Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Zyrafa

Zamieszcza historie od: 4 października 2017 - 23:24
Ostatnio: 26 stycznia 2018 - 10:32
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 316
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 32
 

#81289

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu znajoma dostała wezwanie do zapłacenia zaległego OC. No każdemu może się zdarzyć zapomnieć, ale w tym przypadku było to "trochę" dziwne, bo znajoma... nie ma i nie miała nigdy samochodu.

Dzwonię do firmy ubezpieczeniowej. Okazało się, że mają kopię umowy sprzedaży tegoż samochodu, i że ona kupiła go w grudniu 2016 r.

Poprosiłem o przesłanie mi skanu tej umowy - przesłali.

Pierwsza piekielność - osoba trzecia (czyli ja) bez żadnych umocowań prawnych dowiaduje się wszystkiego z firmy ubezpieczeniowej i jeszcze dostaje kopię dokumentów.

Przeglądamy umowę - tak, jej dane, ale podpis nie jej. No i w umowie dane starego dowodu osobistego, który zgubiła na początku 2016 r.

Poszło zgłoszenie do prokuratury. Do firmy ubezpieczeniowej wyjaśnienie plus kopia potwierdzenia, że prokuratura przyjęła zgłoszenie. Ubezpieczyciel stwierdza, że ok, w takim razie sprawa wyjaśniona. I tu nasz błąd, że nie żądaliśmy potwierdzenia na piśmie (rozmowa telefoniczna + maile).

Przychodzi wezwanie na przesłuchanie w komisariacie. Znajoma tylko potwierdziła to wszystko, co było w zgłoszeniu do prokuratury. Pan policjant bardzo miły, ale zbłaźnił się totalnie, informując znajomą, żeby nic się nie martwiła i nie bała się, że jakieś osoby przesłuchiwane w związku ze sprawą dostaną jakieś jej dane osobowe. Na co koleżanka: "ale przecież oni mają mój dowód osobisty”.

Po dwóch miesiącach przychodzi informacja o umorzeniu postępowania w związku z niewykryciem sprawcy.

Po pół roku przychodzi nakaz zapłaty. Ubezpieczyciel dalej chciał kasę. Poszedł sprzeciw do nakazu. Ubezpieczyciel w odpowiedzi na sprzeciw domagał się, żeby znajoma udowodniła (wynajmując grafologa), że to nie jej podpis. Podnosił, że nie mają informacji, czy został przesłuchany świadek i jeszcze inne rzeczy. Sąd w całości podtrzymał sprzeciw i wysłał powód na drzewo. Czekamy teraz na to, czy złożą odwołanie.

Pierwszą piekielność wymieniłem - tak są chronione nasze dane osobowe.

Druga, zdecydowanie większa piekielność - wykorzystanie danych osobowych prawdziwej osoby w celu sporządzenia fałszywej umowy. I udowadniaj teraz biedaku, że nie jesteś wielbłądem…

P.S. Całości problemów dopełnia fakt, że znajoma wyjechała na początku 2017 r. praktycznie na stałe za granicę.

samochód ubezpieczenie OC nakaz zapłaty

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (119)

#81194

przez ~pechowa30 ·
| Do ulubionych
O tym, jak wpaść z deszczu pod rynnę. Historia prawie roczna, ale przypomniało mi się dziś, gdy spotkałam się z ciotką, która szuka mieszkania dla syna studenciaka - oczywiście syn również szuka.

Zdecydowaliśmy się z narzeczonym wynająć coś razem, aby przetestować się przed ślubem. W końcu jak się z kimś nie zamieszka, to znamy tylko jego jedną stronę. ;)

Znaleźliśmy supermieszkanie za przyzwoitą cenę. Jednak gdy je dogłębnie obejrzeliśmy, zobaczyliśmy, że na ścianie w kuchni za lodówką jest siedzisko grzyba. Właściciel obiecał, że ma już firmę najętą i usunie go ona jeszcze przed naszym wprowadzeniem się. Nasz najem zaczynał się od września, a formalności załatwiliśmy już pod koniec lipca.

Jednak gdy wprowadziliśmy się, grzyb nadal był. Właściciel powiedział, że firma go wystawiła do wiatru, ale załatwił już nową. I tak załatwiał aż do listopada. Grzyb się rozrósł, a my wkurzeni powiedzieliśmy jasno, że albo coś z nim robi, albo się wynosimy. I wynieśliśmy się w ciągu tygodnia.

Mieszkanie szukane pilnie. Znalazła się oferta, gdzie do wynajęcia były dwa pokoje, a w trzecim właścicielka miała mieć rzeczy i wpadać średnio raz w miesiącu. Cena mniejsza, niż normalnie zapłacilibyśmy za ten metraż i w dodatku wszystko w cenie poza netem. Właścicielką była starsza kobieta - mogła mieć z 50-60 lat, wielbiąca garsonki. Uwierzyliśmy.

W umowie zapis o udostępnianiu mieszkania i pokoju w razie potrzeb właścicielki. Dajmy na to Pani Zosi, aby ułatwiło to pisanie dalej.

Otóż P. Zosia nie pojawiała się raz w miesiącu, tylko co weekend. Przyjeżdżała w czwartek, wyjeżdżała w poniedziałek rano. Przeprosiła nas, że tak wyszło, bo praca. Przebaczyliśmy. I zaczęły się jazdy.

Raz upomniała nas o śmieciach, które wywalały się z kubła. I tak było, ale z ważnego powodu - segregacji. Pod zlewem nie było tyle miejsca, aby zmieścić jeszcze dodatkowe śmietniki, więc uporaliśmy się z problemem siatkami. Jedna na plastik, druga na papier i kosz na różne inne odpadki. I to były właśnie te walające się śmieci.

Wracamy kiedyś po weekendzie. W mieszkaniu zimno. Chcemy zajrzeć do termostatu i zonk - zamknięty w skrzynce. Na kłódkę. Dzwonimy do właścicielki. Przyznała się, że założyła kłódkę, bo zapomniała, że wynajmuje (WTF!) i ustawiła temperaturę na 15*C. Miała naprawić to jak wróci na kolejny weekend. Tak bawić się nie będziemy. Szczególnie że mam długie włosy i nie suszę ich suszarką, bo miałabym afro godne murzyńskiego króla. Z łaską przyjechała i udostępniła nam kluczyk. Akcja powtórzyła się jeszcze 2 razy, ale tym razem klucz już mieliśmy. :D

Opieprzyła nas również, że nabijamy jej duże rachunki, bo podłączyliśmy do prądu komputer i telewizor. Nakazała zdemontować albo jedno, albo drugie. Nie zrobiliśmy tego, ale założyliśmy zamek, aby więcej nam się do pseudosalonu nie władowała. Wcześniej mieliśmy tylko na sypialce. Potem przyszła pretensja o kąpiele. Mój facet pracuje fizycznie. I uwierzcie, nie ma opcji, aby nie przeszedł się opłukać po robocie, bo inaczej trudno wytrzymać. Facet mój brał dwa krótkie prysznice dziennie, a ona krzyczała, jakbyśmy puszczali wodę i szli sobie po hot doga na Orlen do sąsiedniego województwa.

Przeginka nastąpiła w momencie, kiedy byłam sama w mieszkaniu, bo luby pojechał na pogrzeb. Ja nie dostałam wolnego. W smutku i tęsknocie za facetem postanowiłam zrobić sobie babski wieczór i zrobić się na bóstwo. Co na to właścicielka? Zakręciła mi wodę, bo za długo siedziałam w łazience. Ostrzegłam ją, że idę na dłużej i jak chce skorzystać wcześniej, to niech idzie teraz. I wyłączyła wodę, gdy miałam na sobie krem do depilacji, odżywkę we włosach.

Stwierdziliśmy, że koniec. Próbowaliśmy rozmawiać. Jak grochem o ścianę, a ściana by może szybciej zrozumiała. Znaleźliśmy nowe mieszkanie i wymówiliśmy umowę, powołując się na jej niezgodność ze stanem faktycznym. Właścicielka była zdziwiona, ale nie zrobiła większych problemów.

wynajem

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (129)

1