Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jazz

Zamieszcza historie od: 20 maja 2011 - 23:07
Ostatnio: 24 listopada 2013 - 2:18
  • Historii na głównej: 9 z 14
  • Punktów za historie: 7563
  • Komentarzy: 38
  • Punktów za komentarze: 219
 
zarchiwizowany

#16006

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio przydarzyła mi się kolejna „historia życia” jak to mawia moja przyjaciółka.

W zeszłą środę wracałam po dwóch dniach nieobecności do domu. Niewyspana, zmarnowana, wsiadłam do autobusu, z torebką przeładowaną do granic możliwości, a wszyscy wiedzą, że kobieta jest w stanie zapakować do torebki WSZYSTKO, z wyłączeniem najważniejszych rzeczy.

Wsiadłam do mało popularnego autobusu z zamiarem przejechania 2 przystanków żeby złapać przesiadkę. Położyłam torbę na półce na bagaże i przejechałam może z 5 metrów. Kanar. Spojrzałam z przerażeniem na torebkę która leżąc oznajmiała mi, że nie uda mi się do niej już wszystkiego zmieścić jak ją otworzę. Pan rączym krokiem podszedł do mnie i oznajmił szczerząc białe uzębienie „bileciki do kontroli”. Kontrolne spojrzenie na torebkę, która tylko czekała, żeby zwymiotować napchaną do niej zawartość.

Otworzyłam, wsadziłam rękę, żeby znaleźć portfel. Oczywiście był na dnie, kilka rzeczy się wysypalo, kilka trzeba było wyjąć, jak zwykle w takich sytuacjach, prosta złośliwość rzeczy martwych. Jak już wygrzebałam kartę miejską podałam panu, i zabrałam się za pakowanie z powrotem wszystkich rzeczy, zbierając je z podłogi i bliskiego otoczenia torebki. Kiedy udało mi się wsadzić już do torebki wszystko poza butelką z płynem, zamknąć ją i czekałam aż pan odda mi mój przybytek z dokumentami, z myślą o umieszczeniu go w kieszeni tylnej torebki kontroler jakby na komendę:

[k]: a legitymacja jest?

Tak, miałam żądzę mordu w oczach, bo cholera, nie mógł mi tego powiedzieć od razu, gdy sprzęt wydał podwójne piknięcie dla biletów ulgowych, tylko czekał aż zapakuję się ponownie.

[j] [z nadzieją że nie każe mi znów szukać, tylko uwierzy na słowo]: oczywiście, jest.
[k]: proszę okazać.

Sytuacja z szukaniem analogiczna tylko że tym razem poszukiwania bez rezultatu. Kontroler zaprosił mnie na zewnątrz i kazał szukać dalej. Ponowne poszukiwania zakończone niepowodzeniem, zawartość torebki na chodniku, ludzie dookoła patrzący na mnie jak na przestępczynię.
Pan kontroler więc z nieukrywaną satysfakcją oznajmił mi, że będzie mandat. Pomyślałam okej, zapłacę te niecałe 15 złotych i będzie w porządku.

Wypisał, pouczył, ja przyjęłam, wpakowałam do torebki z lekką irytacją. W piątek zapłaciłam opłatę manipulacyjną wynoszącą całe 14,80. O sytuacji zapomniałam. Aż do wczoraj.
Wracam do domu wieczorem, włączam komputer, mam nową wiadomość na Facebooku. Od osobnika, którego personalia nic mi nie mówią. Wchodzę w treść. I oto co czytam:

„Mandat zapłacony?”

W tym momencie nie do końca zrozumiałam co się dzieje, gdyż nie podaję na facebooku imienia, bo w kontaktach towarzyskich go po prostu nie używam, a moje nazwisko znajduje się w 10 najpopularniejszych w Polsce. Nie miałam pojęcia jak mnie znalazł, ani po co, chyba tylko po to, żebym się zastanawiała.

I tak na koniec, mam pytanie, czy można to jakoś zgłosić, nie wiem, jako nękanie czy coś w tym stylu? Bo sytuacja jest tak absurdalna, że mój mały kobiecy móżdżek nie jest w stanie jej zrozumieć.

ztm

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 47 (149)

#12338

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Autobusy mają niesamowitą moc generowania piekielnych sytuacji.

Wracałam z centrum do domu i pech chciał, że na przystanku padły mi słuchawki. Pomyślałam, trudno, raz zamiast muzyki posłucham ludzi. Wsiadłam do autobusu, który był dosyć przepełniony, miejsca siedzące zajęte, sporo osób stało, ale daleko mu było do ludzkiej wersji puszki z sardynkami.
Połowa trasy przeminęła bez większych ekscesów, jednak w pewnym momencie wsiadły dwie starsze kobiety. Nie wyglądały jak stereotypowe mohery, które tak często są tutaj opisywane, więc nie byłam psychicznie przygotowana na żadne specjalne akcje w ich wykonaniu.

Owe panie stanęły obok mnie i bacznie obserwowały miejsce, na którym siedziała dziewczyna czytająca książkę, coś między sobą szepcząc. Pomyślałam "no to teraz będzie" i nie przeliczyłam się.

[P1]- Widzisz Halinko, jaka ta młodzież niewychowana, siedzi a my biedne schorowane musimy stać!
[P2]- Masz rację Maryniu, nogi mnie bolą i wątroba, a tu taka pani sobie siedzi i nie pomyśli o tym, że ktoś chce usiąść!

Dziewczyna podniosła wzrok znad książki i powiedziała spokojnym głosem
[D]- Przepraszam bardzo, zaczytałam się nie zauważyłam, proszę, niech któraś z pań usiądzie.

Po tym jak ustąpiła miejsca zaczęła się cała sytuacja, która przekroczyła nawet mój próg abstrakcyjnego myślenia.

[P1]- Siadaj Halinko.
[P2]- Nie, ty siadaj Maryniu, tobie się bardziej należy.
[P1]- Ależ ty jesteś starsza, Halinko.
[P2]- Ale to ty masz chorą wątrobę i żylaki, siadaj!
[P1]- Ty dziś dłużej czekałaś u lekarza!
[P2]- A ty wczoraj!
[P1]- A ty jeszcze dziś musiałaś wyjść z Pimpusiem!
[P2]- Ty po zakupy byłaś!

Ta rzeczowa wymiana argumentów trwała jeszcze dłuższą chwilę, a miejsce pozostawało puste. W końcu pani Halinka odwróciła się do dziewczyny która ustąpiła jej miejsca i powiedziała:
[P2]- Takiego z łaski to my nie chcemy!

Autobus 131

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 713 (815)
zarchiwizowany

#11656

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
historia yaveleth [ http://piekielni.pl/11650 ] przypomniała mi historię której byłam świadkiem.

Któregoś dnia wracałam nocnym autobusem z centrum. Była to środa, więc ludzi niewiele, usiadłam na końcu autobusu, po kilku przystankach wsiadło dwóch chłopaków, widać było że wracali z imprezy. Dwa przystanki przed moim wsiadło dwóch kanarów i zaczeli sprawdzać bilety. Wyjęłam słuchawki z uszu i dzięki temu słyszałam całą tę sytuację.

Doszli do mnie, pokazałam kartę miejską i zaczęli sprawdzać tych nieszczęsnych chłopaków tuż przed przystankiem.
Jednemu dało się wysiąść, autobus zamknął drzwi i pojechał dalej, więc drugi został bo kontroler już z nim rozmawiał.
[k] - bileciki do kontroli!
[ch]- nie mam.
[k]- jest pan pewien?
[ch]- tak, nie naładowałem karty miejskiej a skończyła mi się dwa tygodnie temu.
[k]- proszę pana, niech pan pokaże ten bilet bo będzie mandat.

Tu chłopak w nie lada szoku, bo tłumaczy kanarowi, że karta jest nieważna, ale sięga po portfel i otwiera.
[ch]- niech pan zobaczy, że jest nieważny!

Kanar przytyka bilet do tej maszynki która sprawdza oddaje i mówi
[k]- i co kłamiesz, jednak masz bilet.

Tu był mój przystanek chłopak wysiadł żeby dogonić kolegę i słyszałam tylko jak mówił "jak to możliwe, jak to możliwe" :)

kontrola biletów w ztm

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (196)

#11044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z zeszłego lata, nie o handlu, a o piekielnym policjancie.

Szykowała się impreza, a około 16 mój ówczesny facet miał do mnie przybyć, więc wyszłam na przystanek. Jednak zadzwonił, że się kilka minut spóźni. Stwierdziłam, że nie ma co wracać do domu, a tu w pobliżu jest monopolowy, więc mogę kupić od razu jakieś tam zaopatrzenie.

Weszłam do sklepu i kupiłam kilka puszek piwa, dwie butelki wódki i -co ważne- jedną puszkę coli ponieważ było niemiłosiernie gorąco. Z dwoma siatami udałam się na pobliski skwerek poczekać na lubego. Usiadłam na ławeczce i otworzyłam puszkę z colą i tak czekam. Wypiłam i wyrzuciłam pustą puszkę do kosza. Dosłownie minutę później przed moimi oczami pojawiło pojawiło się dwóch [p]olicjantów.
[p]- Dzień dobry, komenda stołeczna policji.
[j]- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
[p]- Dowód poproszę, wypiszemy mandat. - Powiedział jeden z nich.
Tu mnie zatkało, jaki mandat?!
[j]- Przepraszam, ale za co?
[p]- [tu policjant wymienił artykuł] Spożywanie alkoholu w miejscu publicznym.
[j]- Ale ja nie piłam alkoholu! Alkohol mam w reklamówkach, jest zamknięty, to chyba nie jest nielegalne.
[p]- Widzieliśmy, jak pani piła, proszę się nie wymigiwać.
Tu mnie olśniło!
[j]- Owszem, piłam, ale colę, niech pan zajrzy do kosza na śmieci, tam wyrzuciłam puszkę, innej tam nie ma.
[p]- Wiem co widziałem!
[j]- Proszę pana, tu mam paragon, sprzed 10 minut, może pan sprawdzić zawartość reklamówek zgodnie z nim i zobaczy pan, że jedyną rzeczą której nie ma jest właśnie cola!
[p]- Niech pani nie dyskutuje i da ten dowód!
[j]- Proszę pana, raczej niech pan nie dyskutuje, jestem trzeźwa, nie piłam, mam na to dowody, które panu przedstawiłam. Jeśli to panu nie wystarcza...
chciałam dokończyć ale mi przerwano.
[p]- Widzę, że nie uzyskamy porozumienia, uda się pani z nami na komisariat. - Dodam, że cały czas mówił do mnie ten sam policjant, drugiego jakby nie było duchem w całej tej sytuacji.
[j]- Jeśli mają panowie tam alkomat, który będzie kolejnym dowodem na moją niewinność z chęcią tam pójdę.
Wstałam wzięłam dwie siaty i zaczęliśmy iść. W drodze zrobiło mi się ciężko a komisariat był w odległości jakiś 500 metrów od owego skwerka, więc nieśmiało zapytałam:
[j]- Czy mogliby mi panowie pomóc z tymi siatkami, są dosyć ciężkie.
[p]- Nie. - Odrzekł opryskliwym tonem policjant.
[j]- Ale dlaczego?
[p]- Bo nam uciekniesz!
Tu poziom absurdu policji osiągnął punkt krytyczny, więc stwierdziłam że lepiej będzie nie dyskutować wcale.

Po kilku minutach dotarliśmy na komisariat. Na szczęście przy drzwiach stał pan, który jak się okazało był komendantem.
[k]- Co tu mamy?
[p]- Mówiła, że nie piła, widzieliśmy jak piła!
Tu już naprawdę się zdenerwowałam i wypaliłam do komendanta:
[j]- Po pierwsze, nie jestem z tym funkcjonariuszem na "ty". Po drugie, nie piłam, na co przedstawiłam mu paragon, że cały alkohol, który kupiłam jest w reklamówce i jest zamknięty, ale on nawet na to nie spojrzał. Pokazałam mu puszkę po coli w śmietniku, która również widnieje na paragonie, a której w reklamówkach nie ma.
[k]- Niech pani pokaże te siatki i paragon.
Pokazałam, sprawdził faktycznie, osiem puszek piwa i dwie butelki wódki były w reklamówkach, brakowało zaś jedynie rzeczonej puszki coli. Wtem wciął się policjant:
[p]- Niech jednak dmuchnie w ten alkomat.
[j]- Z przyjemnością!
Dmuchnęłam i oczywiście było 0,0.
W tym momencie policjant drugi powiedział cicho do swojego kolegi:
[p2] Stary, mówiłem ci "to cola" ale ty swoje "przecież widzę, że to Warka".
[k]- Przepraszam panią bardzo za to nieporozumienie, oczywiście jest pani wolna.
[j]- Tak, jestem wolna, jednak straciłam masę czasu, a do tego mam znów nieść te siaty kilkaset metrów, bo pana ludzie mają zwidy. Chciałabym, żeby ten pan [tu wskazałam na funkcjonariusza] doniósł mi te reklamówki na miejsce z którego przyszłam.
[k]- Oczywiście! Michał, pomożesz pani, bo to z powodu twoich niesłusznych podejrzeń tu przyszła.

Policjant więc nie miał wyjścia, musiał wykonać to "polecenie służbowe".

KSP

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1058 (1126)