Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lubienalesnikizserem

Zamieszcza historie od: 24 listopada 2016 - 14:17
Ostatnio: 26 listopada 2016 - 11:33
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 455
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 8
 

#76063

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnych znajomych.

Zbliżał się sylwester jako, że mój brat się wyprowadził, to miałam do dyspozycji całe piętro w domu. Rodzice natomiast swoją sypialnie mają na parterze.

Skoro całe piętro moje, to uznałam ze znajomymi, że sylwester możemy zrobić u mnie (rodzice zgodzili się i obiecali, że nie będą się wtrącać). Mam naprawdę wyrozumiałych rodziców.

Sylwester mieliśmy organizować razem, jak się potem okazało "razem" skończyło się na zebraniu pieniędzy na jedzenie, napoje, fajerwerki oraz jakieś pierdoły do wystroju, aby był jakiś sylwestrowy klimacik.

Cały wystrój oraz organizacja posiłków spadła na mnie (ok mój dom, ale rozmowa była inna, że pomogą mi wszystko ogarnąć - parę moich koleżanek się zdeklarowało), jak się okazało wolały cały dzień się się pindrzyć na imprezkę - ja na to czasu nie miałam...

Ok, jakoś to ogarnęłam i ze wszystkim się wyrobiłam. Trochę alkoholu ze zebranych pieniędzy zakupiłam, szampan itp. "Salę" na zabawę z dużą wieżą urządziłam w jednym pokoju, natomiast taką z jedzeniem oraz do pogadania w drugim.

Myślałam, że impreza będzie w miarę kulturalna... Już na wstępie jak zobaczyłam, że każdy ze znajomków wraz z drugą połowicą przynieśli przynajmniej po butelce ognistego napoju wiedziałam, że będzie masakra, ale jaka, tego to nawet nie przewidziałam.

Impreza się rozkręciła. Pomijam fakt, że niemal 1/3 odpadła przed 22 i wyszła (chwała im za to), bawimy więc dalej, wybiła północ wszyscy przed dom pić szampana oraz wystrzelić kilka petard (szok, że nikomu rąk nie urwało), wracamy, bawimy się dalej.

Wybiła godzina coś między 2 a 3 w nocy, dzwonek do drzwi. Otwieram, patrzę, a tu niezapowiedziani goście jakieś 10 osób (byli co prawda zaproszeni, ale stwierdzili, że robią własną imprezę).

Mówię - no dobra wchodźcie, i to był błąd (pijani - wrzaski, jakieś piski, skakanie niby do muzyki, generalnie zrobiło się mega nieprzyjemnie. Jedna parka zamknęła się na klucz w pokoju do tańczenia, znalazł się jakiś debil, który zaczął walić w te drzwi.. Moi rodzice mega cierpliwi w końcu nie wytrzymali i przyszli do mnie, co się tu k*rwa wyprawia? Ja tłumaczę i mówię, że uspokoję towarzystwo.

Na nic były moje prośby, w końcu ich wyprosiłam. Po prostu kazałam wyp*erdalać z mojego domu. Oni na to, że byli przecież zaproszeni. Ja im na to, że tak, ale nie na koniec imprezy. Do tego w ten sposób się zachowywać (lekceważyć moich rodziców i mnie..)

Wyszli. Impreza skończyła się jakoś po 5, już w miarę w normalnym towarzystwie.

Co zobaczyłam w nowym roku? otóż to: obrzygany kibel, obrzyganą umywalkę, obrzyganą wannę, obrzygany korytarz i obrzygane podwórko.. tyle rzygów to nigdy nie widziałam na raz.. Cały bajzel do posprzątania pozostał mnie...

Już nigdy, ale to nigdy nie urządziłam żadnej imprezy w domu, przynajmniej nie na taką ilość osób... Moi znajomi, którzy wydawali się normalni, pokazali jacy są naprawdę.

Wyobrażacie sobie, że grupa ludzi, których wyrzuciłam zza drzwi, była na mnie obrażona? Na mnie!? Zamiast jeszcze przeprosić za zachowanie, to się jeszcze obrazili i obgadali! To ja powinnam być obrażona!

Wiedziałam, że będzie alkohol i będzie głośno, moi rodzice również i naprawdę skończyłoby się tylko na tych rzygach, gdyby nie wspomniana grupa "znajomych".

Także tego... jeśli przyszłoby Wam organizowanie jakiejkolwiek imprezy w domu. lepiej się zastanówcie kogo zapraszacie...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (264)

#76064

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie. Wyjątkowo nie napiszę nic o klientach, ale o osobach z organizacji, które zbierają pieniądze na np. chorych ludzi.

To jest jakaś plaga, nie ma prawie dnia, aby ktoś nie wchodził do sklepu prosząc o symboliczną złotówkę na różne cele. Przeważnie są to osoby "biednie" ubrane ze smutkiem na twarzy, z tragiczną historią jaką to ich lub ich bliskich spotkała i czy pani nie mogła by pomóc.

Zgodnie z prawdą odpowiadam, iż nie mam gotówki przy sobie (przyzwyczaiłam się płacić kartą), a nie jest to mój sklep, więc nie pomogę choćbym chciała. Poza tym zarabiam najniższą krajową (nie mylić ze średnią krajową) i gdybym chciała każdemu pomóc, oddałabym 1/4 wypłaty...

A dlaczego nie pomagam? Choć nieraz historie są naprawdę przykre, szczególnie jeśli dotyczy to dziecka..

Pewnego dnia wszedł pan jak wyżej opis wskazuje i prosi o pomoc choćby taką symboliczną złotówkę. Patrzę do portfela i widzę 2 zł. Mówię przykro mi, ale mam tylko tyle i tyle mogę panu pomóc. Oddałam te ostanie 2 zł z mojego portfela. On popatrzył na ten "grosz" z miną niemal obrzydzenia i wychodząc zamiast "dziękuję" czy choćby "do widzenia" usłyszałam "spie*dalaj".

Długo zbierałam szczękę z podłogi. Rozumiem, że pieniądz mały, ale uważałam, że zawsze to "coś"

Pomijam już ludzi, którzy przychodzą i proszą o pomoc pieniężną oczywiście. A bo to zostali okradzeni i nie mają jak wrócić do domu, a bo to na jedzenie, a to na bilecik na autobus (?)itp. itd.

Pracuję w sklepie i to ja liczę na zysk ze sprzedaży, a nie odwrotnie, że to ja będę rozdawać pieniądze.

uslugi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (213)
zarchiwizowany

#76050

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postaram się jak najkrócej opisać pewną piekielną staruszkę, która nieźle dała mi w kość i przez nią pałam niechęcią do starszych ludzi... Zatem przechodząc do historii, która wydarzyła się parę lat wstecz, gdy po skończeniu szkoły znalazłam pierwszą pracę. Pracowałam w takim serwisie usługowym napraw różnych sprzętów, ale też zajmowaliśmy się sprzedażą agd/rtv itp niemal wszystko można było kupić.

Na swoim punkcie bywałam często sama i tam też lubiła odwiedzać mnie(z pół roku to trwało) pewna schorowana staruszka, nic nie kupowała po prostu przychodziła się wygadać jakie to ma ciężkie życie, jak to ją dzieci zostawiły samą z niepełnosprawnym mężem, cierpliwie słuchałam jej historii, choć byłam w pracy i nieraz mi to przeszkadzało jednak jako młoda dziewczyna pełna empatii głupio mi było ją wyrzucić zza drzwi.

Przychodziła parę razy w tygodniu, pewnego dnia przyszła i mówi, że jej się telefon stacjonarny zepsuł i nie wie gdzie może kupić nowy ja jej podałam najbliższy znany mi adres jednak ona stwierdziła, że tam już kupowała dwa razy i już tam nie pójdzie, no to ja, że prowadzimy również sprzedaż telefonów, ale nie w moim punkcie tylko w innym mieście zadzwoniłam do koleżanki z tamtego punktu z prośbą, że jeśli ma taki najprostszy telefon z dużymi przyciskami to żeby mi go odłożyła, a ja będąc w weekend na jej punkcie go zabiorę i sprzedam (wtedy jeszcze miłej) starszej pani..

Tak też zrobiłam Pani zadowolona choć trochę skarżyła się na cenę (70 zł), ale cóż ja cen nie ustalam i zanim jej go przywiozłam wiedziała, że tyle, a tyle kosztuje i się zgodziła.

Minął trochę ponad tydzień i przyszła jak zwykle tyle, że z pretensjami, że jej zepsuty telefon sprzedałam, no więc mówię:
[ja] telefon jest na gwarancji i może go reklamować
[ona] i co teraz bez telefonu będę?
[j]postaram się załatwić pani jakiś zastępczy proszę dać mi 1 dzień.

Załatwiłam jej ten nieszczęsny zastępczy telefon i tamten odesłałam do naprawy. Telefon jak się okazało jest sprawny sama po przyjęciu go z naprawy sprawdziłam czy producent w wałki nie leci okazało się, że nie. Więc dzwonie do szanownej pani:
[j] Dzień dobry dzwonie w sprawie pani telefonu może go pani już odebrać
[o] naprawili?
[j] telefon jest sprawny
[o] ale czy naprawili
[j] nie było czego naprawiać telefon po przyjęciu do naprawy okazał się sprawny. Serwisant sugeruje, iż może to coś na linii telefonicznej przerywa warto było by się skontaktować lub pójść do dostawcy sygnału
[o]ale ten telefon, który mam teraz działa i słychać wszystko
[j] jeśli tak jest to ten też powinien pani działać.

Przyszła, ale chce abym z nią poszła go podłączyć bo ona się boi, że coś zepsuje, mówię, że z pracy nie mogę sobie wychodzić, ale po dłuższej rozmowie (dużo pisania) stwierdziłam, że zamknę na chwile (mieszkała w bloku obok)i pójdę z nią. No i poszłam biorę słuchawkę zastępczego telefonu i słyszę szumy, mówię, że ten też szumi, a ona mi na to, że nie tak nowy. podłączyłam nowy telefon i szumi ale tak samo jak w tym zastępczym pokazuję jej, że w obu telefonach tak samo szumi i, że to prawdopodobnie coś na linii i żeby to zgłosiła. Ona, że nie, że to ja ją oszukałam bo jej chłam sprzedałam, że cała nasza firma to oszuści, że ona nas z torbami puści itd itp wyszłam od niej zabierając nowy telefon bo nie chciała mi oddać zastępczego nie będę się z nią przecież bić w dodatku w jej domu.

Po kilku dniach przylazła zaś, że ona chce zwrot gotówki mówię, że jak przyniesie zastępczy telefon to dostanie, a ta z mordą z czego ona będzie teraz dzwonić ja mówię, że nie wiem i nie interesuje mnie to. Zaczęła znowu snuć te swoje historie jaka to stara schorowana, a młodzi ludzie tacy nie dobrzy ble ble ble pierwszy raz kazałam jej wyjść bo mam dużo zleceń napraw do ogarnięcia i nie muszę słuchać jej żali.

Przyszła następnego dnia, przyniosła telefon zastępczy i dostała zwrot gotówki, chciałam mieć ją po prostu z głowy.
Przyszła ponownie po jakimś czasie z telefonem, który kupiła za 110 zł (dokładnie pamiętam bo się skarżyła, że my tak drogo mamy) w sklepie, w którym miała już nigdy nie kupować z pytaniem czy nie pomogę jej go podłączyć (wtf??) uprzejmie jej powiedziałam, że nie.

Chciałam być dobra i miła załatwiłam jej ten telefon, choć nie musiałam, było to z czystej dobroci i zrozumienia, że starsza osoba nie będzie się pałętać bo dużym mieście szukając telefonu skoro ja mogę jej to załatwić i będzie miała blisko, żeby go sobie odebrać. Moja wtedy naiwność była niebywale olbrzymia obiecałam sobie, że już nigdy tak nie postąpię nad nikim się nie ulituję i będę sprzedawać to co mam u siebie w punkcie.
Jak teraz to piszę to myślę ,że było to w ogóle jakieś kuriozalne, aby przez głupi telefon tyle sobie nerwów zepsuć. Ta baba musiała nieźle nagadać na osiedlu bo wszyscy dziwnie na mnie patrzyli i omijali mój sklep.

To jedna z historii ze starą piekielnicą i jej piekielnym mężu o którym nie wspominałam bo mogłabym tu książkę napisać o tej dwójce...
Na szczęście mam ich z głowy punkt przenieśliśmy w inną część miasta bardziej w centrum (po tym jak ktoś obsmarował nam cały sklep sprejem dosłownie CAŁY nikogo nie złapali nie twierdzę, że to ona, ale myślę, że byłaby zdolna dać paru gówniakom po groszu, aby załatwili to za nią punkt brzydki to i nikt nie wejdzie, szczerze dla mnie lepiej sie stało) choć też zdarzają się dziwni ludzie to jak na razie nikt mi tak krwi nie napsuł jak ona..

uslugi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (131)

1