Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

granatowa_marchewa

Zamieszcza historie od: 31 lipca 2012 - 10:30
Ostatnio: 30 stycznia 2021 - 23:09
O sobie:

Złośliwa i szydercza, posiadająca męża wredota zamieszkująca obecnie stolicę kraju kwitnącej cebuli.

  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 4098
  • Komentarzy: 89
  • Punktów za komentarze: 858
 

#76203

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odkąd tylko pamiętam moje poczucie własnej wartości było mniej więcej w okolicach -5 (w skali od 0 do 10).

Matka nie pochwaliła mnie nigdy.

Nieważne, że wygrywałam różnego rodzaju konkursy w szkołach, dobrze się uczyłam, byłam grzeczna dla wszystkich, zawsze znalazła powód, aby mnie skrytykować.

Przykład: zaczęłam rosnąć w górę jak szalona w wieku 11-12 lat, ponadto przybrałam na wadze i miałam lekką nadwagę.
Potrafiła mi to wypomnieć w tłumie obcych ludzi w centrum miasta, mimo, że sama już osiągała wtedy rozmiary na granicy nadwagi i otyłości. Powtarzanie tego przez następne kilka lat nie pozostało bez efektów.

Zaczęłam chudnąć, bardzo szybko i niezdrowo.
Było fajnie i akceptowalnie przez 2-3 tygodnie. Potem zaczęły się docinki o kręgosłupie, który można wymacać przez brzuch itp.
Proces ten zadział się w wakacje szkoły średniej. We wrześniu nikt mnie nie poznał na rozpoczęciu roku.
Aby bardziej sobie "pomóc" zaczęłam palić papierosy, brać różne ogólnie odstępne suplementy diety.
Kiedy tylko zaczynałam jeść zaczynały się docinki o moich wałkach tłuszczu.
Królowej nie dogodzisz...

Nauczyciele wzywali matkę na rozmowę, ale niewiele zdziałali. Dziwne, że matka olewająca taką sprawę chyba nikogo nie ruszyła w tamtym czasie.

Aby oddać efekty odchudzania: przy wzroście powiedzmy 190 i wadze 80kg zeszłam do 55kg.

Było to widoczne, obcy ludzie w pracy nawet martwili się o mój wygląd.

A o co bała się matka na medal?
Że u psychologa/psychiatry powiem coś, co jej zaszkodzi i namówi mnie do ucieczki z domu razem ze spadkiem po cioci.
Taaak, to jest klucz programu: moja matka uwielbia pieniądze i jednocześnie bardzo nie lubi ich wydawać ani się nimi dzielić.
Miała już wszystko przepisane na siebie, co kiedyś otrzymał mój ojciec od swoich rodziców, jedynie ja jakoś się uparłam.
Aby ostatecznie przekonać mnie do jedynej słusznej drogi, tj. oddania wszystkiego jej, podjęła kroki, aby mnie ubezwłasnowolnić. Niestety moje 18 urodziny nadeszły tak niespodziewanie, że został tylko szok i niedowierzanie:)

Wtedy ruszyłam do kilku psychologów po profesjonalną opinię potwierdzającą, że jestem zdrowa, w pełni władz umysłowych i chcę mój spadek.
Wywalczyłam go, ale nie obyło się bez przeszkód, szantażu i graniu na moich emocjach...

"mamusia"

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (246)

#76205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam wenę, więc piszę.

Zanim uciekłam z domu mieszkałam z matką, ojcem, bratem (nazwanym w poprzedniej historii gówniarzem - i tak się powstrzymuję przed użyciem dosadniejszego słowa) oraz rodzicami mojego ojca.

Odkąd pamiętam matka toczyła boje z dziadkami o wszystko.
Z sąsiadami też o wszystko.
Z ojcem o każdą pierdołę.
Ze mną tak samo.
Brat mógł robić co chce i był traktowany jak PAN.

Czyli są równi i równiejsi :)

Dziadkowie zmarli, matka zaciera ręce, bo wpada jej w ręce dom, w którym mieszkamy oraz duża działka rolna.
Ojciec wraz ze stratą pracy traci też resztki poczucia własnej wartości i nie ma nic do gadania. Od dawna już zresztą nie ma kontaktu z rodziną dzięki matce.
A ta zaczyna zaciskać pasa.

Nie żeby to było konieczne, absolutnie - ona pracuje na dwa etaty, ja nigdy nie pytałam o pieniądze i pracowałam gdzie tylko się dało, aby nie zniżać się do proszenia matki o pieniądze.
Wolałam nie myśleć, jakie to "specjały" kupuje za te grosze, szczególnie mięso wydało mi się podejrzane.

Trwało to parę miesięcy i wyszedł powód takiego zachowania: mój brat zażądał od matki kupna auta tylko dla niego, i to nie byle jakiego. Bez zdradzania szczegółów taki nowszy model Mercedesa ze wszystkimi bajerami, maksymalnie 5-letni.
Auto stoi, szpan na wsi jest, dziewczyna zachwycona.

Po kilku dniach auto a i owszem stoi, tylko już jakieś takie mało kształtne i przestrzenne po widowiskowym rozpier**leniu czyjegoś ogrodzenia z efektem dachowania tuż przed.
Brat wychodzi bez jednego nawet siniaka.

Rozmowa była, nauki upominające były, zdawało się nawet coś do tego pustego łba dotarło.

Rok później historia się powtarza. Co do joty. Zmienia się jedynie data...

może do trzech razy sztuka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (220)

#70414

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pochodzę z rocznika bardzo bliskiego temu, kiedy upadł mur berliński.

W trakcie pewnej bezsensownej kłótni z matką w wieku może 12 lat usłyszałam, że żałuje, że lata temu miała zbyt dobrą sytuację, żeby mnie wyskrobać, a bała się iść na zabieg do podziemia.

Pielęgniarka, obrońca dzieci nienarodzonych, k*rwa.

śmiech na sali

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 264 (370)

#68842

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wynajmuję mieszkanie z moim mężem w jednym z miast wojewódzkich, moi rodzice z bratem mieszkają ok. 40km stąd. Podczas naszej ostatniej wizyty oświadczyli nam, że w związku z tym, iż mój brat, który dostał się na studia dzienne, musi z nami zamieszkać na cały okres trwania nauki.

Podkreślam OŚWIADCZYLI, nie zapytali o zdanie.
Dla smaczku dodam, iż gdy sama pracowałam i uczyłam się w tym samym mieście z bardzo kiepskim dojazdem z ich domu nie wykazali chęci znalezienia mi mieszkania, mało tego, robili mi wielką łaskę, gdy musieli mnie odebrać autem, kiedy nie mogłam w żaden sposób wrócić komunikacją.

BTW Sami z mężem płacimy za wynajem niemałe pieniądze obcym ludziom (a ceny najmu i kupna są super wysokie), a gówniarz nie pali się do jakiejkolwiek pomocy w domu (zakupy, sprzątanie itd.), jedynie komputer i czasem jego nawiedzona religijna dziewczyna.

Na koniec FOCH gigant i kurtuazyjny brak kontaktu.
Czy to ze mną jest coś nie tak, czy jednak mam rację?

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 493 (559)

#45198

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wioska mała, gdzie wszyscy się znają.

W trakcie mszy świętej porannej, na którą przychodzi najwięcej parafian, centralnie w pierwszym rzędzie siada pani około 40-tki z córką około 3-letnią wprost naprzeciwko ambony.

Dziewczynka przez cały czas zachowuje się grzecznie i bardzo spokojnie.

Podczas kazania o miłości i szacunku w rodzinie zapytała cichutko o coś mamę. Ta uderzyła ją w twarz i krzyknęła, żeby się w końcu uspokoiła, a gdy dziewczynka zaczęła płakać porwała ją za rękaw z kościoła po drodze skarżąc się, jakiego to ma niewychowanego bachora.

Nawet ksiądz zamilkł.

kościół

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 759 (885)

#43954

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam wypadek samochodowy.
Jechałam autem mojego ojca do pracy, przede mną ciąg aut, wszyscy trzymamy dystans i jedziemy z prędkością ok. 90-100km/h. Z tyłu zauważam auto, które tak na moje oko miało na liczniku jakieś 50-60 km/h więcej niż my*. Niestety gość nie zdążył zahamować i wjechał mi w tył auta, nawet nie próbował uciekać na pobocze, ja wjechałam w następne.

Przód mojego auta całkowicie skasowany, ja uderzyłam głową w kierownicę (brak poduszek w uno), uszkodzony kręg szyjny, skręcone oba nadgarstki, kiedy się zapierałam, żeby nie wylecieć z auta, o siniakach od pasa bezpieczeństwa i uderzenia nie wspomnę. W szoku wysiadam, oglądam auto, które można dać tylko na złom. Patrzę na sprawcę, a ten siedzi i się śmieje. Policja, pogotowie, laweta. Szybko poszło. Starania o ubezpieczenie? Auto kradzione, nieubezpieczone, kierowca zaćpany i pijany, po 2 dniach był w stanie odpowiadać na pytania, a sprawa... od miesiąca stoi w miejscu. 2 tygodnie w szpitalu i niedowład rąk, który już raczej mi zostanie na zawsze, dostałam gratis. Zero odpowiedzialności. Brak słów.

*Na policji dowiedziałam się, że licznik zatrzymał się na znacznie wyższej wartości.

wypadek

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 735 (795)

#38326

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Działo się to jakoś 3 miesiące temu. Byłam ze swoim chłopakiem w akademiku.
Nie znoszę zakupów. Jakichkolwiek. Ale że potrzeba pragnienia oraz głodu coraz bardziej mną zaczyna rządzić (i nim również), postanowiliśmy uciszyć bestie i zrobić porządne zakupy.

Cel obrany: najtańszy sklep, podobno tylko dla biedoty, jak to drzewiej się mówiło;)
Koszyk naładowany wszystkim, co trzeba, idziemy do kasy. Po drodze oczywiście kilka rozwrzeszczanych dzieci w wózkach i takich już chodzących, kilka niezdecydowanych kobiet, którym bardzo ciężko obrać kierunek i zwrot dalszego przemieszczania się po tym przybytku oraz emeryci, którzy robią zakupy, jakby jutro miała się zacząć III WŚ. Otwarte całe 3 kasy, ogonki kolejek zaczynają zawijać się już któryś raz z kolei. Gdyby zrobić zdjęcie z lotu ptaka wyglądałoby to pewnie jak ślimak, ale spoko. Stoimy i czekamy.

Kasjerki robią co mogą, ale kolejka się jakoś nie chce zmniejszyć, wręcz się powiększa. Część czekających zaczyna narzekać (najgłośniej emeryci, bo oni się śpieszą - kurka, gdzie niby??), część głośno wzdycha, jeszcze inni rozglądają się uważnie po innych towarzyszach niedoli. Norma.
A że było cholernie gorąco, duszno (bo klimy w tym sklepie nie uświadczysz) to jednej z pań się zemdlało. Akurat na mnie. Huk, jakiego narobiłyśmy zrobił na wszystkich piorunujące wrażenie. Dopiero po chwili, kiedy wyczołgałam się spod pani zauważyłam, że jest w ciąży (na oko 5-6 miesiąc). Nagle wokół zrobiło się pusto i nastała cisza. Ułożyłam ją w pozycji bezpiecznej, sprawdzając przedtem, czy przytomna i czy reaguje na słowa, dotyk. Stwierdzam, że nie i mówię do mojego, żeby dzwonił na pogotowie i opisał wszystko. I czekamy.

Nie, nie jest tak kolorowo. Emerytki podnoszą głos, że zrobiliśmy po to, aby ominąć kolejkę (wtf?!), jeszcze inni ze śmiechem szukają na suficie ukrytej kamery, dwóch osobników chyba z gimnazjum chce robić zdjęcia, żeby mieć się czym pochwalić w szkole. Mój chłopak rozgania gapiów, każe jednemu z mężczyzn wyjść na ulicę i wypatrywać karetki.

Czekamy jakoś 10 min, sprawdzam tętno - brak. Mózg na chwilę przestaje pracować, potem szybkie przypomnienie sobie lekcji PO z liceum i robimy razem z chłopakiem usta-usta, co jakiś czas sprawdzając, czy tętno i puls wróciły. Brak reakcji. Słyszę głosy ratowników, więc odsuwam się i pozwalam im działać. Na szczęście pani po chwili wróciła do świata żywych i została zabrana do szpitala.

Co w tym piekielnego? Po wszystkim, kiedy moje emocje znacząco opadły, chłopak opowiedział mi, jakie komentarze były wypowiadane pod moim adresem, a mianowicie:
- Nie tak się robi masaż serca - widziałem w telewizji!!
- Żebra jej połamie, dziecko jej zabije.
- Jakie to obrzydliwe, obcą kobietę całuje i to przy swoim facecie/swojej kobiecie!!
- K*rwa, nie mam jak zrobić zdjęcia, ta sz**ta mi zasłania (w domyśle ja)!
Na koniec usłyszałam od ratowników, że nasze starania naprawdę ją uratowały.

Na koniec: sama nie mam żadnego wykształcenia medycznego, kursów, itd. Ale tylko my dwoje próbowaliśmy pomóc, w naprawdę ogromnym stresie i jeszcze słuchając tak 'pomocnych' rad...

sklep i pewna pani

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1210 (1312)

1