Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ambiantepl

Zamieszcza historie od: 21 marca 2011 - 8:38
Ostatnio: 17 września 2014 - 20:56
O sobie:

Jestem babą, mieszkam w Lublinie, mam słabość do ludzi i cierpię na wesołkowatość pospolitą pomieszaną z tumiwisizmem. Nie mam czasu na prowadzenie pamiętnika, stąd piekielnych traktuję trochę jak rodzaj zbieraniny wspomnień łatwych do zgubienia. Dziękuję wszystkim osobom, które czytają moje histerie – to bardzo miłe, że poświęcacie swój czas. Pozdrawiam, A.

  • Historii na głównej: 11 z 12
  • Punktów za historie: 7228
  • Komentarzy: 61
  • Punktów za komentarze: 462
 

#45615

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opisana przez użytkownika Szoki rozbudziła moje ospałe komórki mózgowe i aktywowała wspomnienie "akcji", która zdarzyła się kilka lat temu w środku naprawdę mroźnej zimy.

W godzinach wieczornych wróciłam do domu. Mieszkałam wtedy w bloku ładnym, zadbanym, opanowanym przez koty i ich miłośników (średnia wieku lokatorów – 70+). Po dniu spędzonym w biurze rytualnie usadziłam cztery litery przed telewizorem i delektowałam się błogim relaksem, kiedy spokój mój zmącił chóralny wrzask dochodzący z klatki schodowej. Wypełzłam, a co mi tam? Na osiedlu rzadko kiedy coś się działo, a kiedy już zaczynało się dziać – zwykle bywało to widowisko warte uwagi.

Wrzask, jak się szybko okazało, był reakcją sąsiadów na pojawienie się bezdomnego, który cichutko, grzeczniutko rozsiadł się na schodach i ani (zbytnio) nie śmierdział, ani nie chrapał, ani nie defekował. Ot, po prostu absorbował ciepło w oczekiwaniu na początek wiosny. Sąsiadom jego obecność jednak przeszkadzała. Tak samo, jak „obecność” domofonów, których zamontowania – jako jedyna w klatce – się domagałam, a które oni uważali za zbrodnicze i zbędne narzędzie technicyzacji.

Co działo się dalej? Nic nieprzewidzianego – seniorki i nestorzy III RP dziarsko zabrali się za sztorcowanie bezdomnego, łapania go za znoszone fraki i wyrzucania na mróz z błogosławieństwem „a spier... dziadu!” na ustach. Za biednym, prawie zlinczowanym jegomościem wstawiłam się tylko ja, co – jak mi się wydawało – powinno przysporzyć mi w oczach sąsiadów +10 do szacunku. Obłaskawiłam tłum, zaproponowałam Panu ciepłą herbatę na wynos i kilka kanapek, a on zapytał, czy mogłabym mu otworzyć puszkę paprykarza. Się zgodziłam, bo czemu by nie?

Dumna z siebie i swojej miłosiernej postawy przygotowałam wyprawkę, rozbebeszyłam konserwę i całość – na oczach skołowanych sąsiadów – podałam bezdomnemu. Podziękował słowem? E tam! Podziękował gestem? Pff! Nakazał (!!!) jeno, żebym przygotowała mu nową herbatę, bo on z cytryną nie lubi. Do tego zaczął postulować, cobym mu paprykarza polała tłuszczem, bo...
- To takie suche, nie wchodzi mi. Tylko żeby to nie był zwykły Kujawski, ale oliwa. No, ostatecznie olej z pestek winogron ujdzie. Aha... Jeszcze jedno. Te kanapki z masłem czy z margaryną, bo margaryna to...

Mina zrzedła mi odwrotnie proporcjonalnie do min sąsiadów, na których twarzach pojawił się banan triumfu. Odechciało mi się być przy okazji wyłamującą się z tłumu obrończynią uciśnionych i wspólnie z sublokatorami klatki odprowadziłam bezdomnego do drzwi. Już bez sztorcowania i łapania za fraki, ale wciąż ze śpiewnym „spier...” na ustach.

Ale przynajmniej, przy okazji tego incydentu, przekonałam sąsiadów do zasadności posiadania domofonów ;-)

Bezdomni

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 735 (821)

#7925

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka miesięcy temu, będzie ze 3-4,. zadzwonił do mnie pan ubezpieczyciel. Facio chciał zaproponować dodatkową polisę, która do szczęścia kompletnie nie była mi potrzebna – odmówiłam więc grzecznie i się rozłączyłam. Ubezpieczyciela jednak zapamiętałam z kilku względów: w odróżnieniu od innych wydzwaniających najpierw sam się przedstawił i powiedział, jaką firmę reprezentuje, a dopiero potem zapytał, czy ma przyjemność z taką-a-taką osobą (przeważnie kolejność jest odwrotna – najpierw pytają, kto odebrał telefon i trzeba z nich prawie siłą wyciągać, kim są, w jakiej sprawie dzwonią i dlaczego proszą o potwierdzenie moich danych bez przedstawienia się). Ponadto „mój” ubezpieczyciel dzwonił z komórki, a nie z zastrzeżonego, no i (sądząc po głosie) był grubo po 40-tce (a przyzwyczaiłam się, że w tym fachu pracują przeważnie studenci). Kiedy w przeciągu tygodnia sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie (za każdym razem facet dzwonił w tej samej sprawie i z tą samą ofertą, a cała rozmowa wyglądała podobnie – on się przedstawiał, a ja odmawiałam) – zapisałam jego numer i postanowiłam, ze nie będę ani oddzwaniać w przypadku nieodebranego połączenia (co mi się parę razy zdarzyło), ani też odbierać. Facet wydzwaniał już rzadziej, średnio 6-8 razy na miesiąc – a ja, nie odbierałam. Ostatnio czekałam na bardzo ważny telefon. Dzwonek usłyszałam będąc na ostatnim odcinku drogi pod prysznic – nie zakręcając wody, w samym ręczniku popędziłam do pokoju i na wyświetlaczu zobaczyłam, że to znowu piekielny ubezpieczyciel. Odebrałam wściekła i bez pardonu krzyknęłam:
- Nie chcę k....a żadnego ubezpieczenia!!!
Spodziewałam się, że facio się od razu rozłączy, ale w słuchawce zapanowała złowroga cisza. Tylko niezdrowa ciekawość kazała mi czekać na dalszy bieg wydarzeń. Po dobrych kilkunastu sekundach usłyszałam tylko:
- Ja pier...ę! - i połączenie zostało przerwane.
Domyślam się, że byłam jedną z wielu potencjalnych klientek, które w ten właśnie sposób zareagowały na kolejny telefon tego gościa. Tak, czy siak – facio już nie dzwoni, a ja czuje taką dziwną pustkę – jakby mi czegoś ubyło... ;)

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 430 (638)