Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

gossipgirl27

Zamieszcza historie od: 25 stycznia 2012 - 2:08
Ostatnio: 28 maja 2014 - 2:46
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1476
  • Komentarzy: 25
  • Punktów za komentarze: 71
 

#58998

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Każdy z Was drodzy posiadacze kont na piekielni.pl zapewne nie raz spotkał się z kampanią pt: bierzmy zwierzaki ze schroniska, każdy może kupić kota/psa, ale takie zawsze znają dom, a zwykły burek też na taki czeka.
No więc z narzeczonym jako szczęśliwi posiadacze już jednej młodej kotki (rasowej, a o dziwo ze schroniska), postanowiliśmy znaleźć jej koleżankę, żeby się kot nie nudził jak jest sam i nam było weselej.
Poszukiwania rozpoczęte!

Przelecieliśmy wszystkie strony w google, na których jest możliwe nalezienie kotka do adopcji. Jedyne wymogi to żeby nie była starsza niż rok, no i płeć była odpowiednia. Ogłoszeń oczywiście mnóstwo ze wszelakich schronisk, fundacji i domów tymczasowych. W ciągu 3-4 tygodni obdzwoniliśmy kilkanaście jak nie kilkadziesiąt ogłoszeń, niestety w każdej z organizacji czy domu tzn. tymczasowym nie spełnialiśmy warunków do adopcji kotka. Dlaczego? Ponieważ jednym z warunków było zabezpieczenie wszystkich okien i balkonu specjalną siatką (od każdej fundacji w mailu dostawaliśmy link do "propozycji takowej siatki").

Co w tym piekielnego? Przecież zwierzę powinno być jak najbardziej bezpieczne. Ano to piekielne, że zabezpieczenia mamy nie AŻ tak profesjonalne co nasz kot do tej pory żyje, a koszt takiej siatki (tej polecanej w każdym mailu), która jest konieczna bez niej nie mam w ogóle mowy o adopcji kota wynosi 1000-1200 za sam balkon + ok. 1000 za okna. Tak jest w każdej firmie polecanej przez te wszystkie organizacje "pro zwierzęce"(oczywiście jak jedna z pań się wygadała, mają oni umowy z takimi zakładami montującymi te super, hiper wypasione siatki). Kota do tej pory szukamy i najprawdopodobniej kupimy kociaka z jakiejś hodowli, bo najzwyczajniej w świecie nie stać nas na koty ze schroniska.

Niech ktoś mi powie gdzie tu dobro zwierzaka? Dodatkowy argument przeciw takim praktykom to to, że już właśnie bodajże 3 tydzień widzimy te same ogłoszenia tych cudownych kociąt wstawiane co dwa dni, bo widać nikt nie jest w stanie finansowo udźwignąć adoptowania ZA DARMO kotka.

schroniska itp.

Skomentuj (163) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 614 (748)
zarchiwizowany

#26646

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z serii kochana mamusia.

Wysiadam z autobusu i staję na przejściu dla pieszych. Podjeżdża samochód więc czekam co się pod koła będę pchać.
W samochodzie pani, 20-23 lata z tego co zdążyłam przyuważyć to solareczka, tipsiki, różowa opaska i tak oczywiśćie, a jakżeby inaczej cały wybryloczkowany telefonik i pani gada w najlepsze, a kto obok niej na przednim siedzeniu? Może roczne dziecię. Wyszłam jej przed samochód i zaczełam gestykulować, mianowicie dosyć dobitnie pokazywać co o niej myśle np. pukanie się w głowe - rakcja do przewidzenia czyli wzrok na mnie pt. "spłyń" po czym omineła mnie dalej gadając w najlepsze, a i dodam jeszcze, że czekając na następnych pasach na zielona światło przyuważyłam jak pani z podporządkowanej z impetem wyjeżdża na ulice milimetry mijając pupę białego sedana. Oczywiście bo skupiona była bardziej na ciapaniu do komórki. Pół biedy gdyby nie to dzieko... dziw, że ktoś chce się z takimi rozmnażać.

ulica

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 40 (160)

#23305

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed około roku.
Wracałyśmy z koleżanką do domu. Zaraz przy przystanku na którym wysiadłyśmy jest przejście dla pieszych na którym czekałyśmy na zielone światło. Obok stał jakiś mężczyzna koło 30, a przy słupie staruszek. Starszy pan lekko uginał się na kolanach i w pewnym momencie zataczając się już kompletnie obsunął się najpierw na słup, a później na jezdnię (na szczęście nic nie jechało).

Od razu podbiegłyśmy do niego wraz z panem ok. 30. Pan pomógł staruszkowi przenieść się z jezdni na trawę, gdyż starszy człowiek nadal nie mógł stać o własnych siłach. Na rękach staruszka widoczne były duże plamy, co dla mnie zasygnalizowało objaw cukrzycy. Młody mężczyzna przyznał, że bardzo mu się spieszy i zapytał czy może na zostawić z staruszkiem, oczywiście obiecałyśmy pomóc i tamten poszedł. Zadzwoniłam po karetkę pogotowia, przedstawiłam sytuację, wszystko pięknie, zaraz będą. Pan był mało rozmowny, tylko dziękował za pomoc. Był w dosyć opłakanym stanie, gdyby nie właśnie plamy na rękach można by go wziąć za alkoholika. Kiedy zniecierpliwione czekałyśmy na karetkę, przechodziła obok starsza pani. Podeszła do staruszka i zaczęła go opierdzielać. Gdzie on się włóczy, że same problemy, itd.
[J]a [S]tarsza pani:

[J] Przepraszam bardzo, zna pani może tego pana?
[S] A jak, to mój mąż!
[J] Bardzo się cieszę, czy mogła by pani nam pom...
[s] Znowu lezie gdzieś stary wałkoń ja mu leków dawać nie będę!
[J] Dzwoniłam już po karetkę, bo pan zasłabł i..
[S] O dobrze, niech go zabiera w cholerę.
[j] ...
[S] Nie mówcie tylko, że mnie widziałyście! Jeszcze jakieś papiery będą chcieli ode mnie, a cholera ich wie ile będę płacić za niego jeszcze.

I pani sobie poszła zostawiając mnie i koleżankę z wielkim zdumieniem. Strasznie szkoda nam było pana, który po dziesięciokroć dziękował za pomoc i bardzo skromnie poprosił o butelkę wody. Czekałyśmy z nim na karetkę, która zabrała go do szpitala. Muszę przyznać, że nie dziwię się facetowi, który "ciągle się gdzieś włóczy" jak ma taką żonę...

skrzyżowanie w Warszawie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 671 (715)

1