Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ambiantepl

Zamieszcza historie od: 21 marca 2011 - 8:38
Ostatnio: 17 września 2014 - 20:56
O sobie:

Jestem babą, mieszkam w Lublinie, mam słabość do ludzi i cierpię na wesołkowatość pospolitą pomieszaną z tumiwisizmem. Nie mam czasu na prowadzenie pamiętnika, stąd piekielnych traktuję trochę jak rodzaj zbieraniny wspomnień łatwych do zgubienia. Dziękuję wszystkim osobom, które czytają moje histerie – to bardzo miłe, że poświęcacie swój czas. Pozdrawiam, A.

  • Historii na głównej: 11 z 12
  • Punktów za historie: 7228
  • Komentarzy: 61
  • Punktów za komentarze: 462
 

#46944

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy przeprowadziłam się do pierwszego, własnego mieszkania - miałam niewiele ponad 20 lat. Miało być cudnie i... poniekąd było! Piękna dzielnica, nietuzinkowa zabudowa (lubelski ewenement na skalę światową), cicha okolica opanowana przez sympatyczne sierściuchy i armię w gruncie rzeczy niegroźnych emerytów. Na tle tej idylli odznaczała się moja klatka - istne zrzeszenie seniorów wścibskich, złośliwych i uwielbiających wszelkiej maści donosy.

Zestaw prezentował się obiecująco – obok mnie (za ścianą) mieszkała sąsiadka-emerytka, która codziennie, w okolicach północy urządzała obchód po okolicy (zbierała materiał do anonimów wysyłanych do rady dzielnicy) i która, dla rozrywki, co weekend, zabierała się za mycie klatki w samej koszulce. Bardzo krótkiej koszulce...

Pode mną – emeryckie małżeństwo, które na samym wstępie doniosło na mnie do administracji osiedla. Nie podobało im się, że na balkonie przechowuję pudło po telewizorze (wymóg zapisany w karcie gwarancyjnej - karton musiałam chomikować przez rok). Dlaczego makulatura nie przypadła im do gustu? Nie wiem, może zaburzała estetykę krajobrazu... Jakim sposobem postanowili wymóc na mnie usunięcie kartonu? Donieśli do administracji, że w wyżej wspomnianym pudle hoduję złapane na skwerku gołębie, tuczę je i... przerabiam na niedzielny rosół.

Ale to wszystko pikuś! Najlepszy był sąsiad mieszkający nade mną – na pierwszy rzut oka stateczny senior i zaprawiony w bojach zawałowiec, a w bliższym kontakcie – kanalia szukająca dziury w całym i licząca się jedynie z własnym widzimisię. Bo tak!

Szanowny sąsiad był łaskaw zapukać do mnie którejś leniwej niedzieli i zwrócić mi uwagę, że jak spuszczam wodę w kiblu, to jemu w piecyku gazowym włącza się „młot pneumatyczny”, który robi „tututututu!”. Jako że konwersacja odbyła się w stosunkowo miłej atmosferze, to – z szacunku do wieku sąsiada i z wykorzystaniem wiedzy o jego przypadłościach sercowych – postanowiłam grzecznie nasłuchiwać tego „tututututu!” i dodatkowo zamówić przegląd podwozia pod kiblem.

Wezwany hydraulik pogmerał w rurach, rozkręcił „cuś tam”, podumał i stwierdził, że wszystko gra i nie buczy. Sąsiadowi zapewnienia specjalisty jednak nie wystarczyły – zaczął mnie nachodzić o różnych porach: narzekał, że przez moje spuszczanie wody on spać nie może i że zabrania mi korzystać z łazienki w godzinach nocnych. Olewałam – i sąsiada, i jego zakazy. Do czasu, kiedy szanowny przydybał mnie przed drzwiami i siłą wdarł się do mojego mieszkania celem dokonania własnoręcznej inspekcji stanu kanalizacji. Wypchnęłam dziada za próg i nadepnęłam z impetem na stopę, którą wsadził między drzwi.

Po tygodniu dostałam wezwanie na dywanik do prezia (czy jakiejś innej szychy) w administracji. Polazłam jak na stracenie, panie sekretarki od progu powitały mnie chóralnym "O! To pani od hodowli gołębi!" po czym... przedstawiły materiał dowodowy zebrany przez krzepkiego zawałowca. Okazało się, że sąsiad domaga się mojej eksmisji, zarzuca niedwuznaczne (e?) prowadzenie się i przedstawia koronne w całej sprawie, dokonane za pomocą magnetofonu w typie jamnik nagrania na których słychać całą serię moich spuszczań wody, okraszonych autorskimi komentarzami "22:05, czwartek, 13 dzień listopada – dwa spłukania śpiew i prysznic", "07:20, piątek, 14 dzień listopada – potrójne spłukanie i kaszlnięcie", "16:30, piątek, 14 dzień listopada – męski i damski głos, kilkadziesiąt spłukań".

Summa summarum wyszło na to, że sąsiad nagrywał nie tylko mnie, ale ekipę odpowiedzialną za remont, mojego dziadka, który przyjeżdżał w odwiedziny i czasem nocował, pana hydraulika robiącego – podczas "interwencji" - kilkadziesiąt spłukań "kontrolnych"... Kolekcja kaset była potężna – kilka pudełek! Skończyło się na wspólnym (z babeczkami z administracji) odsłuchaniu nagrań, umorzeniu postępowania w zarodku i wysłaniu hydraulika na interwencję do sąsiada. Okazało się, że "młot pneumatyczny" robiący "tutututu!" był efektem niewymienianej od kilku lat uszczelki w kiblu krewkiego nestora. W ramach ugody zadeklarowałam, że opłacę koszty naprawy – 1.50 zł!

Przeprosin oczywiście się nie doczekałam. Zyskałam za to sympatię kobitek z administracji i nawyk mówienia "Dzień dobry sąsiedzie, jak tam? Słyszy mnie pan? Zaczynamy nagranie?" przy okazji każdorazowego wejścia do łazienki.

Sąsiedzi

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 973 (1035)

1