Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kredkowa

Zamieszcza historie od: 2 maja 2012 - 0:04
Ostatnio: 19 czerwca 2016 - 18:28
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 340
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#73591

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali wspomnień pobudzonych piekielnymi.

Działo się to już dobre dziesięć lat temu, kiedy chodziłam do gimnazjum. W tamtym czasie chodziłam do popołudniowej Szkoły Muzycznej, która znajduje się w centrum Katowic i z dworca jest do niej nieco ponad 5 minut pieszo wzdłuż głównej ulicy.

Historia właściwa:
Zbliżał się koniec roku szkolnego, temperatury były już naprawdę wysokie, więc po raz pierwszy ubrałam krótką spódniczkę.
Jak codziennie, ok. 15 wysiadłam z autobusu i szłam na zajęcia, kiedy zaczepił mnie jakiś facet w średnim wieku i zapytał, czy może iść obok mnie. Patrzył się przy tym jakoś dziwnie, więc wybąkałam tylko, że może iść gdzie chce i lekko przyspieszyłam kroku. Nie oglądałam się, czy za mną idzie, więc wystraszyłam się tym bardziej, kiedy poczułam rękę na swoim ramieniu. Odwróciłam się, żeby zobaczyć jego, mówiącego "Bo, wiesz, kiedy tak sobie koło ciebie idę i na ciebie patrzę, to sobie walę przez kieszeń, widzisz?".

Widziałam.
Uciekłam.

Pewnie znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że jestem sama sobie winna, bo mogłam ubrać spodnie czy coś w tym stylu.
Ale, po pierwsze: byłam małolatą i wyglądałam dokładnie na swój wiek, facet spokojnie mógłby był moim ojcem. Mógłby nim być również gdybym wtedy miała tyle lat, co obecnie; po drugie: środek dnia, centrum miasta, upał. Mnóstwo roznegliżowanych kobiet i ja: szara myszka, która odważyła się po raz pierwszy ubrać spódniczkę mini. Przez jakiś czas ich unikałam ;)

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (306)
zarchiwizowany

#30489

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia przypomniała mi się po przeczytaniu historii rl24.
Ja też jakiś czas temu miałam przyjemność ze wspomnianym przez nią windykatorem.
Sprawa zaczęła się pewnego pięknego dnia, około 2 lata temu. Dostałam pismo, że przejęli moje zadłużenie, które mam od bardzo dawna, i mogą mi dać 20% rabatu na odsetki (czy jakoś tak, w każdym bądź razie zdziwiło mnie to), jeśli tylko się z nimi skontaktuję, najlepiej telefonicznie, bo i czasu nie wiele. I tyle. No, i jeszcze kwota długu. Chwyciłam więc za telefon i dzwonię. W rozmowie z całkiem miłą panią udało mi się dowiedzieć od kogo zadłużenie przejęli i że powinnam zapłacić już, teraz, żeby mieć spokój i rabat. Albo rozłożyć na raty, ale to już bez rabaciku. Jakoś tak wyszło, że się z panią nie dogadałyśmy co do rodzaju spłaty, a że jako uczennica jeszcze nie pracująca, to i spłaty tej się nie podjęłam.
I tu się zaczęło robić mniej przjemnie. Zaczęły się telefony o co najmniej dziwnych porach (bo jak za normalną porę uznać 8 rano w sobotę, albo okolice godziny 22?) z coraz mniej miłymi panami i paniami. I cała sprawa też zaczęła robić się dziwna, bo okazało się, że ′bardzo dawno′ znaczy 10 lat temu (nadmienię tylko, że pierwsze pismo przyszło mniej więcej miesiąc po moich 18 urodzinach). Czyli że mając lat 8 stworzyłam sobie zadłużenie. I to w pewnym wydawnictwie, które specjalizuje się w prenumeratach i sprzedaży poprzez kioski. Czy muszę dodawać, że nigdy nic nie prenumerowałam? W rodzinie popytałam, nikt nic nie wie.
Po kolejnych próbach dowiedzenia się czegoś więcej i przy każdorazowym tłumaczeniu sprawy kolejnym konsultantom(?) nagle nastąpiła błoga cisza.
Znaczy się, zmieniłam numer telefonu, a że umowa nie jest na mnie, to nie mają jak go zdobyć. Pisma nadal raz na jakiś czas się pojawiają, ale uparcie je ignoruję.
Zastanawia mnie teraz tylko, jak to możliwe, że przez 10 lat nie miałam o całej sprawie zielonego pojęcia, skoro adres cały czas mam ten sam. No i oczywiście o co w tym wszystkim w końcu chodzi.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (86)

1