Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ellee

Zamieszcza historie od: 7 czerwca 2011 - 11:41
Ostatnio: 16 stycznia 2018 - 13:07
O sobie:

"Gott weiß ich will kein Engel sein"

  • Historii na głównej: 3 z 5
  • Punktów za historie: 1808
  • Komentarzy: 184
  • Punktów za komentarze: 1079
 

#74641

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z wczoraj, która bardzo mnie zdenerwowała.

Siedzę pod blokiem na ławce, palę papierosa i obserwuję otoczenie. Trawnik wokół mojego bloku odgrodzony jest od chodnika pięknym żywopłotem i zawsze bardzo zadbany. Widzę, że zbliża się rodzina - matka, ojciec i córka (kilkunastolatka). Zatrzymali się przy słupie, przeczytali ogłoszenie i ruszyli dalej, skręcając w lewo do następnego bloku. Z pewnością mnie widzieli. W pewnym momencie mamusia ukradkiem wyrzuciła pustą butelkę po wodzie w dziurę w tym pięknym żywopłocie uśmiechając się przy tym do córki głupkowato (w stylu jaka to ona zajebista, że pozbyła się śmiecia). Córka również się zaśmiała.

- Gdzie Pani to rzuciła - krzyknęłam, ale pozostało to bez odzewu. Poszli dalej.

Wstałam, podniosłam i wyrzuciłam do kosza na śmieci pod klatką.

Stara baba, a rzuca śmieci gdzie popadnie, mimo, że w tej okolicy pełno jest koszy na śmieci. Jakby to było dziecko to jeszcze bym zrozumiała...

pod blokiem

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (238)

#17714

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia digi51 o piekielnej koleżance, która zawołała za podwózkę raptem 8 km po 20 zł przypomniała mi historię sprzed 3 lat. Na znajomych bardzo można się niestety „przejechać”.

W 2008 planowaliśmy wraz z klubem speleologów wyprawę w góry Prokletije (pogranicze Czarnogóry i Albanii) w celach eksploracji jaskiń. Miało jechać sporo osób, w różnych terminach.

Ja oraz 3 moich kolegów mieliśmy jechać samochodem jednego z nich. Ustaliliśmy więc wstępnie jakie jest zapotrzebowanie na taką wyprawę i zaczęliśmy rozmawiać o kosztach przejazdu. Trasa zakrawa na 1200 km w jedną stronę, z tym, że w planach mieliśmy jeszcze wycieczkę „krajoznawczą” po Czarnogórze i Albanii – ale to postanowiliśmy rozliczać już bezpośrednio przy tankowaniu (na miejscu). Właściciel samochodu zapewniał nas – że ma samochód na gaz (VW Passat rocznik 1992 bodajże) więc koszty nie powinny być takie złe, przy czym musimy się liczyć, że nie wszędzie będzie można tankować gaz, ale skoro jedziemy w 4 osoby to się podzieli i będzie fanie 
Ja niestety (albo i na moje szczęście) nie mogłam zostać tak długo jak moja samochodowa ekipa, więc powrót załatwiłam sobie już „na własną rękę” – autokarem z Serbii do Polski (miałam zarezerwowany bilet).

O nasza naiwności – ledwo się spotkaliśmy w dniu wyjazdu zostaliśmy powiadomieni, że koszt podróży w jedną stronę od osoby wyjdzie nas po: 275,00 zł. Czyli licząc 4 osoby – 1100 zł w jedną stronę. Byliśmy w szoku, ale nie chcąc psuć sobie nastrojów (nie mając innej opcji w zanadrzu) postanowiliśmy zapłacić i poprosiliśmy o rozliczenie tak ogromnej kwoty przejazdu w jedną stronę. Kiedy doszło do konfrontacji – dowiedzieliśmy się, że:

- VW passat 1,6l rocznik 1992 pali ok. 15 litrów BENZYNY (choć prawie całą drogę przejechaliśmy na gazie) - co i tak było naciągane na maxa aby się dopasowało do kwoty za przejazd (ceny benzyny wtedy były zgoła inne niż teraz).
- kolega policzył sobie amortyzację 600 zł w dwie strony – czego oczywiście przed wyjazdem z nami nie uwzględnił i zostaliśmy przyparci do muru.

Ponadto, za przejazdy już na miejscu (wycieczki krajoznawcze) liczył sobie osobno. Przy czym jak mu kiedyś zwróciłam stanowczo uwagę, że kwota jest ZA DUŻA, odpowiedział mi:

(K): - „No chyba nie będziesz się ze mną kłócić o 5 euro?”
Na co ja już mocno wkurzona krzyknęłam: - 5 euro, to nie 5 złotych, nie przesadzaj!

Ale i tak koniec końców – musieliśmy zapłacić wedle JEGO wystrzelonego z dupy cennika :-(

Podsumowując:
Niesmak pozostał ogromny. "Kolega" naszym kosztem zafundował sobie po prostu wyjazd. Wśród ludzi jeżdżących na te wyprawy (organizowane co roku od 2006) poszła fama jak to owy kolega liczy sobie za przejazd i co by na niego po prostu uważać.

Mnie przejazd 2 autokarami do Serbii i potem z Serbii do Polski super wypasionym, klimatyzowanym autokarem z TV w którym leciał całkiem przyzwoity film kosztował zaledwie o 40 zł więcej niż przejazd autem owego kolegi – naciągacza.

PS. Sytuacja odwróciła się w tym roku (2011), kiedy to owy kolega zmuszony był jechać samochodem jednego z kolegów owej wyprawy w 2008 roku. Jechali we troje. W związku z tym naciągacz został podliczony wg własnych stawek. Do śmiechu mu nie było, ale zaprotestować nie miał prawa :-)

kolega - naciągacz

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 622 (658)

#15019

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historię Marizel o „zakoszeniu” terminala przypomniała mi się moja sytuacja. Nie ma ona wiele wspólnego z piekielnością – jest zabawna, ale myślę, że mogę ją tutaj przytoczyć.

Kiedy jeszcze studiowałam w Krakowie, dojeżdżałam na uczelnię autobusem. Pewnego pięknego dnia w godzinach południowych czekałyśmy z koleżanką na autobus, zagadane, zakręcone, śmiechy - chichy. Takie szczebiotki. Toteż kiedy podjechał autobus nie przerwałyśmy naszej konwersacji i wsiadłyśmy. Autobus "przegubowiec", pełen ludzi :-) zauważyłam kawałek miejsca i postanowiłam tam stanąć, koleżanka poszła za mną.

Jak to w autobusie – kiedy ruszy, lepiej się czegoś trzymać, więc niewiele myśląc, zagadana, chwyciłam się rurki poniżej dłoni jakiegoś chłopaczka i rozmawiam dalej odwrócona do niego bokiem. Ale coś mnie tknęło kiedy kątem oka zauważyłam, że ludzie w autobusie mają dość rozbawione miny, co niektórzy wręcz się śmieją, a koleżanka stoi i się na mnie patrzy nic nie mówiąc, a na jej twarzy zaczyna się pojawiać coraz szerszy uśmiech, a w oczach łzy. Postanowiłam się dyskretnie rozejrzeć, ale jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że ten ogólny ubaw wywołałam ja sama.

Myśląc, że trzymam się rurki – stałam i twardo trzymałam się, ale... KIJKA OD MOPA, który stał w nowiuteńkim wiaderku zapewne zakupionym przed chwilą przez owego chłopaczka.
Dobrze, że autobus nie zdążył jeszcze ruszyć, bo pewnie długo bym się na tym kiju nie utrzymała :-)

MPK Kraków

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 637 (771)
zarchiwizowany

#15331

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja sprzed roku. Piekielne okazałyśmy się my - w składzie: ja, bratowa i nasza wspólna koleżanka :-)

Pojechałyśmy we trzy na babski wypad wakacyjny nad jezioro na kilka dni. Sielanka, spokój i lenistwo. Wieczorami (jak już było ciemno) robiłyśmy sobie wypady na nocną kąpiel, czasami połączoną z paleniem ogniska na „plaży”. Zazwyczaj przy brzegu był względny spokój i cisza. Pobrzmiewała jedynie muzyka z „przybrzeżnej” knajpki, jakieś tam szumy i głosy z przeciwległego brzegu (woda niesie jak wiadomo).

Któregoś dnia pojechałyśmy późnym wieczorem (około 23 godziny), zaparkowałyśmy i zaczęłyśmy rozkładać cały majdan ogniskowy (drewno podwędzone spod stodoły gospodarzom, u których mieszkałyśmy :-))). Z naszego samochodu cichutko przez otwarty bagażnik (drzwi były pozamykane) pobrzmiewał Rammstein. Kiedy się już rozłożyłyśmy z kocem z naszej prawej strony podjechał samochód, w środku „umcyk, umcyk” na cały regulator. Wypadło kilku chłopa i tak sobie „umcykują” na maxa. No nic, pomyślałam, może jak się piosenka skończy to przestaną.

W tym samym prawie momencie z naszej lewej strony zaparkował samochód z równie głośno grającą muzyką, tyle, że DISCO POLO. I tak chwilkę siedziałyśmy próbując ogarnąć ten cały jazgot techno przekrzykującego disco polo (nie wiem co gorsze). W pewnym momencie nie wytrzymałam i zapytałam bratowej (bo to jej autem przyjechałyśmy) czy ich przebić, bratowa na to z rozbrajającym uśmiechem: - „daj czadu”.

Wstałam więc, podeszłam do samochodu, pootwierałam wszystkie drzwi, tak by nasi towarzysze z prawej i lewej dobrze słyszeli i zrobiłam głośniej. W tym momencie z „naszego” samochodu zdrowo jeb*ął potężnym basem RAMMSTEIN – „Du riechst so gut”. Musze zaznaczyć, iż bratowa ma samochód z bardzo dobrym nagłośnieniem (limitowana wersja). Toteż z łatwością przebiłyśmy naszych towarzyszy i przez około 3 minuty słychać było jedynie naszego ukochanego Rammsteina. Bratowa zapytała mnie tylko jak wróciłam
(B): -To nie jest max naszych możliwości mam nadzieję, jakby trzeba było walczyć?
(J): - Do maxa jeszcze daleko – stwierdziłam szyderczo się uśmiechając.

Kiedy panowie zrozumieli aluzję i powyciszali swoje sprzęty, podeszłam i również wyłączyłam muzykę, pozamykałam drzwi i co się okazało… nad jeziorem zrobiła się ABSOLUTNA CISZA, nawet w knajpie przestała grac muzyka :-)))

Chańcza kielecka

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (277)
zarchiwizowany

#11045

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przytoczę tutaj moją historię która miała miejsce góra dwa miesiące temu.

Pracuję w biurze, około południa postanowiłam wyjść do sklepu po jakieś śniadanie dla siebie i dla koleżanki. Z racji tego, iż obsługuję klientów ubieram się zazwyczaj dość elegancko (spódnica, koszula itp.). Tego dnia założyłam moje „szczęśliwe” czerwone szpilki na wysokim obcasie (dodam, że mam w nich ok. 185 cm wzrostu, więc mała nie jestem)
Kiedy szłam do sklepu zaczepiła mnie jakaś dziewczyna wyglądająca na cygankę żebym jej „dała pieniądze”. Zignorowałam ją zupełnie, weszłam do sklepu zrobiłam zakupy i wyszłam. Kiedy przechodziłam koło niej drugi raz widać ogarnęły ją na mnie nerwy bo zaczęła wyzywać za mną głośno.
- ”Taaaak, paniusia się wystroi a nawet złotówki nie da, pi*da jedna, ku*wa…” - i wiele innych niemiłych epitetów. Popatrzyłam na nią wzrokiem „zabij” i poszłam dalej bez słowa. Nadal oczywiście słyszałam najróżniejsze wyzwiska o dziwo coraz bliżej mnie, aż w końcu poczułam mocne uderzenie w tył głowy. Ludzie się nagle rozpierzchli (powchodzili do sklepów). Zatrzymałam się zdumiona i odwróciłam z ręką przygotowaną do zamachnięcia. Ciśnienie mi się bardzo podniosło. Spojrzałam na nią - trwało to chwilkę. Dziewczynisko stało i wyzywało mnie już prosto w twarz. Sięgające mi do biustu ale za to wyjątkowo dojęte i gotowe do bójki.
W sekundzie dużo myśli przeleciało mi przez głowę, ale jednak nie zdecydowałam się jej oddać, bo byłam pewna że wywiązałaby się regularna bitka, a ja nie dość, że w obcasach nie ucieknę w razie czego, poza tym w godzinach pracy powinnam być w pracy a nie bić się na ulicy. Ryknęłam do niej tylko: ”A weź spie*dalaj” i wyciągnęłam telefon komórkowy wykręcając nr który pierwszy wpadł mi do głowy czyli 112.Dziewczynisko ruszyło do ucieczki wrzeszcząc „No dzwoń na policję ty je*ana konfidentko” i znikło za rogiem.
Stałam tak przez chwilę zszokowana, rozejrzałam się dookoła, ludzie spoglądali jedynie ale unikali mojego wzroku i w ogóle jakoś tak dziwnie się odsuwali. Numer 112 oczywiście NIE ODPOWIADAŁ, wiec się rozłączyłam i poszłam do pracy zahaczając o Straż Miejską i prosząc aby jednak patrol zwracał uwagę kto stoi i żebrze pod sklepami bo w biały dzień można dostać wpie*dol. Głowa dopiero po czasie zaczęła mnie boleć (w przypływie adrenaliny zupełnie tego nie czułam). Dzień miałam niestety zepsuty :-/

rynek godziny południowe

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (228)

1