Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lomempojajach

Zamieszcza historie od: 13 października 2014 - 10:37
Ostatnio: 2 stycznia 2016 - 11:04
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 2135
  • Komentarzy: 11
  • Punktów za komentarze: 162
 
[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
1 stycznia 2016 o 22:22

@maat_: Pierwszy telefon, po trzech latach ciszy, odebrałem... Cóż, miałem głupie, irracjonalne przeczucie, że coś stało się z Teściem. Złoty facet, w tajemnicy przed Martą dzwoni nawet na święta. A lat kilka ładnych na karku ma, już nawet samochodem nie jeździ (a zawodowym kierowcą jest). I choćby nie wiem co, kiedy człowiek ten oczy zamknie, szacunek mu oddam. Drugi telefon odebrałem święcie przekonany, że dzwoni kontrahent/bank/księgowa/ktokolwiek inny. A co do pozwów, zawiadomień i innych rzeczy, to odpuszczam. Prawnie jestem umocowany, a brużdżenie mi w sprawach prywatnych malowniczo mi zwisa. Gosia już wie o co chodzi, a inni ludzie, którzy są mi bliscy z moją byłą kontaktu nie mają. Wolne elektrony, kręcące się na granicy horyzontu zdarzeń, a na które ex może mieć wpływ mam gdzieś.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 12) | raportuj
1 stycznia 2016 o 20:33

@Paolcia: To jest kwestia problemów z zaufaniem. Nie tylko między nami. Komukolwiek. Znam to z autopsji. Czasami po prostu do człowieka nie dociera, że jest dobrze. Za każdym winklem spodziewa się czegoś, co wyciągnie klocek z samego dna piramidy. Kłamstwo po prostu trafiło na bardzo podatny grunt.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
1 stycznia 2016 o 20:27

@grupaorkow: @Monomotapa: Może. Może coś będę nagrywał. Jeśli się jeszcze odezwie. Przez trzy lata niemalże zapomniałem, że w takie bagno wlazłem. Jak pisałem w historii - po rozwodzie kontakt poziom 0. W tej chwili Gosia wie, jak wygląda sytuacja, wie co się stało i wie, dlaczego ta ściema się pojawiła. A sama na jakiekolwiek kłamstwa ma alergię, i chyba nie ma się co jej dziwić. A teraz, zamiast nagrywać, muszę zrobić miejsce w szafie na jej rzeczy, bo mieszkając samemu pozwoliłem zapanować w mieszkaniu bogom chaosu :).

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 20) | raportuj
1 stycznia 2016 o 16:54

Doceniam rady, żeby nagrywać. Doceniam sugestie, żeby nie odpuszczać i wleźć znów w czeluści budynku przy Al. Solidarności 127, machając pendrajwem z całymi GB dowodów obciążających byłą żonę. Ale ja mam to gdzieś. Rozprawa rozwodowa trwała ponad półtora roku od pierwszych zeznań do zakończenia prostym, ale kosztującym ogromną ilość nerwów wyrokiem - jej mieszkanie, moja firma. Waliła mnie po rogach przez cały czas trwania małżeństwa, a kiedy się o tym dowiedziałem spakowałem rzeczy i przez rok koczowałem we własnym biurze. Nie zdążyłem złożyć pozwu, bo mnie ubiegła, odwracając sytuację o 180 stopni - to niby ja ją zdradzałem. W tej kwestii poszliśmy na ugodę, bo poza salą sądową zaświeciłem jej w oczy moimi dowodami, których nijak nie mogłaby zbić. I czule peirdolę powtórne przechodzenie przez coś, co byłoby chociaż minimalnie podobne do tego cyrku, który kosztował mnie tyle nerwów. Kiedy tylko przejeżdżam obok sądów, to mną telepie. Podziękuję.

[historia]
Ocena: 25 (Głosów: 27) | raportuj
1 stycznia 2016 o 15:08

@doktorek: Jeszcze kilka lat temu tak bym do tego podszedł. Ale wiesz co? To dopiero pół roku. Sam się zastanawiam, czy nie idzie to za szybko. Mamy do tego duży dystans, a to jest pierwszy poważniejszy, odważny krok. To pole do odwrotu jest duże i szeroko otwarte, bo oboje tego potrzebujemy. Tu nie chodzi o to, że ktoś komuś nie ufa. To jest wtórne. Nie ufamy do końca, bo jeszcze nie umiemy. A najważniejsze jest to, że zaufać chcemy. A to, co się stało (kilka miesięcy temu), w zestawieniu z tym, że niedługo w domu będzie nas dwoje, a nie tylko mój ryj, wróży moim zdaniem bardzo dobrze.

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 18) | raportuj
1 stycznia 2016 o 14:12

@zielonylis: Masz dużo racji. Z tą niechęcią znaczy. Ja po prostu chcę mieć spokój. Nie mam czasu łazić po sądach, dreszczy dostaję jak pomyślę o zeznaniach czy powoływaniu świadków. Mam ciekawsze rzeczy do roboty. A co do samego szantażu, to po prostu wiem już, czym to wszystko śmierdzi. Wiem, czego mogę się spodziewać, wiem o co tej małej kobiecie chodzi. A przezorny zawsze ubezpieczony. Najgorsze jest tylko to, że po okresie kompletnego "mnietojebizmu" odnoście byłej żony, wróciła mi organiczna niechęć od niej. A długo z tym walczyłem, dla własnego spokoju.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
12 lutego 2015 o 13:08

@Draco: Nie pamiętam roku, w którym to się zdarzyło, ale jestem pewien, że metro nie dojeżdżało jeszcze do Młocin. Chyba nawet Stare Bielany nie były oddane do użytku. Fakt, jeździli z ochroną, ale suchotnik był szybszy:). Aha, rzeczonego kanara widuję nadal, zwłaszcza na peronie stacji Metro Politechnika. Widać ma dużą skuteczność:P.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 17) | raportuj
11 lutego 2015 o 23:08

@Devotchka: @anetqueen: Powiem tak. Miałem już różne przytrafunki w autobusach, zwłaszcza nocnych. Nieraz kłóciłem się z taksiarzem, który ewidentnie chciał mnie orżnąć na kasę. Widziałem jak wyłysiały kanar, całe 150 cm w cylindrze, o godzinie 3:00 nad ranem zagazował pół autobusu, bo ktoś go popchnął. Przez kilka ładnych lat, od czasu jak samodzielnie zacząłem opuszczać dom kilkukrotnie chciano mnie okraść. A gdybym wiedział, co mnie czeka w sobotę, to najzwyczajniej w świecie zostałbym w domu i wywalił pół litra solo - oszczędziłbym sobie mojego osobistego niefarta stulecia.

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 58) | raportuj
14 października 2014 o 16:34

@Bydle: Nie zatrudniałem jej, bo była moją współlokatorką, a gdyby nawet chciała się u mnie zatrudnić to nie miałaby na to szans. Dla wygody własnej i w myśl dobrze zorganizowanego czasu pracy postanowiłem poprosić ją o przysługę, na co przystała. Świadomie się z tego nie wywiązała, z absurdalnych jak dla mnie powodów. A faktu, że z tego powodu firma poniosła straty w wysokości prawie dwóch tysięcy złotych nie miałem zamiaru ignorować. Wyegzekwowałem to od niej prywatnie i bez papieru, bo tak też się da. W cywilizowanym świecie czasami słowo i argumenty są silniejsze niż A4 z dwudziestoma parafkami i urzędową pieczęcią. Po tekście o posuwaniu stwierdzam, że znudziło Ci się oddychanie prostym nosem. Nie toleruję wulgarnego języka w kontekście stosunków damsko - męskich, niezależnie na jakim poziomie intymności je umiejscowimy. To tak, jakbym powiedział Ci, że... No właśnie, nie powiem. Kradzieży nie zgłaszałem, bo to byłoby niepoważne. Opieprzyłem osobiście i miałem wrażenie, że dotarło. Poza tym, płynąc z prądem ekstremalnego legalizmu, którego jesteś fanem, powinienem zgłosić zniszczenie mienia, a nie kradzież. Wywaliła to mięso do śmietnika, a nie zjadła czy sprzedała. Uczyniła je niezdatnym do spożycia, nie ukradła.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 października 2014 o 16:37

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 35) | raportuj
14 października 2014 o 14:34

Zazwyczaj się nie tłumaczę, ale tym razem pozwolę sobie rozwiać wątpliwości, które pojawiły się w komentarzach. 1. Marlena jest ode mnie młodsza o 6 lat. Poza tym ani jej fizyczność, ani "wnętrze" nie działały na mnie w żaden sposób. Ot, współlokatorka. Taki byt z pokoju obok, który płaci za wynajem i czasami posprząta. Tym bardziej, że na dobrą sprawę w mieszkaniu przebywała częściej niż ja. 2. Co do tego, że jestem "miętki" i nieasertywny. Ostrość mojego charakteru jakiś czas temu ukierunkowałem na konkretne chwile i zdarzenia: praca, siłownia, ring i koncerty. W czasie trwania mojego małżeństwa i sprawy rozwodowej nabrałem przekonania, że tylko spokój nas uratuje. Możliwe, że przytępiło to moją percepcję ludzkich charakterów i w życiu codziennym pozwalam ludziom na zbyt wiele, ale dzięki temu nie nakręcam się i zamiast dać komuś na ulicy w ryj walę w worek na sali. Takie zdrowe "zamiast". 3. Jak już wspomniałem w domu nie przebywam za wiele. Traktuję go czasami jak zaprzyjaźniony hotel. Wszystko w zależności od obłożenia pracą i temu podobnych historii. Wychodziłem z założenia, że kij z mięsem, zjem na mieście, a za to będę miał przynajmniej ogarniętą i zdatną do zamieszkania chałupę kiedy wrócę z wyjazdu. Wiem, głupie, ale przez jakiś czas działało.

« poprzednia 1 następna »