Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

estrie

Zamieszcza historie od: 19 czerwca 2012 - 14:06
Ostatnio: 19 marca 2014 - 23:27
  • Historii na głównej: 6 z 14
  • Punktów za historie: 5069
  • Komentarzy: 84
  • Punktów za komentarze: 501
 
zarchiwizowany

#57617

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak już zaczęłam wylewać żółć na moich kolegów z roku, to i skończę.

Mieliśmy na pierwszym roku wykładowcę. Człowiek szalenie przyjemny, ciągle żartujący, zawsze trzeba było dla niego przygotować jakiś żarcik branżowy (muzyczny). Przy tym oczytany, obeznany. Nigdy zadufany w sobie, nigdy nie ukazujący wyższości własnej. I tylko jedna rzecz: dużo, a nawet bardzo dużo wymagał.

Dla mnie była to zaleta, dla innych wada. Ciągle ktoś coś na niego mówił, ciągle, że za dużo. Były skargi do dziekana, liczone chyba w tysiącach. W końcu nawet ktoś poszedł i do rektora. Były też teksy: gdyby nie ten, miałbym stypendium. Gdy ktoś pytał mnie, co na ten tematy myślę, mówiłam tylko: to są studia, nie podstawówka.

Może to ja byłam specjalnie traktowana, może to ja inaczej postrzegam rzeczywistość, ale egzaminy ustne u tego wykładowcy, to była najmilsza część roku akademickiego. Zawsze dyskusje, a to o filozofii, a to o edukacji, a to o tym, co ciekawego robiłam przez ostatni semestr. I ani się obejrzałam, a on już zdążył mi zadać wszystkie pytania egzaminacyjne. Zdałam. Nigdy na 5, zawsze w granicach 4/4+. Dodatkowo, jak byłam czasami nie do końca przygotowana, zawsze był wyrozumiały. Pamiętam dobrze, jak kiedyś mi powiedział: niech pani da sobie spokój, niech pani jedzie do domu(ponad 400 km). Spotkamy się za dwa tygodnie.

Co się stało, koniec końców? Ano wykładowca, po licznych skargach ze strony braci został wywalony z naszego wydziału. Najzwyczajniej w świecie zabrano mu godziny pracy, dochód i wydział na który (teoretycznie, jak widać) się najbardziej nadawał,bo studenty (bo przecież nie studenci) się poskarżyły.

A co najlepsze? Dzięki zajęciom, prowadzonym przez tego wykładowcę, zaliczyłam (na 5) co najmniej dwa inne przedmioty, bez żadnego uczenia się do nich.

Ps. Motto tego wykładowcy, które teraz stosuję, jako nauczyciel: Ludzie dzielą się na samouków i nieuków. Samoukom trzeba pomóc, na nieuków nie ma rady.

uczelnia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 231 (337)
zarchiwizowany

#54854

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do tej pory studiowałam sobie radośnie na dwóch specjalnościach w ramach jednego kierunku. Szło mi całkiem nieźle, wyrabiałam się w terminie, nawet udało mi się uzyskać stypendium rektora. Znalazłam też pracę w zawodzie.

Skończyły się studia licencjackie i trzeba było zdawać na magisterskie. Zdawałam znów na obie specjalności, egzaminy poszły przyzwoicie. Już po ich zakończeniu(egzaminy wstępne płatne oczywiście na każdą specjalność z osobna) dzwoni do mnie pan z rekrutacji i oznajmia mi, że nie mogę ponownie podjąć studiów na dwóch specjalnościach, ponieważ zmieniły się przepisy i za jedną z nich musiałabym płacić (liczba pięciocyfrowa z dwójką z przodu). No cóż, nie stać mnie, więc wybrałam, z bólem serca, tę mniej lubianą, acz bardziej przyszłościową specjalność.

Dzisiaj dowiedziałam się, że studia na moim kierunku (obie specjalności) nie podlegają opłacie, nawet gdy jest to drugi kierunek.

Śmiejcie się ze mnie, ale popłakałam się, gdy się o tym dowiedziałam. Nie wiem, czy to troska o studenta, by przypadkiem nie musiał płacić, nie wiem, czy niewiedza i nieznajomość przepisów, czy po prostu uczelni jest tak wygodniej, natomiast bardzo się cieszę, że dali szansę ambitnej i całkiem pracowitej studentce na rozwijanie swoich zainteresowań i zdobywanie wiedzy.

Drugi nabór już zakończony, więc mogę się, za przeproszeniem, pocałować....

uczelnia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (242)
zarchiwizowany

#53884

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
KoparkaApokalipsy skłoniła mnie do dopisania ciągu dalszego do historii i dziwnym osiedlu.
Jak wspomniałam, znajoma sąsiadów ma wybitnych.
Do administracji ciągle napływają skargi o awarii prądu. Nikt sobie z tego nic nie robi. Za to inne skargi? Jak najbardziej!
Sytuacja nr 1:
Pojawiło się ogłoszenie, że zabrania się przewozu rowerów windą. Znajoma niewiele sobie z tego zrobiła, bo w zasadzie, co mogła? Znieść rower z dziesiątego piętra? Po takim wyczynie już się raczej jeździć nie chce. Ale sąsiedzi nie odpuszczali, ciągle zasypując argumentami: no przecież jest rowerownia! Odpowiedź, że z tego przybytku rowery kradną pozostawała bez echa. Administracja też jakoś nie chce wziąć odpowiedzialności za kradzieże. Ale windą nie wolno!
Nic tylko wywiesić ogłoszenie: zabrania się przejazdów windą osobom z wózkiem, ludziom starszym i kobietom w ciąży. Ciekawe, co by się działo.

Sytuacja nr 2:
Znajoma zjeżdża sobie windą z góry, bez roweru, jak Pan Bóg przykazał. Na drugim piętrze winda się zatrzymuje, otwierają się drzwi. W drzwiach stoi jakaś pani, która oznajmia: a nic, chciałam tylko sprawdzić, kto znowu z dziesiątego piętra blokuje windę! Po czym sobie poszła.
I na koniec zagadka: kto blokuje windę?

dom

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (164)
zarchiwizowany

#49362

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wrzucę jeszcze jedną historię z cyklu: daj piniążka.

Tego dnia miałam zły humor, taki, że generalnie bez kija nie podchodź. Nie w smak też mi były zbędne dyskusje.
Podchodzi do mnie romskie dziecko na ulicy z kubeczkiem plastikowym, coś tam mówi. Nic nie słyszę, bo mam słuchawki na uszach, ale od razu odpowiadam: nie!

Dziecko nie daje za wygraną, mówi dalej.

Znów powtarzam: nie!

...dziwnym trafem zginęła mi paczka fajek z kieszeni płaszcza. Czy tytoń jest jadalny?

ulica

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (247)
zarchiwizowany

#49147

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nighty opisała kilka dni temu swoją babcię - fanatyczkę.
Ja idąc tym tropem postanowiłam opisać swoją babcię. Babcia w Boga wierzy, aczkolwiek w kościele pojawia się jedynie na Wielkanoc i Boże Narodzenie. A dlaczego? Odpowiedź poniżej.

Było to z 10 lat temu. Do babci przyszedł duszpasterz, z wizytą z okazji kolędy. Nie byle kto, bo sam proboszcz. Wiadomo święcenie, pogadanka i tak dalej.

Przy końcu wizyty Babcia wręczyła mu kopertę. I w tym miejscu, zamiast spodziewanego "Bóg zapłać", ksiądz kopertę przy niej otwiera i znajduje w niej 10 pln. Powód wręczenia takiej kwoty był prosty: Babcia przed emeryturą. Ale odwiedzający ani myślał tak to zostawić. Bezpardonowo spytał: CO?! Tylko tyle?!

...że babcia nerwowa jest, księdza, równie bezpardonowo, wyprosiła i zapowiedziała, iż póki proboszcz w parafii się nie zmieni, ona do kościoła się nie wybierze.

Słowa dotrzymała.

księża

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 267 (367)
zarchiwizowany

#48027

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w takim fajnym miejscu, które łączy pokoje gościnne z biurem informacji turystycznej. Miejsce znajduje się w samym centrum, jak na informację przystało.
Ludzie trafiają się różni, w większości jednak w porządku. Zacznę od gości hotelowych. My na recepcji zawsze uśmiechnięci i mili, a że również robimy za pracowników biura to i wiedzę o mieście dobrą mamy, zawsze powiemy, sprawdzimy, damy mapy, ulotki itd. Jednak zarzuty pod naszym adresem są czasem bardzo ciekawe:
1. Śpimy na nocnej zmianie. To prawda, jak jest jeden pokój i goście już przyszli. Zawsze można nas obudzić, jak coś się dzieje, krzyczeć nie będziemy.
2. Śniadania w restauracji obok. Jakbyśmy mieli na to jakikolwiek wpływ. Ale jak państwo nie chcą, ja chętnie
3. Nie mówimy w dowolnie wybranym języku. Jeszcze nikt mi nie odpowiedział na pytanie, dlaczego oni nie mówią po polsku. Natomiast moja siostra jak usłyszała: Italiano? już tylko zaczęła się śmiać*.
4. Drzwi wejściowe ciężko chodzą - proponuję o tym fakcie pogadać z konserwatorem zabytków.
5. Głośno na zewnątrz oraz zapachy z restauracji. Mnie też to przeszkadza, proszę sobie wyobrazić. Ale to starówka, sami państwo chcieli. (to jest ulubiony powód do budzenia nas w nocy)
Moje hity:
6. Nie ma windy! Wiem, i co mam teraz w związku z tym dla pana zrobić? Informacja na stronie jest. Ja najwyżej mogę zanieść walizkę. Poza tym, proszę sobie wyobrazić, nie w każdej renesansowej kamienicy budowano windy.
7. Skosy w pokojach! I proszę natychmiast coś z tym zrobić! Chwila moment, już burzę dach i robię od nowa. A tak poważnie: chciał pan pokój typu economy? Proszę. Informacja była, że na poddaszu? Była. No to czego jeszcze?
Pracę generalnie bardzo lubię, natomiast jak po raz 78 tego tygodnia słyszę, że nie ma windy to mnie krew zalewa.
*każdy ma przypięty informator, z imieniem i w jakim języku mówi. Zupełnie nie ważne, że możemy po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, szwedzku i pewnie jeszcze coś by się znalazło. Ważne, że nie mówimy w języku klienta.

work

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (226)
zarchiwizowany

#46134

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znacie ten typ dziewczyny, co to lubi, ażeby podziwiać jej bieliznę? Ja znam kilka takich przypadków. Zawsze myślałam, że spotyka się je gdzieś w gimnazjum. Ale mam taką koleżankę na studiach, na potrzeby historii: Kasia.

A więc Kasia lubi ładnie (jej zdaniem - ja tam nie widzę nic ładnego w wystającej bieliźnie i odkrytych plecach) wyglądać. Do tego Kasia ma figurę gruszki, czyli po prostu mocno szerokie biodra (ważne).

Nasza grupa wielokrotnie została narażona na ten osobliwy widok. Nikt nic nie mówił - wszak dziewczyna dorosła. A że nie wypada, zwłaszcza, jeśli szkoli się w takim zawodzie, jak ona? Cóż...

Kiedyś jednak któryś z kolegów, w dniu, w którym Kasia pokazywała wszem i wobec bieliznę czerwoną, z uprzejmości i z pewnym zażenowaniem zwrócił jej uwagę, że może nie bardzo, nawet przez szacunek dla profesora. Na co Kasia z wielkim oburzeniem:
-Gdzie ty się patrzysz?!
Natomiast kolega niewiele myśląc, za to lekko się irytując odparł:
-Ja się nie patrzę, ale co mam zrobić, jak mi tu wali po oczach taki wielki czerwony Achtung?!

Nie muszę chyba dodawać, co było potem. W każdym razie terapia szokowa pomogła. A ja się zastanawiam, kto był bardziej piekielny.

uczelnia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 278 (352)
zarchiwizowany

#45750

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Uwaga, apel do rodziców będzie.
Jestem sobie muzykiem. Konkretnie teoretykiem i kompozytorem (hucznie powiedziane). W każdym razie da się studiować takie rzeczy.
Bardziej przywiązana jestem do teorii, co się z tym wiąże, mam spore szanse przygotowywać młodych adeptów tej pięknej sztuki do samodzielnej pracy nad własnym talentem. Cieszę się z tego. Fajnie się pracuje ze zdolnymi ludźmi.
Rozpoczęłam już "karierę" pedagogiczną. Aktualnie pracuję w instytucji zwanej hucznie ogniskiem muzycznym. Nikt nie wie, co to dokładnie jest, na jakich zasadach funkcjonuje, w każdym razie jest to prywatne i ludzie płacą ciężkie pieniądze, by ich dzieci się w tym przybytku kształciły.
No i tak uczę sobie szkraby teoretycznych zagadnień. Dzieci wiadomo, nie chce im się. Dzieci nie są tu piekielne. Gorzej z rodzicami.
Jak mówiłam: płacą. A jak płacą to i wymagają, zatem np. pan od gitary ma przez godzinę raz w tygodniu zrobić z dzieciaka wirtuoza. I kropka. Natomiast pani teoretyk ma przez 45 minut raz w tygodniu nauczyć dzieci wszystkiego tak, aby nawet do zeszytu nie musiały zaglądać. Mają być świetnymi teoretykami po roku (góra!) nauki i już. A jak nie, to dzieciaka zabieram, bo w domu ćwiczyć nie będzie, nie ma czasu (o tym za chwilę),a ja nie będę słuchać ja bachor rzępoli w drugim pokoju (serio!). Nawet pominę fakt, że przełożeni nie pozwalają mi prowadzić zajęć tak, jakbym chciała i jak moim zdaniem, a także wszystkich pedagogów o wiele bardziej doświadczonych ode mnie (w tym moich profesorów), a nawet MKiDN też. Trudno i tak zrobię co mogę.
Należy również dodać, że maluchy mają: judo, basen, angielski, język inny, taniec, śpiew, karate, harcerstwo, scholę i w ogóle wszystko naraz. Ja wiem, że każdy chce jak najlepiej stymulować swoją pociechę. Ale no ludzie! Zdecydujmy się na coś! Dzieci naprawdę nie są robotami. Poza tym, jeśli chodzi o grę na instrumencie: dziecko nie ma tego robić, żeby rodzice mogli się nim pochwalić przed babcią/ciocią/sąsiadką/koleżanką/kuzynką, ale dla własnej przyjemności. Wiem coś o tym, też musiałam grać przed sąsiadkami na pianinie, bo mama ma przecież taką zdolną córcię. Żadna frajda. Nie uczę się po to, żeby zostać maskotką.
Zatem drodzy rodzice, nie wymagajcie od innych rzeczy niemożliwych. Bez was nauczyciele nic nie zrobią, wasze dzieciaczki z resztą też. Musicie i nam i swoim skarbom pomagać. Zdecydujcie się na coś i pilnujcie tego. Dzieci same nie zabiorą się do pracy. A naprawdę, wystarczy 20-30 minut codziennie, systematycznie. I wszystko będzie pięknie!

edukacja

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (201)

1