Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

doktorek1

Zamieszcza historie od: 12 lipca 2012 - 18:56
Ostatnio: 20 września 2015 - 15:30
O sobie:

Dr hab. n. med., ze specjalizacją z chirurgii ogólnej i urologii (certyfikat EBU). Obecnie pracuję na stanowisku ordynatora klinicznego oddziału chirurgii ogólnej pewnego szpitala wojewódzkiego.

  • Historii na głównej: 3 z 5
  • Punktów za historie: 3457
  • Komentarzy: 65
  • Punktów za komentarze: 389
 

#40864

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zostałem aresztowany, dzięki piekielnej pani farmaceutce.

Wczoraj zadzwonił do mnie mój brat i prosił, aby do niego przyjechał, ponieważ ma bardzo silne bóle kręgosłupa. Już dwa lata temu po badaniach okazało się, że jego kręgosłup jest w opłakanym stanie (powinien być operowany), ale mój brat nie wyraził zgody na operację. Nie chciał brać długiego urlopu (około 3-4 miesięcy), bał się też paraliżu, co uniemożliwiłoby mu wykonywanie pracy (jest pilotem samolotów pasażerskich). Zastałem go zgiętego w pół z grymasem ból na twarzy (wszedłem do jego mieszkania dzięki temu, że miałem klucze).

Napisałem receptę na tramal (tramal należy do opioidowych środków przeciwbólowych o działaniu ośrodkowym, ważne dla historii jest to, że lekiem tym odurzają się narkomani, więźniowie, itd.). Na recepcie napisałem adnotację pro auctore – na użytek autora.

W aptece wywiązał się taki dialog.

[Ja]- Chciałem zrealizować receptę.
Farmaceutka popatrzyła na receptę.
[F]armaceutka- Nie mam tego leku.
[Ja]- Może jest jakiś zamiennik?
[F]- Jest trodon.

Odszedłem od okienka, usiadłem przy stoliku i napisałem nową receptę tym razem na tradon. Podchodzę do okienka podaję receptę.

[F]- Nie zrealizuję tej recepty.
[Ja]- Dlaczego?
[F]- Po pan nie jest lekarzem.
[Ja]- Po czym pani to wywnioskowała?
[F]- Bo pan pisał piórem, a nie długopisem z reklamą firmy farmaceutycznej.

Zbierając szczękę z podłogi na potwierdzenie moich danych podałem pani dowód osobisty.

[F]- Co mi tu podaje, myśli że nie wiem jak łatwo dowód podrobić, sprzedam tylko jak pokaże prawo wykonywania zawodu (żaden znany mi lekarz nie nosi tego dokumentu przy sobie).

Żelazna retoryka pani farmaceutki mnie dobiła, podałem kartę kredytową.

[F]- To też podrobione.
[Ja]- Możemy to łatwo sprawdzić, zapłacę za lek kartą.
[F]- Nie sprzedam.

W tym momencie do apteki weszło dwóch funkcjonariuszy policji. Pomyślałem sobie, że pomogą mi w przekonaniu pani farmaceutki. Bardzo się myliłem, mieli ten sam tok myślenia co ona, na dodatek postanowili mnie aresztować! Tak postanowili mnie aresztować za posługiwanie się fałszywymi dokumentami i fałszowanie recept. Skuli mnie, i prowadzili jak bym był, co najmniej szefem światowej organizacji przestępczej. Na szczęście komendant policji miał, więcej rozumu i kazał mnie wypuścić (szkoda, że dopiero po 5h).
Po konsultacji z prawnikiem podjąłem decyzję o zgłoszeniu do prokuratury doniesienie o możliwości popełniania przestępstwa (nieuzasadnione naruszenie nietykalności osobistej i nielegalne pozbawienie wolności). Najbardziej szkoda mi było mojego brata, który musiał tak długo cierpieć.

Pamiętajcie, o byciu lekarzem świadczy posiadanie długopisu z reklamą firmy farmaceutycznej.

apteka

Skomentuj (82) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1185 (1255)

#38976

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam europejską specjalizację z urologii (certyfikat EBU). Historia będzie o piekielnym urologicznym pacjencie.
W moim szpitalu jest pododdział urologii (jest tylko dwóch urologów). Pracujemy na chirurgii i na tym oddziale leczymy pacjentów urologicznych.

Około godzinny 22 zostaję wezwany na SOR, pacjent uskarża się na ból jądra. Na moją prośbę, pacjenta przeniesiono do osobnej sali (jedna z trzech urazówek), gdyż dla niego sytuacja ta może być krępująca. Zebrałem wywiad i zamierzałem przystąpić do badań najpierw chciałem uprzedzić pacjenta o ich przebiegu.

[Ja] - Podejrzewam, skręt jądra. Najpierw je zbadam, a później zrobię USG w celu potwierdzenia diagnozy. Jądro najprawdopodobniej da się uratować.
[P]acjent - Ty pie**olny pedale, po jajach chcesz mnie macać cwelu je**ny?
[Ja] – Rozumiem, że jest to krępująca dla Pana kwestia, ale bez badania nie mogę potwierdzić diagnozy.
[P] – Spi**dalaj gejuchu. Wypisuje się na własne żądanie.
Pouczyłem pacjenta o ryzyku itd., mimo to się wypisał. Rzuciłem mu na odchodne.
[Ja] - I tak się spotkamy.
Nie myliłem się. Godzina 4 rano, kolejne wezwanie na SOR (od obsady karetki dowiedziałem się, że pacjent błagał o zawiezienie do innego szpitala, ale niestety tylko my w okolicy mamy urologię). Zgadniecie do kogo? Tak do piekielnego pacjenta. Tym razem leżał na łóżku oddzielonym tylko parawanem od innych pacjentów (koniec uprzejmości). Rozpocząłem z nim rozmowę.
[Ja] – Znowu się spotykamy.
[P] – Wy**erdalaj.
[Ja] – Grzeczniej proszę. Teraz przystąpię do badań, o których wspomniałem panu wcześniej.
Wykonałem badania, diagnoza się potwierdziła, niestety bohater tej historii stracił jądro, gdyby wcześniej dał się zbadać, prawdopodobnie zachował by je.

Jestem świadomy, że pacjenci urologiczny powinni być traktowani z ogromnym wyczuciem. Niestety niektórych badań nie da się uniknąć. Ale czy to powód by obrażać lekarza i narażać własne zdrowie a może nawet życie?

służba_zdrowia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 771 (807)

#36425

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tej historii chciałbym wam przedstawić kandydata do tytułu „ojca roku”

Zdarzenie to miało miejsce w Centrum Zdrowia Dziecka, podczas mojego stażu z Chirurgii Dziecięcej (staż był konieczny do ukończenia specjalizacji).

U wcześniaka zdiagnozowano niezamknięty przewód Botalla http://pl.wikipedia.org/wiki/Przetrwa%C5%82y_przew%C3%B3d_t%C4%99tniczy
Zabieg dość prosty polega na podwiązaniu obu końców przewodu i usunięciu go. Operacja przebiegła bez komplikacji. Zbadałem dziecko, obejrzałem ranę wpisałem do karty zalecenia pooperacyjne i udałem się do rodziców.

[J]a - Operacja przebiegła bez komplikacji, dziecko czuje się dobrze mogą go państwo zobaczyć
[O]jciec – Czyli przeżyje?
[J] – Raczej tak.
[O] – Ku**a myślałem, że umrze, zrobi się pogrzeb i będzie spokój.
Zrobiłem oczy jak pięć złotych i powiedziałem:
[J] – Jeżeli nie chcą państwo tego dziecka, to można je oddać do adopcji, jest wiele rodzin niemogących, a chcących mieć dzieci.
Wtem odezwała się matka.
[M] – Ale co sobie ludzie pomyślą?
W tym momencie naprawdę się wkurzyłem zapytałem tylko:
[J] – Czy macie państwo jakieś pytania?
I jak najszybciej oddaliłem się, coby nie zrobić tym „rodzicom” krzywdy. (Rozmowę skróciłem, ominąłem fragmenty dotyczące przebiegu operacji).

Nadal nie rozumiem tego ojca, większość rodziców, których poznałem podczas stażu, oddałoby swoje życie, aby ratować swoje dzieci, które niestety umierały. A tu trafił się taki element...
Nadmienię jeszcze, że ludzie ci nie wyglądali na patologiczną rodzinę: zadbani, czyści, etc.

ojciec roku służba_zdrowia

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 869 (941)

1