Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Taivaan

Zamieszcza historie od: 7 kwietnia 2012 - 15:11
Ostatnio: 2 lipca 2013 - 0:13
  • Historii na głównej: 2 z 6
  • Punktów za historie: 2364
  • Komentarzy: 23
  • Punktów za komentarze: 160
 
zarchiwizowany

#44086

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio byli piekielni uczniowie, dziś będzie piekielna nauczycielka.

Kilka sytuacji, po których pewnie zrozumiecie uczucie jakim darzę tę kobietę:

1. Wyśmiewanie się z uczniów.
Chłopak recytuje wiersz i słychać, że się nauczył. Nie każdy ma talent recytatorski, ale liczą się chęci. Chyba jednak nie, bo cudowna pani polonistka musi co chwilę przerywać wyrażając swoje zdanie na temat każdego kolejnego wersu (np. "Doprawdy? Niesamowite Kowalski!"), a potem zaczyna parodiować ucznia. Ten w końcu zaczyna się gubić, bo któraś z tych genialnych wypowiedzi wybiła go z rytmu. Wszystko kończy się komentarzem nauczycielki "Nie nauczyłeś się! Wstawiam pół punktu na pięć!" (u nas w szkole oceny podawane są w punktach)

2. Wyjaśnienie błędów.
Mi polski jakoś tam idzie i prawie zawsze mam dobre oceny, ale wiadomo, że każdemu zdarzają się błędy. Było kilka razy tak, że nie do końca rozumiałam na czym polega mój błąd, więc szłam się kulturalnie zapytać co zrobiłam źle. Nigdy nie otrzymałam normalnej odpowiedzi, zawsze słyszę "Nie zawsze musisz mieć rację!" lub "Jednak nie jesteś tak mądra jak ci się wydaje!". Do dziś nie wiem czemu początek zdania "Akcja książki rozpoczyna się w..." został podkreślony i uznany przez nią za błąd językowy.
Ponadto nauczycielka uważa, że każde wypowiedziane przez nią słowo jest niepodważalną prawdą i tutaj nie ma wyjątków, choćby mówiła, że czarne jest białe.

3. Oddawanie prac w terminie.
Nauczycielka nie oddała nam prac, które pisaliśmy we wrześniu. Chyba jeszcze nigdy nie oddała niczego w terminie, a niech ktoś spróbuje przynieść jej pracę o jeden dzień za późno...

4. Zapowiadanie sprawdzianów.
[N]auczycielka: To jutro napiszemy z tego sprawdzian!
[U]czniowie: Sprawdzian musi być zapowiedziany z tygodniowym wyprzedzeniem.
[N] Nie ma innego terminu!
[U] Ale jutro mamy sprawdzian z historii, a chyba może być tylko jeden sprawdzian jednego dnia.
[N] No to w takim razie będzie kartkówka na 20 punktów! Przypominam, że kartkówki nie można poprawić!
A potem wrzask, że nikt się nie nauczył i słabo poszło.

5. Wpychanie się w życie prywatne uczniów.
Regularnie wypytuje o rodziców, rodzeństwo, chce znać nasze problemy (a na lekcjach się z nas śmieje). Nie skomentuję już tego, że każe nam przy całej klasie opowiadać np. o swoich wakacjach, świętach itd. wiedząc, że jedni zjeździli całą Europę z rodzicami, na Gwiazdkę dostali nowy komputer, a inni siedzieli 2 miesiące w domu i cieszą się z prezentu w postaci książki.

6. Nieobecność na konkursie.
W przypadku dobrych uczniów ma podejście typu "Co z tego, że byłaś w szpitalu i nie mogłaś się ruszyć z łóżka! Przecież w środę były Złote Pióra! Powinnaś reprezentować szkołę!" lub "Jak to nie możesz pojawić się na konkursie z ortografii?! Twoje zajęcia pozalekcyjne nic mnie nie obchodzą, mnie interesuje tylko szkoła! -3 punkty za odmowę reprezentacji szkoły w konkursie!" (to drugie jest niemalże dokładnym cytatem)

7. Zakaz rozmowy z innymi polonistkami.
W ukryciu przed moją nauczycielką przygotowywałam się, i nadal przygotowuję, do konkursu z polskiego pod okiem innej polonistki. Oczywiście ona o niczym nie wie (bo przedtem wyraźnie zabroniła tej polonistce brać mnie na zajęcia). Wie jedynie, że ta nauczycielka pożyczyła mi podręcznik do klasy trzeciej. To wystarczyło żeby zrobić aferę na pół szkoły, że gram na dwa fronty i nagadać jaka to ja jestem okropna, zła, niewychowana, niekulturalna, niemoralna i straszna pod każdym względem.

8. Konkurs Wojewódzki.
Tak jakoś wyszło, że dostałam się do finału Wojewódzkiego Konkursu Języka Polskiego. Muszę przyznać, że miałam sporo szczęścia i zaledwie jeden punkt zdecydował o moim awansie do kolejnego etapu. Pomimo tego strasznie się cieszyłam, tym bardziej, że większość finalistów to trzecioklasiści, a ja jestem w drugiej klasie.
Dzień po ogłoszeniu wyników idę do szkoły i po raz pierwszy w życiu cieszę się na myśl o spotkaniu z polonistką.
Jedyne co od niej usłyszałam to: "Mój drugi uczeń jak się dowiedział, że przeszedł to od razu mi SMS-a napisał, a ty nic! (tu nie podziałał argument "Nie mam pani numeru telefonu.") A na wygraną się nie nastawiaj, bo to dużo lepsi piszą."
Warto wspomnieć, że ten jej drugi uczeń miał tyle samo punktów co ja.
Nie zależy mi na tym żeby wszyscy mnie chwalili, nie nastawiałam się też na wygraną, ale przyznam, że zrobiło mi się strasznie przykro, że nie usłyszałam od niej nawet głupiego "Gratulacje."
Nawet jeśli za nią nie przepadam to jednak jest moją polonistką i chciałabym żeby też się cieszyła.

Uczą nas tacy ludzie, a potem się wszyscy dziwią, że z niechęcią podchodzimy do szkoły i nauki. Szkoda gadać.

szkoła

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (294)

#42299

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O uczniach gimnazjum i ich stosunku do nauczycieli.

W mojej szkole biologii uczy pani X. Bardzo fajna nauczycielka, świetnie tłumaczy i zawsze można się z nią dogadać, czasem nawet z nami pożartuje w czasie lekcji. Jednak wielu uczniów jej nie lubi, ponieważ jest strasznie wymagająca i bardzo surowo ocenia sprawdziany, ponadto na jej lekcji zawsze musi być spokój.

Mąż pani X od paru lat (podobno od ponad 20) miał problemy z sercem. W zeszłym roku jego stan pogorszył do tego stopnia, że zadecydowano o przeszczepie. Stres nauczycielki przed operacją męża był widoczny - wybiegała z płaczem ze szkoły, wychodziła z klasy za każdym razem gdy dzwonił jej telefon, często w ogóle nie przychodziła do pracy. Każdy wiedział o co chodzi.

Mąż jednak nie doczekał operacji - zmarł. W szkole wieści szybko się roznoszą, więc znowu każdy wiedział.
Minął mniej więcej rok od tej sytuacji, pani X dopiero skończyła nosić żałobę. Oczywiście pozbierała się i nie daje po sobie poznać, że coś takiego się stało, ale często można ją zobaczyć na cmentarzu płaczącą (jak wracam ze szkoły koło cmentarza to ją widzę).

A teraz piekielność uczniów:

Jak już wspomniałam pani X jest nauczycielką biologii. Ostatnio prowadziła lekcje o układzie kostnym pokazując wszystko na naturalnych rozmiarów "kościotrupie". Oczywiście jakiś geniusz skomentował całe wydarzenie słowami "X i mąż." - rozeszło się po całej szkole jako świetny żart.

Potem pani X skonfiskowała komuś karteczkę, gdzie narysowana była jej podobizna i kościotrup z wiadomym podpisem. Nie było mnie tam, ale podobno musiała wyjść na chwilę z klasy.

Później jeszcze jakiś uczeń, który zawalił sprawdzian postanowił wymusić na nauczycielce lepszą ocenę wyzywając ją od nekrofilów.

Nie powiem jakim trzeba być idiotą żeby wyśmiewać się z kogoś komu zmarła najbliższa osoba... Ciekawe jakby oni się poczuli.

szkoła

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1022 (1094)

#36620

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, którą opowiedziała mi znajoma.

Niedawno razem z mężem przeprowadziła się na ładne, spokojne osiedle. Mieszkanie idealne dla nich, okolica bardzo przyjemna. Oboje zachwyceni.

Aż do czasu pierwszej nocy, a właściwie poranka.
O godzinie 5. rano budzą ich jakieś krzyki zza ściany, wrzaski składające się w jakieś niewyraźne słowa. W tym momencie obojgu przez głowę przelatują różne myśli - że ktoś kogoś bije, morduje, włamywacze, złodzieje i nie wiadomo co jeszcze.

Spoglądają na siebie i w końcu [M]ąż decyduje się iść i zobaczyć co się dzieje. Wychodzi z domu, puka do drzwi sąsiadki nie wiedząc czego może się spodziewać. Krzyk cichnie, a po chwili drzwi otwiera [K]obieta. Pani w średnim wieku, długie, czarne, kręcone włosy, oczy pomalowane, usta również (mocno czerwoną pomadką), ubrana i uczesana jakby był środek dnia. Widać było, że nie wstała przed chwilą.

[K] (słodkim głosem) Taaak? Czy coś się stało?
[M] (bardzo zdezorientowany) Eee... czy wszystko w porządku?
[K] Ależ oczywiście!
[M] Bo słyszałem jakiś...
[K] (przerywając, równie słodkim głosem) Wszystko w porządku! Przykro mi, ale nie mam czasu rozmawiać! (trzask drzwiami)

Mąż zdezorientowany wraca do domu, a wrzask znowu. Nie wiedząc co robić po prostu wzięli zatyczki do uszu i poszli spać dalej.

Jednak następnego dnia to samo. Sytuacja podobna, mąż idzie, krzyk cichnie, u pani żadnych problemów, ale nie ma czasu rozmawiać, wraca - ciąg dalszy hałasu.

Już kolejnej nocy oboje spali z zatyczkami w uszach, jednak znajoma ma tak lekki sen, że obudziła się pomimo tego.
Stwierdzając, że nie będzie budzić męża, wyszła z domu z zamiarem sprawdzenia co jest przyczyną tych codziennych wrzasków i wyeliminowania ich źródła.

Stanęła pod drzwiami sąsiadki i po kolei zaczęła sobie uświadamiać kolejne fakty... słyszy słowa... po włosku... skądś je zna... tam jest nawet jakaś linia melodyczna (!)... przecież to aria "Vissi d′arte" z "Toski" (jak ktoś nie kojarzy: "Tosca" - słynna opera G. Pucciniego)... a przynajmniej coś co miało nią być.

[Z]najoma puka do drzwi, otwiera jej ta sama [K]obieta.

[K] (ten sam słodki głos i uśmiech) Tak kochanie, w czymś mogę pomóc?
[Z] Przepraszam, ale czy mogłaby pani nie śpiewać o tak wczesnej porze? My chcielibyśmy jeszcze pospać...
[K] (i tu jej ton zmienia się diametralnie) Ty sztuki nie doceniasz, gówniaro jedna! Ja tu SZTUKĘ tworzę! Nie będzie mnie żadna gówniara uciszać!
[Z] Przepraszam, nie o to mi chodziło... ja chciałabym tylko żeby pani ćwiczyła w trochę późniejszych porach...
[K] Ja tak od 10 lat ćwiczę! Czy ty wiesz kim ja jestem?! Jestem śpiewaczką operową! Ale taka gówniara tego nie doceni! Nie masz pojęcia o sztuce!

W tym momencie muszę dodać, że znajoma całkiem niedawno została właśnie... solistką w operze, a muzyka to jej całe życie.
I nawet mogę dodać, że poznałyśmy się właśnie na "Tosce".

[Z] Śpiewaczką operową? Proszę pani śpiewa pani tak, że Puccini by swojej arii nie poznał.
[K] (pani zrobiła się czerwona jak burak) Jak śmiesz, ty mała...?!
[Z] Wiem co mówię, do opery chodzę regularnie od wielu lat, widziałam wiele przedstawień i słyszałam wielu kiepskich wykonawców, ale to... to już podchodzi pod profanację. Poza tym panią zaskoczę - sama śpiewam, ale nie robię tego o 5. rano! I gwarantuję pani, że pani też nie musi. Jeszcze raz panią o tej godzinie usłyszę, a zadzwonię na policję, bo do 7. obowiązuje tu cisza nocna.

Koleżanka odwróciła się na pięcie i wróciła do siebie, słysząc jeszcze parę wyzwisk odnośnie tego jak się nie zna i jaką jest ignorantką.

Kobieta na kilka dni się uciszyła, a potem postanowiła wrócić do starych metod trenowania głosu o świcie. Podobno za drugim przyjazdem policji na dobre skończyła z porannymi godzinami.

Sąsiedzi powiedzieli, że żadną śpiewaczką operową nie jest, a na ten "genialny" pomysł wpadła ok. roku temu (a niby trenuje od 10 lat!) i od tego czasu zatruwa wszystkim życie, tylko nikt nie chciał dzwonić na policję, bo każdy czekał aż kto inny zadzwoni.

Osiedle

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (590)
zarchiwizowany

#34336

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym roku wybrałam się do Hiszpanii z pewnym biurem podróży. Dwudniowa podróż autokarem sama w sobie jest męcząca, ale żeby było ciekawiej za mną usiadło piekielnie małżeństwo, państwo ok. 60 lat.

Pani Piekielna całą drogę wpychała stopy w szparę pomiędzy siedzeniem, a oparciem i cały czas smyrała mnie palcami po plecach i... poniżej pleców. Kilkukrotnie zwracałam jej uwagę, przepraszała, a po chwili znów to samo. Przez ponad 28 godzin byłam łaskotana w plecy i tyłek stopami obcej kobiety.

W nocy autokar na chwilę stanął z przyczyn technicznych (jakaś awaria), ludzie próbuję spać, ale pan Piekielny tak zaaferowany postojem, że dzwoni na infolinię biura zgłaszając problem, bo autokar stoi, a nie jedzie. Drze się na cały autokar "Ja mam złotą kartę! Proszę mi tutaj nie gadać! Przysyłać jakiś serwis czy coś! Ja, psze pani, ZŁOTĄ KARTĘ mam! Czy pani to rozumie?! Ja MUSZĘ już jechać, nie po to płaciłem żeby teraz stać! Autokar inny tu dać!" Warto wspomnieć, że byliśmy już ponad 200 km za granicą Polski, a na infolinię dzwonił po 5 minutach nieplanowanego postoju.

Poza tym małżeństwo miało jedzenie o tak intensywnym i niemiłym zapachu, że mnie mdliło, otwarte okno nic nie dawało. Pan Piekielny na każdym przystanku musiał wypić przynajmniej puszkę piwa i spalić chociaż jednego papierosa. Po pierwsze nienawidzę zapachu tytoniu, po drugie cały czas biegał do autokarowej toalety, która była zaraz koło nas, dało się przeżyć dopóki nie zaczął zwracać zawartości swojego żołądka.

Zgłaszanie pilotce czy kierowcy również nic nie dało, małżeństwa nie dało się uspokoić.
Ludzie decydują się jechać autokarem, w którym jest ponad 50 innych osób, a zachowują się jakby byli jedyni.

Autokar

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (185)
zarchiwizowany

#34300

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja nauczycielka wf-u bardzo lubi robić nam wykłady na temat zdrowego żywienia, szkodliwości palenia tytoniu itd. Niby wszystko w porządku, bo mówi całkiem mądrze i zawsze uważałam ją za rozsądną osobę, do czasu...

Idę sobie spokojnie chodnikiem i dochodzę do sklepu z płazem w nazwie. Na schodach razem z koleżankami-sprzedawczyniami stoi nie kto inny jak moje wuefistka. Koleżaneczki piją sobie spokojnie piwo, nauczycielka pali papierosa i trzyma za rękę swoją 8-letnią córeczkę.
Lecą wszystkie możliwe przekleństwa, również z jej ust. Z wyrywków rozmowy można by wywnioskować, że obgadują jakąś znajomą używając niewybrednych epitetów.
Grzecznie mówię nauczycielce "dzień dobry", ale zostałam obrzucona tylko przelotnym spojrzeniem, a potem wróciła do ożywionej rozmowy.
Niestety nie była to pojedyncza sytuacja, często widzę ją pod sklepem, czasem z córką, czasem bez.

Żal mi tylko dziecka, bo tego słucha, patrzy jak zachowuje się mama, a potem wszyscy mówią, że młodzież taka zdemoralizowana. Tym bardziej mnie to zdenerwowało, że nie znoszę jak ktoś prawi innym morały, a sam mógłby zostać przykładem "jak nie powinno się zachowywać".

Koło sklepu

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 40 (154)
zarchiwizowany

#33879

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W maju byłam na Komunii mojego kuzyna. Malutka wieś, kościół również niewielki, cały zapełniony, tak, że większość osób stała na dworze. Jako, że mój tata jest chrzestnym to wepchnęliśmy się na tyły kościółka.
Wszystkie ławki były zarezerwowane dla rodzin dzieci pierwszokomunijnych (na każdej wisiała duża kartka z nazwiskiem rodziny). Nie sposób nie zauważyć.

Stanęliśmy sobie za ostatnią ławką z rezerwacją "Państwo Kowalscy" (nazwisko zmienione). Siedziała tam [K]obieta, na oko ok. 60 lat, ubrana w różowy żakiecik, zajmowała połowę ławki.
Po chwili przychodzą wspomnieni w rezerwacji [R]odzice dziecka.
Zaczyna się rozmowa:

[R] - Przepraszamy panią, ale ta ławka jest zarezerwowana.
[K] - No, ale ja tu byłam pierwsza!
[R] - Rodzice chrzestni stoją, a pani siedzi w naszej ławce...
[K] - Ja tu co niedzielę siedzę, nikt mnie z MOJEGO miejsca nie będzie wyganiał!
[R] - Proszę pani, to jest jedyna taka chwila w życiu dziecka, w końcu to Pierwsza Komunia.
[K] - To jest moje miejsce! Zawsze tu siedzę!
[R] - Ale tylko jeden dzień, przecież tylko raz przyjmuje się Pierwszą Komunię...
[K] - Nie. Byłam pierwsza.

Rodzice próbowali jeszcze coś tłumaczyć tej pani. Jak grochem o ścianę.
To jest jej miejsce i ona nie zmieni, co z tego, że cała rodzina stoi, ona tam musi siedzieć.
W końcu mama dziecka stwierdziła, że w tą uroczystość nie wypada się kłócić, wpuścili chrzestnych na miejsca siedzące, a sami stali przez całą ponad dwugodzinną mszę (kazanie nie należało do najkrótszych).

Wspomnę jeszcze, że wokół ławek był niezły tłum ludzi, państwo nie byli najwyżsi, a z miejsca, gdzie stali prawie nie było widać ołtarza, przed którym dzieci przyjmowały Sakrament.

Ale cóż... Pani taka pobożna, że nawet prywatne miejsce w kościele dostała.

Kościół

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (267)

1