Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

agnieszka00

Zamieszcza historie od: 12 czerwca 2011 - 12:02
Ostatnio: 21 czerwca 2018 - 11:55
  • Historii na głównej: 16 z 37
  • Punktów za historie: 17057
  • Komentarzy: 52
  • Punktów za komentarze: 295
 
zarchiwizowany

#62142

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ignorancja czy minięcie się z powołaniem i zawodem lekarza? Sami oceńcie.

Bolały mnie plecy. Czasem bardziej czasem mniej. Myślałam że to może z przeciążenia organizmu pracą, a to za dużo podniosłam, naschylałam się, nabiegałam. Ale kiedy do bólu doszło drętwienie nóg i niewielkie problemu z podnoszeniem się stwierdziłam że pora wybrać się do lekarza.

I tak umówiłam się na NFZ do pewnej pani ortopedy. Wizyta zaczęła się od wywiadu. Co boli, jak często, jak bardzo, jaka praca, jaki tryb życie itp. itd.

Lekarka postanawia mnie też zważyć i zmierzyć wzrost. I po tym "badaniu" stawia mi diagnozę:

"Pani jest gruba, za dużo waży, z tym do dietetyka i jakiegoś trenera. Pani schudnie to kręgosłup odciąży."

Koniec. Żadnych leków, żadnych skierowań, porad (no poza 1).

Mam 175cm wzrostu, ważę 70 kg według wagi w gabinecie tejże pani. Może mam kilka nadprogramowych kilogramów, ale one chyba aż tak nie obciążają kręgosłupa...

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (272)
zarchiwizowany

#61255

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Letnie wypady na piwo.
Ze znajomymi wybraliśmy się na małe piwko do baru w takim jakby "grzybku". Spory plac, na środku budka w kształcie grzybka, w środku kilka stolików, a na zewnątrz ogródek podzielony na 2 części: dla palących i nie palących. Jako fani puszczania dymka usiedliśmy w części dla palących.

I tak sobie popijamy ten złoty trunek, aż siłą rzeczy przyszła pora na dymka. Palenie nie spodobało się grupce siedzącej obok bo zwrócili, na razie grzecznie, nam uwagę. Na co my grzecznie, że to strefa dla palących a państwo mogli usiąść w środku lub po drugiej stronie. Temat niby zakończony. Ale jak to bywa przy piwie, papierosów idzie więcej i szybciej. I przy kolejnym dymku pan już agresywniej domaga się zakończenia palenia. No to my już też mniej grzecznie odmawiamy i ponownie mówimy że strefa dla nie palących jest dalej. Wywiązała się kłótnia. Pan grozi policją, na co my przystajemy, pan wyciąga telefon, my go dopingujemy żeby dzwonił, pan się odgraża nadal że zaraz zadzwoni, my i inni palacze już znudzeni jego biadoleniem mówimy żeby wyluzował, że miejsca dla nie palących jest sporo, my mamy tylko 3-4 stoliki, a oni w środku z 5 i po 2 stronie też z 5.

Grupa antyfana papierosów się przesiadła, ale facet nadal dyskutuje, aż naskakuje na Bogu ducha winną barmankę. Dziewczyna tłumaczy jak krowie na rowie, że po to jest cały bar tak podzielony, żeby każdy mógł siedzieć gdzie chce, że tabliczki odpowiednie wiszą, jest pozwolenie od najwyższych świętych na palenie w tym miejscu. Pan się dalej pieni, biedna dziewczyna na jego domagania się dzwoni do szefa, szef potwierdza, tam można palić. Ale facet nie daje za wygraną, on dzwoni na policję. No dobra, czekamy na policję.

Od dyskusji minęło jakieś 1,5h, my zgłodnieliśmy i poszliśmy sobie, a policji ani widu ani słychu. Nie wiem czy faktycznie dzwonił i go olali, czy blefował. My się tą sytuacją za bardzo nie przejęliśmy. Szkoda mi tylko tej dziewczyny, bo niczemu nie zawiniła, a za każdym razem jak obsługiwała ich stolik musiała się nasłuchać i tłumaczyć jak jakiś przestępca.

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (342)
zarchiwizowany

#53197

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zadano mi dzisiaj pytanie. Dość dziwne, tym bardziej że osoba je zadająca, jest ostatnią na świecie, po której spodziewałabym się takiej niewiedzy...

Hoduję gady, a konkretnie jaszczurki. I jedna z moich podopiecznych zachorowała na zapalenie spojówek. W moim mieście nie ma specjalisty od leczenia gadów, ale zapalenie spojówek nie jest ciężką typowo gadzią chorobą, więc uznałam że jakiś weterynarz mi pomoże.

Wchodzę do gabinety i zaczynam rozmowę:
Ja- Dzień dobry. Przyszłam z szyszkowcem*, ma zapalenie spojówek, domowe sposoby nie pomagają, może pan mi coś poleci.
Weterynarz zagląda do pudełka, wita go zdenerwowany 20-cm gad.
Wet- aaa to jest jaszczurka? To do gadów należy?

No i mnie zatkało. Takiego pytania się nie spodziewałam. Wyszłam nie korzystając z pomocy, bez słowa, bo szok mnie ogarnął. Spodziewałam się, że może gatunku nie znać, że może o chorobach gadzich wiele nie wiedzieć, ale żeby nie rozpoznać jaszczurki i nie wiedzieć że są to gady?

* http://www.agamablotna.yoyo.pl/duzy4.jpg

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (39)
zarchiwizowany

#40193

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Relacja z rozmowy kwalifikacyjnej. Piekielność w weselszym wydaniu:)

Stanowisko: asystentka rekruterki.
Obowiązki: przyjmowanie cv, listów motywacyjnych, segregacja aplikacji, dzwonienie do potencjalnych kandydatów, uczestnictwo w rozmowach kwalifikacyjnych itp.
Płaca: minimalne wynagrodzenie, ewentualnie później jakieś dodatki.

Dla mnie bomba, bo chciałam w tym siedzieć, studia pod ten kierunek skończone, a i szefostwo zbytnio na doświadczenie nie patrzyło. Rozmowa całkiem luźna, przyjemna, przyszła szefowa spoko babka. No cud, miód i malina. Na koniec rozmowy pada pytanie od [S]zefa:
S: Proszę mi tylko powiedzieć, jakie ma Pani połączenia z miejscowości X do miasta Y? Są autobusy, czy jeździ PKS i jakie są godziny kursów? Bo to tylko kilka kilometrów, ale czasami są z tym problemy.
Ja: Między X a Y kursuje autobus miejski, w porannych godzinach problemu nie ma, autobusy są często. Po za tym, mam z chłopakiem wspólne auto, więc myślę, że często mogłabym nim dojeżdżać...
S: O to super!!! Jak macie państwo kredyt na samochód, to na dziecko już was nie stać!!!

Uśmiałam się, oj uśmiałam.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (307)
zarchiwizowany

#37425

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poszukuję pracy/stażu, więc odwiedzam wiele firm. Trafiłam również do pewnej Agencji Pracy Tymczasowej, która poszukiwała stażystki i w której pracuje koleżanka. Szepnęła słówko szefowej i tak znalazłam się na rozmowie. Koleżanka uprzedziła mnie jednak, żebym na rozmowę miała związane włosy, najlepiej upięte w elegancki kok, bo szefowa na bzika na punkcie fryzur w miejscu pracy, a gdy widzi pracownicę w rozpuszczonych, długich włosach dostaje szału.

W dniu rozmowy nieźle się namęczyłam, żeby uczesać włosy w ten elegancki kok i muszę przyznać, że całkiem ładnie mi to wyszło. Ale jest małe "ale". Mam włosy bardzo długie, gęste, więc pomimo ciasnego upięcia widać było, że jest ich dużo. Pełna nadziei i optymizmu pojechałam na rozmowę.

Rozmowa przebiegała całkiem przyjemnie, profesjonalnie, oprócz mnie były też inne kandydatki na staż. Gdy rozmowa już dobiegała końca, wydawało mi się, że mam największe szanse. Już miałam się z szefową żegnać, gdy ta poprosiła mnie jeszcze o jedną rzecz.
S- Proszę mi jeszcze pokazać Pani fryzurę, bo widzę że ładnie Pani te włosy upięła. Bo widzi Pani, dla mnie fryzura jest bardzo ważna w miejscu pracy.
No to obróciłam się, sądziłam że zrobiłam dobre wrażenie moim kokiem. Pięknie jednak nie było, gdy szefowa postanowiła pomacać moje włosy. Zorientowała się, że nie są luźno spięte, że całkiem sporo ich jest. Przez zęby wycedziła, żebym je rozpuściła. Już wiedziałam, że pracy nie dostanę, więc je rozpuściłam. Zostałam wyrzucona z biura.

Wieczorem od koleżanki dowiedziałam się, że miały piekło w pracy. Kobieta była rozwścieczona, niemiła, opieprzała za wszystko. Zapytałam się w końcu co spowodowało u niej taką nienawiść do posiadaczek długich włosów. Otóż szefowa miała raka, wygrała, ale chemia i leki wyniszczyły ją kompletnie. Wcześniej miała właśnie piękne, kręcone i długie włosy, a po chorobie niestety nie wróciły do swojej formy. Nosi do pracy perukę. Ale jeszcze gorsze jest to, że jej mąż zostawił ją właśnie z powodu tych włosów, które potrzebują wielu lat na powrót do poprzedniego stanu, bo przecież zakochał się w tych bujnych lokach...

Zrobiło mi się żal tej kobiety, choć z początku uważałam ją za wariatkę. Gdybym ja straciła swoje włosy i wiedziała że mogą już nigdy nie być takie jak teraz, najprawdopodobniej pałałabym taką samą nienawiścią do długowłosych co ta kobieta.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (42)
zarchiwizowany

#36844

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poszukuję pracy, a w zasadzie stażu, więc jeżdżę od firmy do firmy z zapytaniem czy czasem kogoś nie szukają. Zawitałam również do przybytku zwanego dumnie Komendą Wojewódzką Policji. Zostawiłam dokumenty i poszłam.

Dzisiaj kolejny maraton po firmach. Jadę przez centrum miasta, ruch jak diabli bo godziny szczytu się zbliżały. Dzwoni mi komórka, nie mam się gdzie zatrzymać, a o odebraniu nie ma mowy. Po około 15 minutach zajechałam na Tesco i postanowiłam oddzwonić, bo obcy numer. A nuż ktoś w sprawie pracy dzwoni. A oto dialog.
[R]ozmówca: Dzień dobry, sekretariat Komendy Wojewódzkiej Policji, młodszy aspirant XYZ.
Ja: Dzień dobry, 15 min. dzwonił Pan do mnie, chyba w sprawie podania o staż, które zostawiałam na komendzie. Moje nazwisko ABC.
R: A tak, ale Pani nie odebrała, to już nieaktualne.
Ja: No nie mogłam odebrać, bo prowadziłam samochód, a na dodatek są godziny szczytu, nie miałam się gdzie zatrzymać.
R: To mogła Pani odebrać... WTF? Policjant sugeruje mi, że mogłam odebrać telefon prowadząc samochód?
Ja: Ale to jest prawnie zabronione. Skoro oferta jest nieaktualna to rozumiem, że kogoś już Państwo znaleźli.
R: Jeszcze nie, jest kilka osób umówionych na spotkanie, ale Pani już nie zaprosimy.
Ja: Tylko dlatego że nie odebrałam komórki bo prowadziłam samochód?
R: Mogła Pani odebrać. Nie możemy zatrudniać osób niedyspozycyjnych, które nie odbierają telefonów.

Mocno się zdziwiłam. Pożegnałam się i rozłączyłam. Siedziałam w aucie zastanawiając się czy to ja jestem dziwna, bo może powinnam za wszelką cenę odebrać telefon, ryzykując czyjeś zdrowie czy nawet życie, czy policjant wykazujący się niekompetencją.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (262)
zarchiwizowany

#33189

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Spotkałam się z bardzo brutalnym stereotypem, jakim jest pożądanie posiadania sylwetki wychudzonej modelki z wybiegu.

Uwielbiam sport. Jazda na rowerze, pływanie, ćwiczenia na siłowni, siatkówka itp. oraz lata trenowania w koszykówkę ukształtowały masywną sylwetkę.

Spacerowałam sobie po galerii handlowej w poszukiwaniu jakiś letnich ciuszków, gdy zaczepia mnie Pani 50+ w dresie, która solarium chyba ma w domu. Zaprasza mnie na darmowe badanie poziomu tłuszczu i jeśli skorzystam to dostanę rabat na karnet do nowo otwartego clubu fitness. Próbuje dziękować i zakończyć rozmowę, ale kobitka uparta. No dobra idziemy. Najpierw mnie trzeba zmierzyć. No to ściągam bluzę i już widzę, że kobiecie rzednie mina na widok moich ramion. Mierzy biceps, obwód piersi, zapisuje sobie na karteczce, chce mierzyć talie, podnoszę koszulkę, kobitka coraz bardziej zła, sprawdza wzrost i wagę. Każe mi usiąść, a sama sobie coś tam liczy, liczy i liczy. Bierze kolejną miarkę, mierzy mój poziom tłuszczu, znowu coś zapisuje, znowu coś liczy i już całkiem zła wypala:
K- to nie możliwe! Jak przy takiej wadze można mieć wszystko w normie!
Już miałam niezły ubaw. Ale babka nie daje za wygraną. Sprawdza moje ciśnienie, wydajność płuc. Nosz kur norma jak nic. Wkurzyła się.
K- ty to masz jakieś dziwne to ciało. Te normy to przeznaczone są dla osób mających 170 cm wzrostu i warzących 5o kilo!
Ja- czyli wg Pani jakie wskaźniki powinnam osiągnąć?
K- no otyłość, niewydolność płuc, wysokie ciśnienie, a tłuszczu to powinnaś mieć ponad 40%!
Ja- aha. A kto te normy ustala?
K- no trenerzy Clubu fitness X.
Ja- aha. I wg nich idealna kobieta to ważąca 50 kilo przy wzroście 170 lub wyżej, z wymiarami 90-60-90. No nic, jak widać i tak nie spełniam tych norm. Ale dziękuję za darmowe badanie, a z karnetu nie skorzystam, bo niestety moje proporcje nigdy nie będą tak idealne jak zakładają trenerzy tego Clubu.

Pożegnałam się i poszłam.
Zabolało mnie tylko to, że oprócz mnie zaczepione zostały inne dziewczyny, moim zdaniem wyglądające idealnie, a nie jak wieszaki na ubrania. Miały na czym siedzieć, czym oddychać, a faceci ślinili się na ich widok. Wpajano im totalne bzdury, że wyglądają jak boczki z mięsnego, a nie jak piękne i seksowne kobiety, a one to chłonęły jak gąbka wodę.

PS. Mam 175 cm i ważę 70 kilo. Wg BMI mam masę idealną, a poziom tłuszczu nie przekracza 20%. A co do moich wymiarów, mam bardzo szerokie biodra.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (220)
zarchiwizowany

#31600

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od jakiegoś czasu miałam chrapkę na nowego laptopa, ponieważ mój stary, już wysłużony, nie wytrzymywał wielogodzinnej pracy. Już wcześniej wypatrzyłam sobie pewien model, który naprawdę za całkiem przyzwoitą cenę był bardzo dobry. Szukałam tego modelu, porównując ceny w różnych sklepach, lub szukałam czegoś podobnego może w niższej cenie. I tak trafiłam do Euro RTV AGD. Wybór był dość mały, a ceny całkiem spore jak na oferowane parametry. Postanowiłam zapytać sprzedawcę o model, którego szukam, lub inne laptopy, które być może nie są wystawione. A oto dialog:
Ja- Dzień dobry, chciałabym zapytać czy mają Państwo w sprzedaży model xxx lub coś podobnego?
Sprzedawca sprawdza...
S- nie, nie mamy tego modelu, ale mam dla Pani inną propozycję
I pokazuje mi laptopa za 3000 zł ale...
Ja- Wie Pan, ale jak na procesor Intel i3, 1GB RAM-u i kartę graficzną nawet nie wiem jaką 3000 zł to trochę dużo...
S- ale proszę spojrzeć, może w nim Pani wymienić obudowy na jakie Pani chce (i tu mi pokazuje obudowę z kryształami Swarovskiego, które są cholernie drogie).
Ja- Mnie nie interesuje zbytnio wygląd obudowy, a raczej to co ma w środku. A ten laptop wcale nie ma zachwycających parametrów...
S- To może ten? I pokazuje mi znowu drogiego laptopa, wcale nie zachwycającego, ale ma bajery: torbę w kwiatki, taką samą myszkę, a obudowa pełna jest wzorków.

Nie wytrzymałam, podziękowałam i się pożegnałam. Laptopa kupiłam w Komputroniku. Za 3300 zł dostałam maszynę, na której spokojnie na full detalach działa Battlefield 3. I ze sprzedawcą pogadałam sobie o grach i innych. Nie robił ze mnie idiotki, tylko potraktował profesjonalnie.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (209)
zarchiwizowany

#31449

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Diablo III.
Chciałam kupić sobie tą grę, ale z powodu zajętego całego poranka aż do godzin popołudniowych, do sklepu trafiłam po 15. No i nigdzie już nie było. Z żalu, że sobie nie pogram, poczłapałam do Tesco po czekoladę na poprawę humoru. Ale zamiast na słodycze trafiłam na dział komputerowy, kierowana drogowskazami "Diablo". Moim oczom ukazał się ogromy regał, opisany "Diablo - promocja! Jedyne 49 zł!!".

To był zwykły chwyt, który zresztą się sprawdził. Na półkach stały pudełka z Diablo II a nie III. Osoby, które brały nawet po kilka pudełek mówiąc "w internecie to chodzi po 170 zł!! za 150 zejdzie jak bułeczki", były w wieku średnim lub starszym, najwidoczniej nie miały pojęcia że to zwykłe oszustwo. W końcu Diablo to Diablo, a to czy jest przy tym I, II czy III to już nieważne.

Paru osobom zwróciłam uwagę, że nie kupują najnowszej gry, tylko już dość starą. No ale nie będę stała cały dzień i wszystkim tłumaczyła, że to nie ta gra.

Tesco

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (227)
zarchiwizowany

#20517

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o NFZ.
Nie jestem osobą chorowitą, z objawami przeziębienia radzę sobie za pomocą domowych sposobów, a lekarzy (oprócz ginekologa i dentysty) odwiedzam bardzo rzadko. Jednak tej jesieni dorwał mnie paskudny wirus. Oprócz fatalnego samopoczucia dopadło mnie zapalenie ucha. O ile z gorączką, katarem i kaszlem wygrywałam, o tyle z uchem był potworny problem. Zapadła więc decyzja, czas na wycieczkę do lekarza rodzinnego. Kupe lat go nie wiedziałam, więc najpierw zadzwoniłam dowiedzieć się w jakich godzinach przyjmuje, czy siedziba przychodni nie zmieniła się i czy mnie przyjmie. Poinformowano mnie o godzinach przyjęcia i o numerkach, ale po moim wyjaśnieniu recepcjonistka powiedziała że mogę być jutro rano, ona lekarza poinformuje.

No to z samego rano pakuje się w autobus i jazda do przychodni. I tu się zaczyna. Zostałam zakrzyczana przez panią z recepcji że nie mam numerka. Wkurzyłam się bo bolało mnie strasznie i żadne specyfiki przeciwbólowe nie działały. Również krzykiem wymusiłam zapisanie mnie na wizytę. Pani jednak podsumowała mnie jednym zdaniem: na wizyty trzeba się zapisywać z tygodniowym wyprzedzeniem bo doktor ma dużo pacjentów... No tak, jestem wróżką i wiem w jaki dzień złapie mnie choroba.

Odczekałam swoje i wchodzę do gabinetu już szczęśliwa że ktoś w końcu mi pomoże. Dodam, że mój lekarz zawsze był miłą i pomocną osobą. Był naprawdę dobrym fachowcem. Był, bo nie sądziłam że się tak zmieni. Ucha mi nie zbadał bo się przenosi do innego gabinetu i ma spakowany sprzęt. Z mojego opisu stwierdził że to może być zapalenie ucha, ale nic mi nie przepisze bo bez badania nie ma pewności. Szlag mnie trafiał. Wypisał tylko skierowanie do laryngologa.

Z tym papierkiem jadę do laryngologa. Nie ma terminów, a limit pacjentów już się skończył, zapraszamy w styczniu... I tak w kilku przychodniach. Nie pomogły błagania, nie ma terminów i już.

W szpitalu dostałam tylko zastrzyk przeciwbólowy, który działał kilka godzin, po czym wygoniono mnie słowami: z uchem to do laryngologa!!

Zapalenie leczę razem z wujkiem google już 2 tydzień. Dopiero po 15 grudnia będę mogła wybrać się prywatnie do laryngologa bo chyba inaczej się nie wyleczę.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (132)