Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

glos_w_sluchawce

Zamieszcza historie od: 17 lutego 2012 - 1:48
Ostatnio: 7 października 2017 - 2:43
O sobie:

Jestem tylko małą wysepką chaosu pośród was...

  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 1631
  • Komentarzy: 98
  • Punktów za komentarze: 522
 
zarchiwizowany

#56963

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może nie tyle piekielnie co śmiesznie, ale kolejny raz się przekonuję, że ludzie bywają hmm... dziwni.

Tytułem wstępu.
Moja znajoma z poprzedniej pracy jest osobą o dość specyficznym hmm... poczuciu humoru. Między innymi to skutkowało kiedyś usunięciem jej z grona znajomych na facebooku (jakoś znudziło mi się codzienne usuwanie komentarzy, linków i proszenie żeby więcej tego nie wysyłała). Znajoma się obraziła wtedy o to śmiertelnie, ale, że nie pracowałyśmy już razem i nasz kontakt poza pracą był i nadal jest (na szczęście) znikomy nie przejęłam się tym jakoś szczególnie.

Ale może do rzeczy:)

Jakiś tydzień temu znalazłam w skrzynce na fb wiadomość od ww znajomej, która brzmiała następująco:
"czesc głos_w_słuchawce nie wiem czy masz prace ale jest nowa opcja do call center dobra w tym bylas i sie zapytalam szefa czy mozemy jeszcze kogos przyjac 2500 tys podstawy brutto oczywiscie plus prowizja od 100- 1000 zl"

Pracę co prawda mam, nie narzekam na nią jakoś mocno a praca w call center jakoś mi już się znudziła (zmęczenie materiału), ale myślę "odpiszę". Warunki jak na realia call center na pierwszy rzut oka nawet niezłe.
Grzecznie zapytałam więc o warunki, lokalizację i tak dalej.

Dziś przyszła odpowiedź:) Cytuję:
"jest to już nieaktualne ponieważ miałam to zaproponować komuś znajomemu a ciebie w znajomych na fejsie dalej nie widze...."

Aha.

ludzie

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (350)

#55269

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś miał się odbyć mój ślub.
A ponieważ jednak się nie odbył, to sobie postanowiłam napisać jak do niego nie doszło.

Z moim byłym już narzeczonym zaręczyliśmy się z zeszłym roku w moje urodziny. Prezent mu się udał, ja szczęśliwa, nasze rodziny też, więc zaczynamy przygotowania. Wszystko szło dobrze do marca, nawet już suknię zaczynałam szyć.
Dokładnie 9-ego mój luby był u mnie w domu, dogadywaliśmy jakieś tam szczegóły po czym pojechał na przyjęcie zaręczynowe znajomych (ja z anginą średnio mogłam się ruszyć z łóżka więc postanowione było, że jedzie sam bo im przykro jeszcze będzie).

W niedzielę do lubego postanowiłam zadzwonić. Nie odbierał. Ani za pierwszym razem ani za żadnym. Około 20-tej zaczęłam już lekko panikować, że może coś się stało (wiadomo - śnieg leżał sobie jeszcze wesoło wszędzie i ślisko było jak diabli). Obdzwaniam jego znajomych, rodzinę - nic.

W końcu około północy przychodzi sms, którego treść to chyba sobie do końca życia już zapamiętam:
"Nie dzwoń, bo i tak nie odbiorę. Nie ma to sensu i tak będzie lepiej."

Po godzinie dzwonienia bez przerwy w końcu raczył odebrać... W 15-minutowej rozmowie powiedział mniej więcej to samo co napisał w smsie, stwierdził, że nic nie wyjaśni i się rozłączył.

Więcej telefonu ode mnie już nie odebrał, nie odpisał na żadną formę kontaktu, a po jego rzeczy, które u mnie zostawił podczas naszego 3-letniego związku przyjechali jego rodzice.

związki

Skomentuj (88) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1074 (1184)
zarchiwizowany

#46636

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój piesek miał jakiś miesiąc temu wypadek - potrącił go samochód. Wina pieska niestety, kierowcy nie ma co winić. Na szczęście wynikiem był tylko uraz przedniej łapki. Tego samego dnia wezwaliśmy do domu weterynarza, ponieważ nie posiadamy samochodu i nie było jak go przewieść do kliniki.

[W]eterzynarz : A co to się pieskowi stało?
[J]a : Wpadł pod samochód, jest trochę obolały, ale jak na oko mojej mamy (moja mama jest pielęgniarką) poza łapką nic mu nie jest.
[W] : A co jest z łapką? (nawet nie patrząc na psa)
[J] : Nie wiem, kuleje, nie staje na nią, boli jak go dotknąć.
[W] : (łaskawie spojrzał) A to nic, pewnie zbita, ja dam pani maść i zastrzyk żeby go nie bolało, powinno przejść.
[J] : A może pan mu nie wiem, jakieś prześwietlenie zrobi?
[W] : Nie trzeba.

No ok, ja lekarzem nie jestem, on się zna. Leki odebrałam, podawałam według wskazówek. Piesek zaczął nawet po kilku dniach chodzić, ale nadal utykał. Co gorsza na przegubie łapy zaczęły mu się robić ranki. Coś mnie tknęło, że dobrze to nie jest więc poprosiłam chłopaka żeby go zawiózł do lekarza, który się zajmuje zwierzakami jego mamy. Tu nadmienię, że wcześniej takiej możliwości nie było ponieważ mój chłopak pracuje jako kierowca, był wtedy w trasie a wspomniany wet mieszka około 100 km od mnie. Lekarz łapkę obejrzał, zrobił prześwietlenie i załamał ręce.
Co się okazało? Ano to, że łapa jest złamana i to tak paskudnie, że pogruchotany jest cały staw, który na domiar złego "rozszedł się" w kilku miejscach, nie zrośnie się w tym momencie nawet w gipsie bo kości się przesunęły i przebijają już skórę (stąd te widoczne ranki).

Możliwości co dalej?
1) operacja polegająca na próbie skręcenia tego na śruby, bez gwarancji, że się uda o koszcie około 1000-1500 zł : nie stać mnie na to
2) amputacja łapy, z tym, że ciąć trzeba jak najwyżej żeby pies miał możliwość nauczenia się chodzić na trzech
3) uśpienie zwierzaka bo bez ingerencji chirurgicznej wcześniej czy później wda się zakażenie i pies będzie się męczył.

No i teraz siedzę, dzwonię po klinikach weterynaryjnych szukając psiego ortopedy, nie wiem zupełnie co mam kur*** wybrać i mam szczerą chęć zamordowania "weterynarza", który zajmował się Misiem na początku.

weterynarze

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (259)

1