Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ampH

Zamieszcza historie od: 21 kwietnia 2011 - 8:05
Ostatnio: 23 listopada 2022 - 21:30
  • Historii na głównej: 11 z 26
  • Punktów za historie: 6565
  • Komentarzy: 1426
  • Punktów za komentarze: 9583
 
zarchiwizowany

#61521

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Autostrada A1, odcinek w stronę Gdańska, gdzieś między Kowalem a Ciechocinkiem. Jadę sobie z tempomatem, 140 km/h ustawione, nie spieszy mi się tak, aby przekraczać prędkość, ale skoro mogę jechać maksymalną dopuszczalną to jadę. Ruch średni.

Zbliżam się do "sznurka" 3-4 samochodów jadących wolniej ode mnie. W lusterku widzę, że lewym pasem jedzie jakaś osobówka i zbliża się do mnie. Widziałem, że będę musiał hamować zanim mnie wyprzedzi to włączyłem lewy kierunkowskaz sygnalizując chęć wyprzedzania.

Kierowca samochodu był na tyle miły i na tyle obeznany z niepisanymi zasadami poruszania się autostradami, że przyspieszył, abym mógł się zmieścić - ot, ktoś z głową i pomyślunkiem, pomyślałem. Wyprzedził mnie, ja już prawie byłem na tyłku samochodu przede mną, także zlatuję sobie na prawy pas.

Widzę zapalone światła stopu w samochodzie, który był miły i przyspieszył. Zmusił i mnie do wyhamowania. Obaj bardzo ostro zahamowaliśmy. Do 110 km/h z małym hakiem. Ten samochód przede mną aż praktycznie zarzucało tyłem na boki, miał dużo większą prędkość niż moje 140 km/h.

Wspominałem o 3-4 autach. Jeden z nich ze środka stwierdził, że wspaniałym pomysłem będzie nagłe wylecenie gościowi przed maskę, bo chce wyprzedzić. Fajnie, tylko wyprzedzał jadąc 110-120 km/h. Auto, które było na samym przodzie jechało może z 5-10 km/h mniej. To było długie wyprzedzanie. Po którym nastąpiło nasze (moje i tego auta, które mnie na początku wyprzedzało), jednak tym razem prawym pasem. Tak, pan "nagły wyskakiwacz" dalej sobie w najlepsze pruł lewym pasem 110-120 km/h.

Czasem strach jeździć polskimi autostradami, zwłaszcza odcinkami bezpłatnymi. Jakoś na tych płatnych jest mniej tego typu osób, które nie dość, że nie umieją się poruszać po drogach szybkiego ruchu, to na dodatek stwarzają duże niebezpieczeństwo.

autostrada a1

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (26)

#55239

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zajmuję się wyceną robót budowlanych przy boiskach poliuretanowych. Zajmujemy się głównie zamówieniami publicznymi (przetargami), dlatego w swojej pracy często mam bezpośredni lub pośredni kontakt z urzędnikami samorządów lokalnych. Muszę przyznać, że w zdecydowanej większości przypadków mimo małej irytacji i problemów to da się dojść do porozumienia i aż tak dużych kłopotów nie ma. Jednak jak zwykle trafiają się wyjątki.

W przypadku każdego przetargu na roboty budowlane, najważniejszym dokumentem jest Specyfikacja Istotnych Warunków Zamówienia. To jest dokument wiążący, wymieniony zresztą w Ustawie Prawo Zamówień Publicznych, według którego należy przygotować cały przetarg. Czasem zdarzy się tak, że w SIWZ są jakieś nieścisłości, błędy, rozbieżności, ale wiadomo - tworzył go człowiek, więc mógł niechcący nawet zrobić błąd. Dlatego też ustawa wymyśliła coś takiego jak możliwość zadawania pytań do SIWZ z prośbą o wyjaśnienie wątpliwości.

Zamawiający wówczas ma obowiązek udzielić odpowiedzi do wiadomości wszystkich Wykonawców. Oczywiście odpowiedź powinna jak najbardziej rozwiać wątpliwości - po raz kolejny podkreślam, że to co jest zapisane w SIWZ jest wiążące, nawet jeśli jest tam zapis niemożliwy do zrealizowania. Jeśli się nie wyłapie go wcześniej i nie zapyta o niego, to trudno - trzeba robić jak jest choćby się miało stracić dużo pieniędzy. Integralnymi częściami SIWZ są także między innymi projekt budowlany, a także projekt umowy, jaka zostanie zawarta z firmą, która wygra przetarg.

Jedną z informacji, jaka znajduje się w SIWZ jest data zakończenia robót budowlanych. To niesamowicie ważna, wręcz nieprzekraczalna data (chyba, że nastąpią problemy z przyczyn wyższych), po której najczęściej za każdy dzień zwłoki naliczane są kary umowne (jakiś procent całej wartości zamówienia brutto). Dlatego też niemalże każdy Wykonawca sprawdza datę i kombinuje czy dla niego jest realne wykonać zamówienie w danym terminie.

Ten długi wstęp niestety był istotny do tego, abyście mogli zrozumieć powagę absurdu, z którym się spotkałem.

W jednym z przetargów data zakończenia w SIWZ różniła się od tej w umowie. Nam akurat to nie przeszkadzało, bo i tak byśmy byli w stanie wykonać i w jednym terminie, i tym bardziej w tym późniejszym. Jednak komuś zależało na jednoznacznym określeniu daty zakończenia - w końcu teoretycznie obowiązuje i ta z SIWZ, i ta z umowy, ale tak naprawdę podana prawdziwa może być tylko jedna. Zadał więc pytanie do Zamawiającego, wskazując dokładnie punkt w SIWZ i w umowie, przepisując obie daty, które różniły się o ponad miesiąc (nie pamiętam dokładnie bo to było ze dwa miesiące temu ale coś w rodzaju 4 października 2013 w SIWZ, a w projekcie umowy 10 listopada 2013).

Urząd odpowiedział. "Nie stwierdza się rozbieżności pomiędzy zapisami dotyczącymi daty zakończenia robót budowlanych w SIWZ oraz w projekcie umowy."

Tak, zdecydowanie ponad miesiąc czasu to jest nic i nie warto sobie zajmować głowy tym, która data jest prawidłowa.

urząd

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (344)

#55044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mama dostała parę miesięcy temu od lekarza skierowanie na zrobienie rezonansu magnetycznego. Jako, że prywatne takie badanie w naszej okolicy kosztuje około 700zł, to postanowiła jednak skorzystać z publicznej służby zdrowia.

Sporo się czeka na rezonans, dlatego zrobiliśmy wspólne poszukiwania szpitali w okolicy parudziesięciu kilometrów, nawet jakby trzeba było dojechać, to jednak miesiąc wcześniej jest lepszym wyjściem.

Poszukaliśmy, mama podzwoniła pytając o rezonans magnetyczny, najkrótszy termin był w Szpitalu Samorządowym w Kutnie. Termin był dzisiaj.

W tym momencie powstaje taki absurd, którego jeszcze nie widziałem ani w historiach na piekielnych ani w ogóle nigdzie w narzekaniu na służbę zdrowia.

Po przyjeździe na miejsce okazało się, że oni wcale nie mają rezonansu magnetycznego! Dlaczego więc zapisali pacjenta na badanie? A oni nie wiedzą, w ogóle to zapewne jest niemożliwe, że to u nich, zapewne w jakimś innym Samorządowym Szpitalu w Kutnie na ulicy Kościuszki.

A tymczasem człowiek musi szukać kolejnego szpitala z rezonansem i czekać kolejne miesiące. Czy naprawdę każdy szpital, każdą przychodnię od dzisiaj trzeba sprawdzać dokładnie, robić wizję lokalną i żądać pokazania całej aparatury jaką mają żeby być pewnym, że jak się zapisze na konkretne badanie to się nie okaże, że oni jednak sprzętu nie mają, nie mieli i mieć w najbliższej przyszłości nie będą?

Szpital Samorządowy w Kutnie

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (587)

#55096

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zajmuję się wyceną robót budowlanych przy boiskach poliuretanowych. Wiąże się to z koniecznością nurkowania w ich projektach, sprawdzania każdego szczegółu i jego wyceny. W związku z tym w swojej pracy często spotykam się z piekielnością wielu projektantów, którzy nie mam pojęcia gdzie zdobywali uprawnienia i jak im się to udało.

Boiska o sztucznej nawierzchni ogólnie są projektowane tylko przez projektantów. Mam tu na myśli to, że od nich zależy jaka nawierzchnia się na nich znajdzie. Inwestor zgłasza co dokładnie jest potrzebne i jaką kwotę na to może przeznaczyć, a całą technologię dobiera projektant.

Niestety nie zawsze dany projektant ma jakiekolwiek pojęcie o nawierzchniach, a mimo tego bierze się za ich projektowanie. Kojarzycie dość głośną aferę dotyczącą sztucznej trawy na boisku do koszykówki w Tarnowie w 2010 roku? W 2011 roku taką sama gafę popełnił Pruszków - tutaj powstało jedynie boisko do koszykówki dlatego nie przeszły tłumaczenia urzędników z Tarnowa - to nie jest boisko do gry w koszykówkę tylko do rzutów do kosza.

Niestety projektanci nie mogą się nauczyć na błędach ani po prostu zacząć logicznie myśleć. Otóż już niebawem w miejscowości Marcinkowice w gminie Chełmiec powstanie kolejne trawiaste boisko do koszykówki!

Zawsze zastanawiało mnie w jaki sposób projektanci myślą, że na taki boisku da się w ogóle odbić pionowo piłkę do kosza. 20-60mm sztucznej trawy z włókien polipropylenowych bądź polietylenowych zasypanych piaskiem oraz granulatem gumowym - takimi małymi drobinkami średnicy około 2-4mm zrobionymi z gumy - wspaniale nadaje się do tego, aby odbić piłkę z zachowaniem kąta odbicia!

A potem urzędnicy znowu będą się tłumaczyć, że to tylko boisko do wrzutów do kosza. Mało kto jednak wie, że w projekcie jest napisane "projektuje się boisko wielofunkcyjne do gry w piłkę ręczną, siatkówkę i koszykówkę" a projekt zawiera również konieczność wyznaczenia linii całego boiska do gry w koszykówkę.

projektanci

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 309 (367)

#54774

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zajmuję się wyceną robót budowlanych przy boiskach poliuretanowych. Wiąże się to z koniecznością nurkowania w ich projektach, sprawdzania każdego szczegółu i jego wyceny. W związku z tym w swojej pracy często spotykam się z piekielnością wielu projektantów, którzy nie mam pojęcia gdzie zdobywali uprawnienia i jak im się to udało.

Na pierwszy ogień pójdzie pan projektant znający zasady bezpieczeństwa.

Boisko poliuretanowe to boisko np. typu Orlik. Nawierzchnia takiego boiska składa się z kilku warstw a po bokach wykończona jest obrzeżami betonowymi (takimi np. http://www.decobet.pl/images/oferta/obrzeze_big.jpg - dla niewtajemniczonych). Obrzeża te kładzie się ostrą stroną do środka boiska i układa je się tak, aby ich górna część była w jednym poziomie z nawierzchnią poliuretanową.

Jeden projektant chyba tego nie wiedział. Ustawił te obrzeża w projekcie 10cm powyżej poziomu nawierzchni. Oznaczało to, że cały boisko zostało opasane wystającym, niebezpiecznym pasem. Ostra krawędź skierowana w stronę boiska przypominam. Co to może oznaczać w praktyce? Logika podpowiada, że dziecko może się wywrócić i walnąć o to głową. Może się również potknąć wybiegając za boisko bo nie udało mu się przeskoczyć. Może stać się wiele różnych nieprzyjemnych rzeczy nie tylko dzieciom, ale w ogóle każdemu użytkownikowi takiego boiska.

Projektant się niechcący pomylił? Nie, po konsultacjach z nim okazało się, że to było zamierzone... Po co? Nie mam pojęcia. Najważniejsze, że jednak ten pomysł został odsunięty od realizacji i obrzeże się wyrównało z nawierzchnią.

Grunt to podstawowe zasady bezpieczeństwa.

projektant

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 345 (403)

#50397

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem trochę w szoku. Przed chwilą na maila dostałem prośbę z Orange o ankietę dotycząca jakości obsługi Eksperta na Facebooku w celu poprawiania obsługi klientów.

Tak się złożyło, że akurat nie jestem w ogóle zadowolony (parę dni temu korzystałem z wpisu na FB, dostałem standardową odpowiedź "nie wiem, proszę zostawić reklamację". Zgodnie więc z moją opinią zaznaczyłem "nie" przy pytaniu czy Ekspert rozwiązał mój problem", a także oceniłem go na 1 w skali 1-5. Zatwierdzam ankietę i po przeładowaniu strony wyskoczyła informacja "Nastąpił chwilowy błąd aplikacji". Próbuję więc jeszcze raz - to samo.

Coś mnie tchnęło... Zaznaczyłem, że problem został rozwiązany i oceniłem na 4 w skali 1-5. Po przeładowaniu strony wyskoczyła informacja "Dziękujemy za wypełnienie ankiety. Twoja opinia pomaga nam zmieniać się na lepsze."

Oto jak Orange nabija sobie wspaniałe opinie o ich obsłudze klienta.

Orange

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1087 (1183)
zarchiwizowany

#50374

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja jak zauważyłem nagminna, niezwykle irytująca, choć nie wiem czy w sumie piekielna. W pewnym sensie tak.

Sprawa dotyczy głównie butów, ale i ubrań w bardziej popularnych sieciówkach typu CCC, H&M, C&A i w ogóle całej reszcie. I nie, nie chodzi o problemy z bałaganem w przymierzalniach czy problemach z reklamacją. Dotyczy bezpośrednich producentów tych butów.

Wczoraj ze swoją dziewczyną byliśmy na małych zakupach w galerii. Szukała kiecki i butów na zbliżające się wesele, na które zostaliśmy zaproszeni. Znalazła interesujące ją buty (takie tam zwykłe, proste, gustowne szpilki, niezbyt wysokie). Akurat na wystawie stał but o jej numerze - 36. Zanim zacząłem szukać pudełka z drugim butem dziewczyna postanowiła przymierzyć ten, który jest, coby nie szukać na daremno.

Założyła - pasuje, dobrze dopasowany, nie za ciasny ani nie za luźny. No to szukam pudełka. W tym momencie wyszła lekka piekielność (też po raz kolejny) klientów bądź obsługi, chociaż obstawiałbym klientów. W pudełku z numerem 36 brak buta. W pozostałych pudełkach z tym rodzajem butów też go brak. Komuś się nudziło i poprzenosił. Zapytałem panią pracującą w sklepie czy dałoby radę jakoś go namierzyć. Nie ma problemu, postara się.

Pochodziliśmy chwilę dalej oglądając i na szczęście but się znalazł - jakiś żartowniś wyjął go z pudełka i postawił parę alejek dalej na widoku... Trudno, but jest. Próba przymierzenia i... No coś ciasno. I to bardzo. Nie ma mowy, wejdzie, ale ledwo w nim można chodzić. Próba dołożenia do siebie obu butów podeszwami - jeden od drugiego mniejszy o co najmniej rozmiar. Upewnienie się, czy aby na pewno oba buty to ten sam numer według producenta. Tak, ten sam. Konsternacja.

Sprawdziliśmy jeszcze numer 37, bo może akurat ta para się felerna trafiła. Numer 37: jeden but idealny, drugi za luźny, również się różnią rozmiarem po przyłożeniu podeszw. Ciekawe...

I nie, moja dziewczyna nie ma niewymiarowych stóp, bo butów ma sporo i rzadko ma problemy z dobraniem (najwyżej są po prostu za duże, bo ma malutki rozmiar).

Wcześniej spotykaliśmy się z sytuacjami, w których numer 36 był albo bardzo za mały, albo dużo za duży, że sam zlatywał a pomiędzy piętą a tylną ścianką buta były ze 2cm przerwy (w sumie dość regularnie się z tym spotykamy), ale czegoś takiego jeszcze nigdy nie doświadczyłem i to w dobrym sklepie z markowym obuwiem.

Podobna sytuacja jest z sukienkami. Jeśli sukienka dobrze leży w talii oraz na brzuchu to na bank nie będzie dobrze leżała w piersiach. Jak leży dobrze w piersiach to albo jest za wielka albo za ciasna w pozostałych miejscach. Producenci chyba uważają, że istnieją tylko następujące rozmiary biustów: A, potem długo długo nic, G, H, I i tak dalej. Nadmienię, że dotyczy to tylko tych popularnych sieciówek klasy C&A, House, Reserved i tym podobne.

I weź tu się człowieku ubieraj...

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (34)
zarchiwizowany

#49978

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia TyBucu przypomniała mi moją historię sprzed paru lat. Piekielny był kupiec, ale sam dla siebie, dla mnie to się skończyło akurat dobrze.

Miałem Volkswagena Polo rocznik 1991, mój pierwszy samochód. W niezbyt dobrym stanie, kupiłem go tuż po zdaniu prawa jazda, nie miałem zbyt dużo kasy także i tak jak na fundusze, którymi dysponowałem to zakup był całkiem dobry.

Po dwóch latach udało mi się odłożyć trochę kasy na coś lepszego, przy okazji sama polówka się już powoli sypała także postanowiłem ją sprzedać za jakieś grosze, żeby było coś dodatkowo na nowy samochód. Nie ukrywałem, że auto nie jest w zbyt dobrym stanie silnikowym i ogólnie technicznym, małe zainteresowanie, jednak znalazł się kupiec z miejscowości około 100km ode mnie. Twierdził, że jemu akurat taki klekot się przyda, trochę go podreperuje i jak znalazł do jazdy po jego polach czy czymś tam.

No dobra, uzgodnione, nawet za bardzo się nie targował, umowa podpisana, dokumenty przekazane, ubezpieczyciel poinformowany, jedynie nic nie robiłem w Urzędzie Komunikacji.

W międzyczasie kupiłem sobie małą, ale w świetnym stanie Corsę, którą do tej pory jeżdżę i o polówce zapomniałem. Do czasu.

Parę miesięcy później będąc na studiach zadzwoniła do mnie mama, że miała małą rozmowę z policjantem. Okazało się, że rzekomo udało mi się załapać na fotkę fotoradaru w okolicach Sochaczewa. No wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że ja studiowałem w Toruniu i nie miałem potrzeby jeździć w stronę Sochaczewa. Wiadomo jednak jak jest na studiach, czasem się gdzieś na weekend pojedzie to może i się wybrałem - tak matula pomyślała po paru minutach, w których się dziwiła panu policjantowi, że jak to tam pojechałem. Policjant pokazuje zdjęcie, na którym znajduje się samochód z nie moją (obecną) rejestracją. Mamie się jednak ta rejestracja skądś kojarzyła i po dopytaniu o samochód widniejący na zdjęciu okazało się, że była to polówka, którą sprzedałem parę miesięcy wcześniej (swoją drogą jestem pełny podziwu, że udało się nowemu właścicielowi ją tak przeciągnąć, że aż fotka wskoczyła...).

Wyjaśniła jak się sprawy mają, policjant poprosił o umowę kupna-sprzedaży, żeby mógł sobie skserować i na pytanie mamy czy z naszej strony to już wszystko usłyszała, że tak, ale pan nowy właściciel może nie skończyć tylko na mandacie za przekroczenie prędkości skoro nie przerejestrował auta w ciągu 30 dni od zakupu.

Nie wiem czemu tego nie zrobił, nie wnikam, nie mój interes, skoro dla mnie to się skończyło dobrze, jednak swoją opieszałością sam sobie nawarzył piwa - jakiego nie jestem w stanie powiedzieć, nie znam dalszych losów, bo dla mnie historia skończyła się w momencie kserowania umowy kupna-sprzedaży.

kupiec samochodu

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (123)
zarchiwizowany

#48217

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzień Kobiet. Dzień, który lansują wszystkie media, a mężczyźni często na wyścigi robią zakupy kwiatów, czekoladek i innych podarunków aby sprawić swoim kobietom przyjemność. Zrzucają się w szkołach, miejscach pracy na kwiatki dla koleżanek. Jednak kiedy przychodzi co do czego to okazuje się, że to wszystko jest tylko na pokaz.

Historia, z jaką pewnie wszyscy się dzisiaj spotkaliście, a przynajmniej z jej głównym przesłaniem. Nie zauważyłem jednak takowej (a poczekalnie czytam regularnie, od deski do deski), dlatego zamieszczam.

Kolejka w kwiaciarni, przeogromna po prostu. Złożona z facetów. Co chwilę ktoś nowy dochodzi, wszyscy chcą kupić jakieś kwiatki dla kobiet. Przede mną i kumplem, jakieś dwie osoby jeszcze przed, stoi rodzynek - jedna, jedyna przedstawicielka płci pięknej. Faceci kupują te kwiaty, wychodzą, następna osoba z kolejki składa zamówienie i powolutku kolejka brnie do przodu. Przyznam bez bicia, że sam nie skojarzyłem sprawy, którą jednym zdaniem wypowiedzianym na cały głos do "naszego" rodzynka:

[K]: Widzi pani, Dzień Kobiet, a żaden pani nie przepuści.

Kobieta tylko się uśmiechnęła i pod nosem zamruczała coś w rodzaju "ojtam, postoję". Żaden z tych szlachetnych samców stojących przed nią i dbających o kobiety robiąc zakupy nie zareagował, udali, że nie słyszą.

Cóż, można i w ten sposób celebrować Dzień Kobiet.

kwiaciarnia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (94)

#47926

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z ostatnich bojów z Orange. Mniejsza jaki problem, ważne, że dość uciążliwy, uniemożliwiający korzystanie z usług dlatego zależy mi na otrzymaniu konkretnych odpowiedzi co się z nim dzieje i kiedy zostanie naprawiony. W ciągu ostatnich dwóch tygodni dowiedziałem się następujących rzeczy odnośnie działania Biura Obsługi Klienta:

1. Konsultant nie jest uprawniony do udzielania jakichkolwiek informacji, ponieważ on sam do nich nie ma dostępu. Jedyne co może tak naprawdę powiedzieć to "nie wiem, przepraszam, proszę czekać". Usłyszenie przeprosin kosztuje 1,50zł, bo tyle wynosi koszt połączenia z Biurem Obsługi Klienta.

2. Jedynym działem, który może powiedzieć cokolwiek i ma jakąkolwiek możliwość podejmowania decyzji jest dział reklamacji. Niestety nie ma żadnej możliwości skontaktowania się z tym działem, konsultant może przełączyć mnie do działu technicznego, ale oni też mi nic nie powiedzą. Jedyną formą kontaktu z działem reklamacji jest złożenie reklamacji i oczekiwanie 14-30 dni na odpowiedź. W tym czasie klient musi pogodzić się z faktem, że nie wie co jest robione w jego sprawie oraz tym, że nie może wykonywać połączeń z winy Orange.

3. Wizyta w salonie Orange też nic nie pomoże. Pani z salonu oświadczyła, że oni niestety mogą się jedynie sami łączyć z Biurem Obsługi Klienta, które będzie powtarzało do znudzenia, że nie wiedzą, przepraszają i proszą o cierpliwość. W tym przypadku jest to bezpłatne.

4. Połączenie z Biurem Obsługi Klienta kosztuje 1,50zł. Nie ma jednak pewności, że uda się połączyć z konsultantem. Teoretycznie można zostawić prośbę o oddzwonienie w ciągu 24h, jednak w praktyce najczęściej nie oddzwaniają. Swoją drogą ciekawe czy ta praktyka nie nadaje się do UOKiK.

Reasumując, jeśli człowiek chce się dowiedzieć czegokolwiek oprócz "nie wiem, przepraszam, proszę czekać" to musi po prostu uzbroić się w cierpliwość, przyjąć na klatę fakt, że nie może korzystać z usług, co łamie postanowienia umowy abonenckiej i czekać. Jakiekolwiek próby kontaktu spełzają bowiem na niczym.

Całe te doświadczenie to zbiór moich zabaw z Orange z ostatniego czasu oraz słowa konsultantów. Po co więc jest Biuro Obsługi Klienta? Chyba tylko żeby włączyć bądź wyłączyć roaming, co i tak można zrobić za pomocą smsa.

Orange

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 223 (309)