Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mala_czarna90

Zamieszcza historie od: 10 grudnia 2020 - 17:16
Ostatnio: 24 stycznia 2021 - 4:56
  • Historii na głównej: 2 z 6
  • Punktów za historie: 216
  • Komentarzy: 8
  • Punktów za komentarze: 6
 

#87601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od jakiegoś czasu jestem stylistką przedłużania rzęs. Różne miałam klientki, choć w większości miłe i bezproblemowe.

Jednak o jednej z nich o ile nie mogę powiedzieć, że była niemiła, to miałyśmy duże problemy w porozumieniu się.

Piekielna klientka - nazwijmy ją panią Kasią na potrzeby historii - po raz pierwszy pojawiła się u mnie jakieś 3 miesiące temu. Chciała wtedy uzupełnić rzęsy zapewniając przez telefon, że są w dobrym stanie. Niestety nie były. I żeby wam to dobrze opisać... Wszystkie rzęsy tworzyły jeden wielki zlep utworzony z kleju u ich nasady,ich zdejmowanie więc było bardzo czasochłonne i zajęło połowę wizyty. Mało tego, co było najgorsze, wiele z rzęs klientki dzięki temu przedwcześnie wypadło, niszcząc jej naturalne rzęsy. Mimo tego postarałam się zrobić wszystko co w mojej mocy żeby wyglądały ładnie i w miarę mi się to udało. Klientka jednak mimo mojego tłumaczenia dlaczego niedługo może zostać bez rzęs nadal wydawała się zaskoczona.
Zdawało się jednak, że wzięła sobie moje uwagi do serca, bo na dwie następne wizyty przyszła już bez takich sensacji na oczach. Co prawda nie zmyła makijażu jak ja prosiłam, twierdząc że nie zdążyła, ale na to przymknęłam jeszcze oko.

Przed świętami Bożego Narodzenia pani Kasia zapisana była na kolejną wizytę. Niestety ku mojemu zdziwieniu - bo kiedy jak kiedy, ale przed świętami zwykle są kolejki - nie przyszła bez żadnego tłumaczenia.
Pojawiła się za to po świętach, przepraszała, za to, że nie zadzwoniła, ale tłumaczyła, że ostatnio nie była w stanie przyjść. Uwierzyłam jej, bo ostatnio opowiadała o swojej przewlekłej chorobie.

I co się okazało? Klientka znów postanowiła wrócić do starego salonu z tak samo-albo i lepiej-zlepionymi rzęsami. Tym razem ich rozlepianie zajęło mi prawie godzinę.
Powiedziałam jej spokojnie, ale stanowczo, że jeśli następnym razem przyjdzie z tak zlepionymi rzęsami, to jej nie przyjmę.
Z następnej wizyty zrezygnowała.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (135)
zarchiwizowany

#87604

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze dwa lata temu studiowałam zaocznie w innym mieście, niż to z którego pochodzę. Na początku nocowałam w takim jakby domu studenta zaocznego, ale że później był remontowany i co za tym idzie nieczynny, musiałam znaleźc sobie inne miejsce na zjazdy.

Szukałam czegoś w miarę niedrogiego i blisko od centrum. I tak znalazłam pewien hostel. Oferta w internecie nie wyglądała źle, bo pokoje dość przytulne, niedrogie, w dzielnicy na której mi zależało.
W praktyce okazało się jednak, że hostel ten co prawda leży blisko głównej ulicy, ale żeby się do niego dostać należy przejść paroma krętymi uliczkami, blisko parku i jeziorka. Wieczorem mało kto tam spacerował, więc czułam się trochę nieswojo. Ale nie to było piekielne, bo do kiedy w weekend hostel był pełen ludzi, czułam się tam bezpiecznie.
Okazało sie, że musiałam jednak zostać z niedzieli na poniedziałek, bo mój promotor który rzadko się pojawiał, a musiałam go złapać, miał właśnie wtedy dyżur.

Przez weekend, trzypiętrowy dom będący hostelem całkowicie opustoszał i zostałam z tego co mi się zdawało tylko ja.
Oczywiscie nie przeszkadzałoby mi to zupełnie, gdyby nie jeden fakt.
Wieczorem okazało się, że mój klucz do drzwi wejściowych od tego domu nie pasuje do zamka-wcześniej tego nie zauważyłam, bo drzwi na noc zamykał jakiś inny gość, a w dzień były otwarte.
Dzwonie więc po panią, która wydała mi klucze, czy może mi dać inne bo te nie pasują. Powiedziała, że nie, bo teraz nie ma jej w tym mieście, a oni więcej kluczy nie mają, ale to "przecież żaden problem".

Przyszedł późny wieczór, było gdzieś po 24 i nagle słyszę że wchodzi do domu jakichś dwóch facetów. Darli się na cały regulator nie zwracając uwagi na gości, a co drugie słowo było na literę “k“.
Aż jeden z nich zawołał-gdzie jest "k" sprzęt? Szukaj sprzętu.
Myślę sobie, włamywacze? Serce zaczęło mi mocniej bić, wyłączyłam dźwięk w komputerze, zgasiłam światło i zamknęłam się od środka, modląc się w duchu żeby się do mnie nie dobijali. Owszem, przeszło mi przez myśl, że to ktoś z hostelu, ale nie byłam tego pewna. Tłukli się tak jeszcze z dobre 10 minut, po czym wreszcie wyszli.

Przy oddawaniu kluczy zapytałam o nich tą samą panią, która mnie obsługiwała-powiedziała, że to tylko pracownicy hostelu i ”nie ma się czym przejmować”, bo przyszli tylko po jakiś sprzęt. Szkoda tylko, że nie szanowali kompletnie ciszy nocnej, a przez nich o mało bym nie dostała zawału, mimo że teraz chce mi się z tego śmiać, to wtedy mi do śmiechu nie było.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (26)
zarchiwizowany

#87595

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze za starych, dobrych czasów sprzed pandemii, wybrałam się ze znajomymi autokarem do Zakopanego.
Podróż miała trwać kilka godzin z jednym postojem, autokar był więc dość przestronny, wraz z toaletą.
Przed podróżą, pan kierowca nawet wspominał przez mikrofon o toalecie i że można z niej korzystać, jeśli ktoś tylko chce, a nad nim nawet świeciły się wyraźnie symbole na zielono lub czerwono, czy jest zajęta, czy wolna.

Gdzieś w trakcie podróży i ja z niej skorzystałam. Kiedy wychodziłam musiałam się trzymać bo łatwo się było przewrócić- zjechaliśmy z autostrady i droga była pełna zakrętów.
W autobusie panował ogólny gwar, może dlatego, że jechała tam grupa osób w, co dziwniejsze starszym wieku, która jednak z prywatności innych nie wiele sobie robiła i bardzo głośno zachowywała przez całą podróż, przekrzykiwała się jadła szeleszczące rzeczy itd.
Kiedy więc wracałam z toalety na swoje siedzenie i usłyszałam "proszę pani"-myślałam, że to do kogoś innego.

Nagle poczułam jak ktoś gwałtownie łapie i ciągnie mnie za rękę, a że akurat autobus gwałtownie skręcał, upadłam, uderzając się na szczęście gdzieś w rękę, a nie w głowę, całe szczęście lekko.
Powiedziałam zszokowana- co pani robi?
-Chciałam tylko zapytać czy to tam jest toaleta i czy jest wolna, ale pani nie słyszała.
-Nie słyszałam, ale ciągnięcie kogoś za rękę w rozpędzonym autokarze nie jest zbyt bezpieczne, tak jest wolna, tam na górze jest zaznaczone, czy jest wolna czy nie.
Później słyszałam jeszcze rozmowy, jaka to teraz młodzież niegrzeczna i mało pomocna oraz, że niepotrzebnie się oburzyłam, bo przecież, nic się takiego nie stało.
Oczywiście na tamtą panią nie nakrzyczałam, ani nic takiego jedynie zwróciłam uwagę, że nie powinna mnie ciągnąć za rękę w czasie jazdy, ale obgadana i tak zostałam w mało dyskretny sposób.
Ciekawe swoją drogą czy na górskich szlakach też by tak się zachowała...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (37)
zarchiwizowany

#87590

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam w rodzinie kuzynkę, która jest stomatologiem. Domyślałam się wcześniej, że niektórzy pacjenci nie dbają o zęby, ale to o czym mi opowiedziała całkiem zmieniło moje wyobrażenie na ten temat.
Z tego co opowiadała wynikało, że:

-Połowa pacjentów- również tych młodych- przychodzi z niedomytymi zębami na wizytę. Kiedy odsyła ich do toalety, żeby najpierw umyli zęby (są tam jednorazowe szczoteczki dla pacjentów), następuje często zdziwienie, a nawet zdarzyło jej się, że pewna pani się obraziła i zrezygnowała z wizyty.
- Dużo większość nie nitkuje wcale zębów, albo robi to sporadycznie, kiedy coś pomiędzy nie wpadnie, choć zęby psuja się tak samo pomiędzy nimi, a szczoteczka nie ma szans żeby tak w pełni dotarła, nawet elektryczna. I to jeszcze pół biedy, kiedy taki pacjent jest nieuświadomiony i przychodzi do niej pierwszy raz, zdarza się też zwracanie mu uwagi na to na kolejnych wizytach-bez efektu, a to też jakby nie patrzeć brak ich higieny, przez co się psują.
Ludzie często sądzą, że mają słabe genetycznie zęby, co nie jest prawdą, głównie psują się właśnie z niedokładnego mycia ich.
-Spora część osób, szczególnie młodych kobiet przywiązuje głównie wagę do estetyki zębów, a nie do ich zdrowia. Np. przychodzi taka młoda, ładna dziewczyna, rzęsy zrobione, włosy doczepione i pyta, które zęby są do leczenia. Stomatolog odpowiada, że ma zepsutą np. trójkę, ale za to szóstka jest o wiele gorszym stanie i lepiej byłoby zacząć właśnie od niej. Na co piekielna pacjentka " ale pani doktor, to tej trójki nie będzie widać, jak to tak się zostawi? To lepiej zacznijmy od niej jednak, szóstki nie widać, a trójka to przód".- I na nic nie zdają się tłumaczenia, że tamten tylny ząb jest na granicy leczenia kanałowego, a ten przedni może jeszcze poczekać do następnej wizyty.
- Ludzie robią się coraz bardziej roszczeniowi i niecierpliwi. Np. kiedy miała ciężki przypadek i zeszło jej o 30 minut dłużej- czekający pacjent został uprzedzony i przeproszony, to później i tak jej to wypomniał, mimo że jak twierdził na początku, poczeka bo "nigdzie się mu nie śpieszy".
- Często pacjenci uważają, że takie "szczegóły", jak np. niedoleczone ósemki, które nie bolą, bruksizm (czyli zbytnie zaciskanie zębów i ich ścieranie), zły zgryz itd., to problemy, które warto zlekceważyć- i mimo sugestii stomatologa nic z tym nie robią, choć wpływa to na też ich inne zęby, a nawet może wpływać na stan całego zdrowia. Np. bruksizm może powodować przewlekłe bóle głowy, zmiany zwyrodnieniowe karku, niedoleczone ósemki ropnie itd.

Z tego co opowiadała świadomość pacjentów i tak zmienia się na lepsze w porównaniu do tego co było kiedyś- jej mama, a moja ciocia też jest dentystką- ale z tego co opisywała, dalej nie jest dobrze.
Choć przyznam, że sama trochę wyniosłam z jej opowieści, co mogłabym poprawić, bo u mnie też nie jest jeszcze z tym idealnie- więc po części sama byłabym do niedawna piekielna, ale nie też tak żeby nie brać sobie wcale uwag lekarza do serca.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (25)

#87480

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dawna czytam już piekielnych, ale dzisiaj... sama muszę się wygadać, bo aż mną trzęsie.
Ale od początku. Zwykle miałam jakiegoś pecha co do wynajmu pokoi. A to nieuczciwy właściciel oszukiwał na rachunkach nie chcąc ich pokazywać, a to znowu wścibska współlokatorka grzebiąca mi w rzeczach.

Raz trafiło się normalne i fajne mieszkanie, jednak nie nacieszyłam się nim długo, ponieważ niedługo idzie na sprzedaż, a na kupno póki co mnie nie stać, ani wynajem kawalerki.
Tak więc przystąpiłam do poszukiwań kolejnego pokoju. Tym razem szukałam go gdzieś blisko, broń panie bez właściciela i z najlepiej tylko drugą współlokatorką, która pracuje.

I voila, znalazłam w końcu takie, które spełniało te kryteria, przez co byłam jeszcze wczoraj cała szczęśliwa.
Umawiam się z Panem właścicielem na oglądanie. Mieszkanie super, dopytuje o opłaty, wszystko się zgadza.
Pan właściciel pojawił się jednak z żoną, którą już mniej wzbudziła moją sympatię. Zaczęło się od tego, że przy podpisywaniu umowy zadawała tysiące pytań. A to gdzie pracuję, a to czy mam chłopaka, a czy chłopak pracujący, a skąd pochodzi, a dlaczego wyprowadziłam się z poprzedniego mieszkania itd.
Ale jeszcze wszystko wydawało mi się być ok, pomyślałam, ot może troszkę wścibska, ale i tak nie będzie tam mieszkać, więc podpisałam umowę.

Pochwaliłam mieszkanie i pokój, na co pan właściciel powiedział, że duże łóżko, co jego żona natychmiast musiała sprostować ze znaczącym uśmiechem "ale jednoosobowe".
Przy tym powiedziała jeszcze, że pokój nie jest zamykany, bo w W TYM MIESZKANIU pokoje nigdy nie są.
Na koniec nastąpiło jeszcze najlepsze, kiedy już zbierałam się do wyjścia- oznajmiła, że będą nas odwiedzać z oczywiście bardzo miłym uśmiechem.

Ja, niestety jak to ja, nie lubię niestety wdawać się w konflikty, co zdaje sobie sprawę, że czasem jest moją wadą, przy tym byłam zestresowana całą tą umową, więc nie powiedziałam nic.
Dopiero, kiedy wyszłam z mieszkania dotarło do mnie, że może to oznaczać niezapowiedziane wizyty. Tylko dlaczego powiedziała mi o tym po fakcie, kiedy już stałam w progu?
Nie ma co, jutro dzwonię żeby powiedzieć właścicielowi grzecznie acz stanowczo, że wizyty ok, ale tylko zapowiedziane i że mój chłopak nie będzie nocował, ale zamierza czasem mnie odwiedzać. Jak nie to wypowiadam pokój...
Czy ja nie mogę trafić na normalne mieszkanie. Sama dzisiaj nie wiem czy mam się śmiać czy płakać.
Aha, nie wspomniałam, że nie jestem już w wieku licealnym, a mam prawie 30 lat, więc czasy obozów czy akademików mam już dawno za sobą.
W każdym razie już czuję, że czekają mnie niedługo poszukiwania kolejnego pokoju.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (141)
zarchiwizowany

#87504

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko, choć na temat mojej mamy mogłabym pisać i pisać, a właściwie o toksycznych relacjach z nią.

Tak w wielkim skrócie, w dzieciństwie wiele razy wyzywała mnie od najgorszych, a nawet biła i niestety nie były to klapsy, czy nawet lanie pasem...
Ale ok, dzieciństwo minęło, jak poszłam na studia wyprowadziłam się i mieszkam osobno DO TEJ PORY, ale... niestety nadal często ma ona na mnie bardzo destrukcyjny wpływ.
Z jednej strony mam do niej ogromny żal, ze zmarnowała mi dzieciństwo, wpędziła w nerwicę, sprawiła, że zaczęłam wybierać toksycznych facetów, co uświadomiła mi pewna bardzo mądra pani psycholog, bez niej nadal pewnie nie zrozumiałabym wielu rzeczy.
Mam też oczywiście wyrzuty do samej siebie, że nie byłam na tyle silna żeby się wcześniej od jej wpływu uwolnić. Wiem, jestem dorosła i też mam spory wpływ na swoje życie, ale pewne rzeczy jak ona i długi (zbyt długi) związek z moim byłym mnie złamały od środka i odczuwam tego skutki do dziś.
Na szczęście od pewnego czasu, odkąd zaczęłam terapię i interesować się rozwojem osobistym, staram się powolutku zmieniać swoje życie.

Także mogłabym pisać o wielu toksycznych sytuacjach z nią w roli głównej, ale opiszę sytuację z dzisiaj, bo jak nie to zaraz chyba wybuchnę, a nie bardzo mam się komu zwierzyć na żywo- poza jednym prawdziwym przyjacielem, ale nie chcę go zadręczać bo ma swoje, niemniej poważne problemy w ostatnim czasie.
Żeby nie było- nie uważam też mojej matki za zło wcielone, uważam natomiast, że sama ma ze sobą poważne problemy, co próbuje i zawsze próbowała przekładać na mnie.

Ale ok, przechodząc do dzisiejszej sytuacji. Usłyszałam przypadkiem jak opowiada koleżance przez telefon o mojej, jej zdaniem dziwnej diecie i pewnej kwestii dotyczącej mojego związku, która miała być tajemnicą i ją o to prosiłam.

Usiadłam wieczorem w kuchni i poprosiłam ją na tyle ile spokojnie mogłam, żeby tego nie robiła.
Na co ona, cała zdenerwowana zaczęła krzyczeć, że jestem bezczelna.
Wtedy powiedziałam wprost, że tak! Od tej pory będę mówić o swoich odczuciach wprost, bo mam do tego prawo i to ona podnosi w tym momencie głos, a w ogóle mam zamiar stać się pewną siebie kobietą i nad tym pracuję.
I... to był dla niej cios w samo serce, bo nigdy nie chciała żebym była zbyt niezależna, czy to wyprowadzałam się na studia, do pracy, czy przyprowadziłam pierwszego chłopaka, a nawet następnych.
Zaczęła więc krzyczeć, że mam ją zostawić bo to co mówię jest dla niej bolesne i jeśli chcę być "pewną siebie kobietą"- co powiedziała z pewną drwiną, to nie w tym domu- mimo,że przyjechałam w odwiedziny i jak pisałam wcześniej nie mieszkamy razem.

Napiszcie proszę co o tym sądzicie, może to ja faktycznie w czymś przesadziłam w tej rozmowie? Chciałabym się od niej odciąć, ale dotarło do mnie, że jestem od niej uzależniona emocjonalnie. Choć teraz w trakcie terapii zaczynam sobie coraz więcej rzeczy uświadamiać i oby udało mi się wytrwać w tych zmianach.
Co nie zmienia faktu, że dzisiaj mnie nieźle wyprowadziła z równowagi, choć były z jej udziałem sytuacje o wiele gorsze, ale nawet nie mam siły dzisiaj o nich wspominać...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (47)

1