Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

atheo

Zamieszcza historie od: 21 marca 2011 - 7:52
Ostatnio: 26 sierpnia 2023 - 17:28
O sobie:

Ot jestem :)

  • Historii na głównej: 8 z 13
  • Punktów za historie: 1799
  • Komentarzy: 205
  • Punktów za komentarze: 1555
 
zarchiwizowany

#11070

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze zanim mój sklep przeniesiono na dosłownie ciut większy metraż, pracowałam w klitce niemal 3x3, która kiedyś służyła jako schowek komunalny, a do tego znajdowała się w bloku mieszkalnym. Nikt raczej nie narzekał na obecność sklepu zoologicznego, wręcz przeciwnie, było blisko, niedrogo, a mieszkańcy niemal wszyscy mają psy, koty lub inne zwierzęta. Nie mam do pracy daleko, toteż zazwyczaj idę wolno piechotką jakieś 15 minut. Z opowiadań słyszałam o piekielnym sąsiedzie który przeganiał dzieci z ogródka, oraz krzyczał obelżywie przez okno gdy ktoś postawił rower koło żywopłotu. Średnio wierzyłam że ktoś jest na tyle chamski by tak robić. Aż pewnego dnia sama przyjechałam rowerem do pracy.
Pierwszego dnia gdy odjeżdżałam słyszałam w domofonie jak pan mnie wyzywa od najgorszych. Niewiele myśląc, bo akurat zamknęłam, i miałam włączoną muzykę na komórce, podetknęłam ją pod domofon chichocząc.
Drugiego dnia również byłam rowerem, tym razem pan przez okno wrzeszczał inwektywy (nie przytoczę ze względu na dobre wychowanie). Posłałam jedynie całusa i uśmiechnęłam się złośliwie, a panu potoczyła się piana z pyska.
Trzeciego dnia, otworzyłam rano, zostawiając rower na stopce (nie dotykał więc żywopłotu). Obsługuję klientów gdy owy pan (który podobno zbyt chory by chodzić) wpada jak burza do mojego malutkiego sklepiku i robi karczemną awanturę że ja niszczę jego żywopłot, że on na Straż Wiejską (bo u mnie na miano Miejskiej nie zasługuje) na mnie wezwie, że mnie zamkną! Zdenerwowałam się ponieważ nie miał podstaw, i wskazałam mu palcem drzwi wrzeszcząc jeszcze głośniej.
- Won! Bo ja to na policję zadzwonie że mnie pan nachodzi i obraża! - Muszę dodać że jestem przekonująca - Zakłóca pan spokój w moim sklepie! A rower ma prawo tam stać!
O dziwo poskutkowało błyskawicznie, podobno od tej pory staruszek już nikomu nie zwrócił uwagi że rower stoi gdziekolwiek :)
A swoją drogą to spaliny samochodu bardziej są toksyczne dla jego cennego krzaka...

sklep zoologiczno-wędkarski

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (153)

#9768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To może jeszcze jedno ze sklepu zoologiczno-wędkarskiego? ;)
Otóż ze mną na zmiane pracuje jeszcze dwoje właścicieli sklepu, historia jest o mojej pracodawczyni.

Otóż pewnego dnia przyszli do niej klienci, po to aby kupić myszkę, a muszę dodać że moja szefowa ma niskie ciśnienie, a co za tym idzie czasami bywa lekko zaspana. Rozmowa typowa, ale dodajmy że ma tu znaczenie co zostało powiedziane, a co zostało usłyszane.
[Klienci] Chcielibyśmy kupić myszkę.
[Ekspedientka] (lekko zaspana) A jaką myszkę państwo chcą?
[K] Myszkę dziewicę.
Moja szefowa lekko skonsternowana z pełną powagą patrzy na myszki i mówi.
[E] Wiedzą państwo... Ciężko będzie znaleźć myszkę dziewicę...
Klienci na chwile zastygli bo poważny ton mojej pracodawczyni wybił ich z rytmu, dopiero po chwili zaczęli się śmiać jak opętani.

Okazało się że chcieli "myszkę dziewczynkę" tylko sprzedawczyni źle usłyszała. W końcu dostali swoje zwierzątko, a my do dziś mamy anegdotę do opowiadania w pracy ;)

sklep zoologiczno-wędkarski

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 506 (646)

#9688

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie zoologiczo-wędkarskim, a że jestem dość młoda i niekoniecznie brzydka, to panowie i panie przychodzący robić do mnie sklepu niejednokrotnie biorą mnie za kompletną blondynkę. Oto w jaki sposób potrafią to robić:

Pan, gdzieś po 50-tce. Przyszedł i zaczął się wymądrzać na temat pływających w akwariach rybek, a jako że miałam ojca akwarystę, a do tego już dłużej w swoim fachu pracuję znałam się lepiej niż taki co miał-kiedyś-akwarium-lata-temu. Pan na chwilę wyszedł, a potem wrócił uśmiechając się i wskazał na klatkę z myszkami.
[Klient] A kto u pani częściej kupuje te myszki? Chłopcy, czy dziewczynki?
[Ja] (przesłodzonym głosem) Właściciele węży.
[K] (obruszony) I tak beztrosko o tym pani mówi?!
[J] Ależ proszę pana, takie są prawa natury.
[K] A jakby tak ktoś tu przyszedł i mnie zabił?! To by było w porządku!?
[J] Ale węże zabijają tylko żeby zjeść, nie robią tego tak jak ludzie bez powodu.
[K] A jakby przyszedł tutaj wampir?! I chciał mi wypić krew? Przecież on też musi jeść!
Westchnęłam widząc że klient uparł się by udawać mądrzejszego, więc z pogodą ducha spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam.
[J] Ależ proszę pana, coś takiego jak wampiry nie istnieje. Ale gdyby wpadł tu tygrys, i by pana zjadł, to byłoby w porządku.
Facet zdębiał i wyszedł bez słowa.

sklep zoologiczno-wędkarski

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 409 (545)