Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

khartvin

Zamieszcza historie od: 28 lutego 2012 - 17:42
Ostatnio: 14 października 2016 - 12:41
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 2820
  • Komentarzy: 548
  • Punktów za komentarze: 1571
 

#70941

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, jednakże czasem jest tak, że nie można nic poradzić na to, że coś się słyszy...

Tak było i w przypadku rozmowy dwóch pań w balzakowskim wieku, które siedziały naprzeciwko mnie w autobusie.

[P1] - W ogóle to ja pani powiem, że ci młodzi to tyle narzekają na tę komunę, że taka zła była, ale ja wiem swoje - wtedy to przynajmniej się budowało domy, szkoły i zakłady pracy, a teraz to nic tylko by burzyli i sprzedawali.
[P2] - No tak, widzi pani, nic tylko sami złodzieje teraz u władzy, całe pokolenia pracowały, a oni to wyrzucają, bo z komuny...
[P1] - Mój Sebuś ostatnio...
[P2] - A mój Krystianek...
...
[P1] - Wie pani co, ja to się ostatnio dowiedziałam, że u mnie pod blokiem na tym placu, to mają szkołę postawić! Boisko pod oknem chcą mi zrobić. Widział to kto? Pani sobie wyobraża, jaki to będzie zgiełk i hałas, nic a nic człowiek nie odpocznie. Ja pani mówię, ja na to nie pozwolę! Już pod petycją się podpisałam, żeby tego nie budowali, przecież dzieci teraz mało, to na co to komu potrzebne... Po moim trupie to tam postawią!





No i teraz nie wiem, czy lepiej żeby władza budowała, czy nie budowała ;)

komunikacja_miejska

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 350 (378)
zarchiwizowany

#58469

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu przebrnąłem kilka semestrów na publicznej uczelni i z pewnej przyczyny musiałem te studia przerwać. W minionym roku postanowiłem dokończyć ten rozdział życia, tylko że na innej uczelni (też publicznej). Mogę starać się o przepisanie części ocen.

Historia o tej "nowej" uczelni będzie.

W piątek kończył się termin rejestracji na zajęcia z wychowania fizycznego. Na stronie studium wyraźna informacja, że studenci, którzy zaliczyli WF na publicznej uczelni wyższej na ocenę co najmniej dobrą - mogą mieć ją przepisaną. W to mi graj.

W czwartek chwyciłem więc indeks w łapę, udałem się na rubieże miasta do sekretariatu Studium Wychowania Fizycznego i Sportu. Odnalazłszy przybytek, skierowałem się do pomieszczeń sekretariatu, gdzie powitała mnie kolejka innych studentów. Wyszły 2h czekania.
Gdy wszedłem, panie sekretarki pochłonięte były dyskusją na temat nekrologu, czy to wypada, czy by się denatka ucieszyła itd. Chciałem swoją sprawę załatwić, więc się nie odezwałem, po co wzbudzać konflikt.
W końcu skończyły, a ja wyłuszczyłem swoją sprawę, pokazałem indeks i poprosiłem o przepisanie oceny.
Pani z uśmiechem odpowiedziała, że oczywiście, z przepisaniem nie będzie problemu, ale one tego teraz zrobić nie mogą, mam się stawić pod koniec marca.
Aha, czyli ponad 3h wycieczki nadaremno.

Na pytanie, czy informacja o tym nie mogła być także umieszczona na stronie studium, obok informacji o "nieprzekraczalnym terminie rejestracji", uzyskałem odpowiedź, zatroskanym głosem:
"Ale państwa przepisujących oceny jest tak niewielu, że nam się nie opłacało o tym pisać..."
Aha, więc to jest szacunek dla studenta.


//e: Zapomniałem wspomnieć - opisywane zdarzenia miały miejsce w czwartek. W poniedziałek wysłałem e-maila z pytaniem, próbowałem się też dodzwonić. Żadna z tych dróg kontaktu nie pomogła, więc musiałem stawić się tam osobiście.

uniwersytet

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (183)

#57894

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy jechałem dziś do pracy i autobus przez dłuższy czas nie mógł ruszyć z przystanku z powodu niedomykających się drzwi, przypomniała mi się historyjka sprzed lat 4-5...

Wracałem sobie z uczelni tramwajem, gorąco było, irytacja narastała, potrzeba jak najszybszego dotarcia do domu z każdym przystankiem coraz większa.

Mniej-więcej w połowie trasy pojawił się problem - tramwaj nie może ruszyć z przystanku, gdyż co chwila drzwi się otwierają. Dosłownie ilekroć zabrzmiał dzwonek i drzwi zaczynały się zamykać - po chwili zatrzymywały się i ponownie otwierały.
Pięknie, pomyślałem. Pewnie coś się przegrzało i dalej nie pojedziemy.
Jednak nie, po którejś z kolei próbie zamknięcia wrót z głośnika dobiega chrapliwy głos "Proszę *trzask* nie bawić się przyciskiem! *trzask*"
Oho, czyli jednak nie usterka, a pewnie jakaś gimbaza się nudzi. Ale nie widać nikogo podejrzanego w pobliżu...

Po chwili pan motorniczy nie wytrzymał kolejnych kilku(nastu?) prób zamknięcia drzwi, wyszedł z kabiny i zaczął opieprzać młodą kobietę z dzieckiem na rękach, by przestała wciskać guzik otwierania drzwi.
Zabiła mnie jej reakcja:
"No ja wiem, MÓWIŁAM mu przecież, żeby przestał. PIOTRUŚ PRZESTAŃ!"
Muszę dodawać, że w tym momencie dziecko po raz kolejny (po raz pierwszy widoczny, gdyż mamusia się obróciła) wdusiło przycisk?

Motorniczy nie klaskał, poszedł do swojej kabiny i z 10 minutowym opóźnieniem ruszył w dalszą trasę.

I teraz kilka przemyśleń:
Wnioskując po braku jakiejkolwiek reakcji przed przybyciem motorniczego - żaden ze współpasażerów, podobnie jak ja, nie słyszał by kobieta w jakikolwiek sposób swoje dziecko pouczała. Nie wiem, czy to ja jestem jakiś dziwny, ale wychowywany byłem w taki sposób, że gdy polecenie słowne nie podziałało, rodzice przechodzili do bardziej stanowczych metod. Ciekawi mnie, co z tak hodowanego obywatela wyrośnie...
Nie wspominając już o tym, co trzeba mieć w głowie, by poniekąd świadomie utrudniać kilkudziesięciu osobom dotarcie do celu na czas. Ja wówczas donikąd się nie spieszyłem, opóźnienie było tylko dyskomfortem, ale co gdybym jechał na przykład na rozmowę kwalifikacyjną, albo chociaż egzamin i przez to opóźnienie spóźnił się na przesiadkę?

komunikacja_miejska

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 547 (619)

#56437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ze 2-3 lata temu, w lutym złapało mnie grypsko. Ot, zdarza się w tym okresie. W komunikacji połowa pasażerów kaszle i kicha, na uczelni to samo, zarazić się nietrudno.

Wysoka temperatura, kaszel aż do bólu płuc i ogólna trzęsawka, skłoniły mnie do wybrania się do lekarza. Zarówno po recepty jak i po zwolnienie (uczenie się do sesji z 40°C nie jest szczególnie efektywne).

Siedziałem sobie w poczekalni, raz po raz próbując odkrztusić (w chusteczkę, odwracając się, generalnie starałem się wstrzymywać). Poza mną były może 2 osoby wyglądające na chore i spora grupa starszych pań, zapewne po recepty.
Za którymś razem zaniosłem się iście suchotniczym kaszlem, który wywołał dość wrogą reakcję jednej z pań, a pozostałe zawzięcie przytaknęły:

- Jak się jest chorym, to się siedzi w domu! Tutaj ludzie przyszli DO LEKARZA!

Tak, pani doktór znana jest z tego, że lubi sobie pogadać i nawet przy najprostszej sprawie przeprowadza blisko półgodzinny wywiad, ale diagnostą jest świetnym.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 656 (716)

#56204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu, podczas studiów dorabiałem sobie pracując w salonie jubilerskim, pewnej znanej ogólnopolskiej marki.
Sklep ulokowany był w jednej z największych galerii handlowych w mieście i za sprawą przemyślanego zatowarowania oraz profesjonalnej obsług,i cieszył się wielkim powodzeniem wśród klientów.
Najgorszy młyn trwał zawsze w okresie przedświątecznym, a ostatni tydzień grudnia to było istne urwanie głowy. 23 grudnia, w przeddzień wigilii, normą był obrót na poziomie 10-20-krotności standardowego, ruchliwego dnia.
Klient nasz pan, tak więc o 21, kiedy oficjalnie zamykana była galeria - roleta do połowy w dół, żeby nowi klienci nie wchodzili, ale tych, którzy są jeszcze w sklepie - obsługujemy do końca.

Bank rozbił [P]an, który o 21:30 przeszedł pod roletą, pokręcił się po sklepie w czasie gdy obsługiwani byli klienci, którzy weszli przed nim i około 21:50, gdy nadeszła jego kolejka, poprosił [K]oleżankę o kolczyki.
Od razu doszedł do wniosku, że sam nie wybierze i musi się skonsultować:

[P] Czy możecie państwo jeszcze poczekać, ja skoczę do domu po córkę, bo byliśmy tu razem na zakupach, ale już wszystko było pozamykane, to ona poszła...

[K] Wie pan, w każdej innej sytuacji bardzo chętnie, ale proszę przyjść jutro. Teraz jest już prawie 22, a od 21 mamy zamknięte...

[P] Ale czy to pani przeszkadza?

Nie, wcale.

sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 788 (834)
zarchiwizowany

#56104

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka dni temu, podczas rodzinnej nasiadówy przypomniała mi się historia sprzed ponad 15 lat, gdy uczęszczałem do szkoły podstawowej.

We wczesnych klasach religii uczyła nas siostra zakonna. Dopiero od 5 klasy zastąpił ją katecheta (swoją drogą świetny człowiek, z bardzo dobrym podejściem do dziecio-młodzieży)

Pewnego roku, prawdopodobnie w 2 lub 3 klasie, pod koniec grudnia siostra dała nam zadanie domowe - w zeszycie wykleić wyciętymi z czasopism elementami szopkę. Wymóg był, by było widać, że nie jest to szopka w całości wycięta z jednej gazety, a posklejana z różnych elementów. Zadanie dla 8-9 latków idealne, nieprawdaż?
Problem pojawił się, gdy w domu zorientowałem się, że wszystkie Maryje zwrócone są w złą stronę i wklejenie ich obok żłóbka spowodowałoby, że byłyby do niego tyłem. Tak być nie mogło, co więc zrobił pomysłowy 8-latek? Dorysował Maryję, a do tego krówkę i kawałek sianka, żeby zapełnić pozostałe puste miejsca między żłóbkiem, Józefem, 3 królami i zwierzaczkami.
Bardzo był ze swego dzieła dumny.

Rozczarowanie przyszło w szkole, gdy siostra sprawdzała zadanie domowe. Gdy zobaczyła szopkę z dorysowanymi elementami, zaczęła wyrywać kartki z zeszytu z okrzykami "Nie malujemy bohomazów!", "Takie rysunki obrażają Pana Boga i do piekła za to pójdziesz!".

Chłopcu zrobiło się przykro i przestał lubić Pana Boga.

szkoła_podstawowa

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (307)

1