Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

estrie

Zamieszcza historie od: 19 czerwca 2012 - 14:06
Ostatnio: 19 marca 2014 - 23:27
  • Historii na głównej: 6 z 14
  • Punktów za historie: 5069
  • Komentarzy: 84
  • Punktów za komentarze: 501
 
zarchiwizowany

#49147

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nighty opisała kilka dni temu swoją babcię - fanatyczkę.
Ja idąc tym tropem postanowiłam opisać swoją babcię. Babcia w Boga wierzy, aczkolwiek w kościele pojawia się jedynie na Wielkanoc i Boże Narodzenie. A dlaczego? Odpowiedź poniżej.

Było to z 10 lat temu. Do babci przyszedł duszpasterz, z wizytą z okazji kolędy. Nie byle kto, bo sam proboszcz. Wiadomo święcenie, pogadanka i tak dalej.

Przy końcu wizyty Babcia wręczyła mu kopertę. I w tym miejscu, zamiast spodziewanego "Bóg zapłać", ksiądz kopertę przy niej otwiera i znajduje w niej 10 pln. Powód wręczenia takiej kwoty był prosty: Babcia przed emeryturą. Ale odwiedzający ani myślał tak to zostawić. Bezpardonowo spytał: CO?! Tylko tyle?!

...że babcia nerwowa jest, księdza, równie bezpardonowo, wyprosiła i zapowiedziała, iż póki proboszcz w parafii się nie zmieni, ona do kościoła się nie wybierze.

Słowa dotrzymała.

księża

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 267 (367)
zarchiwizowany

#48027

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w takim fajnym miejscu, które łączy pokoje gościnne z biurem informacji turystycznej. Miejsce znajduje się w samym centrum, jak na informację przystało.
Ludzie trafiają się różni, w większości jednak w porządku. Zacznę od gości hotelowych. My na recepcji zawsze uśmiechnięci i mili, a że również robimy za pracowników biura to i wiedzę o mieście dobrą mamy, zawsze powiemy, sprawdzimy, damy mapy, ulotki itd. Jednak zarzuty pod naszym adresem są czasem bardzo ciekawe:
1. Śpimy na nocnej zmianie. To prawda, jak jest jeden pokój i goście już przyszli. Zawsze można nas obudzić, jak coś się dzieje, krzyczeć nie będziemy.
2. Śniadania w restauracji obok. Jakbyśmy mieli na to jakikolwiek wpływ. Ale jak państwo nie chcą, ja chętnie
3. Nie mówimy w dowolnie wybranym języku. Jeszcze nikt mi nie odpowiedział na pytanie, dlaczego oni nie mówią po polsku. Natomiast moja siostra jak usłyszała: Italiano? już tylko zaczęła się śmiać*.
4. Drzwi wejściowe ciężko chodzą - proponuję o tym fakcie pogadać z konserwatorem zabytków.
5. Głośno na zewnątrz oraz zapachy z restauracji. Mnie też to przeszkadza, proszę sobie wyobrazić. Ale to starówka, sami państwo chcieli. (to jest ulubiony powód do budzenia nas w nocy)
Moje hity:
6. Nie ma windy! Wiem, i co mam teraz w związku z tym dla pana zrobić? Informacja na stronie jest. Ja najwyżej mogę zanieść walizkę. Poza tym, proszę sobie wyobrazić, nie w każdej renesansowej kamienicy budowano windy.
7. Skosy w pokojach! I proszę natychmiast coś z tym zrobić! Chwila moment, już burzę dach i robię od nowa. A tak poważnie: chciał pan pokój typu economy? Proszę. Informacja była, że na poddaszu? Była. No to czego jeszcze?
Pracę generalnie bardzo lubię, natomiast jak po raz 78 tego tygodnia słyszę, że nie ma windy to mnie krew zalewa.
*każdy ma przypięty informator, z imieniem i w jakim języku mówi. Zupełnie nie ważne, że możemy po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, szwedzku i pewnie jeszcze coś by się znalazło. Ważne, że nie mówimy w języku klienta.

work

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (226)
zarchiwizowany

#46134

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znacie ten typ dziewczyny, co to lubi, ażeby podziwiać jej bieliznę? Ja znam kilka takich przypadków. Zawsze myślałam, że spotyka się je gdzieś w gimnazjum. Ale mam taką koleżankę na studiach, na potrzeby historii: Kasia.

A więc Kasia lubi ładnie (jej zdaniem - ja tam nie widzę nic ładnego w wystającej bieliźnie i odkrytych plecach) wyglądać. Do tego Kasia ma figurę gruszki, czyli po prostu mocno szerokie biodra (ważne).

Nasza grupa wielokrotnie została narażona na ten osobliwy widok. Nikt nic nie mówił - wszak dziewczyna dorosła. A że nie wypada, zwłaszcza, jeśli szkoli się w takim zawodzie, jak ona? Cóż...

Kiedyś jednak któryś z kolegów, w dniu, w którym Kasia pokazywała wszem i wobec bieliznę czerwoną, z uprzejmości i z pewnym zażenowaniem zwrócił jej uwagę, że może nie bardzo, nawet przez szacunek dla profesora. Na co Kasia z wielkim oburzeniem:
-Gdzie ty się patrzysz?!
Natomiast kolega niewiele myśląc, za to lekko się irytując odparł:
-Ja się nie patrzę, ale co mam zrobić, jak mi tu wali po oczach taki wielki czerwony Achtung?!

Nie muszę chyba dodawać, co było potem. W każdym razie terapia szokowa pomogła. A ja się zastanawiam, kto był bardziej piekielny.

uczelnia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 278 (352)
zarchiwizowany

#45750

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Uwaga, apel do rodziców będzie.
Jestem sobie muzykiem. Konkretnie teoretykiem i kompozytorem (hucznie powiedziane). W każdym razie da się studiować takie rzeczy.
Bardziej przywiązana jestem do teorii, co się z tym wiąże, mam spore szanse przygotowywać młodych adeptów tej pięknej sztuki do samodzielnej pracy nad własnym talentem. Cieszę się z tego. Fajnie się pracuje ze zdolnymi ludźmi.
Rozpoczęłam już "karierę" pedagogiczną. Aktualnie pracuję w instytucji zwanej hucznie ogniskiem muzycznym. Nikt nie wie, co to dokładnie jest, na jakich zasadach funkcjonuje, w każdym razie jest to prywatne i ludzie płacą ciężkie pieniądze, by ich dzieci się w tym przybytku kształciły.
No i tak uczę sobie szkraby teoretycznych zagadnień. Dzieci wiadomo, nie chce im się. Dzieci nie są tu piekielne. Gorzej z rodzicami.
Jak mówiłam: płacą. A jak płacą to i wymagają, zatem np. pan od gitary ma przez godzinę raz w tygodniu zrobić z dzieciaka wirtuoza. I kropka. Natomiast pani teoretyk ma przez 45 minut raz w tygodniu nauczyć dzieci wszystkiego tak, aby nawet do zeszytu nie musiały zaglądać. Mają być świetnymi teoretykami po roku (góra!) nauki i już. A jak nie, to dzieciaka zabieram, bo w domu ćwiczyć nie będzie, nie ma czasu (o tym za chwilę),a ja nie będę słuchać ja bachor rzępoli w drugim pokoju (serio!). Nawet pominę fakt, że przełożeni nie pozwalają mi prowadzić zajęć tak, jakbym chciała i jak moim zdaniem, a także wszystkich pedagogów o wiele bardziej doświadczonych ode mnie (w tym moich profesorów), a nawet MKiDN też. Trudno i tak zrobię co mogę.
Należy również dodać, że maluchy mają: judo, basen, angielski, język inny, taniec, śpiew, karate, harcerstwo, scholę i w ogóle wszystko naraz. Ja wiem, że każdy chce jak najlepiej stymulować swoją pociechę. Ale no ludzie! Zdecydujmy się na coś! Dzieci naprawdę nie są robotami. Poza tym, jeśli chodzi o grę na instrumencie: dziecko nie ma tego robić, żeby rodzice mogli się nim pochwalić przed babcią/ciocią/sąsiadką/koleżanką/kuzynką, ale dla własnej przyjemności. Wiem coś o tym, też musiałam grać przed sąsiadkami na pianinie, bo mama ma przecież taką zdolną córcię. Żadna frajda. Nie uczę się po to, żeby zostać maskotką.
Zatem drodzy rodzice, nie wymagajcie od innych rzeczy niemożliwych. Bez was nauczyciele nic nie zrobią, wasze dzieciaczki z resztą też. Musicie i nam i swoim skarbom pomagać. Zdecydujcie się na coś i pilnujcie tego. Dzieci same nie zabiorą się do pracy. A naprawdę, wystarczy 20-30 minut codziennie, systematycznie. I wszystko będzie pięknie!

edukacja

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (201)