudowna pani onkolog. Z tej racji zdarzało mi się wyglądać dwojako: jak w miarę zdrowy człowiek (kwadrans przed lustrem,kredka do oczu, korektor pod oczy etc.) oraz jak klasyczny łysol z peruką bądź chustką na czubku. Poniższe sytuacje spotkały mnie, gdy prezentowałam wersję drugą. Osobiście się uśmiałam, ale gdyby trafiło na większego wrażliwca..
1) Drogeria, kupuję jakieś drobiazgi. Pani przy kasie skanuje i z promiennym uśmiechem mówi:
-Polecam jeszcze szampon zwiększający objętość włosów, za 10,99
-Yyyy- no zaskoczyła mnie, aż się pomacałam, czy aby mi coś cudownie nie odrosło, niestety- raczej podziękuję.
2) Zasuwaliśmy całą rodziną pasażem, w jednym z centrów handlowych, akurat odbywały się jakieś niewielkie targi. Z jednego ze stoisk wychodzi pani, podchodzi do mojego męża i z wdziękiem zaprasza do skorzystania z usług ich firmy, wręczając przy tym ulotkę. Zerkam mu przez ramię, cóż za cuda sympatyczna pani oferuje- nagrobki. No dobra, parapety też mieli, ale większość stanowiły mniej lub bardziej dostojne pomniki.
- Memento mori - mruknęłam grobowo do mężowego ucha i kazałam ulotkę zachować,żeby w domu na spokojnie coś ładnego sobie znaleźć. Nazwał mnie głupią babą i stwierdził, że go do grobu wpędzę.

sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (345)
zarchiwizowany

#51566

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak Rzeczpospolitą budowali. Dramat w trzech odsłonach.

Miejsce akcji: dziki kawałek naszego pięknego kraju

Osoby:
Pan Koparkowy (imienia nieznanego, a wymyślać nie będę, bo jeszcze przypadkiem trafię ;-) [PK]
Pan Kierownik z bożej łaski [Kier]
Pan Pracownik - postronny obserwator i komentator [PP]

Odsłona pierwsza.
[Kier] Panie Koparkowy, wjedzie pan tam za strumyczek i zacznie kopać.
[PK] Ale kierowniku, ani z jednej, ani z drugiej strony się nie da, bo utopię maszynę.
[Kier] Mnie to nie obchodzi, ma pan wjechać i kopać.
[PK] Proszę mnie posłuchać, poczekajmy ze dwa dni aż trochę obeschnie, bo naprawdę nie ma szans, żeby tam wjechać.
[Kier] Ja tu rządzę, ma pan kopać i nie dyskutować!

Odsłona druga.
(W tle utopiona koparka, ogólny zamęt i groza, wilcy wyją).
[Kier] Ale z tego Koparkowego idiota! Co on zrobił! Po co on tam wjeżdżał!
[PP] Wjeżdżał, bo mu kazałeś.
[Kier] No i co z tego, mógł nie wjeżdżać!

Odsłona trzecia.
(W tle ciągle zatopiona koparka, manewry sprzętu wyciągającego i wytężona praca zasobów ludzkich).
[Kier] Panie Koparkowy! Jak pana do wieczora wyciągną, to jutro spróbuje pan tam wjechać od drugiej strony.
[PK] Ale już panu mówiłem, że z drugiej będzie to samo.
[Kier] Nikt pana o zdanie nie pyta! Wjechać i nie wymyślać!

Kurtyny nie będzie, a zdjęcia utopionej koparki widziałam na własne oczy. Groza rzeczywiście była.

natura vs. głupota

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 326 (340)
zarchiwizowany

#49586

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeden pan otrzymał ostatnio od szefa wypowiedzenie. Powód zwolnienia - bo mu się robić nie chciało i bez pozwolenia kierownika zakończył wcześniej pracę. Świeżo upieczony bezrobotny życzy więc zwierzchnikowi, żeby się wypchał i odchodzi w siną dal. I cóż w tym strasznego? Drobny piekielny szczegół. Dzień wcześniej szef wydał panu polecenie "Na zaległy urlop marsz! Jak przyjedzie kierowca,proszę zbierać rzeczy i wracać z nim do domu". Kierowca przyjechał, pracownik grzecznie dał się przywieźć. I za to został zwolniony.
PS (dla wątpiących)
-O żadnym nieporozumieniu nie ma mowy, wszyscy byli o urlopie poinformowani.
- Pan się po sądach włóczyć nie ma zamiaru. Pracodawca zwolnienie uzasadni redukcją etatów, a zamiast się z głąbem użerać, lepiej zająć się szukaniem lepszej pracy.

kochani zwierzchnicy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (248)

#43399

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój mąż zalicza się do "tatusiów oświeconych", to znaczy zna rozmiary pieluch, przy zakupie deserków i soczków nie musi przeprowadzać telekonferencji ba, nawet ubranka w dobrym rozmiarze potrafi kupić. Dlatego dość poruszyła go scena, której był świadkiem podczas zakupów w markecie. (Nie będzie dramatycznie, drastycznie ani wulgarnie, ale jak dla mnie piekielnie smutno).

Po dziale z artykułami dziecięcymi spacerowała babka w wieku 20-26lat, z wyglądu całkiem normalna, z brzuchem zwiastującym rychłe pojawienie się nowego obywatela. Towarzyszył jej facet wyglądający na sporo starszego (ojciec? partner? brat?). Z uwagą przyglądał się wózkom i łóżeczkom, po czym zagadnął towarzyszkę
- To czego potrzebujesz? Masz już wózek? Możemy tu kupić, jeśli chcesz.
- Nie wiem. Musisz zapytać mamusi - odrzekła mu krótko kobieta.
- To może łóżeczko? Zastanawiałaś się jakie chcesz? Bo są drewniane i takie z materiału.
- Nie wiem. Mamusia będzie wiedziała. Ona się zna na tym.
Facet nie odpuszczał:
- A ubranka już masz? Może jakieś śpioszki kupimy, pieluchy albo kosmetyki?
- Nie wiem, ja się nie znam. Musimy zapytać mamusi. Ona mnie urodziła, więc wie najlepiej. Przyjedziesz tu z mamusią? Ona ci powie co kupić.
Gość westchnął i poszli w stronę wyjścia.

A mój mąż stał zadumany wśród pampersów i próbował się pozbyć wrażenia, że to dziecko w brzuchu też jest dziełem mamusi. Zrobionym palcem albo innym ustrojstwem.

sklepy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 653 (815)

#42815

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziecię nam się narodziło! Po milionach westchnień, jakie toto piękne, słodziutkie i do tatusia podobne, przyszła pora na sprawy przyziemne i wyciągnięcie łapki po mopsikowe pieniądze. Żeby było szybko, pobrałam stosowny wniosek z sieci, wypełniłam w edytorze tekstu, dla pewności elementy dodane powiększając i pogrubiając. Wydrukowane, własnoręczny podpis złożony, wszystko się zgadza, więc mąż popędził z papierkami do instytucji i dumnie położył przed panią urzędniczką. Pani spojrzała na wniosek i...
- Ależ to trzeba jeszcze wypełnić - powiedziała tonem przedszkolanki tłumaczącej Jacusiowi, że zupki nie jemy widelcem.
- Czegoś nie dopisałem? - zdziwił się mąż
- No tutaj wszędzie trzeba wpisać dane, tam gdzie.. - zaczęła pani i w tym momencie lekko zbladła - ...ale jak to? Co to jest?
- Wniosek o jednorazową zapomogę z tytułu urodzenia dziecka, czytelnie wypełniony przy pomocy komputera - odrzekł zgodnie z prawdą świeżo upieczony tatuś.
- Ale tak nie może być, to trzeba długopisem. To znaczy, chyba nie można, ja nie wiem, proszę poczekać, zapytam koleżankę.

Koleżanka przyszła, również lekko zbladła i poinformowała, że ona nie wie, pierwszy raz takie coś widzi, trzeba by kierownika zapytać, ale teraz zajęty jest. Mąż się zdenerwował, bo w domu czeka piękna żona z pięknym dzieckiem, a tu mu cenny czas marnują i przerwał nerwowo szeptającym paniom.
- To może ja wezmę DŁUGOPIS i RĘCZNIE wypełnię jeszcze raz?
- O! Tak by było najlepiej proszę pana! - poparły gorliwie panie urzędniczki i westchnęły z ulgą.

Mąż miał się jeszcze zapytać, czy na pewno mamy rok 2010, bo coś mu się wydaje że podróżuje w czasie, ale w końcu chodziło o kasę, więc już nie podskakiwał, wykaligrafował starannie numer konta i pobiegł do stęsknionej rodziny.

MOPS

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 666 (816)
zarchiwizowany

#43220

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wakacyjny wyjazd w dość dużej grupie. Pewnego dnia zauważyliśmy, że jedna z koleżanek (a niech jej będzie Monika)nie reaguje na naszą pobudkę. Nawoływanie, poklepywanie, szturchanie - nic nie działało. Sprawdziliśmy puls, oddychanie, niby wszystko w normie, może tylko wyjątkowo zmęczona. Ale po kilkudziesięciu minutach zaczęliśmy się martwić. Komuś się przypomniało, że wieczorem Monika skarżyła się, że ją głowa boli. Ściągnięta z pobliskich kolonii pielęgniarka też niewiele pomogła, w końcu wezwaliśmy pogotowie. Przyjechali sami panowie, przystojni niczym książęta, ale nawet oni nie zbudzili naszej śpiącej królewny i zabrali ją do szpitala.

Dziewczyna pełnoletnia, ale wypada powiadomić rodzinę. Do tej niewdzięcznej roli został wydelegowany jeden z kolegów, sąsiad Moniki, ponieważ jej rodzinę znał dość dobrze.
- Dzień dobry, Paweł z tej strony. Wie pani, mamy taki mały problem z Moniką, w zasadzie to raczej nic poważnego, ale chciałem pani powiedzieć.....
Nie dokończył, bo telefon został mu wyrwany przez jedną z koleżanek, która powiedziała, a właściwie krzyknęła tylko:
- Monika jest nieprzytomna, wiozą ją do szpitala w T. proszę do niej jechać. - i zadowolona z siebie rozłączyła się.

Nie mogła zrozumieć, czemu się jej czepiamy, przecież powiedziała wszystko, co trzeba.

Dzwoniliśmy na telefon stacjonarny,po tym jakże sympatycznym zakończeniu rozmowy kolega próbował dodzwonić się jeszcze kilka razy, bezskutecznie. Rodzice Moniki mieli do szpitala około 40km, serdecznie im współczułam drogi po takim komunikacie.Bo mogli usłyszeć, że córka wprawdzie jedzie do szpitala, ale nie wygląda to źle (karetka pojechała bez gwizdków i reszty dyskoteki). I radę, by wzięli ze sobą dokument ubezpieczenia. A tak, jechali z duszą na ramieniu do nieprzytomnego dziecka po nie wiadomo jakim wypadku, bo jedna gwiazda musiała się wykazać.

PS. Monika już w karetce zaczęła dochodzić do siebie, w szpitalu została na badaniach i wyszła dość szybko, jej rodzina dojechała na miejsce w jednym kawałku, choć dość roztrzęsiona. Czy Monika poprzedniego wieczoru wzięła o jeden apap za dużo, czy przyczyny były inne - nie wiem, jakoś nigdy nie zdarzyło nam się wracać do tego tematu.

ludzie przepełnieni empatią ;-)

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (189)

#41814

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewna pani, zwyczajna babka z własną działalnością gospodarczą wybrała się do babskiego doktora, żeby ją zbadał, bo coś jej w podwoziu szwankuje i pobolewa. Wybrała się tak dla świętego spokoju, bo była przekonana, że to jakieś przeziębienie (na które od dłuższego czasu brała różne gripexy i inne hot maxy) ciut niżej zaszkodziło jej przy okazji. Doktor zajrzał, głowicą od usg gdzie trzeba pomiział i z uśmiechem rzekł:

- Gratuluję maleństwa, to już 9 tydzień.
Pani zbladła i wyszeptała:
- Ale ja to? Przecież ja byłam pewna, że nie mogę mieć dzieci.
- Tym bardziej gratuluję, ale na jakiej podstawie pani stwierdziła, że nie może mieć dzieci? Były robione jakieś badania? - zainteresował się medyk
- No nie, ale staraliśmy się kiedyś z mężem o dziecko i nic z tego nie wyszło, więc odpuściliśmy.
- Ooo, a jak długo staraliście się państwo? - spytał lekarz, nieświadomy, że zaraz przeżyje straszną chwilę.
- Noo, tak ze dwa miesiące przynajmniej.

Doktor zachował się profesjonalnie i głową o ścianę nie tłukł, nawet prychnięcia z siebie nie wypuścił. Może ktoś się orientuje czy uczą takiego opanowania na jakichś kursach? Bo chętnie się zapiszę.

służba_zdrowia

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 873 (1027)
zarchiwizowany

#41666

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś o tym, że punkt widzenia...itd.

Mieliśmy w domu psicę, początkowo dość rozpieszczoną (co z upływem lat bez problemu naprawiliśmy). Raz na jakiś czas przyjeżdżał do nas wujek z rodziną. Pierwszym punktem tych wizyt stał się okrzyk wujka:
- A kto to widział, żeby pies na fotelu siedział! Poszła mi pod stół! A w ogóle miejsce psa jest na podwórku, dajcie spokój, żeby tak w bloku trzymać.
Psica była mądra, grzecznie schodziła i przeczekiwała niekorzystne warunki. Awantur nikt wujkowi nie robił, bo ogólnie jest lubiany i poza przeganianiem zwierza innych odchyleń od normy nie przejawia.
A potem wujek się przeprowadził do większego miasta. I poczuł się zobowiązany do nabycia słodziutkiego, śliczniutkiego,jak najbardziej rasowego Fąfelka. Od tej chwili Fąfelek jest kochanym pieseczkiem pana, śpi z panem w łóżeczku, wszędzie z panem jeździ ,bo nie lubi sam być w domu, bo to taki wrażliwy piesek. Tak na marginesie, ładowanie w psiaka odżyweczek, najlepszych karm i noszenie na rękach, na przyrost inteligencji niestety nie podziałało i Fąfelek myśli głównie narządem kopulacyjnym.
Kiedyś opowiadaliśmy wujkowi o problemach zdrowotnych naszej psicy (z racji chorego serducha dostawała leki, które do najtańszych nie należały).
- No co wy,tyle pieniędzy na psa wydawać? I to po co,żeby parę lat dłużej pożył? Na głowę upadliście - oświadczył wujek i zaczął opowiadać, jak to byli z Fąfelkiem u psiego fryzjera (jakieś 80 km w jedną stronę).
Od tego czasu minęło kilka lat, a wujek nadal widzi cudze psy na fotelach, nie dostrzegając swojego Fąfelka na kanapie.

drobne rodzinne piekielności

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (189)

#41278

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nowa droga się zapadła, w świeżo wybudowanym budynku pękają ściany.... skąd to się bierze? Między innymi z takich historii:

Mój tata należy do wymierającego gatunku, jest budowlańcem-fachowcem. Rysunek techniczny to dla niego kaszka z mleczkiem, do tego ma świetną pamięć (zapytałam go kiedyś, ile waży metr sześcienny piasku, jak się rozpędził i zaczął wymieniać rodzaje i ich parametry, wyhamowałam go dopiero przy kruszywach) do tego nie znosi dziadostwa. Brak porządnego wykształcenia uniemożliwił mu wspinanie po szczeblach kariery, więc pracuje jako mały żuczek-robotnik w kraju i za granicą.

Jakiś czas temu pracował na dość dużej budowie. Robił, co kazano, ale w pewnym momencie, coś mu się zaczęło nie zgadzać z rysunkiem. Wątpliwościami podzielił się z kolegami, ale że większość prezentowała podejście "zrobić i iść na kolację", poszedł do kierownika i rzekł kulturalnie:
- Panie kierowniku, coś mi nie pasuje, myślę, że robimy to źle i będą kłopoty.
Kierownik, młody magister inżynier łypnął okiem na rysunek, potem na tatę i odpowiedział:
- Pan żeś tu jest od roboty, a nie od myślenia, nie przeszkadzaj pan, mam ważniejsze sprawy - i oddalił się zadzierając nos tak wysoko, że prawie mu kask zleciał.
Wobec tego tata wrócił do pracy.

Dwa dni później rozpoczął się Armagedon. Bo źle, trzeba skuwać, kopać, wyburzać, sprowadzać dodatkowy sprzęt, prace się zatrzymały, harmonogram posypał. Za wygenerowane straty można kupić całkiem nowy samochód dla firmy lub Hondę CR-V rocznik 2012 dla szefa. Ten ostatni rwał włosy z głowy i zwrócił się z pretensją do taty:
- Czemu pan nie powiedział kolegom, że źle robią? Trzeba ich było pilnować!
- Szefie, ja w tej firmie pracuję najkrócej, na równorzędnym stanowisku jak oni, dlaczego miałbym ich pilnować? - zdziwił się tata.
- Bo pan ma większe doświadczenie i wiedzę, a to pana zobowiązuje. Ja pana bardzo szanuję, a pan takie numery odwala - zakończył ze smutkiem szef.
Na wspomnienie o kierowniku szef pokiwał głową powiedział, że rozumie, "ale wie pan, on jest młody, jeszcze się uczy, trzeba mu trochę pomóc". Tata wielu budowlańców wprowadzał w tajniki zawodu, nie ma nic przeciwko, pod warunkiem, że ktoś CHCE się nauczyć. W sytuacji, gdy gość ma wszystko w nosie lub i tak wie lepiej tata prosić się nie będzie.

I tak właśnie, niczym diplodoki, kończą egzystencję zawodową fachowcy. Lekceważeni przez wiedzących lepiej inżynierów, olewani przez kolegów, bo po co się wymądrzają, odwalają swoje i idą na kolację. A drogi się sypią...

branża budowlana

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 685 (777)

#40704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Blady świt, wesele dobiega końca, nowożeńcy wracają do domu, w którym od dziś będą mieszkać razem. W domu niespodzianka: świadkowie się postarali o stosowny do nocy poślubnej klimat, są świece, róże, muzyka. Młodzi wreszcie mogą się sobą nacieszyć, atmosfera robi się intymna....
DZWONEK DO DRZWI. Głośny i natarczywy. Ki diabeł?
Otwierają, za drzwiami... no tak... mamunia z reklamóweczką.

- Bo zauważyłam że Tomek nie wziął piżamy, a dzisiaj noc chłodna.

Tomek reklamówkę wziął, na kawę mamusi nie zaprosił i życzył dobrej nocy. Zawartość torebki spożytkował w znacznie późniejszym terminie.

własne M

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 742 (854)