Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

marizel

Zamieszcza historie od: 26 czerwca 2011 - 22:46
Ostatnio: 3 marca 2012 - 20:24
  • Historii na głównej: 6 z 11
  • Punktów za historie: 7615
  • Komentarzy: 9
  • Punktów za komentarze: 166
 
zarchiwizowany

#23588

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skatuje Was jeszcze jedną historią o Ani, bo jak zaczęłam o niej pisać to odżyły wspomnienia.
Wybrałyśmy się z Anią na wakacje do Hiszpanii. Niestety nie do LLoret de Mar:)Wybrałyśmy opcję bez wyżywienia. Najpierw jadłyśmy w knajpkach ale przeszłyśmy na opcję zapychania się owocami. Oto dlaczego. Każda z nas dostała na wyjazd pieniądze od rodziców i nie miałyśmy zamiaru robić wspólnej kasy tylko każda płacić miała za siebie, taki był zamiar..Kiedy poszłyśmy pierwszy raz na obiad i dostałyśmy rachunek, obliczyłyśmy kto ile płaci i pojawił się kelner. Położyłam pieniądze za siebie a Anka zaczęła grzebać w portfelu. Grzebała w nim i grzebała, mamrotała coś pod nosem a kelner obserwował to z ironicznym uśmiechem. Trwało to kilka minut kiedy straciłam w końcu cierpliwość i zapłaciłam za nią. Oczywiście powiedziała, że stawia mi obiad następnym razem. Z tym, że kolejnym razem sytuacja dokładnie się powtórzyła! I było tak za każdym razem aż do momentu, kiedy przyszedł któregoś razu czas płacenia rachunku a Ania nawet nie sięgnęła do torebki po pieniądze tylko zapaliła papierosa. Kiedy zapytałam co z nią, powiedziała, że nawet nie brała ze sobą pieniędzy, bo ja płacę za każdym razem, a ona mi przecież odda, jesteśmy na wakacjach i jak zwykle psuję klimat. Przy czym strzeliła focha, że zawracam jej gitarę taką bzdurą jak płacenie za siebie w restauracji. Owoce okazały się tańszą opcją. Z tym, że jak kupowałam np. winogrona to Ania bezceremonialnie się nimi częstowała nigdy nie wpadając na pomysł żeby samej coś kupić. Ja wtedy byłam straszną naiwniarą, poza tym rodzice wpajali mi od najmłodszych lat, że trzeba się dzielić, ale bolało mnie to, że wydaje na nią pieniądze, które rodzice dali mi na wakacje. Oczywistym jest przy tym, że Anka nigdy mi tych pieniędzy za restauracje nie oddała i nigdy o tym nie wspominała, że jest mi coś winna, a początkowo tak żarliwie zapewniała mnie jak za nią płaciłam, że mi odda.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (203)
zarchiwizowany

#23584

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze jedna historia z Anią.
Ania jest strasznym zmarźluchem, cały czas telepie się z zimna i najchętniej cały rok przechodziłaby w wełnianej czapie. Będąc na studiach już paliłam jak smok, więc normą było otwarte okno u mnie w pokoju. Kiedy przychodziła Ania to co chwila otwierałam okno i zamykałam, żeby aż tak bardzo nie było jej zimno a jednocześnie żebyśmy się widziały w tym dymie bo paliłyśmy we dwie. Pewnego razu Anka powiedziała, żebym jej coś dała grubszego do ubrania bo bardzo jest jej zimno. Akurat dostałam od mamy fajny angorowy sweter, którego nie zdążyłam ani razu założyć. Anka przesiedziała w nim cały wieczór i poszła w nim do domu. Ja o swetrze zapomniałam bo z racji tego, że był nowiutki to nie zdążyłam się do niego jeszcze przyzwyczaić. Minęło kilka miesięcy i któregoś razu poszłam do Ani. Drzwi otworzyła mi jej mama w jakiejś rozciągniętej i pozaciąganej szmacie. Coś mnie tknęło, że gdzieś już tę ścierę widziałam. Jak wróciłam do domu to wspomnienie tej szmaty nie dawało mi spokoju i w pewnym momencie olśniło mnie skąd ją znam. Przecież to był mój sweter!! Zadzwoniłam do Anki i najdelikatniej jak tylko potrafiłam, żeby jej nie urazić bo była szalenie wrażliwą młodą osobą, zapytałam czy to to co miała jej mama na sobie nie było przypadkiem kiedyś moim swetrem. Ania z wrodzonym taktem powiedziała, że ona mi ten sweter to już dawno oddała i to nie jest jej wina, że mam taki burdel w domu, że nie wiem gdzie kładę swoje rzeczy!

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (181)
zarchiwizowany

#15042

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Chrisgon przypomniała mi pewne zdarzenie sprzed kilku lat. Do mojej cioci, która jest niesamowitą damą, zadzwonił znajomy z Anglii, czy mogłaby się przez dwa dni zaopiekować synem jego znajomego. John uciął sobie właśnie wycieczkę po Europie i przez 2,3 dni miał być w Warszawie. Ciocia ochoczo się zgodziła i od razu zatrudniła mnie do pomocy, żebym mogła poobcować z prawdziwym młodym angielskim gentelmanem. Umówiłyśmy się z Johnem w centrum i ciocia z gestem zaprosiła go do bardzo dobrej restauracji. Rozmowa na początku się nie kleiła, ale po kilku przystawkach, daniach głównych, deserach oraz morzu piwa John zaczął się do nas odzywać. Siedzieliśmy tak kilka godzin, John co chwila wołał kelnera i zamawiał jakieś smakołyki plus piwo dla nas wszystkich. Kiedy już byłyśmy lekko padnięte i chciałyśmy iść sytuacja się powtarzała, a mianowicie Jonh z rozczarowaniem mówił - ojej a ja myślałem, że się jeszcze napijemy! Więc piliśmy tak aż do zamknięcia restauracji. Na otarcie łez Johna ciocia powiedziała, że jutro pójdzie ze mną na musical do Romy. Bo tak się akurat złożyło, że miałyśmy na następny dzień kupione bilety i cioteczka chciała mu oddać swój. John przyjął ten gest z angielskim dystansem. Kelner przyniósł rachunek, na widok kórego ciocia mało nie zeszła na atak serca, wyniósł grubo ponad 600 zł, nie pamiętam teraz ile dokładnie, ale na 2001 rok to była ogromna suma. John pozwolił odprowadzić się do hotelu, taki z niego gentelman. Następnego dnia umówiłam się z nim pod Mariottem, a że było trochę czasu do przedstawienia, weszliśmy do środka do kawiarni. Jonh bardzo wnikliwie studiował menu kręcąc głową i mówiąc cały czas, że tu strasznie jest drogo. Jak przyszła kelnerka nawet nie miałam okazji się odezwać co chcę, gdyż John jak na gentelmana przystało wiedział czego pragnę i zamówił dwie wody mineralne..Mina kelnerki bezcenna, moja również..No i w szampańskich nastrojach poszliśmy do Romy. Przez cały musical John zaziewywał się na śmierć, wymownie spoglądał na zegarek i pochrząkiwał. Po wyjściu oświadczył mi, że widział już to przedstawienie w Anglii i było równie nudne i nieudane po czym z nudą w głosie zapytał czy teraz odprowadzę go do hotelu. Mało nie zemdlałam po tym pytaniu, odwróciłam się na pięcie i wściekła poszłam do domu.
Najlepsze jest to, że po kilku dniach zadzwonił do cioci ten znajomy i pytał się co zrobiłyśmy Johnowi, bo poskarżył się ojcu, że pobyt w Warszawie był bardzo nieudany i inaczej sobie wyobrażał wschodnią gościnność..

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (268)
zarchiwizowany

#13095

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam w dużym bloku i niespecjalnie interesuje się kto, gdzie, z kim, na którym piętrze mieszka oraz co robi w przeciwieństwie do moich sąsiadów. Jakiś czas temu brałam ślub. Kiedy wychodziłam z domu nie spotkałam żadnego sąsiada ani sąsiadki. Natomiast kilka dni po ślubie, któryś z sąsiadów zaczepił odwiedzającą mnie mamę i z troską w głosie zapytał jej -"czy nie uważa pani, że mąż pani córki jest dla niej stanowczo za stary?"
Moja mama zmieszana, nawet nie była w stanie zidentyfikować tego sąsiada a poza tym wie, że mój mąż jest ode mnie młodszy:)
Okazało się, że sąsiad zobaczył mojego wujka, który po mnie przyjechał i wyciągnął wnioski i nawet zaczął się martwić..

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (231)
zarchiwizowany

#13090

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tutaj moja mama była piekielna natomiast ekspedientka okazała anielską cierpliwość. Mama kocha bułki z parówką z pewnej piekarni w Nałęczowie. Wręcz jest od nich uzależniona!! Któregoś dnia, a było to ze 3 lata temu, z samego rana mama z obłędem w oczach ciągnie mnie do tej piekarni bo ona MUSI mieć te bułki. Odstałyśmy swoje w kolejce, w końcu czas na nas.
mama(M): poproszę 5 bułek z parówkami
ekspedientka(E): niestety już się skończyły
(M): jak to się skończyły?! niemożliwe!!
(E): niestety pieczemy ich mało i troszkę za późno pani przyszła
(M): niemożliwe, to nie ma tych bułek?!
(E): niestety się skończyły, proszę przyjść jutro rano
(M): o boże, nie wierzę, ale jak to się skończyły?! już nie ma ani jednej?!
(E): nie ma ani jednej
(M): ale ja..ja tu specjalnie.. po te bułki
(E): przykro mi, zapraszam jutro rano
(M): ale jak jutro rano..to na prawdę ich nie ma?..
W tym momencie ekspedientka zacisnęła usta i już myślałam, że powie co jej leży na sercu kiedy ona się odwróciła, wzięła swoją własną torebkę, z której wyjęła foliowy woreczek, w którym były właśnie dwie bułki z parówką
(E): proszę, zostały dwie..
(M): dziękuje!!!!!
(E): jeszcze nigdy nie widziałam nikogo komu by tak zależało na tych bułkach :)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (240)

1