Profil użytkownika
gahan_lindemann ♀
Zamieszcza historie od: | 6 marca 2013 - 9:53 |
Ostatnio: | 3 września 2017 - 8:26 |
- Historii na głównej: 4 z 11
- Punktów za historie: 3709
- Komentarzy: 43
- Punktów za komentarze: 179
« poprzednia 1 2 następna »
Do ludzi, którzy uważają, że jestem osobą o wybitnej indolencji umysłowej- w urzędzie popłakałam się z nerwów. Bo, skoro przez 2 lata mojego uczenia się, pracowałam na pełen etat a czasami ponad i odprowadzałam składki, i wypracowałam zasiłek to dlaczego w imię jakiś dziwnych przepisów nie mogę go dostać? Nie mieszkam z rodzicami od 7 lat i od tego momentu sama muszę się utrzymywać a ewentualny zasiłek chciałam przeznaczyć na rehabilitację operowanego kolana, bo nie działa tak, jak powinno. Poza tym szkoła, w której się uczę nie daje mi żadnego statusu studenta. Nawet legitymacji studenckiej nie posiadam. Czy to takie dziwne, że poszłam do PUPy po pomoc na przetrwanie czasu do znalezienia kolejnego zajęcia? Pierwszy raz byłam w tym przybytku. Poza tym ja również zrzucałam się na studia innych osób gdy podjęłam pierwszą pracę trzy dni po ostatniej maturze oraz zrzucałam się do zasiłków osób, które również straciły z jakiegoś powodu zajęcie.
Napisałam skargę, ponieważ to nie pierwszy raz miałam tak policzony bilet ale tym razem miałam czas na to, aby dowiedzieć się skąd taka różnica- to raz. Słowa kasjerki mnie wybitnie zmierziły, bo wynikało z nich, że mi promocji nie da ale innym to i owszem. Wniosek- trzeba ubierać się w łachmany a będzie tańszy bilet w prezencie od PKP. Dodać do tego należy chamskie odezwanie się kasjerki i już widać, dlaczego napisałam skargę- to dwa. Zawsze jeżdżę tym samym przewoźnikiem w obie strony (takie przyzwyczajenie) więc nie ma tu mowy o różnicach w cenie u przewoźników- to trzy. @Malibu: jak mogę upominać się o zniżki, skoro o nich NIE WIEDZIAŁAM?
"Prostaczką" nie jestem ale dziękuję za wyrażenie swojej opinii :) Skoro Tobie nie przeszkadza słuchanie trzasków z telefonu w komunikacji miejskiej to Twój problem, ja tego nie toleruję i już.
A kto tu groził pobiciem??? Rzuciłam delikatną aluzję, a że chłopak nie zrozumiał to dosadnie mu powiedziałam, co miałam na myśli i tyle. Poza tym, nie uważam, że zrobiłam coś złego, ponieważ MATKA tego bachora nie zareagowała, ba! nawet słowem się nie odezwała.
Lepszy "synek" niż słowo, które mi się wtedy cisnęło na usta ;)
Człowieku, pech tego nastolatka, że wsiadłam do tego samego autobusu. Wielokrotnie zwracałam ludziom uwagę na coś, co jest sprzeczne z szeroko pojętą kulturą. Sama swoje zasady wcielam w życie i tak np. w kinie/teatrze zawsze wyłączę telefon, gdy jadę pociągiem to wychodzę z przedziału gdy mam zamiar porozmawiać przez telefon, itp. I na chamstwo reaguję chamstwem, bo się już nauczyłam, że bycie miłą wobec takich prostaków nie ma sensu. I nie jestem metalem, nie zjadam kotów :P
"Znawcą" nie jestem, co najwyżej "znawczynią". Niewyparzoną buzię odziedziczyłam w spadku po mamie i nie raz, nie dwa dostałam po niej od owych "5 dresó po szkole" ale przyzwyczajeń nie zmienię. Skoro rodzic nie potrafił wychować dzieciaka, to jego problem, bo ja nie zamierzam tolerować czegoś takiego.
Przez 14 miesięcy pracowałam w Tesco, w POK i takie kwiatki były na porządku dziennym. Naprawdę, poziom intelektualny polskiego społeczeństwa przeraża mnie, bo co będzie za 10 lat?
Chodzi mi o to, że z listonoszem mam jazdy od zawsze. Dziwi mnie to, że jak zamawiałam bluzkę ze sklepu internetowego, która zapakowana była w kopertę bąbelkową, to nie mógł mi jej przynieść, bo "za duży gabaryt" a w czwartek przytargał do mnie torbę, którą zamówiłam z allegro (gabarytowo jest jakieś 4 razy większa, niż paczka z bluzką). Takie sytuacje są nagminne. Po co w takim razie kazali mi na poczcie napisać oświadczenie ze zgodą na wkładanie poleconych do skrzynki, skoro mają to w nosie? Akurat ta przesyłka dotyczyła dostarczenia dokumentów wymaganych do wypłaty odszkodowania. Termin na złożenie tych dokumentów upłynął wczoraj. Listonosz wystawił powtórne awizo mimo, że nie dostałam pierwszego. Z powodu ograniczenia umysłowego pana zwanego listonoszem mogę nie dostać odszkodowania! I co, mało piekielne?
Po pierwsze nie "sam" tylko "sama". W historii jak byk stoi, że jestem kobietą.
No to mało widziałaś :) Czasem w poczekalni są takie kwiatki, że trzeba kilka razy przeczytać aby sens zrozumieć.
Homoseksualistka? Ja? Skro napisałam "dla mojego S." to znaczy, że jestem z mężczyzną a nie kobietą :P Chodzi mi o to, że nie mając ślubu muszę tłumaczyć się przed obcym kolesiem (listonoszem) kim jestem dla adresata listu. Gdyby była ustawa regulująca takie sprawy (partnerstwo nie polega jedynie na związkach osób homoseksualnych) nie musiałabym tego robić. Idąc dalej według toku mojego problemu, w szpitalu niczego nie dowiem się o stanie zdrowia mojego partnera, nie odbiorę awizo na poczcie, itp. Po prostu w świetle prawa nie mam żadnych praw mimo, że od 5 lat tworzę dom z drugą osobą (żeby nie było, ta druga osoba jest mężczyzną). O to mi chodzi.
Brawo! Chamstwu trzeba odpłacać tym samym! Może na przyszłość obmierzłe babsko się nauczy, żeby nie zadzierać z młodszym :)
Nie poszłam, bo wzięłam sobie do serca rady z Piekielnych ;) Zanim pójdę do lekarza, najpierw poproszę w rejestracji o ksero dokumentacji- liczne historie tutaj zamieszczone podsunęły mi ten pomysł. Dopiero z kserem w łapce będę mogła "dochtórowi" ewentualnie nawrzucać ;) A z prawnikami zacznę rozmawiać jak zakończę rehabilitację, czyli w połowie marca.
Dzwoniłam do różnych szpitali i najwcześniejszy termin, który mi zaproponowano na NFZ, to listopad :/ Na pewno się rozpytam jak załatwić sprawę, żeby dostać odszkodowanie. Dzięki za życzenia powrotu do zdrowia :)
Oczywiście, że Łódź. W końcu w tym mieście tylko same cuda się zdarzają...
Już się nie dam wyrolować na kasę. Nie po to co miesiąc odciągali mi z wypłaty składki, żebym teraz musiała z tych nędznych groszy finansować nowe jacuzzi jakiemuś lekarzowi. Poza tym nie stać by mnie teraz było na przejażdżkę w dwie strony do Piekar i zapłacenie za wizytę. Wszystko będę robiła na NFZ ale dzięki za info :)
Jutro mam zamiar udać się na Sienkiewicza, porozmawiać z "dochtórem" Rapiejko, czyt. nawrzucać mu i dobitnie wykrzyczeć, co o nim myślę. Z każdym dniem umacniam się w postanowieniu, że nie machnę na to ręką tylko poszukam dobrego prawnika. Bo to nie jest fajne, że bez ortezy nie mogę nawet wyjść do sklepu po przysłowiowe bułki na śniadanie. Jedyne, co NFZ mi dofinansował to ortezę, zamiast 900zł zapłaciłam 200zł. I tyle. Niedługo zacznie się robić ciepło więc boję się pomyśleć nawet, co się będzie działo w tramwajach i autobusach, skoro już teraz wzbudzam niezdrową sensację (pytań w stylu "a po co Ci to?" lub "a jak się w tym bzykasz?" nie zliczę). Rozumiem, że mogę wyglądać ciekawie (czarne ciuchy, glany i orteza) ale z powodu tej nogi mam przerąbane. Stać długo nie mogę, bo puchnie i boli, miejsca w tramwaju rzadko kiedy mi ktoś odstąpi a na uczelnię dojechać trzeba. Prawdopodobnie do pracy już nie wrócę (praca stojąca) a z nową też nie jest łatwo. Gdybym na początku trafiła do dobrego lekarza (np. pana Waszczykowskiego) to nie pisałabym na Piekielnych. Część dokumentacji medycznej mam (poprosiłam o ksero), resztę mam w oryginałach. Moja mama też miała wypadek i do tej pory użera się z lekarzami i mam dzięki temu nauczkę (ona miała wypadek ponad 7 lat temu). Nie odpuszczę.