Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

dzikaciekawosc

Zamieszcza historie od: 10 lipca 2012 - 17:47
Ostatnio: 5 kwietnia 2020 - 8:08
O sobie:

Zastanawiam sie, czy swiat bedzie jeszcze dobry? Czy ludzie zmadrzeja?

  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1182
  • Komentarzy: 140
  • Punktów za komentarze: 863
 
zarchiwizowany

#74902

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Podczas ostatniej przejażdżki rowerowej w pewnym pozaoceanicznym kraju, ogarnęło mnie lekkie przerażenie.
Wieczorem, piękna pogoda, zapadający zmrok, czyli to, co lubię. Radość mą pełną zakłócił jednakże jeden szczegół. Otóż, mimo, że nie lubię mijać ludzi rowerem (ścieżka wspólna, czasem tylko bardziej zaludniona pieszymi, można objechać, jak się spieszy), ale ślęczę przy kompie całymi dniami, to i miło jest czasem obejrzeć żywe istoty, uśmiech posłać, polansować się, pooglądać nogi... Tubylcy tutaj witają się na chodniku, bo zwykle siedzą pozamykani w klatkach na benzynę. I właśnie po to chodzą po ścieżce, by nie widzieć innych podświetlonych jarzeniowo niewolników magazynów, tylko życie w świetle naturalnym.
Już zmierzam do piekielności.
Na przejażdżce mijam załóżmy sto osób, z czego osiemdziesiąt siedem ma przyklejony do łapki smartfon i nieobecny wzrok utkwiony w ekranie. Nie dość, że nici z mojego lansu, to jeszcze refleksja była jak dotknięcie językiem szamponu - zatruwała swą natarczywością jeszcze długo. Najpierw było zabawnie, postacie o świecących dłoniach, o zombich twarzach podświetlonych trupio z dołu, później coraz mniej po obserwacji, że nikt się nie śmieje, nie opowiada historyjek, tylko w ciszy podświetlone suną, a potem włączyły się skrawki filmów. A to, że telefony te nadają zakodowaną wiadomość: zaatakuj życie wokół, albo cokolwiek, ludzie w stanie hipnozy robią cuda. A ci, co mnie mijali i ja ich, ewidentnie byli połączeni z realem o tyle, żeby się nie przewrócić, choć kilka przypadków było ściągania sprze przeszkody za bety przez ziomka. I nie, na ścieżkach dla ludzi poruszam się tempem pieszego, choć jestem na rowerze, bo to też jest świetny trening, jeżdżenie superwolno jest dobre na mięśnie i ćwiczenie balansu, więc robię to, jak mam czas. Uważam też na zamulonych zawsze dając pierwszeństwo pieszemu, chyba, że nawiążę kontakt wzrokowy i wymienimy konwersację oczami.

Ludzie przestali rozmawiać, robi się z nas zombiaków. Kuriozalny widok, trzech okrąglaków zajmujących pół ścieżki, podświetlone gęby, dwóch tylko mogło iść koło siebie, zmieniających szyki na gęsiego. Gdzie się podziała samodyscyplina? Ślęczenie w domu przed ekranem i spacer z ekranem..

Wszyscy podświetleni, na smyczy, widzący rzeczy, których nie ma. Na to nałożona jeszcze, w mej wyobraźni, warstwa z filmu o nowym, tanim narkotyku, gdzie ludzie tarzają się goli, warczą i wbiegają z baranka w samochody, odgycający policzek ofiary - poszukajcie flakka.. Żyję w horrorze?

Chyba tylko edukacja i powrót zdrowego rozsądku może nas uratować.

Pokemony zombi. Zombiemony.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -18 (28)

#59735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uwaga w Krakowie na piekielną lokatorkę o imieniu Róża, wynajmującą mieszkanie z dwójką dzieci i matką, rzekomą modelkę.

Mieszkanie pozostawione brudne, gaz odcięty, prądu do zapłacenia 2500 zł, wody 1000 zł. Zostawiła jakiś śmietnik po tym, jak zbiegła niemal nocą, a odgrażała się, że się nie wyprowadzi w ogóle, ukradła szafkę po mojej Babci, którą dla niej zrobił śp. Dziadek...

Za wynajem płaci w ratach, wiecznie zalega, a na delikatne przypomnienia telefoniczne reaguje nerwicą i oskarża człowieka o napaść, który kulturalnie chce się dowiedzieć o konkretach, drze się histerycznie, że się ją nęka. Zero kontaktu. Mailowo też nie odpisuje, ściemnia, że rura dziurawa, po czym obiecuje, że załatwi, płaci w związku z tym mniej o rurę, a rury ani widu, ani słychu i majstra nie wpuszcza. Liczników nie podaje, a do elektrowni stan mniejszy niż wcześniejszy odczyt.

Strzeżcie się właściciele mieszkań. Mnie przyjemność z tą... panią kosztuje pod 6000zł.

Pan Sędzia z Komornikiem już jej szukają.

uwaga: lokatorka Kraków

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 482 (564)

#59388

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o absurdach i Zaiksie przypomniała mi mojego znajomego, co prowadzi kiosk ruchu.
Otóż widujemy się codziennie od 10 lat, zawsze podyskutujemy jak mam czas, mężczyzna ten jest wspaniałym rozmówcą i można rzec - zaprzyjaźniliśmy się.
Dawniej, jak zapomniało się zaliczyć bankomat, to szło się do kiosku, pożyczało bilet i oddawało pieniążek za godzinkę, czy jutro, zostało się wpisanym na tekturkę i życie było piękne. Czy rolkę papieru, czy inną awarię. Groszowe kwoty zawsze oddawane.

Ostatnio Pan tłumaczył mi, że jakaś osoba nasłała nań stosowny urząd, bo nie wbija na kasę od razu, tylko później, bo wykukała jak inny stały klient drałując ze spaceru do domu w niezwykłym pośpiechu, przypilony, nie miał świadomości portfela, ale miał świadomość braku papieru toaletowego...

Skończyły się pożyczki, atmosfera stała się napięta. Ech, przepisy psujące współżycie... Pan nie ma opcji płatności kartą, traci biznes, bo idzie się dalej, planuje lepiej... Utrzymujemy sobie własną pracą urzędy utrudniania życia.

atmosfera współżycia społecznego

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 438 (560)
zarchiwizowany

#35378

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Aż napiszę. Nie da się nienapisać.

Otóż posiadam mieszkanie, w centrum miasta Kraka i wychodzi na to, że rocznie płacę 4500 za administrację, plus 1500 funduszu remontowego. Ok, fundusz mogę zrozumieć, a bo rynna odpadnie, domofon padnie, teoretycznie bajka. Praktycznie, to aż mnie telepie z wściekłości, bo osobiście i tak robię większość rzeczy z sąsiadem (którego nawiasem mówiąc wykończyła ta wspólnota, w tym roku już nie musi się przejmować niczym..), ba, mało tego, sami inwestujemy w nieruchomość, bo: wspólnota ma 12 właścicieli; dwa oddzielne budynki - kamienica, wspólne podwóreczko i oficyna.

Posiadam kawałek oficyny od 13 lat. Kiedy kupiliśmy tę ruderę nie było administracji. Nie było funduszu remontowego. Budynek zamieszkiwalny, kiedy kupowaliśmy, akurat w trakcie prac wymiany dachu i adaptacji poddasza. Następnie po roku, okazało się, że grzyb powoduje halucynacje i podjęliśmy kampanię przeciwko wilgoci. Funduszu dalej nie ma. No to jazda. Okna, docieplenie, odkopy, suszenie, skuwanie, blachy stalowe odcinające namakanie fundamentów. Koszt jakieś 50 tysięcy, albo więcej.

Nadmienię, że podwórko i kamienica jak sie sypały, tak cud, że jeszcze stoją. Na podwórku są takie dziury, że jak pada, trzeba pontonem. Chodzę ubłocona. Żeby dostać się do śmietnika każdy musi po błocie.

Pojawia się fundusz remontowy. Oczywiście płacę, choć z oporami, bo na pytanie, czy można go użyć, żeby wyremontować schody do piętra w oficynie podnosi się lament, że kanalizacja, że dach kamienicy, że kamienice docieplić, ja na to, że żądam osoblego funduszu dla każdego budynku, bo co mnie ich dach obchodzi, oni nie płacili za mój. Sień, przez którą pochodzę, niech podzielą na ilość właścicieli i mój dach ponad nią mogę płacić (no wyszłaby jakać śmieszna kwota). Oni, że prawo nie pozwala, bo te same przyłącza..

Na podwórku wypadła dziura. No nic, wzięłam łopatę, zasypałam kamieniami i gruzem. Pewnie gdybym tego nie zrobiła, można byłoby wpaść w czeluść bezmierną, albo do Chin dolecieć, a mnie jeszcze życie miłe.

Radośnie fundusz sobie płacę, wyjęłam też pięć stów na te schody, pięć stów na remont klatki, bo pojawił się w kamienicy deweloper i chciał szybko sprzedać, obiecał że naprawi sień - to nałożył gładź na mokrą ścianę i wyglda gorzej niż było (niestety popularna metoda pacykowania przed sprzedażą - każdy się kiedyś naciął - czyżby polska cecha?), a fundusz nie do ruszenia, bo wojna między tymi z dołu (kanalizacja) a tymi z góry (dach), iście dantejskie sceny na zebraniach, na które przestaję chodzić.


Po 10 latach brodzenia w błocie mówimy z sąsiadem dość. Sąsiad zrobił casting na firmę od kostki. Tydzień w plecy. (ówczesny administrator wiecznie nietrzeźwy, nie szło się porozumieć, bajzel w papierach) Są, są panowie, robimy. Ustaliliśmy, że on płaci 60% ja 40%, bo mu bardziej zależy (ja, to przynajmniej pilnowałam archaicznych resztek bruku i od biedy mogłabym jeszcze przeżyć, ale on miał naprawdę ostro. Krzaki po kolana, wielka kuweta, dziury). W międzyczasie wycisnęliśmy z administracji, że dojście do śmietnika zrobią, ale to 15% kwoty. Nic to, robimy szczęśliwi, że będzie wreszcie ładnie. (w międzyczasie wybudowaliśmy śmietnik (to inna opowieść), bo mieliśmy same kubły przed oknami, ja dbam o ogródek skalny i kwiaty wszędzie, no zależy nam, żeby było miło, przynieśliśmy stoliki.. dzieciaki mają jakiś wybieg)

Jest remont. Ja pilnuję, żeby było równo i nie spieprzone, sąsiad musiał wyjechać, przeszkolił mnie. Ja kawę panom codziennie (żeby szybciej, żeby się starali ;-) no i ogólnie stoję nad nimi całe dwa tygodnie, bo ktoś musi decydować (już miałam kilka grup fachowców i wiem, że jak się im nie powie jak ma być, to s...ą).

Gdzie piekielność? Wyskakuje zza rogu sąsiad, który posiada sklepik (taak, całe 10m2 wspólnoty) i drze się na mnie, ale to krzyczy, kto pozwolił nam to robić, bo kanalizacja, bo dach.. Ja na to, żeby się bujał, bo mam zdjęcia guza, jaki nabiłam sobie wracając nocą przez podwórko i jak sobie nie pójdzie, to skarżę zarząd (Pan Sklepik) i będzie dym. Nic się takiego nie stało, ale zdjęcia z wypadku rowerowego mam, zresztą mieliśmy plan z sąsiadem je wykorzystać w tym celu ;-), ale jesteśmy normalni i zamiast do sądów, lubimy posiadzieć przy grilu na podwórku. Poszedł jak zmyty, kiedy usłyszał, że płacimy z własnej kieszeni. Nagle wszysce sąsiedzi się zainteresowali..

W międzyczasie zmieniliśmy administracje. Tak, znajoma Sąsiadki Dach. Mnie oddali jedną czwartą kwoty wyłożoną za podwórko, sąsiadowi też, po kolejnej kłótni na zebraniu. Fundusz został wydany na dach kamienicy. Mój fundusz. Dach zrobiony, 6 lat odkładania, ale kiedy prosiliśmy, żeby przy okazji zmienili daszek śmietnika (jakieś 3m2) i nowy kawałek blachy, co to odfunął z dachu oficyny, to się wypięli.

A ja teraz bulę sześć stów miesięcznie za kartki z upomnieniami, które generuje to biuro, które chce wziąć kredyt na ocieplenie fasady kamienicy.. za który będę płacić, bo przecież kiedy wszystko naprawimy, to fundusz się zmniejszy.

Teraz pytam, kto ustanawia takie prawo, żeby dwa budynki, jeden walący się, a drugi zadbany traktować jako jedną rzecz? Dlaczego ja mam fundować coś ludziom, którzy mi nie zafundowali nic? Dlaczego ludzie, którzy mieszkająw jakimś budynku nie dbają o niego sami?

Za te pieniądze już dawno naprawiłabym wszystko, a na podwórku szemrałaby fontanna..

Żądam nowego prawa, licząc, że karma wreszcie się odwróci..

wspólnota

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (185)

1