Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ddpolska

Zamieszcza historie od: 21 czerwca 2011 - 16:34
Ostatnio: 20 września 2015 - 16:22
  • Historii na głównej: 12 z 16
  • Punktów za historie: 10478
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 121
 
zarchiwizowany

#15245

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie spiesząc się do domu z racji tego, że skończyłem wcześniej pracę, postanowiłem zrobić szybkie zakupy w sklepiku znajdującym się na trasie praca - dom.

Pięknie świeci słońce, z uśmiechem na twarzy wchodzę... wpadam na szklane drzwi.
Piękne szklane, nieoklejone ostrzegawczymi napisami drzwi.
Wypolerowane jak kieliszki w prezydenckim barku.

Oczywiście 24 szwy na czole, kolejne 12 na przedramieniu.

Co krzyknęła ekspedientka zza lady?

′′ o Ty ch**u pijany, wypi****laj mi stąd już!′′

Niestety źle się to skończyło także dla sklepu. Mandat i odszkodowanie...

Krecik

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (225)

#13853

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na bramie pracowniczego parkingu wisi wielka tabliczka z równie wielkim napisem ''BRAMA WJAZDOWA - NIE ZASTAWIAĆ''. Oczywiście nawet jakby napis był trójwymiarowy i podświetlony trzydziestoma neonami, znajdzie się kierowca który tak czy siak zaparkuje w tym miejscu.

Jak nie trudno się domyślić, spotkałem się właśnie z taką sytuacją.
Mieliśmy w restauracji braki na magazynie, więc musiałem któreś popołudnie spędzić na zakupach. Na większe zakupy z reguły jeździmy dostawczym Transitem. Samochód do najmniejszych nie należy, mało tego - kieruje się nim gorzej jak rozpędzonym rydwanem.
Podjeżdżam do wyjazdowej bramy kiedy widzę, że na podjeździe stoi piękne Tico. Wszystko byłoby ok. gdyby nie fakt, że ten z pozoru malutki samochód tico, stanął na całej długości bramy, uniemożliwiając prosty manewr opuszczenia parkingu.
Trąbie, szukam kierowcy - głucho.
No to nie pozostaje mi nic innego, jak spróbować wymanewrować i minąć niefortunny samochód.
Niestety. Przy niemalże ostatnim manewrze przeciskania się, lekko zahaczyłem auto. Nie zdążyłem wysiąść ze swojej ''fury'' kiedy dostrzegłem biegnącego sprintem dziadka (około 50 lat) w moim kierunku.
Dziadek wybiegł z baru mlecznego znajdującego się na przeciwko parkingu.
[D] dziadek
[J] ja

[D] - co zrobiłeś nieudaczniku, kto ci dał prawo jazdy Ku**a.
[J] - Pan jest właścicielem tego auta?
[D] - a jak myślisz imbecylu? Zobacz co zrobiłeś pajacu...

Tym samym dziadziuś wskazał na rysę długości wskazującego palca znajdującą się na plastikowym zderzaku.

[J] - Musiał pan stanąć w samej bramie?
[D] - Obserwowałem cię baranie, widziałem jak uderzyłeś tym wielkim gów**m w moje auto.
[J] - chce mi pan powiedzieć, że obserwował pan całą sytuację i nie przyszedł odjechać kawałek? (nerwy powoli mi puszczały)

Dziadek jeszcze coś pokrzyczał, chwycił za telefon i zaczął dzwonić na... Policję.
Nie było mi do śmiechu, bo czas gonił, a dziadek przypominał w zachowaniu jakiegoś komunistę z nastoletnim malutkim samochodzikiem.

Po jakimś czasie przyjechało dwóch funkcjonariuszy. Spojrzeli na zderzak z szyderczym uśmiechem. Jeden z nich spojrzał na właściciela Tico i rzekł:
- Drogi panie kierowco - to jest ten ''WYPADEK?''.

Po tych słowach szczęka opadła mi do samej ziemi.
Policjanci zerknęli w dokumenty moje jak i samego ''poszkodowanego'', rozejrzeli się po okolicy i z pewną dozą humoru przemówili:
- Szanowny panie xxx. Czy nie chce Pan przypadkiem mandatu za parkowanie w miejscu niedozwolonym?

Dziadek ponarzekał jeszcze jakiś czas, obraził kogo się dało i zaparkował po drugiej stronie.

ulica

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (630)

#13409

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę lat temu do domu obok wprowadzili się nowi sąsiedzi. Mieszkamy obok siebie, dzieli nas tylko ogród i przedzielający go żywopłot.

Sąsiedzi początkowo byli bardzo spokojni, małomówni i grzeczni. Pewnego razu postanowiliśmy zaprosić ich na kawę w celu zapoznania się itd.
Jak się okazało był to dosyć ryzykowny ruch z naszej strony, bowiem zaczęły się tym samym częste pożyczki np. ''witam sąsiedzie - cukru nie kupiliśmy'', ''o nowa kosiarka, mogę też skosić trawę?''.
Tolerowaliśmy to z małżonką do czasu kiedy sąsiedzi nie zaczęli robić nam niezapowiedziane wizyty wieczorami i urzędować do późnej nocy.
W zasadzie można by ''odznaczyć'' ich mianem natrętnych sąsiadów.

Tak się zbiegło, że w okresie mojego urlopu, sąsiedzi rozpoczęli remont domu. Denerwowała mnie codzienna pobudka przy dźwięku wiertarki czy rozkręconym na maksa radiu robotników ocieplających dom. Postanowiliśmy wyjechać na parę tygodni na działkę za miastem.
Zostawiłem sąsiadowi kluczę do szopy stojącej na moim ogrodzie (Robotnicy trzymali tam sprzęt).

Parę dni po wyjeździe zadzwonił do mnie znajomy z prośbą pożyczenia kosiarki. Zgodziłem się i kazałem mu przejść przez ogród sąsiadów - szopa oczywiście była otwarta. Zadzwoniłem do sąsiada i powiadomiłem go o wizycie znajomego. Wszystko było umówione i obyło się bez większych problemów. Parę godzin później zadzwonił do mnie znajomy i przedstawił mi obraz tego co zauważył na ogrodzie - moim ogrodzie.
''Robotnicy siedzą przy stole, popijają piwko, a sąsiad dotrzymuje towarzystwa''.
Bardzo mnie to zadziwiło, prawdę mówiąc nie uwierzyliśmy z żoną. Myśleliśmy, że pomylił ogrody albo coś w tym stylu.
Okazało się, że w sobotę muszę wrócić na jakiś czas do miasta. Zrobić zakupy, wstąpić do pracy itd.
Po południu postanowiłem zajrzeć do domu, zobaczyć czy znajomy miał naprawdę rację.

Zadziwiło mnie to co ujrzałem jak słowo daję. Robotnicy siedzieli sobie przy moim stole, korzystali z mojego grilla i bawili się przy tym bardzo dobrze. Sąsiad oczywiście zdziwiony moją wizytą przeprosił mnie najmocniej tłumacząc, że nie ma miejsca na grilla. Porozmawiałem z nim poważnie i kazałem wyprosić wszystkich z mojego ogrodu.
Efekt? Wydeptana trawa, zamiast żywopłotu sąsiedzi postawili płot, a latem kiedy zaprosimy kogoś na grilla, równo z 22:00 pod furtką stoją albo policjanci albo strażnicy miejscy.

moje

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (795)

#12493

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przez krótki okres czasu pracowałem na ochronie w jednym z supermarketów.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, wiadomo jaka atmosfera panuje w sklepach o tej porze. Kolejki dłuższe niż wzrokiem sięgnąć. Odpukać mało kradzieży.

Stojąc i obserwując kasy, zauważyłem ciekawą sytuację. Kobieta w średnim wieku, elegancko ubrana, poobwieszana złotem, z wypchanym wózkiem za grube pieniądze wykłóca się z kierownikiem obiektu. Podszedłem bliżej ponieważ sytuacja robiła się coraz ciekawsza. [P]ani wpadła w taką złość, że nawet [K]ierownik nie był w stanie jej uspokoić.
[K]- Proszę spokojnie ustawić się w kolejce, kasa być może zostanie otwarta.
[P]- Jak to być może kur**?! Czasu nie mam, jeszcze rzeczy do pralni jadę oddać.
Rozmowa o podobnej tematyce trwała jeszcze jakiś czas, kiedy kobieta zrezygnowała i ustawiła się w kolejce, komentując na lewo i prawo ile to ona ma jeszcze spraw do załatwienia i ile to pieniędzy wyda na święta.

Chwilę później zgodnie z zapowiedziami kierownika, została uruchomiona ostatnia z możliwych kas. Oczywiście ludzie się ustawili na zasadzie kto pierwszy ten lepszy, aż tu nagle...
Słynna już Pani pcha się z wózkiem na początek kasy. Popycha ludzi, istne szaleństwo.
Podszedłem do kobiety i proszę ją o wrócenie na koniec kolejki, po czym zaczyna niemalże ze łzami w oczach wyzywać mnie od idioty, pajaca, frajera i biedaka...
[J]a- (jeszcze spokojny) Bardzo proszę, aby uspokoiła się Pani i wróciła na swoje miejsce.
[K]obieta- To jest moje miejsce! Kasa została otwarta dla mnie, gadałam z kierownikiem.
[J]- Ta kasa nie została otwarta dla Pani, tylko dla wszystkich...
[K]- A idź mi ty chu**, zaskarżę was, mój mąż jest adwokatem, jeszcze będziecie mnie przepraszać.

Chwilę potem Kobieta wyszła zostawiając wózek przy kasie.

PiP

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 464 (520)
zarchiwizowany

#13060

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zanim napiszę historię z piekła rodem podkreślę, że nie lubię nocnych zmian. Zazwyczaj wtedy dzieją się różne, często piekielne akcje.

Zbliżała się 2 w nocy kiedy na naszą stację zawitało dwóch panów. Dziwne było to, że jeden z nich miał niecałe 6 lat.
Co jak co ale to niecodzienny widok o tej porze. Drugi mężczyzna był ojcem chłopaka. W momencie kiedy chłopiec zamawiał hot-doga, ojciec błąkał się po sklepie.
Obsługuję chłopczyka, a zarazem mam przed sobą podgląd cyfrowy na sklep i stację. Muszę dodać, że stacja na której pracowałem była wyjątkowo dobrze monitorowana. Pytam się chłopca jaki życzy sobie sos do ów hot-doga, a tu na monitorze jak byk widać, jak domniemany tatuś kradnie z regałów różnego rodzaju słodycze (batony, drażetki i inne).
Poprosiłem koleżankę żeby dokończyła obsługiwać dziecko, a ja podszedłem do mężczyzny i grzecznie proszę o opróżnienie torby do której przed chwilą pakował nieswoje rzeczy.
Na to facet jak gdyby nigdy nic, patrzy na zegarek i krzyczy do synka
- Mateusz, idziemy... Dalej, dalej.

Oczywiście powtarzam wypowiedziane przed momentem słowa, ale reakcja niezmienna. Nie pozostaje mi nic innego jak zablokowanie drzwi i wezwanie ochrony.
Reakcja chłopaka oczywista: płacz i krzyk. Tata nic sobie z tego nie robi i nie chcę opróżnić torby.

Koleżanka oczywiście uprzedziła ochronę, że facet jest ze swoim małym synem, więc Ci nie mają robić ''cyrków''.
Po chwili rozmowy z ochroną Szanowny Pan postanawia opróżnić kieszeń, ale torby trzyma się zawzięcie.
Chłopak płacze, tata krzyczy, ochrona bezradna.
Scenariusz nie zmienny przez kolejne parę minut. W końcu ochroniarze wyrywają mężczyźnie torbę. Pozostaje tylko odłożyć towar na półkę i przeprosić.

Całość odbyła się bez policji. Facet parę tygodni później przyszedł przeprosić.

stacja paliw

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (180)
zarchiwizowany

#12489

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Parę lat temu pracowałem w jednej z miejskich restauracji.
Restauracja słynęła z bardzo dobrych i tanich lunchy, dlatego też naszymi głównymi klientami byli biznesmeni.
Mieliśmy oczywiście stałych klientów. Niestety tak się złożyło, że głównym klientem był Pan z wielkimi wymaganiami i potrzebami. Fakt faktem, że codziennie zostawiał spory napiwek, a słowo codziennie nie jest przesadne.
Mężczyzna bywał u nas tak często, że wystarczyło aby przekroczył próg naszej restauracji, a każdy wiedział gdzie usiądzie i co zamówi. Menu mieliśmy tak rozpisane, że na każdy dzień tygodnia przysługiwał inny lunch.
Mężczyzna był wyjątkowo niesympatyczny, jednak jak się okazało jego żona była o wiele gorsza.
Zorganizowali Oni kiedyś u nas w lokalu potańcówkę, związaną z jakimiś rodzinnymi wydarzeniami, bodajże urodziny syna. Gości zjawiło się full, menu oczywiście bardzo okazałe.
Wszystko szło dobrze, aż do momentu kolacji. Jednym z dań znajdujących się na stole, były szparagi w maśle. Goście sami się obsługiwali, do kelnerów należało dostarczenie półmisków na stół. Goście zajadali się kolacją, aż nagle szanowna Pani (żona stałego klienta) wstała i krzykiem ''zawołała'' jednego z kelnerów. Kiedy speszony podszedłem zobaczyć co się stało, kobieta wskazującym palcem pokazała mi półmisek ze szparagami po czym krzyknęła:
Kobieta - przepraszam ale to na szparagach...
Ja - tak?
Kobieta - czy to woskowina uszna?
Udało mi się powstrzymać od śmiechu, gościom również. Dodam tylko, że chodziło o masło z bułką tartą. Pani zaczęła tłumaczyć się, że we Francji zupełnie inaczej wyglądają szparagi, a masło jest mniej zarumienione...

Restauracja

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (168)