Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

andrea1717172

Zamieszcza historie od: 9 kwietnia 2011 - 21:35
Ostatnio: 29 stycznia 2015 - 12:56
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 714
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 8
 

#64639

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Często przewijał się tutaj temat portali społecznościowych, ale i ja chciałabym dodać coś od siebie. Ostatnio, przeglądając twarzoksiążkę, ukazało mi się zdjęcie małego dziecka w wanience... oczywiście dla pewności na widoku narząd, po którym od razu wiadomo, że to chłopiec. Nie znałam nawet dziewczyny, która to dodała, ale został tam oznaczony mój znajomy. Toczyli tam dyskusję, że "mały Oluś" przynajmniej ma długie... nogi i tym podobne.

Zdecydowałam się napisać komentarz, że nawet się nie znamy, a mogę zobaczyć takie zdjęcia bez problemu i później ludzie się dziwią, że pedofilia jak bez zbędnych poszukiwań można natknąć się na takie zdjęcia.

Oczywiście hejt zwrotny, że jeżeli się nie znamy to po co tutaj wchodzę i komentuję skoro mi się coś nie podoba i najwyraźniej sama jestem pedofilką itd.

W odpowiedzi napisałam, że wcale nie chciałam tego widzieć, a poza tym ja z tym nic nie zrobię, ale kiedy zdjęcie trafi w niepowołane ręce to nawet nie chcę myśleć co się może stać.

Mamusia odpisała, że za dużo programów się naoglądałam i to ona będzie się martwić gdyby się coś stało.

Jak myślicie? Moja reakcja była nieadekwatna? No chyba, że to już norma, że takie zdjęcia zamiast trafiać do prywatnego albumu to krążą po sieci. Najwyraźniej nie znam się na najnowszych "trendach".

twarzoksiążka

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 414 (674)
zarchiwizowany

#64602

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam. Tym razem i ja chciałabym coś dodać od siebie odnośnie tematu współlokatorów. Wprowadzając się do akademika wraz z koleżanką, z która mieszkałyśmy tutaj dwa lata, byłyśmy świadome tego, że będzie nam przydzielona trzecia osoba do pokoju, bo koleżanka, z którą wcześniej mieszkałyśmy, przeniosła się na mieszkanie.

Kilka godzin po wprowadzce, pewne tego, że będziemy mieszkać we dwie w trzyosobowym pokoju (były takie przypadki), nagle ktoś zapukał do drzwi. Jak się domyślacie, była to nasza nowa współlokatorka, ale zanim ją w ogóle zobaczyłyśmy, najpierw wparowali jej rodzice. Dziewczyna ani me ani be, żadnego ‘cześć’ ani przedstawienia się, tylko wypakowywała rzeczy a jej rodzice, całkiem sympatyczni, zadawali nam pytania typu skąd jesteśmy, co studiujemy itd. W końcu to my się przedstawiłyśmy i dowiedziałyśmy się, że będziemy mieszkać z Justyną. Przechodząc do konkretów, piekielności ze strony Justynki:

1.Nie odzywa się. Wszelkie próby nawiązania z nią kontaktu spełzły na niczym, odpowiadała co najwyżej ‘yhym’ albo ‘okej’, kiedy chciałyśmy z nią pójść na rynek aby lepiej się poznać, pokazać miasto, zapoznać się to niby się źle czuła itd. i leżała w łóżku. Jedynie kiedy przyjeżdża to mówi ‘cześć’ i to jej jedyne słowo jakie do nas wypowiada przez cały tydzień.

2.Nauka. Będąc na jej miejscu i mając w pokoju kogoś, kto studiuje ten sam kierunek i przeżył to wszystko co ją czeka, pewnie dopytywałabym się o wykładowców i materiały. Jednak nie ona. Na początku to ja starałam się opowiadać o tym wszystkim, przekazałam jej praktycznie wszystkie materiały jakie tylko miałam, ale skoro nie była zainteresowana to dlaczego miałoby mi na tym bardziej zależeć…póki co, siedzi całymi dniami na facebooku albo youtubie i ogląda filmiki.

3.Budzik. Dzwoni nieprzerwanie co 10 min każdego poranka od 5 rano. Justynka wstaje o 7. Na uczelnię wychodzi o 10. Od jakiejś 7.30 leży w ubraniu na łóżku i czeka na porę wyjścia.

4.Lampka. Justynka ma lampkę o mocy neonów, którą kieruje nam zawsze rano albo w nocy prosto w twarz.

5.Mycie się. Tak się składa, że każdy pokój w akademiku wyposażony jest w łazienkę z ubikacją i prysznicem. Warunki idealne? Nie dla Justynki. Płatność za akademik jest zawsze taka sama, bez względu na ilość zużytej wody/prądu o czym ją poinformowałyśmy. Jednak Justynka pomimo wszystko kąpie się maksimum raz w tygodniu. Czasami zasypia przed laptopem w ubraniach i tak idzie na uczelnię.

6.Jedzenie. Justynka potrafi nie jeść cały dzień, może czasami zje 2 kanapki rano, ale na obiad zawsze odgrzewa sobie ‘męską’ porcję domowych pierogów/kotletów/bigosu. Poza tym jest dosyć szczupła, co być może łączy się z jej nadprogramowym wypróżnianiem. Serio, wyrabia tygodniową średnią przeciętnego człowieka w jeden dzień. Przed pójściem na uczelnię, po przyjściu z niej, przed wyjściem do sklepu, po przyjściu, po zjedzeniu jabłka, już chyba nawet po popatrzeniu na jedzenie.

7.Korzystanie z toalety. Ten punkt łączy się z powyższym. Justynka bardzo często korzysta z ubikacji, jednak ta sytuacja w pełni zobrazowała nam jak Justynka została wychowana, a mianowicie zgodnie z zasadą, że wszystko za nią robią rodzice. Koleżanka musiała ją uczyć jak umyć toaletę szczotką z pozostałości, przy czym Justynka ani trochę nie była zażenowana tym co po sobie zostawiła a przy zwróceniu uwagi nie wiedziała co ona ma w tej łazience sprzątnąć!!!!!

Uprzedzając wasze pytania, Justyna ma 20 lat i piątkę(!!) rodzeństwa, więc do tej pory nie wiemy skąd wzięło się to nieodzywanie i nieporadność. I nie wygląda też na bogatą, więc gosposia w domu raczej też nie wchodzi w grę.

akademik

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (53)
zarchiwizowany

#55786

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałabym poruszyć temat systemu eWUŚ. Wstępnie dodam, że mam 21 lat, studiuję a ostatnią pracę, jaką podejmowałam, była 2 lata temu (jest to istotny fakt, gdyż później byłam ubezpieczana przez mamę a nie zakład pracy).

Na początku września udałam się do dermatologa, gdzie lekarz na komputerze po wpisaniu mojego nr pesel oznajmił mi, iż jestem nieubezpieczona. Próbowałam się dodzwonić do mamy,bo to ona ubezpiecza mnie z urzędu pracy i co miesiąc konkretna kwota jest jej odliczana z wypłaty, ale niestety nie mogła w tym czasie odebrać. Napisałam stosowne oświadczenie, bo byłam na 100% pewna, że jestem ubezpieczona.

Niestety zachowanie lekarza zmieniło się nie do poznania. Z miłego pana stał się gburem, który tylko narzekał, że pewnie od skończonej osiemnastki nie byłam ubezpieczona i dopiero teraz to wyszło na jaw itp. Z wielką łaską zabrał się do badań, ale było to tylko dosłowne "zerknięcie" na mój problem z paznokciami. Zaczął od razu przepisywać mi leki, a kiedy wspomniałam, że mam również problem z trądzikiem to huknął tylko, że "to teraz sobie pannica przypomniała?!" i szybko dopisał maść do recepty bez żadnego dokładniejszego oglądnięcia twarzy.

Jakieś dwa tygodnie później dostałam skierowanie od ginekologa na trzydniową diagnostykę w szpitalu. Bałam się, że będę miała problemy z ubezpieczeniem, ale nic takiego się nie stało i zostałam normalnie przyjęta.

Wracając do dermatologa, to leki mi się skończyły, a poza tym i tak miałam przyjść do kontroli. Tym razem pewna swego,dzięki pobytowi w szpitalu i reakcji mamy(okazało się, że pani urzędniczka "pomyliła się" i myślała, że ciągle zakład pracy mnie ubezpiecza a nie mama, stąd to zamieszanie, no ale błąd naprawiony, niby wszystko ok). Nic bardziej mylnego.

W cudownym systemie eWUŚ wciąż widniałam na czerwono, czyli wciąż nieubezpieczona. Zagotowało się we mnie. Tłumaczę lekarzowi, że wszystko już wyjaśnione, no ale jego to nie obchodzi, on ma system i tyle. Narzekał, że musi tracić przeze mnie czas na jakieś głupie papierki. Potem po obejrzeniu paznokci spytał dlaczego tylko 1 jest wyleczony, a ja, że takie było jego zalecenie i miał mi dać skierowanie na dalsze badania, bo nie był sam pewien czy to grzybica, czy może jednak coś innego. On na to, że "to są za drogie badania, żeby zlecać je komuś kto nie opłaca ubezpieczenia". Przy przepisywaniu leków mnie "pocieszył" stwierdzeniem, że nie ma na nie zniżki nawet z ubezpieczeniem. Pocieszające. Ogólnie cała wizyta w tym gabinecie sprawiła, że czułam się jak jakiś śmieć. Lekarz zagroził, że za trzecim razem jeśli system wykaże, że jestem "nieubezpieczona" to on mnie już nie przyjmie.

Pytanie: dlaczego mam się czuć jak dosłownie jakiś śmieć zabierający "cenny" czas lekarzowi i innym pacjentom chociaż to nie moja wina tylko urzędniczych pomyłek i nie do końca dobrze działającego systemu? Wiem również, że dużo ludzi odkrywa teraz, że "nie są ubezpieczeni" i to nie są pojedyncze przypadki. Przynajmniej nie tylko ja jestem taka pechowa, ale czy to możliwe, że na przykład lekarz nie ma aktualnych danych w systemie?

służba zdrowia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (191)

1