Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

gburia

Zamieszcza historie od: 12 maja 2011 - 11:17
Ostatnio: 26 maja 2016 - 22:11
  • Historii na głównej: 1 z 9
  • Punktów za historie: 1259
  • Komentarzy: 182
  • Punktów za komentarze: 1388
 

#53832

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lubię czytać o poszukiwaniu pracy, bo sama tego doświadczam.
Rzecz się dzieje w Warszawie, jestem studentką ostatniego roku.
Kilka moich przypadków:

1) Pracowałam sobie w centrum handlowym, jako sprzedawca. Kończył się kwiecień, umowę zlecenie miałam do końca czerwca. Ale coś mi strzeliło do głowy, żeby zacząć szukać innego zajęcia. Wysłałam jedno CV i trafiony-zatopiony! Rozmowa kwalifikacyjna, umówiliśmy się z pracodawcą na dzień próbny w pierwszym tygodniu maja (czwartek). W swojej pracy powiedziałam, żeby uwzględnili mnie w grafiku na maj tylko do niedzieli, a w czwartek wieczorem dam znać co dalej.

Dzień próbny okazał się inwentaryzacją. Spoko, chociaż ja świeżaka, który nie zna asortymentu, nie dopuściłabym do liczenia. Maksimum skupienia i jedziemy z tym koksem. Fakt, nie byłam zbyt rozmowna z potencjalnym kolegą, ale naprawdę starałam się połapać w tysiącu nowych dla mnie rzeczy.
Po 8h liczenia dostałam informację, że jak najbardziej, mam przyjść w poniedziałek już na szkolenie. Dzwonię do swojej kierowniczki i mówię, że do niedzieli jestem, ale od poniedziałku już niestety żegnam.
W poniedziałek poszłam na szkolenie, wszystko ok, przychodź w środę.
We wtorek dostaję maila, że jednak mam nie przychodzić, bo nie spodobałam się zespołowi. Dzwonię i uprzejmie zapytuję czy to żart? Na to szef, że to co mam w mailu powinno mi wystarczyć. I tak się skończyły moje obie prace.

2) Wysyłam więc masę CV, około 30 dziennie. W końcu ktoś odpowiedział:
„Bardzo podoba mi się pani cv, proszę wysłać jakieś zdjęcia odważne.”
Wysłałam. Najgrubszej i najobrzydliwszej baby jaką znalazłam w google. Niestety, nadal byłam bez pracy.

3) Wspomnę tylko o ofertach pracy biurowej, pod którymi kryło się call center. Albo pod mądrymi nazwami.

4) Dzwoni telefon, lecę, biegnę. A tam babeczka nawija po angielsku. Trochę mnie to zbiło z tropu ale gadam. Okazało się, że to była rozmowa rekrutacyjna na stanowisko nie wiem nawet jakie, ale za to z masą obowiązków. Praca od 8 do 16, tylko i wyłącznie po angielsku, rozmowy telefoniczne z caaałym światem. Pani mówi, że daję radę więc ile bym chciała zarabiać. Myślę sobie, że 1500zł na rękę, chociaż teraz uważam, że za takie obowiązki to ze dwa i pół koła by się należało. Niestety, pani może zaoferować 1600zł brutto. Ale się jeszcze do mnie odezwie.

5) Znowuż wymagany dobry angielski, praca na recepcji w nowo otwieranym biurowcu. Praca 8 – 18. Ile bym chciała zarabiać? Chciałabym 12zł netto. No bo skoro 10h dziennie, pon – pt, pięćdziesięciogodzinny tydzień pracy. Nie, oni nie mogą sobie na to pozwolić. Odpowiadam, że jeśli pójdą mi na rękę tj. będę pracować w dni, kiedy nie mam zajęć (3 dni w tygodniu) to chcę dychę na rękę. Niestety nadal nie mogą mi zaproponować współpracy, bo szukają kogoś kto będzie chciał 7zł na rękę.

6) I ostatnie, moje ulubione. Sfrustrowana, zła i smutna przeglądam kolejne oferty, w międzyczasie odbyłam bezpłatne praktyki. Ale wiecie jak to jest na praktykach, „możliwość zatrudnienia” bla bla bla. Starałam się, zbierałam pochwały. Ba, rekrutowałam swojego następcę, a ja miałam zostać zatrudniona. No ale stało się jak zwykle, czyli obeszłam się smakiem. I jakież było moje zdziwienie jak tydzień później na jednym z portali znalazłam ofertę pracy na to stanowisko, na które ja miałam zostać zatrudniona po praktyce. Wkur...zona wysyłam CV, żeby było zabawniej, z referencjami od firmy do której aplikowałam.
Oddzwonili.
- Witam, dzwonię z firmy xyz, aplikowała pani na stanowisko stażystki...
- Nie proszę pani, aplikowałam na stanowisko pracy, gdyby wczytała się pani w moje cv, dowiedziałaby się pani, że właśnie skończyłam u was praktyki.
- Yyy...[...]

Obecnie znowu jestem na bezpłatnym stażu, ale cóż, coś trzeba robić. Tu przynajmniej mi nie mówią, że jest szansa zatrudnienia ;)

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 481 (545)
zarchiwizowany

#40028

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kurierzy, ach kurierzy.
Zacznę od końca.
Dzwoni Freddie Mercury i głosem mojego mężczyzny błaga mnie "Furia, leć do mnie do domu, migusiem, niech cię ojciec zawiezie, weź taxę, miotłę, co kolwiek, szybko!"
Godzina 14:30, mój facet pracuje do 15, ok 15:30 byłby w domu, ale kurier nie będzie tyle czekał!
To pojechałam, kuriera nie zastałam, paczkę odebrałam u sąsiada.
To była historia, teraz pointa:
To był pierścionek zaręczynowy, za grubszą kasę.

Kurier miał adnotację, żeby przyjechać po 15:30. Był o 14:30. Dzwonił do mojego, że już natychmiast ma być! On nie mógł więc babę posłał. Byłam w ciągu 10 minut, kuriera nie zastałam.
Firmy nie pamiętam, ale to nie była "7".

kurierzy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (155)
zarchiwizowany

#39764

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Allegro.
Historia zakręcona jak prosięcy ogon.
A długa jak sto diabłów.
Robimy sklepik, potrzebne są nam meble i asortyment. I tak się szczęśliwie złożyło, że znalazłyśmy SUPER ofertę. A że kasa konkretniejsza już to zamiast szybko klikać "kup teraz" to nastąpiła wymiana maili a następnie telefony, wszystko było potwierdzone, kobieta potrzebowała pilnie kasy, bo dziecko zachorowało na raka, dlatego sprzedawała meble i rzeczy za naprawdę ułamek wartości. Poprosiła o zaliczkę, 500zł. Poszła. W zamian dostałyśmy skan dowodu i różne inne dokumenty potwierdzające kim ta pani jest.
I się zaczyna.
Dogadane wszystko w poniedziałek, ale stwierdziłyśmy, żeby jej było wygodniej, niech na spokojnie zapakuje wszystko i wyśle we wtorek.
Wtorek telefon - kurier nie przyjął ładunku bo lustra były źle zapakowane. No ok, mogło tak być, więc babka proponuje, że sama nam to przywiezie w czwartek, w środę ok 14 wyjedzie, bo mąż wraca z pracy.
Środa, godz 17, jeszcze nie wyjechali (sami dzwonili, przepraszali). Godzina 21 - mąż już jedzie. Sam.
Czwartek w nocy. 70km od Warszawy zatrzymała ich policja, nie mieli dokumentów na te rzeczy więc zatrzymali ich na jakimś posterunku (powtarzam to, co mówiła ta kobieta). Dzwoni do koleżanki, jaka jest sytuacja, a w tle słychać płacz dziecka "ja chcę do taty". Ja już stwierdziłam, że coś tu śmierdzi, koleżanka zachowała wiarę, przekonuje mnie, że dziecka się nie da tak namówić, żeby płakało i mówiło co rodzic chce. Ja się nie znam. W czwartek rano otrzymujemy zwrot zaliczki i zapewnienie, że jak tylko wszysttko załatwią w US (jakieś podpisy na fakturach?) to w piątek będą!
Piątek. Okazuje się, że podpisów miało być 4 a było tylko 3, więc babeczka wraca spod Warszawy do siebie załatwić ostatni podpis, udaje się jej, jadą! Co godzinę, dwie, dostajemy informacje ile są już od Warszawy. I tak jechali chyba z 5godzin te 70km. No ja już leżę i kwiczę, koleżanka twardo wierzy, że przyjadą.
SĄ! Już 7km od miejsca zostawienia rzeczy, ale się zgubili!!! Mąż koleżanki mówi, że po nich wyjedzie, na co babka informuje, że jej mąż dostał jakiegoś ataku serca i pojechali do szpitala, dostał kroplówkę i wracają już do siebie.
Cyrk.
Wszystko to, jest relacją z tego, co ta pani nam opowiadała a nie relacją faktycznych wydarzeń.
Pożegnałyśmy się z zakupionymi rzeczami, zaliczka zwrócona, w zasadzie sprawy mogłoby nie być. Wystarczyłoby, że sprzedająca jakoś się wytłumaczy, powie, że się rozmyśliła, zrozumiałybyśmy. Ale nie. Ona dalej utrzymuje, że nam to dostarczy! No to skoro tak, my nic nie tracimy...
Następny tydzień, poniedziałek. Pani utrzymuje, że kurier poszedł, że we wtorek będzie.
Wtorek. Kuriera ani widu ani słuchu, żądamy numeru nadania. A ona nie ma numeru nadania, bo nie ma jej teraz w domu. No to co robią dwie mądre głowy? Wyszukałyśmy numery do firm kurierskich w mieście tej pani, pytamy o taką a taką paczkę. Nie no, żadnej takiej paczki nie było i nie ma. Koleżanka dzwoni do sprzedającej, że paczki w żadnej firmie kurierskiej nie ma! A łyżka na to: niemożliwe! Bo ona to przez znajomego pracującego w firmie kurierskiej nadała, dlatego nie ma. Żądamy od pani potwierdzenia na piśmie, że w środę nada te cholerne rzeczy, albo idziemy na policje. Ona oburzona, że jej nie wierzymy, że wyzywamy od oszustek, bo ona uczciwa jest! Dziecko ma chore! Ale wysyła. Napisane w mailu. O nie nie nie, droga pani, prosimy o napisanie ręczne, z podpisem i skanem dowodu, a jeśli rzeczy nie dojdą do końca tygodnia (piątek) to całą historię korespondencji przekazujemy policji i zgłaszamy sprawę. I wiecie co? Otrzymujemy takie właśnie potwierdzenie - napisane odręcznie, z podpisem, skanem dowodu. Dafaq?
Piątek. Nawet nie będę pisać.
Przez weekend trwa mailowa burza, babeczka wręcz płacze nam przez te maile, dzwoni. Istna kołomyja. Zapowiada kontakt z mężem. Mąż ma dzwonić. Mąż nie dzwoni, mąż wysyła maila. Mąż pisze, że jest w szoku jak ta jego żona nas zwodzi, wkręca, kłamie i oszukuje i obiecuje zająć się sprawą, przywieźć nam te rzeczy! Tylko, żeby na policje nie zgłaszać.
W poniedziałek wyjeżdża. Do Warszawy ma (dajmy z górką) ok 350km. Nie ma go we wtorek rano. Dzwoni popołudniu, że ze stresu miał biegunkę i zatrzymał się w Łodzi na nocleg.
Informujemy go, że czekamy do godziny 18 i idziemy na policje. Gorąco zapewnia, że będzie.
18 wybija, faceta nie ma, zero kontaktu. Wystawiamy komentarz na allegro (babka miała jeden pozytyw czy kilka, żadnego negaywa), a tam negatyw z dnia poprzedniego, że kupujący został oszukany, prosi o kontakt.
Wystawiamy taki sam komentarz, prosząc o kontakt.
Dzwoni sprzedająca z awanturą, że jak to negatyw! Ona uczciwa jest! Tak tak, oczywiście.
Środa. W kwestii towaru nic się nie zmienia, za to na pocztę napływają maile od innych poszkodowanych. A tu oszukanych na 30zł, tam na 500/600. Dowiadujemy się, że pani sprzedaje różne bajki. Najlepszą jest jednak bajka o dziecku.
Dla nas dziecko było chore na raka.
Dla innych dziecka nie było i pani się stara o dziecko i potrzebuje pieniędzy na to, pani ma drugie małe dziecko i potrzebuje pieniędzy, pani nie ma dzieci, potrzebuje pieniędzy na X.
Odzywa się mailowo mąż. Że on przeprasza, ale oni nie chcieli sprzedać tego towaru, to jego żona wystawiła sprzęty za bezcen i mieli nadzieję, że się rozmyślimy.
Nie rozmyśliłyśmy się. Sprawa zgłoszona na policję.

Finał? Pismo z policji, że sprawa nie ma symptomów czynu karalnego.
Jeb*am :)

allegro policja

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (177)
zarchiwizowany

#36041

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Warszawa. Korki.
Każdy się wciska, przepycha, coby być ten jeden samochód bliżej czerwonego światła albo na łeb na szyję właduje się pudło pod autobus, który jedzie swoim pasem. Generalnie wszyscy się spieszą.
To teraz zagadka:
godzina 7:30, piątek. Zaspałam, a na ósmą miałam egzamin, więc biorę auto i jadę! Wjeżdżam na most, który o tej porze na ogół jest zapchany ale się jedzie. Wjeżdżam i jedyne co myślę to "urwa." Korek, korek jak siemasz. Norma, nie? Ale wiecie co było powodem korka? Nie słaba przepustowość świateł na drugim końcu, nie spektakularny wypadek zajmujący 5 z 6 pasów ruchu. Otóż jechało piękne stare auto, któremu odpadła maska (autentycznie). Nic się nikomu nie stało, awaryjne, trójkąt. Więc co gawiedź robi? Gawiedź staje i się gapi. Tworząc korek.
Na egzamin się spóźniłam. Podejście w drugim terminie.

ulice

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (27)
zarchiwizowany

#32590

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ja wiem, że na koncerty rock/metal nie chodzi się do filharmonii. Juz nawet mosh musiał mi się zacząć podobać. Wszystko ładnie, pięknie, tłum napiera, wycofujemy się na strategiczne pozycje z tyłu, coby jeszcze było ciepło, ale już nieco luźniej. A tam spotyka nas coś znacznie gorszego niż pogo. Tam spotykają nas palacze, którzy nie mogą, no po prostu umrą bez dymka przez te 40minut. Tak, nie palę. Nie, smród petów jest nawet dla mnie znośny. Za to nieznośne dla mnie jest przypalanie mnie i mojej kurtki. Pal licho kurtkę, ale jak widziałam żarzącego się peta w ręce nade mną już widziałam spadający żar prosto w moje oczy.
Bezmógmi palący w tłumie - oby wam ktoś wypalił śliczne kropki na mordach.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (26)
zarchiwizowany

#31953

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
krótko i na temat siódemki.
Właśnie dostałam smsa:
"Paczka u sąsiadki pod X".
Fantastycznie, nie znam tych państwa...

siódemka

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (246)
zarchiwizowany

#23895

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Autobus miejski w godzinach popołudniowych. Całkiem sporo pasażerów, ale bez jakiegoś wielkiego tłoku.
Kierowca miał chyba zły dzień bo ruszał z kopyta i hamował na hurra. Po kolejnej takiej akcji zaczęły się komentarze pasażerów, że jak on jeździ, co kartofle wiezie?
Aż w końcu znalazła się odważna pasażerka (kobieta w średnim wieku, ubrana w brązowy płaszcz) i po opuszczeniu pojazdu podeszła od drzwi kierowcy i zaczęła na niego krzyczeć:
- [...] Czy wiezie pan ziemniaki!?
Na co kierowca:
- Jak na panią patrzę, to widzę, że tak.

ztm

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (54)
zarchiwizowany

#20068

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie wiem jeszcze na ile piekielna będzie ta historia bo jest w toku. Jednak skutecznie podniosła mi ciśnienie.
Październik. Wielkimi krokami zbliża się rocznica związku. Trzeba znaleźć jakiś fajny prezent. I znalazłam. Wyjazd do Krakowa. Jednak coby nie zdemolować studenckiej kieszeni szukałam ofert noclegów po różnych grupowych zakupach i udało się tanio znaleźć nocleg przy samym rynku.
To było 13 października. Tego samego dnia poszedł przelew na konto tych zakupów grupowych, rezerwacja terminu, dostałam kupon. Wszystko potwierdzone, załatwione, jeszcze wystarczyło mi na zafundowanie miłemu lotu samolotem zamiast kochanej PKP.
Dziś. 24 listopada. Wchodzę na maila żeby ten kupon ściągnąć, wydrukować (rezerwacja jest na 25-27.11). Strona nie działa. Tknięta złym przeczuciem pytam wujka google "co się dzieje ze zniżkoteką". Wujek google odsyła mnie do walla na fejsie tejże instytucji, a tam! OMFG. Jestem w d*pie. Zniżkoteka nie wypłaca pieniędzy kontrahentom, którzy nie chcą wykonywać usług wykupionych przez klientów.
Chyba nie mam gdzie spać przez najbliższe trzy dni.

P.S. jakby ktoś coś wiedział, niech pisze!

zniżkoteka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (148)
zarchiwizowany

#12361

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłam na zakupach w centrum handlowym. W pewnym momencie słyszę charakterystyczny sposób mówienia dla osób, które się jąkały i uczą się mówić bez zająknięcia. Akurat stałam przy wyjściu. Widzę młodego mężczyznę stojącego nad siedzącą kobietą przeglądającą jakąś gazetę. On ją pyta:
Ch: - przeeeepraaaaszaaaaam (babka patrzy jak na idiotę) paaaaanią (odwraca się w drugą stronę, ja już chcę iść do niego) któóóóóóraaaaa (okazuje się że obrotowe wejście jest jednokierunkowe, babka wstaje i odchodzi) jeeeeest goooodzinaaaa?

Oczywiście nie uzyskał odpowiedzi, poszedł. Wychodząc ze sklepu widziałam tę babkę jak z oburzeniem opowiadała swojej chyba córce, że jakiś pijany wariat ją zaczepiał.
A mogła wysłuchać i się dowiedzieć czegoś nowego o świecie. Też miałam taką sytuację i nie kryję, że się zszokowałam jak ten ktoś do mnie tak mówił, ale wysłuchałam do końca, udzieliłam informacji i wysłuchałam długich podziękowań :)

CH.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (168)

1