Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

iguana

Zamieszcza historie od: 20 września 2012 - 0:10
Ostatnio: 14 kwietnia 2024 - 12:57
  • Historii na głównej: 7 z 9
  • Punktów za historie: 4422
  • Komentarzy: 161
  • Punktów za komentarze: 1014
 
zarchiwizowany

#46713

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swego czasu pracowałam w salonie kosmetycznym, do którego stale przychodziła pewna panienka z okienka - pracownica banku. W życiu chyba nie spotkałam tak zacofanej i "zburaczonej" osoby. Na potrzebę opowieści nazwijmy ją rudą małpą.
Pomijając już to że nigdy nie zamykała za sobą drzwi kiedy wychodziła, nie używała takich trudnych słów jak "dzień dobry" i "do widzenia", a podczas rozmowy była chamska i zawsze musiała pokazać jaka to ona jest ważna w pamięć zapadły mi dwie piekielne sytuacje z nią związane.
Ruda małpa jak zwykle przychodzi "na pazurki". A raczej na jeden pazurek. Tak, tak - mimo to że jest tak ważną osobą w banku i tyyyylleee zarabia to nigdy nie przyszła na pełen manicure. Zawsze na jeden paznokieć, który jej się "popsuł". I oczywiście zawsze standardowy tekst - "to ja wam później oddam pieniążki dziewczynki, ok? Bo zapomniałam portfela!" Któregoś dnia podczas manicure wywiązuje się rozmowa dotycząca sytuacji naszego miasta. Burmistrz zorganizował pewien "konkurs" - każdy kto zamelduje się u nas w mieście weźmie udział w losowaniu, w którym nagrodą był samochód. Powód był prosty - coraz więcej osób z naszego miasta wyprowadzało się do stolicy, z którą sąsiadujemy. Natomiast ich miejsce zajmowali ludzie z okolicznych bądź dalszych wsi. Oczywiście żaden z nich nie raczył się zameldować i nagle okazało się że nie ma komu płacić podatków. Nasz burmistrz postawił sobie za cel doprowadzić miasto do porządku. I nie powiem, szło mu to naprawdę dobrze. Oczywiście nasza małpa była ze wsi, nie była zameldowana w naszym mieście, choć mieszkała w nim od paru lat. Wracając do sytuacji w salonie:
RudaMałpa: ja to urwa nie będę się meldować bo to urwa sensu nie ma. Wole żeby pieniądze szły na moją rodzinną wiochę tam przynajmniej urwa są jakoś dobrze spożytkowane urwa mać a nie co tu.
Ja: o co pani chodzi? Burmistrz pozakładał w całym mieście kamery, policja jest na każdym kroku, wybudował nowy komisariat, wreszcie mamy spokój ze złodziejami. Skończyły się napady i bójki. (Kiedyś z tym mieliśmy naprawdę spory problem)
RM: urwa a *uj mnie to boli! Dla mnie to mogą się pozabijać urwa wsióry jedne.
Ja: Park też ładnie odnowił, mieszkania dla ubogich pobudował.
RM: a co mnie obchodzą ubodzy urwa!!! Spójrz na ulicę XXX cała w dziurach! A ulica YYY? Stale ją zalewa urwa!
Ja: Przecież te ulice nie należą do naszego miasta! To są ulice powiatowe! Burmistrz już od lat walczy żeby zostały wyremontowane! Gazet pani nie czyta? Skoro nic pani nie wie na ten temat to proszę się nie wypowiadać!
RM: urwa nie pier*ol w dupie mam wasze miasto płacić nie będę.
Ja: ale żyć owszem. I narzekać, że nic nie jest zrobione.
Małpa szybko zmieniła temat, ale po tej rozmowie utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest przygłupem do potęgi.
Sytuacja nr.2
Małpa wciąż narzekała jak to ciężko ma w pracy, jak przełożony ją prześladuje, że ciągle wymyśla nowe obowiązki i wszystkiego zabrania. Któregoś dnia wpada do salonu, drze gębę i wije się jak kotka w rui. Oczywiście nie widzi zniesmaczonych min pracowników jak również klientek.
RM: dostałam awans urwa! Awans dziewczynki!!!! Urwa ale będę teraz zarabiać.
Apokalipsa. Ruda dostała stanowisko jakiegoś managera czy kogoś tam. Nieważne - istotne jest to że teraz była przełożoną swoich koleżanek z okienka. Oczywiście już kilka dni później wparowała do salonu pytając o najdroższe zabiegi i patrząc na nas jak na kupkę śmieci. Standardowo wybrała tylko manicure. Tym razem zaszalała, poszła na całość i zrobiła sobie wszystkie paznokcie.
RM: urwa powiedziałam już tym szmatom że urwa ja wszystko o nich wiem jak się w pracy opier**lają i że urwa porządek z nimi zrobię. Hahahaha! Teraz ja tu urwa żądzę! Kazałam im przygotować na jutro wyliczenia (czy coś tam nie pamiętam) które miały przedstawić za tydzień, bo inaczej *uja dostaną a nie premię! I urwa nie ma żadnego pier**olenia przez telefon! Wprowadziłam szmatom zakaz noszenia komórek przy sobie w czasie pracy. Nawet podczas przerwy mają zakaz rozmów prywatnych urwa.
J: przecież pani zna te dziewczyny, przyjaźniły się z panią...
RM: A *uj z nimi to zwykłe wieśniary są!
J: sama pani się tak opierniczała. Wiecznie się pani śmiała, że dostaje kase za gadanie z chłopakiem przez telefon...
RM: dlatego zabroniłam szmatom jednym. Niech za robotę się wezmą.
Ręce mi opadły. Powiedzcie mi jak można mieć spaczony mózg do tego stopnia?? I do cholery co za psychopatów zatrudnia ten bank???

nieistniejący już salon pod Warszawą

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 287 (395)
zarchiwizowany

#43159

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisałam już o piekielnych klientach, czas teraz na piekielnych współpracowników „jajcarzy”. Pracuję na stacji benzynowej. Wokół nas jest chyba z pięć szpitali. Pracownicy pogotowia ratunkowego mają obowiązek tankować karetkę na początku przejęcia swojej zmiany (nawet gdy bak jest pełen – ciekawe..?). Dlatego widujemy ich codziennie. Znamy się bardzo dobrze. Parę razy zdarzyło nam się poparzyć gazem przy tankowaniu, więc pytaliśmy się czy nie mają jakiejś maści na zbyciu czy cuś.. Podobno jakąś tam dostaliśmy od nich w prezencie. Nie wiem, nie interesowałam się bo nigdy nie potrzebowałam. Do czasu aż podjechał mi klient z mega-tajnym, sekretnym, ukrytym pod błotnikiem wlewem do LPG (swoją drogą pozdrawiam wszystkich cielaków, którzy montują w ten sposób wlew gazu – mechaników jak również właścicieli aut). Wyginam śmiało ciało, wlewu nie widzę, szukam po omacku, jedną ręką bo na drugą już za mało miejsca. Jest! Mam! Podpinam. Puff…. Gaz ucieka z węża, na moją biedą rączkę.
Klient: poradzi sobie Pani?
Ja: Zobaczymy..
K: no dobrze to ja pójdę na sklep.
Kij Ci w oko stary cepie, ostatni raz tankuje Ci gaz. Ciekawe czy gdybyś sam miał tankować LPG to też byś się zgodził na zainstalowanie gazu w tym miejscu. Ehh… Zero szacunku do naszej pracy. Łapa szczypie, próbuję jeszcze raz. Nawet rękawiczek założyć nie mogę, bo wtedy na pewno nie zapnę tego węża. Udaje się. Wracam na kasę, obsługuję, łapka zrobiła się czerwona, szczypie. Pytam, więc kolegi, który był ze mną na zmianie:
- słuchaj, podobno goście z karetki dali nam jakąś maść na poparzenia. Wiesz coś o tym?
- tak, zaraz poszukam.
Kolega przynosi mi jakąś tubkę, niemieckie napisy – wasser- coś tam. Ok., smaruję.
- Ty, dobra ta maść, już nie boli.
- taaaa… dobra hehehe.
Maść schowałam i za każdym razem jak ktoś się poparzył to dawałam do smarowania. Wkrótce wszyscy pracownicy robili sobie z niej okłady. Dziwne było w niej jedno.. Przy zmywaniu zabarwiała się na czerwono… (pewnie już niektórzy wiedzą o co chodzi :)
Któregoś dnia stoję sobie na kasie z kolegą nerwusem (jak ktoś czytał moje poprzednie historie – to ten od skutera). Poparzyłam się trochę gazem, więc wyjmuję swoją kochaną maść i wmasowuje w łapkę. Kolega patrzy na mnie i jak nie ryknie:
- co Ty do cholery debilu jeden znowu wyprawiasz!!!
- o co Ci chodzi?
- odłóż tą maść przychlaście jeden!
- odwal się! Poparzyłam się to sobie smaruje, nic Ci do tego! Czego się znowu czepiasz?
- mówię odłóż ją! Jakie poparzenia?! Co Ty bredzisz???
- no to jest maść na poparzenia…
- to jest maść do rur durniu Ty jeden!
- jakich rur do cholery?!
- no do rur! Jak rura cieknie to smarujesz nią palce i szukasz gdzie podcieka woda!
- aaaaa…. Uuuuu…. To dlatego farbuje na czerwono?
- tak głupku, dlatego. A teraz idź to zmyj i nie odstawiaj cyrku. Bierz się do roboty!
Super, od miesiąca wszyscy się smarowaliśmy jakąś cholerną maścią do rur. Ehh… Swoją drogą niezłe placebo, co? Wszystkim pomagało.

zielona stacja benzynowa Warszawa Międzylesie

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (303)

1