Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

joy

Zamieszcza historie od: 4 maja 2011 - 23:57
Ostatnio: 15 września 2011 - 0:28
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 159
  • Komentarzy: 63
  • Punktów za komentarze: 354
 
zarchiwizowany

#13964

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miesiąc temu, znalazłam (jak mi się wtedy wydawało) super ofertę - kupon o wartości 100 zł za 49 zł na dowolne usługi w gabinecie dentystycznym. Jedyne zastrzeżenia : jedna osoba może wykorzystać maksymalnie dwa kupony podczas jednej wizyty. Postanowiłam zafundować sobie dwie, może trzy wizyty - czyli cztery kupony o łącznej wartości 400 zł, za ok. 200 zł.

Przy pierwszej wizycie, poprosiłam lekarza o plombę ze znieczuleniem. Lekarz nie wiedział wtedy, że jestem klientką gruper.pl. Ponieważ ubytek był minimalny, wręcz dopiero powstawający, a nie istniejący (co wcześniej wiedziałam od innego dentysty), pan doktor w trakcie zabiegu poinformował mnie, że zapłacę najniższą stawkę za plombę - 70 lub 80 zł + znieczulenie 20 zł, czyli łącznie 100 zł (dokładnie 1 kupon).

W momencie płacenia, które rozliczał doktor (o tym, że będę płacić kuponami poinformowałam jego asystentkę) zobaczył on, że mam kupon i chcę nim zapłacić. Cena nagle wzrosła do 120 zł (100 zł plomba + 20 zł znieczulenie). Musiałam dopłacić 20 zł gotówką. Ewidentnie chodziło o to, aby doktor miał coś "ekstra" z tej wizyty, ponieważ tak jak mówiłam - wpierw umowa była inna, zmieniła się przy okazaniu się, że płacę kuponem; nie wspominając, że samo wkładanie plomby trwało mniej niż 10 minut, był to minimalny ubytek.

Niepotrzebnie zignorowałam tę sytuację, nie chcąc się szarpać o 20 zł, tym bardziej, że dostałam bardzo silne znieczulenie, prawdopodobnie źle wstrzyknięte (jak inaczej wytłumaczyć ponad 24h zaniku czucia ust i okolic, nie wspominając o sporym dyskomforcie przy jedzeniu, ziewaniu itd.-miałam w życiu z 25 takich znieczuleń dentystycznych i nigdy taka sytuacja nie miała miejsca).

Ze względu na zbliżajacy się mój trzytygodniowy urlop, następnego dnia miałam kolejną wizytę w feralnym gabinecie. Umówiona byłam od ponad tygodnia na 18:00, jednak z przyczyn mi nieznanych (nikt nawet mnie nie przeprosił za zwłokę), dentysta przyjął mnie dopiero o 18:50. Krew mnie zalewa, że nie zwróciłam asystentce uwagi dlaczego wciąż czekam itd. - w poczekalni były gazetki, to jak szara myszka siedziałam i czekałam zamiast doprowadzić towarzystwo do porządku (50 minut to "lekka" przesada). Ok, wracając do wizyty - obejmowała fluoryzację dwóch łuków (60 zł) i piaskowanie (100 zł). Ceny w nawiasach, rzeczywiste, poznałam po fakcie, natomiast doktor rozliczył mnie na 200 zł (o 40 zł więcej niż powinien)-czyli dwa kupony.
I tutaj zonk. Lekarz odmówił przyjęcia drugiego kuponu, twierdząc, iż podczas całej promocji można wykorzystać maksymalnie dwa kupony na jedną osobę w ogóle (nie podczas jednej wizyty),a ja wczoraj już jeden kupon wykorzystałam. Utrzymywał tę wersję - że na pewno coś mi się pomyliło, nie mam racji itd. - dopóki nie powiedziałam wprost, że wykupiłam te kupony tylko dlatego, że było podkreślone - 1 osoba: 2 kupony podczas 1 wizyty; żadnych innych ograniczeń. Wtedy doktor powiedział, że jest to wina gruper.pl, którzy źle sformułowali całą ofertę, źle go zrozumieli i on jak to zobaczył to od razu zadzwonił, by gruper.pl to zmienił i rzeczywiście niby zostało - max. dwa kupony na jedną osobę. Nie chcąc się szarpać, dopłaciłam 100 zł gotówką. Tego samego dnia wyjeżdżałam za granicę na urlop, więc nie miałam czasu zająć się całą sprawą. Wciąż posiadam 2 niewykorzystane kupony oraz 2 wykorzystane + 120 zł dopłaty.

Po powrocie, dzisiaj, wchodzę na stronę oferty i widzę "Jedna osoba może wykorzystać maksymalnie 3 kupony". Czyli ostatecznie, mogłam wykorzystać ten jeden kupon przy ostatniej wizycie, zamiast dopłacać 100 zł!

Prawda jest taka, ów doktor jest bardzo miłą, młodą osobą i to niestety ułatwiło mu mnie oszukać, bo inaczej takiego zachowania nie potrafię określić. Według praw konsumenta, powinien on dostać to, co kupił według podanego opisu w danym momencie. Nie interesuje mnie, że zaszło nieporozumienie pomiędzy firmą a gruper.pl, ważne detale zostały zmienione po kilku godzinach. Nikt mnie o tym nie poinformował, tym bardziej należą mi się takie warunki jakie były przedtem w momencie wykupowania przeze mnie kuponów. Zostałam wprowadzona w błąd i zamiast zniżki 51% realnie zapłaciłam 220 zł za usługi, które bez kuponów łącznie kosztowałyby mnie 260 zł. Czyli zniżka 15%, nie 51%. Nie wspominam o pozostałych dwóch, wciąż niewykorzystanych kuponach, za które zapłaciłam 100 zł,a których według doktora, nie mogę już wykorzystać. I nie chcę. Zgłosiłam więc reklamację do strony zakupów grupowych i wniosłam o zwrot pieniędzy.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że zachowałam się w taki sposób, nie byłam stanowcza, na zbyt wiele rzeczy "machnęłam ręką". Myślę, że gdybym zrobiła tam awanturę, to sytuacja potoczyłaby się inaczej. Wyszła ze mnie miękka faja i tyle, pewnie te znieczulenia itd. też trochę miały na to wpływ. Natomiast na drugi raz na pewno porządnie się zastanowię zanim wykupię cokolwiek na tego typu portalach.
A doktor po prostu sfrustrowany, że gruper 50% zabiera z przychodu, chciał sobie trochę na boku dorobić i wyszedł na równo,w dodatku jaka reklama, ile nowych klientów!

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 39 (133)

#9213

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako licealistka, pracowałam (w ramach trzydniowego wolontariatu, czyli robota za darmo) przy organizacji największego wydarzenia modowego w Polsce. Owa impreza odbywa się w Łodzi, ale ponieważ jest to naprawdę super sprawa, fajne praktyki, postanowiłam wziąć udział, choć Łodzi ni w ząb nie znam i jeszcze wtedy nie miałam tam nawet żadnych znajomych.

Było to stanowisko na recepcji : realizacja akredytacji prasowych i VIPowskich.

Praca trwała nawet 14 godzin. Mimo to byłam bardzo zadowolona, uwielbiam tego typu kontakt z ludźmi.

Niestety zdarzyło się również kilka wpadek lub nie do końca miłych sytuacji:

Zbliżała się 21. Był to czas największego tłoku, zamieszania i hałasu. Ponieważ recepcja znajdowała się tuż przy wybiegu, głośna muzyka oraz ludzie rozmawiający głośno w kolejce naprawdę utrudniali nam pracę. Ale nikt nie narzekał. Oprócz dwóch Hrabin...

Eleganckie dwie kobiety około 35 lat, takie jak wszystkie (na imprezie pojawiło się dużo znanych osobistości, a także bardzo bogatych osób)

Standardowa formułka z mojej strony:
Ja: Dobry wieczór Paniom, czy mam przygotowywać akredytację prasową czy VIPowską?
Pani nr 1 : VIP.
Ja: Dziękuję, w takim razie bardzo proszę o podanie imienia i nazwiska.

Pani podała imię i nazwisko, ale niestety nie usłyszałam.

Ja: Przepraszam, czy mogłaby pani powtórzyć?

I znowu to samo. Ta muzyka była tak głośna, a nazwisko niełatwe (wiadomo,czasami usłyszy się część nazwy, ale się składa w jedność instynktownie,ale ja nie usłyszałam dosłownie NIC!)

Ja: Naprawdę mi głupio, przepraszam, ale jeszcze raz nie usłyszałam. Jest straszny hałas, podam pani kartkę i bardzo bym prosiła by panie wpisały swoje nazwiska.

W tym momencie widzę, że pani się ugotowała, ale wpisała dwa nazwiska na kartkę i podała mi. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez komentarza. Podniesiony głos:

Pani: To są kpiny!!! Jak można nie wiedzieć jak na nazwisko ma żona wiceprezydenta tego miasta i jej nie rozpoznać?! Telewizji pani nie ogląda?!

W tym momencie zorientowałam się, że pani dotychczas nieodzywająca się to owa żona wiceprezydenta, a pani na mnie krzycząca to jej przyjaciółeczka albo jakaś asystentka.)

Ja: Ja bardzo przepraszam, ale tu naprawdę jest głośno i nic nie usłyszałam. Poza tym nie jestem stąd i nie orientuję się...(nie zdążyłam dokończyć)

Pani: Ale skoro już tu pani pracuje, to chociaż wypadałoby znać ludzi, którzy tu... (tym razem ja nie dałam jej dokończyć)

Ja: Proszę pani ja jestem z Warszawy. Czy pani jak przyjeżdża na urlop do Krynicy Morskiej, to uczy się nazwisk burmistrza i jego asystentów?

I dałam jej dwie plakietki, które w międzyczasie wyrobiłam.
Byłam pewna, że pójdą na skargę, ale tak się nie stało. Prychnęła i poszła oglądać pokaz.

Było mi bardzo przykro, szczególnie, że bardzo się starałam podczas tej pracy i np. robiłam rzeczy wykraczające poza moje obowiązki (np. wydzwaniałam do wszystkich możliwych hoteli, bo pewien znany dziennikarz nie miał gdzie spać), a tu taka jedna głupota mi odebrała cały nastrój - poczułam się jak jakaś niekompetentna gówniara, bo tak mnie potraktowała ta kobieta.

Mimo że nie sama żona, ale jej towarzyszka zrobiła aferę, to miała wyraźnie zarysowany uśmiech z politowaniem i poczuciem żenady całej sytuacji - że ONA musi pisać swoje nazwisko na karteczce...

Impreza modowa,Łódź

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (501)

1