Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

annann

Zamieszcza historie od: 13 czerwca 2012 - 20:02
Ostatnio: 14 października 2012 - 18:37
  • Historii na głównej: 0 z 8
  • Punktów za historie: 502
  • Komentarzy: 31
  • Punktów za komentarze: 55
 
zarchiwizowany

#37840

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejny dowód na to że z rodziną to tylko na zdjęciach , i to z boku żeby łatwo było wyciąć.

Mieszkam ja od pewnego czasu za granicą.
Tak się złożyło że moja siostra cioteczna, zwana dalej kuzynką wypchnęła do tego samego kraju swojego męża. Bo w Polsce źle, niedobrze i mało pieniędzy. Głównie to tu chodziło o to że ja pojechałam, a jak to ja mogę gdzieś pojechać i do tego sama wszystko załatwiłam?! Niemożliwe! Wiec poszukali, podzwonili i jest! Pojechał.
Potem był lament. Jak ona bez męża wytrzyma!
A do kogo dzwoniła na skype? Do mnie oczywiście.
A ja jako ta milsza i wg do rany przyłóż cierpliwie słuchałam i pocieszałam, a zastanawiałam się , to po cholerę go wypchnęłaś jak ci tak źle???
Ale dobra.
Jakiś miesiąc, dwa temu kuzynka dzwoni do mnie i obwieszcza nowinę!
[K]: Słuchaj, bo ja przylatuje do M[Męża] w sierpniu i tak sobie pomyślałam że mogłybyśmy się spotkać , porozmawiać, co ty na to? Spotkalibyśmy się w Pewnym Mieście.
[JA]: No pewnie, nie ma problemu, ale kiedy? Bo ja tylko weekendy mam wolne, ale czasami musze pracować, więc wcześniej musze znać datę.
[K]: To będzie od 1 do 10 sierpnia. [daty zmienione]
[JA]: To sobota wypada 4, to ja się zapytam i dam znać.
[K]: Okey, było by super.

No wiec ja się zapytałam, wolne dostałam, nawet auto mogłam wziąć żeby dojechać do miasta leżącego między moim miejscem zamieszkania a miejscem pobytu kuzynki.
Poinformowałam o tym kuzynkę, a ona że spoko, przyjadą.
[JA]: A o której mniej więcej?
[K]: Nie wiem o której wstaniemy.

Okeeej. Ale nic , sądziłam że to dorośli ludzie i zachowywać się też umieją jak dorośli. O ja naiwna!
Zbliżał się termin przylotu kuzynki do kraju. I zero jakichkolwiek informacji.
Telefonu nie odbiera, na skype nie ma, gg też nie działa. Jak trójkąt bermudzki normalnie.
Ale nic. Podzwoniłam, popytałam i nowy nr mam.
Dzwonie dwa dni i nic. Napisałam kilka wiadomości tego typu:
„Hej, i jak widzimy się w sobotę? Bo ja nie wiem co robić. Dajcie znać czy Wam się plany nie zmieniły, bo ja nie chce marnować całego dnia na czekanie.”
Ale dopowiedzi nie ma.
Normalnie zwątpiłam.
W końcu nastała sobota.
I co się okazuje?
Znaleźli numer i wysłali tego typu treści smsa:
„(…) Nie przyjedziemy bo nie mamy już kasy na bilety.” O godz. 9:30 rano. Bywa.

Ale to wcale nie jest piekielne zachowanie, choć mogli mnie poinformować dzień wcześniej.
Piekielne jest to że nie mając pieniędzy na bilet pojechali do Innego Miasta.
Myślicie że mi o tym powiedzieli? Czy coś? Nie. Dowiedziałam się z FB po tym jak obejrzałam zdjęcia dodane w poniedziałek a robione w SOBOTĘ. To już bezczelność.
Wiele zniosę , ale takich kłamstw nigdy.
Napisałam do kuzynki że może się do mnie więcej nie odzywać.
Proste.
A Ty Kuzynko, jeśli to czytasz, to wiedz że spaliłaś ostatni most do mnie.

kochana rodzina

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (223)
zarchiwizowany

#35697

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym roku.
Kupno samochodu , mafijnego oczywiście.

Kierunek allegro.
Szukam, dzwonie, na zmianę z bratem.
Jest!
Idealna Trójeczka, zadbana, z gazem, niedroga, skóra, nie bita. Na zdjęciach lakier się błyszczy!
Tylko odległość… 700 kilometrów ode mnie. O.o
Ale mimo to dzwonie ja.
„Tak, auto jest w stanie idealnym! Żadnych poprawek nie trzeba nanosić, zero wkładu własnego! Silnik igła!”

Dzwoni brat.
„No, tam trzeba coś z gazem zrobić , bo dużo pali, ja tam nie wiem, filtr jakiś czy coś. Wie pan, ja to auto mam od miesiąca dopiero i nie wiem dokładnie.”

Szybka decyzja. Auto stoi [w komisie] za 6 tyś.
Ok., jedziemy.
Pakujemy się w autobus po wcześniejszym uprzedzeniu że jedziemy, i oczywiście czy będzie możliwość sprawdzenia auta w stacji diagnostycznej.
„Oczywiście będzie.”

Dojeżdżamy w miejsce gdzie Diabeł mówi … nie no nawet nie mówi , bo za daleko. O.o
Pod PKS podjeżdża zakurzone autko.
Wsiadamy, jedziemy, już w lekkim szoku bo autko nie wygląda jak te ze zdjęcia.
Ok ,dojechaliśmy.
Oglądamy.
Skórzana tapicerka jest rzeczywiście – ale do wymiany. Nie wiem jak oni robili te zdjęcia że nic nie było widać, ale na tylnej kanapie była w strzępach.
Oglądamy dalej.
W bagażniku – brak koła zapasowego i gaśnicy, że o kluczach na klapie nie wspomnę [jak ktoś nie wie to w bmw jak się otwiera bagażnik to jest taka jakby półeczka na klucze].
Gaśnice da tylko poszuka, a jak chcemy „zapasówkę”, to on może nam ją sprzedać. O.o
Ok., lecimy dalej.
Światła – no było by zbyt pięknie żeby wszystkie działały! A jakich brak? Świateł stopu.
Tłumaczenie sprzedawcy: a po co ci światła stopu? U nas nikt na to nie patrzy.
My, poker face i mówimy że u nas to jak policja złapie bez czegokolwiek to mandacik.
Ok., z łaski po namowach powiedzieli że zrobią.
Dalej.
„Stacja diagnostyczna? Jaka stacja? Nie ma czasu! To trzeba z miesięcznym wyprzedzeniem się umawiać!”
Na szczęście można było autko pod komputer podpiąć, gdzie wyszły na światło dzienne jakieś błędy, ale mało poważne – tak przynajmniej mówili ‘fachowcy’.
Klakson – dla mnie ważna rzecz, bo często używam jak mi jakiś baran drogę zajedzie czy coś.
Ale klaksonu brak.
A gościu tak oto rzecze: „Co wy myślicie , że ja nie mam co robić? Klakson nie potrzebny jest, w domu sobie zrobicie.
[Brat] : Ale auto miało być sprawne…
[Gościu]: No i jest.
[B] Bez świateł i klaksonu?
[G] ja robił nie będę , bierzecie albo nie.

Brać czy nie? Do domu 700 kilometrów… a jak nie dojedzie?
Facet z ceny zszedł 500 zł.
Czyli do zapłaty 5,5 tyś.
Gdzie po telefonicznej konsultacji z mechanikiem dowiedzieliśmy się , że do autka najprawdopodobniej trzeba będzie dołożyć ok. 2 tyś [błędy na komputerze jednak nie takie małe jak nam mówili] i możliwe że rama silnika jest spawana – po mocnej kraksie. Widać było spawanie, a facet tłumaczył że tak MUSI być. Plus nowe zapasowe koło, ważna gaśnica, klakson no i „regeneracja skóry”


Podziękowaliśmy i do domu wróciliśmy ok. południa dnia następnego, głodni, zmęczeni, zmarznięci i źli.


A to pierwsza wycieczka z kilku :D

kupno samochodu

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 72 (140)
zarchiwizowany

#34534

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kto jest piekielny ocieńcie sami :D

Mieszkam w domu jednorodzinnym w małej wsi. Do domu dobudowany został tak zwany przedpokój. Stoi w nim duża szafa na zimowe ubrania i zbędne buty, oraz jakieś narzędzia. W lecie leżakuje tam [a właściwie leżakował, bo już nie żyje] mój pies, owczarek niemiecki.
Na drzwiach wisi tabliczka: "UWAGA ZŁY PIES!" Żeby nie było, że nie ma ostrzeżenia. Pies co prawda nigdy nikogo nie ugryzł, ale wiadomo zawsze musi być ten pierwszy raz.

Wiedzieli o nim wszyscy, bo był znany z tego że zaganiał z pola zwierzęta [krowy] na pastwisko pod domem, a czasami "pomógł" jakiemuś człowiekowi wsiąść do auta ;D Centralnie wpychał nosem ;D No i nie bardzo lubił obcych, a już nie tolerował dzieci wg!

No więc cofnijmy się wstecz o jakieś 2-3 lata na przełomie czerwca i lipca [wakacje już wtedy były].
Mama w kuchni, ojciec na polu, braciaki przed kompem, ja w pokoju. I nagle słychać krzyk, szczekanie, warczenie i płacz na zmianę z krzykami.
Co jest?
Wszyscy się zlecieli do tzw przedpokoju a tam nasz kochany piesek zacisną zębiska na ręce dziecka sąsiadów!
Dzieciak zaryczany, krwi niedużo, ale za to szok ogromny, pies ostro zdenerwowany, aż sierść postawił. Ja zabrałam psa do siebie żeby się uspokoił, a mama przepytuje dziecko, bo jak to tak? Do cudzego domu bez pukania?!
A dzieciak : Ja pukałem! Ale nikt nie odpowiedział to wszedłem! Było otwarte!
No nic, dzieciaka w samochód, po matkę i na pogotowie.
Cztery szwy mu założyli, i przez chyba trzy tygodnie na zastrzyki go woziliśmy.
A matka dziecka?
Przy jednej z jazd mówi do mnie:
-A naszego XX[drugie dziecko] tak pies pogryzł że 12 [!] szwów mu założono. Wiadomo, pies to nie zabawka.
o.O

Kto był bardziej piekielny:
-Matka która puszcza dziecko do sąsiadów ,wiedząc że mają dużego psa?
-My, bo pies w domu był bez kagańca?
-Czy pies, bo bronił swojego terytorium?

Nawiasem mówiąc jakiś czas po tym incydencie, dzielnicowy przyjeżdżał do nas raz w miesiącu, że niby zgłoszenie było , że duży i groźny pies biega wolny po podwórku/polu/drodze - nieważne, ważne że wolny.
Nie , psa na własnym podwórku w kaganiec i na smycz.
Niedoczekanie.
Tak czy siak mandatu nigdy nie dostaliśmy.
A pies przeżył w spokoju kilka miesięcy i jakimś "pechem" umarł. Ale to materiał na później, bo w sumie też jest nie tyle ciekawe co warte opisania.

pies

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (144)
zarchiwizowany

#34516

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Korzystacie czasem z basenów [czy jak kto woli pływalni] publicznych lub tych bardziej ograniczonych?
Mam wykupiony karnet do pływalni dla tych tak zwanych "lepszych" czyli inaczej mówiąc dla bogatych.
I nie było by w tym nic nienormalnego ani piekielnego gdyby właśnie nie ci bogaci.
Wchodząc do szatni dla kobiet mamy najpierw szafeczki a potem oddzielne miejsce gdzie można się przebierać, ale po co komu przebieralnie , jak można gołemu sobie po całej szatni i łazience chodzić?
Zero wstydu, zażenowania, czy wg czegokolwiek. Może im tak wygodnie ale ja nie chce oglądać starych i pomarszczonych w większości bab nago.Młode też tak chodzą, ale już mniej. Tak czy inaczej to dla mnie ohydne. W domu niech sobie prezentują nagość a nie w miejscu publicznych.
Nie wiem jak jest z Wami , ale ja uważam że to jest z deka chore.
Z karnetu zrezygnować nie chcę bo zbyt podoba mi się to co oferuje to miejsce.

na pływalni

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (27)
zarchiwizowany

#34411

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po maturze postanowiłam zrobić przerwę przed studiami i znaleźć pracę.
Jako że tam gdzie mieszkam pracy jak na lekarstwo poszłam do up się zarejestrować. No i udało się! Jest! Staż. Za 720 zł miesięcznie w sklepie. A co.
Sklepik mały, szef fajny, przynajmniej na początku, potem wyszło szydło z worka... Klienci w większości rodzaju męskiego, ale nie o nich teraz xD
No więc dostałam ten staż na pół roku, po tych pięknych sześciu miesiącach miałam dostać umowę na stałe w tym sklepie na okres minimum trzech miesięcy.
Praca po osiem godz dziennie przez pięć dni od 8:00 do 16:00, weekendy miałam mieć wolne. A jak nie , to miałam dostawać za każdą sobotę dodatkową kasę lub dzień wolny [od 9:00 do 14:00].
Sklep był pomieszczeniem może 6x7 z małą toaletą i kącikiem "kuchennym".
Co w nim było? Ano kosiarki, piły i tego typu rzeczy nieważne jakiej marki. xD
Dziewczyna w takim sklepie [i serwisie bo się zdarzało że trzeba coś podkręcić, a to prowadnicę zmienić, sprzęgło czy łańcuch, a jak szefa nie było to ja ;)]. Znajomi się ze mnie śmieli że sobie męża tak szukam o.O
ha ha ha

Dalej.
Dalej było tylko gorzej.
Dojeżdżałam autobusem i ostatni miałam o 15. Więc co zrobić? 10 km z buta czy wyjść godz wcześniej? No to wychodziłam. Jak odrobię tą godzinę? A no w sobotę! Prawie każdą!
W końcu kupiłam rower. A jak kupiłam to zaczęły się zmiany. Czyli zamiast zaczynać o 8 i kończyć o 16 zaczynałam o 9-10 czasem 11 i kończyłam o 17- 17.30. I soboty. Bo szef musi odpocząć!
Super!
Tylko raz łaskawy szef zapłacił mi za sobotę. 20 zł ;D
Ale nie to było najgorsze.

W tym czasie zmarła mi Mama, a jak wiadomo pogrzeb to trauma, zwłaszcza tak bliskiej osoby. Więc nie byłam w pracy łącznie CZTERY DNI. Przyszłam w poniedziałek. To akurat po Wielkanocy było. Ale żadnego urlopu nie brałam tylko powiedziałam że te dni to odpracuje w sobotę. Ok.

Do końca stażu zostało mi 2 miesiące więc pomyślałam że trzeba jakoś z dni wolnych skorzystać. Zostało mi ich łącznie 6 chyba. Nie pamiętam.
No więc skorzystałam!
A jak!
Szef stwierdził , że on mi łaskę zrobił bo nie musiał mnie godz wcześniej wypuszczać na autobus, że jak miałam pogrzeb to mi dał wolne - co z tego że odpracowałam wszystko w soboty?
Tak wytknął mi pogrzeb, na co ja momentalnie zalałam się łzami, wszak minęło kilka tygodni dopiero. Co prawda mnie przeprosił,że nie powinien tego mówić,ale niesmak pozostał.
Zaczął mi wyliczać że jak przychodzę np na 10- 11 do pracy to nie pracuję 8[!] godz tylko 6-7. I tak wg jego kalkulacji nie miałam tylu dni wolnych. A ile miałam? Ano 2! A to i tak za dużo! On mi łaskę robi , bo ja takim dobrym pracownikiem jestem.
Pracowałam jako sprzedawca a robiłam wszystko. Remanent, przyjmowanie towaru, sprzedaż na raty, montowanie kosiarek i pił jak przyszły w częściach, ostrzenie łańcuchów - z tego to się ludzie jawnie dziwili ;D
No i oczywiści zawsze pod telefonem.
Nawet jadąc na wycieczkę zagraniczną , już po "skończeniu" tego cyrku dzwonił do mnie czy nie wiem gdzie leży to i tamto, a czy ten facet miał taką kosiarkę czy taką,co było robione, ile zapłacił, a tamten co kupił i kiedy?
Po miesiącu przestałam odbierać telefony. Bo ile można! Co ja jestem informacja? Nie pamiętam wszystkiego!

A na sam koniec to dopiero wyszły jaja!
Miałam dostać umowę na stałe, a co wielkoduszny szef mi zaproponował? Umowę na 1/16 etatu czy jakoś tak. W praktyce miało to wyglądać tak: Przychodziłabym do pracy na 4[CZTERY!] godz dziennie , dwa dni w tygodniu, albo co drugi dzień. I w soboty. A to wszystko za 150-200 zł na rękę , bo trzeba coś zapłacić, coś odprowadzić.
Brat mówi cytuję: "Spier*alaj z tego miejsca. I to szybko." No i zwiałam. Całe szczęście!
Teraz "pracuje" tam dziewczyna za 400 - 500 zł na czarno. No przynajmniej pracowała w zeszłym roku.
A ja?
Omijam ten sklep szerokim łukiem. Sklep i tego pier**** szefa.
Nadal jestem zła że byłam taka naiwna i nie postawiłam się w kilku sprawach. A na pewno bym wygrała. Ale cóż, mądry polak po szkodzie.
Dziękuję.

sklepy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -18 (22)
zarchiwizowany

#33372

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się też historia ze szkoły.
Podstawówka, trzecia lub czwarta klasa, ja dziecko spokojne, nieśmiałe, nigdy nikomu nie wadziłam, nie przeszkadzałam, nie udzielałam się. Miałam tylko jedną wadę. Właściwie mam do dziś.
Mam dysgrafię , czyli bardzo brzydko piszę, zwłaszcza jak się śpieszę. Czasami sama siebie nie mogłam rozczytać.
Ale do rzeczy.
Lekcje historii zawsze były na ′spidzie′, Pani Nauczycielka strasznie szybko dyktowała wszystko, no więc ja szybko pisałam.
Aż pewnego pięknego dnia PN wywoływała po kolei każdego ucznia i sprawdzała jego zeszyt. Doszło też i do mnie.
Podchodzę, podaję zeszyt, a ona w krzyk:
[PN]: Co to jest?! To zeszyt do historii?! Wstyd! To jakaś szmata a nie zeszyt!
I machnęła tym zeszytem na środek klasy, tak że okładka odpadła od niego ;/
Ja oczy szklane, w klasie ani jednego szmeru, nic.
[PN] : Za tydzień przyniesiesz mi przepisany CAŁY zeszyt do sprawdzenia. Siadaj.

Cóż robić? Prze ryczałam w łazience dwie przerwy i do domu.
Cały weekend siedziałam nad tą historią. Przepisałam wszystko, a mozolnie mi szło strasznie. Każdy temat podkreślony, daty na kolorowo, jakieś ilustracje wojen powklejałam, wszystko pięknie ładnie , byle by tylko następnym razem nie krzyczała.
Zeszyt? Idealny!
5 się należało.
Wiecie co dostałam? NIC!
Bo po terminie i ona nie sprawdzi.

Wracając do domu, złapał mnie deszcz, cały plecak przemókł a z nim wszystkie zeszyty i książki.
Cała moja praca zmarnowana.
I tyle.

szkoła

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 46 (224)
zarchiwizowany

#33364

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Koleżanka zaprosiła mnie do siebie na "wioskową dyskotekę" w tzw remizie. Ok spoko, może być fajnie.
Ale nie było.
Było nudno więc poszliśmy do jej koleżanki film oglądać.
Skończył się i wychodzimy. Idziemy do domu?
A gdzie tam! Idziemy zobaczyć czy na dyskę ktoś nowy doszedł.
No ok idę. Nie znam prawie nikogo , ale spoko, bać się przecież nie będę, bo to wioska, sami znajomi przecież!
Stoję [J] ja pod tym budyneczkiem, spokojnie czekam na [K]koleżankę , a tu podchodzi do mnie jakiś ′lekko′ wstawiony [T]typ o pół głowy mniejszy niż ja , a ja do wysokich nie należę, ale za to w barach szerszy i do mnie z tekstem:
[T] : A ty to kur*o kto? S*ka, w ryj chcesz dostać? Tak ci przy*ier*ole że popamiętasz.
Ja lekko wystraszona ale zastraszyć się nie dam.
[J] : Ręce mi do dupy nie przyrosły, oddam.
[T]: Co kur*a?! Bić się chcesz?
I podchodzi do mnie ja już mocno w nerwach, bić się umiem , ale z facetem nie wygram. Cofam się lekko. Na szczęście wyszła moja koleżanka :
[K]: Co tu się dzieje? Annann?
[T]: To ty tą kur*we znasz? Ja pier*ole! Same kur*y!
[K]: Uspokój się bo ja cie uspokoję.
A moja koleżanka to hm poważna baba, i przyłożyć potrafi.
[T]: Co, będziesz tą su*e bronić? Ja pier*ole! Pożałujesz.
Wyszło jeszcze kilku znajomych zaciekawionych tą wymianą zdań i wzięli typa na boczek, ale co by było gdyby moja koleżanka nie wyszła wtedy?
Zapewne sprawdziłabym jak szybko biegam po polu, a przy okazji sprawdziłabym moją orientację w nieznanym terenie o 2 nad ranem i z rozładowaną baterią w telefonie.
Było by miło, nie ma co.

A koniec historii?
Rodzina mojej koleżanki poszła prawie że na noże z rodziną tego chłopaka.

Zastanawia mnie też co on miał w głowie, że tak na mnie naskoczył widząc mnie po raz pierwszy w życiu.

dyskoteka

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (32)
zarchiwizowany

#33361

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tyle się naczytałam o tych różnych kurierach , że postanowiłam sama się z Wami czymś podzielić.

Konto na allegro mam już sporo, ale mój brat dłużej i to o nim tu będzie.
Zamawia dużo, zamawia często, zawsze kurierem i za pobraniem, chyba że nie można inaczej.

1#
Razu pewnego zamówił lampę do samochodu. Stłuczkę lekką miał, więc od razu znalazł , zamówił jakaś używana , ale grunt że sprawna. Oczywiście kurier + pobranie (drożej) byle by szybko doszła.
Szła dwa tygodnie, facet na ciągłe telefony o to czy wysłał, zapewniał, że zaraz. Zwlekał dwa tygodnie. Brat zdążył zamówić drugą, wstawić i zapomnieć. A ta zamówiona? Ano przyszła i do tego nie ta co trzeba. Ale cóż? Mój brat kłócić się nie lubi, więc machnął ją do garażu i leży czekając na lepsze czasy.

2#
Brat kupił auto z tzw kaseciakiem (choć w ogłoszeniu czarno na białym że CD jest, ale że my nie sprawdziliśmy od razu, a to ok 800 km to nie było sensu zawracać byłemu właścicielowi głowy), ale że kaset my nie mamy wg , trzeba by coś na cd zamontować. A co jest najtańsze? Ano kaseta adapter. Dla tych co nie wiedzą to wygląda jak normalna kaseta tylko ma kable i można ją podłączyć np do telefonu komórkowego. Więc myk na allegro i szuka, a to nie są wygórowane ceny. Za sam adapter(lub transmiter jak kto woli) to koszt ok 2 zł a że szybko się chciało ją mieć więc przesyłka pobraniowa kurierska ok 15- 20 zl [!] Nie pamiętam dokładnie ile to było, grunt że sporo więcej niż sama kaseta. Ale cóż? Kasy na montaż zmieniarki nie było wtedy , więc została zamówiona.
Ile szła?
Za długo.
W domu wszyscy źli, bo weekend się zbliża , można by gdzieś wyskoczyć , "nowym" autkiem poszpanować, a tu za akompaniament radio miało by robić.
No więc kurier w końcu ją dostarczył, a na pytanie czemu tak długo szła , odpowiedział że w okolicy nie było paczek to mu się jednej nie opłacało wieźć.
Kij tam że ktoś czeka, że zamówione tym sposobem aby szybciej, ale co tam.
Przecież kurier nie będzie z JEDNĄ paczką jechał do klienta bo mu szkoda paliwo marnować.
I tyle.
Za to sprzedawca dostał "neutral" i niemiłą wiadomość od mojego brata o tym co sądzi na temat takiego kuriera.

3#

Zamówiona dość duża paczka, a co za tym idzie i ciężka.
Dzwoni kurier:
-Cześć! Paczkę mam, możesz wyjść na drogę?
[Dodam że "na drogę" oznacza jakieś pół kilometra, mieszkam na wsi i w pewnym momencie kończy się asfalt a zaczyna piaskowa droga i kurierzy niespecjalnie chcą ją jeździć.]
Ja mina WTF i mówię cały czas do tel:
-Ale brata nie ma, a ja nie będę tego dźwigać.
-No ja też nie. To zaraz będę.
I chcąc nie chcą przyjechał na podwórko xD

4#

Zamówione coś ważnego i nie taniego. Miało być "jutro", jak zapewniał sprzedający. Telefonu do kuriera nie ma. Paczki też. Dzwoni brat do sprzedającego , a on mówi żeby na stronie kuriera sprawdzić gdzie jest paczka, bo została "zdana" rano, ok 8.30.
Brat na stronie się loguje , coś tam wpisuje i wyświetla się że paczka czeka nie dostarczona bo kurier nie zastał nikogo w domu.
Brat mina WTF?! Cały czas był w domu bo mu śpieszno było do jej dostania i cały czas pod telefonem. Ja także.
Więc dzwoni do biura i się pyta o co chodzi, a tam miłe kobietka mu mówi że kurier dzwonił do niego, on nie odbierał, w domu nikogo nie było to zdał paczkę na bazę i będzie jutro. Brat - ok. Do babki nic mówić nie będzie bo co ona może? Pogada jutro z kurierem.
Następnego dnia zjawia się kurier z rzeczową paczką a na pytanie "co było wczoraj?" odpowiedział:
-Do dziewczyny się spieszyłem, a tu już 16 na zegarku prawie była a trzeba jeszcze dojechać.
Brat wkurzony, ale że kurier znany , bo często do nas jeździ to tylko ochrzan odstał za takie coś.
Ale następnym razem poleci skarga.
Kurier:
-Dzięki , cześć, na razie.

I tyle.
Może nie jest to zbyt piekielne, ale do miłych sytuacji tego też zaliczyć nie można.
Na razie!

kurierzy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (35)

1