Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Veltoris

Zamieszcza historie od: 23 lipca 2014 - 16:19
Ostatnio: 16 lutego 2020 - 17:57
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1215
  • Komentarzy: 120
  • Punktów za komentarze: 652
 
zarchiwizowany

#85793

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Odtwarzacz Blue Ray Pioneer BDP-180. Nie tak dawno topowy. Naprawdę bardzo drogi model po dokładnie 2 latach i 2 miesiącach (przy 24 miesięcznej gwarancji) odmówił współpracy. Pismo do Pioneera wywołało dość szybko konkretną odpowiedź. "Bardzo nam przykro, niestety ten model już nie jest produkowany. Proponujemy zakupić nasz nowy produkt" (jakieś 2x drożej, parę funkcji mniej). No chyba ich ...
"Z przyjemnością udzielimy 20% zniżki na nowy zakup".
Księgowym Pioneera gratuluję prawie sprytnych i nieomal precyzyjnych wyliczeń, reszcie firmy serdecznie współczuje nowych zapewne dość opalnych indyjskich szefów i innych imbecyli w zarządzie. Ja już nawet ołówka u was #$%$#^%%#$%&%&^$%$% więcej nie kupię. Obiecuję i przysięgam, bo mnie, Polaka, zwyczajnie nie stać na takie g..no.

#pioneer #tandeta

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (18)

#68067

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Reklama kłamie, to nie od dziś wiadomo. Ciekawość zaś to pierwszy stopień wiadomo gdzie (do gorącego miejsca z fatalnym PR, pachnącego siarką, z rogatym personelem). W każdym razie po obejrzeniu kolejny raz reklamowego spotu skusiłem się na sprawdzenie jednego z serwisów obliczających stawki ubezpieczeń samochodowych.
Reklama obiecywała przedstawienie ofert 30 towarzystw ubezpieczeniowych, więc pomimo, że moje ubezpieczenie właśnie odnowiłem, wyżej wspomniana ciekawość przeważyła

Po wypełnieniu kwestionariusza szczegółowością chyba nie ustępującego takiemu, którego używa NASA rekrutując kosmonautów, wyświetliły mi się "propozycje składek". Rzeczywiście, na liście było 30 firm ubezpieczeniowych. Niestety tylko jedna z nich podała konkretną kwotę (2.5 raza większą, niż to co płacę teraz). Przy pozostałych była tylko informacja "kliknij, żeby umówić się z doradcą". Nie tego oczekiwałem, zdecydowanie nie tego.

To było wczoraj. Dziś mam 17 nieodebranych połączeń (na szczęście podałem numer, który i tak oddałem na pożarcie spamerom typu Allegro i inne sklepy internetowe) i 8 maili od ubezpieczycieli, którzy koniecznie chcą mi przedstawić swoje oferty, oczywiście jeśli wybiorę się do ich przedstawicielstw. A ja chciałem tylko zerknąć i porównać...

Zdecydowanie odradzam sprawdzanie oferty ubezpieczeniowej przez CUK.

ubezpieczenia CUK

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 273 (339)
zarchiwizowany

#62406

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna historia traktująca o stosunkach urzędnik - petent w naszym pięknym kraju.

Po zakupie auta należy je przerejestrować na siebie. Wprawdzie trzydziestodniowy termin urzędowy jest typowym straszakiem, ale mimo wszystko lepiej figurować w papierach. W moim przypadku do tego doszła kwestia tymczasowej emigracji, a użeranie się z rumuńską policją było ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę. Zatem wybrałem się do Wydziału Komunikacji miasta stołecznego w celu uzgodnienia stanu faktycznego z dokumentami. Poniżej kilka uwag, jakie mi się nasunęły po przejściu przez pozornie prosty ale jednak skomplikowany proces przepisania nowego nabytku na siebie.

1. Obowiązuje system numerów. Doskonałe rozwiązanie. Niestety Polak potrafi i handel miejscówkami odchodził podobno w najlepsze. Ktoś brał rano 10 numerków i odsprzedawał. Urząd zareagował wydelegowaniem Pani do obsługi samoobsługowego(sic!) automatu z numerkami. Szkoda, że Pani zapomniała zmienić taśmę z papierem i 10 minut po otwarciu urzędu z paniką w oczach szukała tej nieszczęsnej rolki. A kolejka czekała.

2. Urzędnik też człowiek, rano kawy napić się musi. Szkoda, że w godzinach urzędowania, a dokładniej - zamiast urzędowania. Zapobiegawczo przyjechałem dość wcześnie rano, miałem numer 4. Korzystając z okazji, że okienka dopiero się otwierały postanowiłem uzupełnić wniosek o rejestrację o datę. Niestety... w międzyczasie mój numerek został przypisany do okienka. Po 20 sekundach, jakie zajęło mi dotarcie do wyżej wspomnianego okienka oglądałem już plecy Pani Urzędniczki rączo podążającej w kierunku zaplecza. Wróciła po 15 minutach z kawusią w ręku i przywitała mnie tekstem "Ooo, jest moja zguba". Ripostę sobie darowałem, w końcu wiedziałem, gdzie jestem.

3. Przepisy zezwalają na zachowanie poprzednich tablic, o ile wydała je ta sama gmina. W praktyce oznacza to mniej więcej 100 zł w kieszeni i brak konieczności skrobania tej nieszczęsnej nalepki na szybie, więc dlaczego nie. Niestety nigdzie nie napisano, jak taka procedura ma wyglądać. Że tablice jednak trzeba przynieść, że trzeba spisać tajny numerek z nalepki na szybie. I pół biedy jeśli masz starą nalepkę, czyli drobny czarny druk na białym tle. Nowa nalepka to drobny biały druk na białym tle. Powodzenia.

4. Jeśli w związku z punktem nr 3 albo jakimkolwiek brakiem w dokumentach musisz oddalić się do samochodu, coś skserować itp. nie przejmuj się. Pani "potrzyma Ci kolejkę". Nie, nie poprosi Cię poza kolejnością, jak wrócisz. Dosłownie zablokuje okienko czekając na Twój powrót. I nie ma znaczenia, czy w międzyczasie postanowisz odebrać dzieci z przedszkola, wypić kawę czy napisać książkę. Pani poczeka blokując okienko. W końcu druga kawka sama się nie wypije.

5. Przyjdzie czas na odebranie tzw. stałego dowodu. Teoretycznie powinno to zająć maksymalnie 5 minut. W praktyce zajmuje ponad 30. No bo trzeba pójść poszukać dokumentów, pogadać z koleżanką, wypić kawkę.. i zrobić pewnie jeszcze parę innych rzeczy. Petent poczeka. Petent nie ma wyjścia.

Opisywane sytuacje nie dotyczą urzędników ze stażem sięgającym korzeniami PRLu. Dotyczą osób młodych, które system już przyzwyczaił do bycia "Bogiem" dla stada nieszczęśników zmuszonych do interakcji z Wydziałem Komunikacji. Ktoś się zbuntuje? Proszę bardzo, zaraz się okaże, że ten podpis jakiś taki niewyraźny i dziękujemy, do widzenia. Więc jednak nikt słowa nie powie. Stój w kolejce i klnij (byle po cichu).


Mimo wszystko nie wypada mi narzekać. W moim rodzinnym mieście, żeby zarejestrować auto, należy najpierw umówić się na wizytę. Z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Więc rozwiązania warszawskie każą chylić czoła. Tylko tak naprawdę przed czym. Dobrze, ze rzadko zmieniam samochody.

Wydział Komunikacji w Warszawie

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (202)

#61635

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Postanowiłem zmienić auto. Tym razem miał to być samochód 4x4, bardzo konkretna marka i model. Po prawie roku szukania w końcu znalazłem. Auto mimo ukończonych 10 lat było dość drogie, więc przed zakupem postanowiłem sprawdzić je w serwisie, który zgodnie z deklaracjami specjalizował się w tego typu zabawkach. Pomny dobrych porad z internetu i nie tylko wybrałem taki oddalony od miejsca zakupu, ale jednocześnie na tyle blisko, żeby sprzedający nie marudził. Po 2 godzinach uboższy o 250 zł dostałem kwit, w którym napisano w zasadzie same pozytywne rzeczy. Że lakier oryginalny, że brak błędów komputera, że ogólny stan niezły. Oczywiście było parę uwag, ale raczej z tych eksploatacyjnych.

Samochód kupiłem, targując się trochę, więc uznałem, że zrobiłem dobry interes. Po zakupie wypadało oddać auto do serwisu żeby wymienić standardowe rzeczy po zakupie (rozrząd, serwis olejowy, drobne poprawki oświetlenia itd).

Na koniec dnia jednak sytuacja przedstawiona przez ten drugi serwis nie wyglądała już tak różowo. Do rzeczy typowo eksploatacyjnych doszły takie "drobiazgi" jak: wymiana czujnika ciśnienia oleju, naprawa amatorsko połatanego intercoolera, wycieki z mostów, przerdzewiała miska olejowa, nieaktywny moduł poduszek powietrznych. Jak to mało delikatnie ujął jeden z mechaników "Panie, tą miskę i intercooler to Stevie Wonder by zauważył, jeśli tylko miałby podnośnik". Ręce mi opadły.

Mimo, że właściwie próbowałem zrobić wszystko, żeby poznać stan auta, z segmentu było nie było luksusowych, to "serwis specjalizujący się w samochodach amerykańskich" zwyczajnie zrobił mnie w jajo. Po telefonie do nich, z pytaniem za co wzięli te 250 zł skoro nie znaleźli tylu "drogich" problemów usłyszałem, ze jest im przykro. Po czym pan się rozłączył. Mi też jest przykro, dlatego postanowiłem to opisać.

Jeśli ktoś postanowi kupować auto 4x4 w Warszawie, to raczej niech go nie sprawdza w "szumiącym" serwisie na Bemowie przy Połczyńskiej 82. Równie dobrze może sobie powróżyć z fusów, a wyjdzie taniej.

serwis samochodów terenowych Warszawa Bemowo

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 755 (789)

1