Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

atopia

Zamieszcza historie od: 17 marca 2012 - 13:00
Ostatnio: 22 czerwca 2017 - 15:45
  • Historii na głównej: 5 z 7
  • Punktów za historie: 1247
  • Komentarzy: 48
  • Punktów za komentarze: 276
 

#77479

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Weterynaryjna służba zdrowia. Temat rzeka. Po lekturze historii o guzie u suni podzielę się i ja swoimi przejściami.
Jestem opiekunką sznaucera mini, dziewczynka, na dzień dzisiejszy liczy sobie 12 wiosen.

Mając lat 10 zrobiła sobie coś z łapą. Niby żadnego urazu, żadnego wypadku, ale tylna łapa wzięła i nie działa. No nie i już. Łazi na trzech łapach dzień i drugi. Na trzeci pojechałyśmy do weta, bo stało się jasne, że to coś poważnego, a i zdrowa tylna noga przez nadmierne obciążenie zaczęła słabnąć.

Wet zrobił prześwietlenie i orzekł: ZERWANE WIĘZADŁA W KOLANIE, NATYCHMIAST OPERACJA, BO INACZEJ PRZESTANIE CHODZIĆ I PO PSIE.
OK, jak trzeba, to trzeba, poproszę kosztorys. Badania krwi+echo serca+operacja+leki= 2-2,5k
Musiałam przysiąść z wrażenia. Myślę sobie, a co jeśli chcą mnie zrobić na hajs?

Poszłam do drugiego weta. Popatrzył na prześwietlenie, pomacał psa i rzecze: No, na tym prześwietleniu to w sumie nic nie widać, a i badanie wyszło w miarę OK. Jak dla mnie to żadna operacja.
Cóż mogłam rzec.

Poszłam do trzeciego weta. Obejrzał, pomacał. I orzekł: Szału to kolano nie robi, ale żadnej operacji nie trzeba. Odchudzić, wesprzeć trochę stawy suplami i będzie git.

Zgadnijcie co. Odchudziłam ją kilogram, podkarmiłam supelkami, dałam czas i chodzi jak nówka. Wet numer jeden od tamtej pory nie zarobił na nas ani złotówki, a jak wiadomo, stary pies to przysłowiowa skarbonka. Chciwy traci dwa razy.

weterynarz

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (211)

#75493

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o podróży w Bieszczady przypomniała mi moją tegoroczną przygodę z PKP.

Koniec czerwca. Sezon koncertowy w pełni. Jako że stolica tegoroczne Wianki pokpiła, to zapadła decyzja, aby na tę okazję udać się do Krakowa. Tak też się stało. Weekend jedyny w swoim rodzaju, ze 40 stopni w cieniu, żar z nieba, płynny asfalt, gołębie upieczone w locie. Koncerty obskoczone (doskonałe), niedziela wieczór, wracamy.

Podróż powrotna miała trwać 3,5h. Pociąg nowy, czysty, wi-fi, gniazdka pod ręką - jest super. Na tak krótką podróż nie zaopatrzyłam się w wałówę - ot, bułka i 0,7l wody. Błąd.

Tamtego wieczora nad Polską przeszły okrutne nawałnice i jak łatwo się domyślić, to była przyczyna kłopotów.

Zaczęło się od dziwnej trasy pociągu. Trochę jeżdżę pociągami i głębokie lasy raczej nie są częstym widokiem na trasie do Krakowa. Nic to, konduktor nic nie mówi, czyli może to chwilowe.
Potem zwolniliśmy. A potem zatrzymaliśmy się. W lesie. Po 40 minutach postoju w ciszy ktoś nie wytrzymał i przez interkom poinformował kierownika pociągu co sądzi o takiej dezinformacji i traktowaniu pasażerów. Konduktor pofatygował się do nas i beztrosko poinformował, że ruszymy za 15 min i jedziemy do Częstochowy z pominięciem większości stacji na trasie. Ruszyliśmy do Częstochowy, a jakże. Po 40 minutach. Aktualny bilans czasowy: Kraków - Częstochowa 5h.

Dotarliśmy. Potem już bez przystanków mknęliśmy do Warszawy.
Bilans końcowy: Kraków - Warszawa 8h. Rekord.

Złożyłam więc reklamację. W uzasadnieniu napisałam, że takie opóźnienie samo w sobie jest raczej kiepskie, ale jeszcze gorsza jest olewka ze strony drużyny konduktorskiej, bo na przykład może ktoś by chciał układać plan awaryjny dalszej podróży czy coś. I ogólnie niefajnie, bo wagon restauracyjny nie dysponował nawet odpowiednią ilością wody, nie wspominając o poczęstowaniu pasażerów kawą. W związku z tych chciałam zwrotu kosztu biletu.

Otrzymałam odpowiedź, że ogólnie to zwracają 30% (?) kosztu biletu w związku z tamtymi opóźnieniami, ale że podróżowałam dość tanim pociągiem i jeszcze na zniżce studenckiej, to zwrot wyniesie poniżej 4 euro i to za mało. I nie zwrócą nic.

Znaczy się, jeśli nie jeździsz pendolino i jesteś studentem, to możemy robić co chcemy i nic nie musisz wiedzieć, czy przyjedziesz o 20, czy o 24, czy w ogóle przyjedziesz do swojego miasta, nie interesuj się.

Jakby napisali, że w związku z tym, że opóźnienia wystąpiły z przyczyn od nich niezależnych, nie zwracają kasy, to OK. Ale traktowanie ludzi jak pasażerów gorszego sortu dlatego, że nie jeżdżą najdroższymi opcjami jest niesmaczne.

pkp

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (235)

#73467

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Metro. Godziny największego szczytu, ścisk, tłok, glonojady.

Wsiadła pani z młodocianym synem, na oko jakieś 5 lat. Dzieciak usadził zad, matce też ustąpiono. Ok, jedziemy.

Na następnej stacji wsiada pani w dużej ciąży. Ale takiej DUŻEJ i staje centralnie nad dzieciakiem. Obok dzieciaka siedzi jego matka.

Myślicie, że ustąpiła? Albo dzieciak w przypływie dziecięcej bezinteresowności odezwał się, zapytał? Nic z tego. Ona zainteresowana przeciwległym końcem wagonu, on oczywiście z nosem w komórce. Ludzie wokół? Nic.

I w takiej gęstej, przytulaskowej atmosferze pani w ciąży przejechała 1/3 trasy I linii.

Wstyd, żenada i niesmak.

Uprzedzając pytania: stałam połowę wagonu dalej.

komunikacja_miejska

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (188)

#71567

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia o logice pań z dziekanatu.

Ostatni semestr studiów. Trzeba się zapisać na 3 fakultety. Zapisałam się. 2 faq nie zostały otwarte. System zamknięty.

Dzwonię więc do dziekanatu. Pani Halinka usłyszawszy w jakiej sprawie dzwonię uraczyła mnie 3 minutowym monologiem, że ona nie jest naszą (studentów) sekretarką, że nie możemy wszystkiego załatwiać telefonicznie i że ONA NIE MA CZASU żeby mi w systemie te fakultety zaznaczyć i mam przyjść osobiście. To nic, że jestem na wydziale raz w tygodniu akurat kiedy dziekanat jest nieczynny. Cały monolog wypowiedziany był bardzo kwieciście, nie zabrakło nawet pytań retorycznych ("Pani żartuje????" No raczej, chyba po to się dzwoni do dziekanatu?)

Oczywiście, kiedy się do niej pofatygowałam, ogarnięcie tematu moich fakultetów zajęło jej 30 sekund. Po co te nerwy przez telefon? Po co ściąganie człowieka z jednego końca miasta stołecznego na drugi?
Chyba tylko po to, żeby sobie poprawić samopoczucie.

sggw

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (211)

#71496

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nadgarstki mi nie działają. Wzięły i bolą. Jak mają gorszy dzień, to nie mogę odkręcić wcześniej otwartej butelki.

No więc do ortopedy. Po odczekaniu swojego nadszedł ten wielki dzień. Pan pomacał, obejrzał.
Pisze na komputerze? Owszem.
Czy moja praca mocno obciąża nadgarstki i ręce w ogóle? No, psia krew, niestety tak.
Trenuje? Tak, trzy razy tygodniowo.

OK. Proszę przestać pisać na kompie, zmienić pracę, przestać trenować i będzie OK. Tu są kwity na leki na przewodność nerwów. To nic, że nie mamy żadnych badań, czy z nerwami wszystko gra czy nie.

Cóż mogłam rzec. Przytaknęłam i oddaliłam się w kierunku swojego miejsca zatrudnienia.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (292)
zarchiwizowany

#38401

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia gotohell o dentyście przypomniała mi moje przeżycia.

Parę lat temu, pewnie koło 8-9, rozbolał mnie ząb. Nasz sprawdzony, "rodzinny" dentysta przyjmuje w miasteczku po drugiej stronie miasta stołecznego i akurat nikomu nie było tam po drodze. W związku z tym Mama postanowiła zaprowadzić mnie do prywatnej kliniki w naszym mieście. Niby taka turbo-ultra wypasiona z najlepszymi specjalistami. Ok, idziemy. Przyjęła nas kobitka(do tej pory pamiętam jej nazwisko:/)w wieku bardzo młodym, która po zerknięciu do mojej paszczy wesoło zakrzyknęła, że trzeba leczyć kanałowo. Ok, niech będzie. Pominę tutaj, że wizyty były chyba 3 albo 4 i kanały miałam czyszczone bez znieczulenia(!). Ząb wyleczony, dziękuję, do widzenia.
Po jakimś czasie ten robiony kanałowo ząb mi PĘKŁ. W głąb dziąsła. Ból bardzo dokuczliwy, jak można się domyślić. Mama przeczuwając co będzie dalej, pojechała ze mną do rodzinnego dentysty. Ząb załatał, sumkę zainkasował.
Historia powtarzała się koło 4, może 5 razy przez te parę lat. W końcu dentysta powiedział żeby prześwietlić ten ząb. Prześwietliłam i nastąpił finał.
Doktorek obejrzał zdjęcie, stwierdził, że ząb jest spie...rniczony, kanały były robione bez potrzeby i trzeba go WYRWAĆ. I wyrwał. Miałam wtedy 19 lat i pierwszy ząb z głowy. Nie ma zęba, nie ma problemu.
W sumie jest też dobra strona całej akcji, bo wtedy wyszło, że w klinice, w której byłam na początku liczy się tylko i wyłącznie kasa. Oczywiście na przestrzeni kilku lat były też inne tego dowody, ale to już odrębne historie.
Trzeba mieć zdrowie, żeby w tym kraju chorować.

prywatna_służba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (90)
zarchiwizowany

#30799

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mej rodzicielki sprzed 20 lat. Ja w fazie embrionalnej w roli głównej.

Matula podejrzewając ciążę, jak to bywa, poszła do ginekologa żeby potwierdzić swoje przypuszczenia i sprawdzić czy nami wszystko w porządku. Gadka-szmatka z lekarzem, no tak, ciąża jest, zdrowa, w normie. Mater zaciesz, bo młoda, parę miesięcy po ślubie, jest ok. A lekarz:
- No tak, tak. Ciąża jest. To kiedy umawiamy się na zabieg?

Chyba nie muszę pisać jakiego rodzaju zabieg pan doktor miał na myśli, więc zakończę modnym tu słówkiem: kurtyna.

służba_nie_jestem_pewna_czy_zdrowia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (227)

1