Profil użytkownika
ava28
Zamieszcza historie od: | 9 maja 2014 - 13:31 |
Ostatnio: | 28 maja 2014 - 9:57 |
- Historii na głównej: 2 z 2
- Punktów za historie: 1268
- Komentarzy: 2
- Punktów za komentarze: 13
Pracowałam sobie ponad rok w Empiku w znanym mieście stołecznym na W. Piekielnych historii miałam mnóstwo, a warto dodać, że był to empik w "ekskluzywnym" Centrum Handlowym, takim ze sklepami "z wyższej półki". A więc i ludzie bogatsi.
Właściwa historia działa się, gdy telewizja polska wypuściła serial o Annie German i zaczął się tzw "boom" na Annę G.
Sobota, godziny popołudniowe, stoję sobie na POKu (Punkt Obsługi Klienta) i podchodzi do mnie pewien Dresowy Dżentelmen, z łancuchem na szyi cięższym pewnie niż moje skromne 50kg, ZŁOTYM, z tego samego szlachetnego metalu bransoleta i żąda:
D - dżentelmen
J - ja
(D) - Płytę Anny German potrzebuję.
(J) - Oczywiście, mamy kilka tytułów, czy ma Pan na myśli coś konkretnego?
(D) - Tak, chcę koncertówkę.
Myślę sobie dobra, może faktycznie jakieś archiwalne nagrania są, poszukamy. Klepię w klawiaturę a D zwraca się do mnie
(D) - I to najlepiej najnowszą, z tego roku! Ewentualnie z poprzedniego!
Zaskoczył mnie, nie powiem. Zbaraniałam, myślę, myślę i w końcu mówię:
(J) - Ale to niemożliwe proszę Pana, nie ma płyt Anny German z tego roku.
(D - w konsternacji) - A to dlaczego? w którym empiku w takim razie jest?
(J) W ogóle nie ma takich płyt, bo ona już dawno nie żyje.
Wtedy zbaraniał D. Myśli, myśli i mówi tonem nieznoszącym sprzeciwu:
(D) - Pani kłamie! Ja wiem, że ona żyje, przecież gra teraz w serialu!
I zostawił mnie z koparą opadniętą aż piętro niżej na odchodnym złorzecząc "wszędzie kłamcy i złodzieje!"
Głupota ludzka - taka nieograniczona!
Właściwa historia działa się, gdy telewizja polska wypuściła serial o Annie German i zaczął się tzw "boom" na Annę G.
Sobota, godziny popołudniowe, stoję sobie na POKu (Punkt Obsługi Klienta) i podchodzi do mnie pewien Dresowy Dżentelmen, z łancuchem na szyi cięższym pewnie niż moje skromne 50kg, ZŁOTYM, z tego samego szlachetnego metalu bransoleta i żąda:
D - dżentelmen
J - ja
(D) - Płytę Anny German potrzebuję.
(J) - Oczywiście, mamy kilka tytułów, czy ma Pan na myśli coś konkretnego?
(D) - Tak, chcę koncertówkę.
Myślę sobie dobra, może faktycznie jakieś archiwalne nagrania są, poszukamy. Klepię w klawiaturę a D zwraca się do mnie
(D) - I to najlepiej najnowszą, z tego roku! Ewentualnie z poprzedniego!
Zaskoczył mnie, nie powiem. Zbaraniałam, myślę, myślę i w końcu mówię:
(J) - Ale to niemożliwe proszę Pana, nie ma płyt Anny German z tego roku.
(D - w konsternacji) - A to dlaczego? w którym empiku w takim razie jest?
(J) W ogóle nie ma takich płyt, bo ona już dawno nie żyje.
Wtedy zbaraniał D. Myśli, myśli i mówi tonem nieznoszącym sprzeciwu:
(D) - Pani kłamie! Ja wiem, że ona żyje, przecież gra teraz w serialu!
I zostawił mnie z koparą opadniętą aż piętro niżej na odchodnym złorzecząc "wszędzie kłamcy i złodzieje!"
Głupota ludzka - taka nieograniczona!
empiczek
Ocena:
591
(719)
Przeglądałam ostatnio piekielnych i natrafiłam na kilka historii o dentystach i tak mi się przypomniało:
Miałam od dzieciństwa zaprzyjaźnioną dentystkę w okolicy, do której moja mama prowadzała mnie i moją siostrę od małego. Dentystka owa była sympatyczną na pierwszy rzut oka kobietką, która prowadziła swój gabinet razem z mężem - również dentystą.
Od dziecka bałam się dentysty (efekt urazu z dzieciaka) i nienawidziłam tych wizyt, bo zawsze moja siostra schodziła z fotela po 5 minutach bez żadnej dziurki, a ja zawsze (co pół roku wizyty) siedziałam na nim godzinami, bo przy każdej wizycie pani dentystka ze smutną miną mówiła mi miłym głosem, że znów mam dziury (średnio 2 - 3 przy każdej wizycie). Ja wymieniałam pasty, zęby szorowałam 4 razy dziennie matka kupowała mnóstwo jakiś płynów do płukania, no cuda niewidy, a ja zawsze jak się okazywało miałam dziury.
Pani mi tłumaczyła swoim miłym głosikiem, że po prostu "mam słabe zęby genetycznie" i "po prostu mam skłonność do dziur". Gdy pytałam jak to możliwe, przecież i moja mama i siostra i ojciec mają "mocne zęby" Pani mówiła, że to po dziadkach pewnie. No ale byłam młoda, głupia, co ja się z lekarzem będę sprzeczać.
Pani w międzyczasie przeprowadziła się z mężem na osiedle, na którym mieszkam i zamieszkali w domku jednorodzinnym, a warto dodać, że to drogie osiedle. Każde z nich zakupiło sobie również najnowsze, terenowe land - rovery.
Zwrot akcji nastąpił kilka lat temu, gdy już jako studentka poszłam do niej na wizytę i pani wykryła u mnie UWAGA SIEDEM - 7 dziur (!!!) i co najlepsze: 2 z nich w jedynkach (wtf?!) i pyta się radośnie, czy robimy od razu.
Ja sobie przekalkulowałam szybko i prawie zemdlałam od liczby pieniędzy jaka mi wyszła, wstrzymałam Panią mówiąc, że nie mam przy sobie kasy i wrócę następnego dnia.
Stamtąd wystrzeliłam jak burza do gabinetu publicznego, kilka ulic dalej. Przemiła młoda pani dentystka zrobiła mi przegląd i zdziwiona pyta czemu uskarżam się na dziury skoro nie mam ani jednej, a zęby mam zdrowe jak koń. Wtedy trafił mnie jasny szlag. Dentystkę, której opowiedziałam ową historię również.
A ja zastanawiam się na ilu jeszcze niezorientowanych pacjentach szanowna pani dentystka dorobiła się tego domku i tych samochodów.
Najgorsze w tym wszystkim jest zastanawianie się w ile zdrowych zębów piekielna "doktór" wstawiła mi plomby...
Miałam od dzieciństwa zaprzyjaźnioną dentystkę w okolicy, do której moja mama prowadzała mnie i moją siostrę od małego. Dentystka owa była sympatyczną na pierwszy rzut oka kobietką, która prowadziła swój gabinet razem z mężem - również dentystą.
Od dziecka bałam się dentysty (efekt urazu z dzieciaka) i nienawidziłam tych wizyt, bo zawsze moja siostra schodziła z fotela po 5 minutach bez żadnej dziurki, a ja zawsze (co pół roku wizyty) siedziałam na nim godzinami, bo przy każdej wizycie pani dentystka ze smutną miną mówiła mi miłym głosem, że znów mam dziury (średnio 2 - 3 przy każdej wizycie). Ja wymieniałam pasty, zęby szorowałam 4 razy dziennie matka kupowała mnóstwo jakiś płynów do płukania, no cuda niewidy, a ja zawsze jak się okazywało miałam dziury.
Pani mi tłumaczyła swoim miłym głosikiem, że po prostu "mam słabe zęby genetycznie" i "po prostu mam skłonność do dziur". Gdy pytałam jak to możliwe, przecież i moja mama i siostra i ojciec mają "mocne zęby" Pani mówiła, że to po dziadkach pewnie. No ale byłam młoda, głupia, co ja się z lekarzem będę sprzeczać.
Pani w międzyczasie przeprowadziła się z mężem na osiedle, na którym mieszkam i zamieszkali w domku jednorodzinnym, a warto dodać, że to drogie osiedle. Każde z nich zakupiło sobie również najnowsze, terenowe land - rovery.
Zwrot akcji nastąpił kilka lat temu, gdy już jako studentka poszłam do niej na wizytę i pani wykryła u mnie UWAGA SIEDEM - 7 dziur (!!!) i co najlepsze: 2 z nich w jedynkach (wtf?!) i pyta się radośnie, czy robimy od razu.
Ja sobie przekalkulowałam szybko i prawie zemdlałam od liczby pieniędzy jaka mi wyszła, wstrzymałam Panią mówiąc, że nie mam przy sobie kasy i wrócę następnego dnia.
Stamtąd wystrzeliłam jak burza do gabinetu publicznego, kilka ulic dalej. Przemiła młoda pani dentystka zrobiła mi przegląd i zdziwiona pyta czemu uskarżam się na dziury skoro nie mam ani jednej, a zęby mam zdrowe jak koń. Wtedy trafił mnie jasny szlag. Dentystkę, której opowiedziałam ową historię również.
A ja zastanawiam się na ilu jeszcze niezorientowanych pacjentach szanowna pani dentystka dorobiła się tego domku i tych samochodów.
Najgorsze w tym wszystkim jest zastanawianie się w ile zdrowych zębów piekielna "doktór" wstawiła mi plomby...
dentyści warszawa
Ocena:
577
(649)
1
« poprzednia 1 następna »