Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

matar

Zamieszcza historie od: 11 lipca 2011 - 20:02
Ostatnio: 5 maja 2023 - 19:19
  • Historii na głównej: 12 z 20
  • Punktów za historie: 12032
  • Komentarzy: 123
  • Punktów za komentarze: 1054
 

#55040

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szpital położniczy, oddział poporodowy. Jako że cierpię na depresję przy przyjęciu okazałam odpowiednie dokumenty od psychologa i psychiatry - niby porodówka, ale wiedzieć muszą. Urodziłam, odpoczywam, 'nacieszam' się dzieckiem. Podczas obchodu, na wszelki wypadek pan doktor zleca konsultację psychologa - po porodzie hormony wariują, depresja może się pogłębić, może trzeba będzie dać jakieś leki - ok, nie mam nic przeciwko, chociaż czuję się w miarę.

Godziny odwiedzin, na korytarzu pełno ludzi, w salach też tłok i zamieszanie - przychodzi drobna (B)londyneczka w białym fartuchu i donośnym głosem pyta:
- Jestem MAGISTREM psychologii, która pani z depresją?
Podnoszę rękę, cała sala gapi się na mnie, zaczynam się czuć jak dziwoląg... (B) kontynuuje:
- To zapraszam panią, porozmawiamy sobie trochę - i wychodzi.
Myślę sobie, ok, może nie pomyślała, przynajmniej nie chce gadać przy wszystkich.
Na korytarzu (B) wskazuje mi krzesło, sama siada na drugim i zaczyna się na mnie gapić. Ludzi dookoła pełno, kręcą się ojcowie, rodziny, pielęgniarki, położne... A (B) do mnie, wcale nie cichym, głosem:
- Jakie ma pani nastawienie do życia teraz? Chyba lepsze, prawda? W końcu dała pani nowe życie..

Siedzę, patrzę na nią i nie wierzę. Ona naprawdę chce ze mną rozmawiać na korytarzu pełnym ludzi, do tego na tematy tak delikatne. Ludzie zaczynają na nas patrzeć, widzę co najmniej dwie pielęgniarki jak stoją obok i zaczynają słuchać naszej rozmowy.(B) kontynuuje:

- Czy nadal ma pani obniżony nastrój? Czy może pojawiły się... - nachyla się do mnie - myśli SAMOBÓJCZE? Nie ma się czego wstydzić, nie wszystkie matki od razu kochają swoje dzieci...

Nie wytrzymałam, zaczęłam płakać. Staram się jakoś dyskretnie, opanowuję się, a (B) kontynuuje:

-Z jakiego powodu pani płacze? Czy poruszyłam jakiś drażliwy temat?

Wstałam, powiedziałam, że nie chce z nią rozmawiać i poszłam do sali. Pół godziny później przychodzi lekarz i mówi, że chcą mnie wysłać na konsultację do innego szpitala, na rozmowę z psychiatrą. Ok, już mi wszystko jedno. Jedziemy - swoją drogą zero myślenia, 10 godz po porodzie mam siedzieć w karetce. No ale dojechaliśmy, przychodzi pani psychiatra, normalna rozmowa; na koniec pyta mnie:

- A czemu nie chciała pani rozmawiać z psychologiem w szpitalu?

Opisuję jej okoliczności rozmowy, patrzy na mnie z niedowierzaniem i mówi:

- Na korytarzu? Przy wszystkich? To nie była psycholog, tylko jakaś studentka chyba...

I tak musiałam jechać kawał drogi, zajmować transport komuś potrzebującemu i męczyć się niesamowicie na krzesełku w karetce, bo (B) nie pomyślała o czymś takim jak prywatność.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 818 (894)
zarchiwizowany

#52840

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś w pracy. (K)lient:
-Przepraszam, ten tatar jest z wołowiny?
(J)- Tak, z wołowiny.
-Świeżej?
-Oczywiście, tatar jest ze świeżego mięsa.
-Ale na pewno?
-Tak, proszę pana, wołowina na pewno jest świeża.
-Oj, coś mi się nie wydaje, czy ta wołowina NA PEWNO jest świeża?
Nerwy mi puściły, mówię z kamienną twarzą:
-Proszę pana, ten wół jeszcze dziś rano biegał po łące.
(K) poczerwieniał, zaśmiał się i poszedł.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (37)

#51558

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeglądam stare historie i natknęłam się na stwierdzenie 'Pogotowie d.s. Leczenia Świątecznego Kaca i Przeziębienia'. I przypomniała mi się piekielność mojego męża...

Parę m-cy temu.
W piątek byliśmy na imprezie. Razem. Wróciliśmy nad ranem, zwolniliśmy opiekunkę, ustaliliśmy kolejność spania - normalna sobota. Przez cały dzień, w ramach walki z kacem mąż wypił cztery piwa. Około północy budzi mnie i informuje, że umiera. Nie wie, co mu jest, ale mu słabo, mdleje i nie może oddychać - i mówi mi to wszystko latając po mieszkaniu jak głupi. Staram się go uspokoić, ale nic nie pomaga. Twierdzi, że ciśnienie mu skoczyło i wziął tabletkę na obniżenie. Pytam - jaką tabletkę? Ano mama mu kiedyś dała na wszelki wypadek, włożył do portfela, teraz wziął i on umiera...

Zwlekam się z łóżka, budzę sąsiadkę, żeby na dzieci zerknęła i szykuję na jakiś sor - w międzyczasie mąż zdążył zadzwonić do rodziców i się 'pożegnać'. Teściowa dzwoni do mnie przerażona, mówi, że już jadą do nas, a ja mam natychmiast ratować jej synka. Hmm... Lekarzem nie jestem, ale jak komuś nagle spada ciśnienie, to przy gwałtowniejszym ruchu kręci mu się w głowie i NA PEWNO nie ma siły biegać po domu szukając kurtki.
No nic, jedziemy.

Na pogotowiu jeszcze kilka pokazów, on umiera, ratujcie itp. Pielęgniarka stoicki spokój, ja ukrywam ziewanie, wpadają teściowie - teściowa rzuca się ratować synka, opieprza wszystkich dookoła, jak to, jeszcze nie zbadany?! Przecież on UMIERA!!
Po króciutkim badaniu lekarka stwierdza... kaca. Spadek magnezu i potasu i tyle. Zmienić tryb życia i pić mniej piwa. Ja spokojnie przytakuję, mąż zdziwiony, teściowa zawstydzona. Na co teściu spokojnie:

- Czyli tłukłem się tutaj w nocy, bo ty masz kaca? Jeszcze raz, i jak pasem przyłożę...
Parsknęłam śmiechem, mąż zaczerwieniony przepraszał za cyrk jaki zrobił.
Pytam teściową, co za tabletkę mu dała?
Nifuroksazyd. Na, kolokwialnie mówiąc, sraczkę.
Ot, kolejny 'wymagający natychmiastowej pomocy'...

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 955 (1019)

#51557

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Córkę (rok i dwa m-ce) pogryzły dziś znów komary, mała trochę ryczy więc nie śpię i tak mi się przypomniało...

Mieszkam w małej miejscowości, w sumie do 'dużego' miasta blisko, ale wiadomo - lekarz czy tego typu rzeczy mamy na miejscu i z nich korzystamy. Mamy nawet 'nocną pomoc doraźną' i właśnie o niej będzie historia.
Dwa tyg temu małą pogryzły komary. Ale jak! Cała spuchnięta, buźka, nogi, ręce... Płacze, widać że ją swędzi i boli. Po podaniu leków (wapno i zyrtec, odczulająco) nic nie przechodzi, po posmarowaniu fenistilem widać ulgę na 15 min i z powrotem płacz. Decyzja - do lekarza, jakiś zastrzyk odczulający itp.
Przypominam, miejscowość mała, dużo lasów, parę 'bajorek' do kąpieli, więc sporo możliwości ukąszeń,kleszcze itp.

Pani w UniMedzie nawet nie chciała dziecka obejrzeć. Od razu wysłała nas na SOR do szpitala w Łodzi. Na sugestię, że może zwykły zastrzyk pomoże stwierdziła, że ona nie ma tu takich rzeczy..

No nic, jedziemy, mała dostała najzwyklejszy lek odczulający domięśniowo, ulga natychmiastowa.
Na izbie przyjęć pytają nas, czy mamy skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu - nie mamy, nikt nam nie dał. Chwilę po nas wchodzi pani z małym dzieciątkiem, coś ma w oku i musi do okulisty. Rejestratorka mówi, że oni okulisty nie mają, kto ich tu skierował? Ano pani z tego samego UniMedu...

Nie wiem, po co działa ta przychodnia, nie mają podstawowych pomocy. Dodam jeszcze, że kiedyś odesłali mnie w nocy na SOR z chorym dzieckiem, bez skierowania, bo jak to powiedziała pani tam urzędująca - 'tu potrzebny jest lekarz'...

UniMed Aleksandrów Łódzki

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 446 (552)

#51556

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w barze. Podczas ostatniej imprezy kolega zawołał mnie na główny bar i pokazuje mi jakąś dziewczynę - stała tyłem:

- Widzisz ją? Z tej strony normalna, nie?
Przytakuję, zwykła, trochę podpita dziewczyna tańcząca z jakimś chłopakiem. Normalny widok w barze. -Obserwuj ją chwilę, ok?

Dziewczyna się odwraca, a z przodu duży, ciążowy brzuszek. Mało tego, po twarzy widać ,że jest mocno pijana. Sama jestem w ciąży, z zazdrością patrzę na znajomych 'piwkujących' w gorące wieczory, ale chodzi o dziecko... Po kilku minutach wiadomo już po co dziewczyna przyszła - co chwila przytula się do innego faceta, z dwoma już się całowała, daje się obmacywać na parkiecie...
Zaczynam myśleć o wezwaniu policji lub pogotowia - to chyba jest karalne? Dziewczyna podchodzi do baru, zamawia dwie wódki, już chcę zareagować gdy nagle kolega:

- To dla pani?
Dziewczę przytakuje, na co kolega na cały bar:
- To ma pani szczęście, dziś dla ciężarnych zniżka 50% na alkohol wypity przy barze!!
Kolega głos ma donośny, dziewczę stało się punktem zainteresowania połowy klientów. Speszyła się, zaczerwieniła, wymamrotała coś o złym dniu i raz dwa się zawinęła do wyjścia.
Piekielna przyszła mama, żal mi jej dziecka...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 829 (913)

#51323

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o piekielnym podejściu ludzi do rodzin wielodzietnych.

Jesteśmy z mężem rodzicami dwójki dzieci - syn 5 lat, córka skończyła niedawno roczek. Oboje pracujemy, luksusów nie ma, ale jakoś dajemy radę. Niedawno udało nam się dostać kredyt mieszkaniowy i staliśmy się dumnymi posiadaczami własnego m-4. Przeprowadzka, mały remont - i w tym wszystkim okazuje się, że będziemy mieli kolejnego dzidziusia. Zaskoczenie pełne, do tego niepokój o zdrowie dziecka, bo dopiero w 3-cim m-cu się zorientowałam (dużo pracy i stres związany z przeprowadzką, wszystkie objawy zrzucałam na przemęczenie), a parę imprez było, trochę alkoholu, dużo energetyków...

No ale nic, oswoiliśmy się z tą myślą, pogodziliśmy i zaczęliśmy informować rodzinę i znajomych o naszym szczęściu, bo naprawdę zaczęliśmy się cieszyć. Najłagodniejszą reakcją było - i co wy teraz zrobicie? Generalnie NIKT nam nie pogratulował, padło parę propozycji "załatwienia problemu", wszyscy nas pocieszali że może jakoś będzie i nikt nie rozumiał, że my się cieszymy... Nie rozumiem, nie prosiliśmy nikogo o pomoc, nie użalaliśmy się - dzielimy się szczęśliwą nowiną. A wszyscy reagują, jakbyśmy zrobili coś złego. Nawet jeżeli tego nie mówią, widać, że nas potępiają. Dla porównania, jak informowałam wszystkich o drugiej ciąży, słyszałam same gratulacje. Czy posiadanie trójki dzieci jest aż takim złem???

Najbardziej 'rozwaliła' mnie reakcja teściowej. Najpierw zaczęła płakać, a potem powiedziała:
- No i co ja teraz zrobię? Tak mnie stawiacie przed faktem dokonanym...
Tłumaczymy, że nie planowaliśmy przecież, że wpadka, ale będzie następny wnuk, sama radość, nie? A teściowa:
- Chyba dla was, dla mnie wstyd, patologia w mojej rodzinie...

Gdyby nie optymizm męża, sama zaczęłabym się martwić...

Skomentuj (120) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1141 (1337)

#47990

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przyzwyczaiłam się już, że wg rodziny męża jestem złą kobietą, tragiczną żoną i wyrodną matką, ale to...

Rano dzwoni teściowa. Z płaczem, że kilkutygodniowy synek szwagierki jest chory. Tak właściwie, to ma katar. Co oni mają zrobić? Jak dla mnie, to iść do lekarza, jeżeli nie chce przyjąć to pchać się do szpitala, przecież to noworodek jeszcze.

Godzinę później dzwoni szwagierka z krzykiem i płaczem:
- Ty ku**wo, dziecko mi zauroczyłaś, specjalnie to zrobiłaś, chciałaś się pochwalić, że twoje lepiej rosną, jak mogłaś, na oczy nie chcę cię widzieć, ty s**ko zaj***na, czarownico pier****na...

Rozłączyłam się, dzwonię do teściowej dowiedzieć się o co chodzi.
Lekarz przybył, stwierdził mały katarek, ale on powodu nie widzi, generalnie dziecko zdrowe. Ale skąd katar? Szwagierka od początku wiedziała...

rodzinka

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 693 (851)
zarchiwizowany

#47481

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótko i konkretnie. Wczoraj w nocy, na Piotrkowskiej w Łodzi zamordowano młodego chłopaka. Za to, że bronił dziewczyny dostał 9 ciosów nożem. Bez bójki, bez zadymy, bez wcześniejszego wyzywania.
Policja szukała sprawców we wszystkich pubach na całej 'Pietrynie', bo podobno po wszystkim wyrazili ochotę na 'pójście na wódkę'.
Albo wbić ich na pal, albo zesłać na jakieś 30 lat do łagrów.

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (342)

#46176

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak czytam o ciężarnych wymuszających pierszeństwo przy kasach i przypominają mi się moje zakupy w 'odmiennym' stanie... Piekielnie może nie było, ale co się wstydu najadłam...

Jakaś popołudniowa impreza, parę osób już wstawionych, ja siedzę i sączę soczek. Nagle kończy się piwo, do sklepu niby blisko, ale nikomu nie chce się iść. Pada propozycja, żebym ja się przeszła, w końcu i tak powinnam spacerować, jestem w 7 m-cu, muszę się ruszać.
Podreptałam. Sklep samoobsługowy. Wzięłam w rękę czteropak piwa, czekam grzecznie w kolejce, dwie osoby przede mną. Nagle kasjerka mnie dostrzegła i głośno, na cały sklep krzyczy:

-Pani w ciąży, zapraszam do kasy, pani ma pierwszeństwo!!
Usiłuję protestować, ale nikt mnie nie słucha, sprzedawczyni z triumfem w oku oznajmia:
-Pani da co tam pani ma, nie powinna pani czekać!
Z rumieńcem na twarzy kładę na ladzie czteropak, w sklepie zapada cisza, płacę i wychodzę w ogólnym milczeniu...

Obiecałam sobie, że nigdy więcej do sklepu po alkohol w tym stanie nie pójdę :)

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 873 (979)
zarchiwizowany

#41780

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w pubie jako barmanka.
Nasz pub jest specyficzny, bo otwarty non stop. 24 godziny na dobę, do tego naprawdę niskie ceny za piwo czy 'lufę' wódki. Toteż i klientela nieciekawa czasem...
Wczorajsza noc, ok. 3-4 nad ranem. Klientów kilku, w tym jeden [K]oleś wyraźnie szukający zaczepki. W pewnym momencie się przeciągnęłam. Koleś do mnie:
- A ty się tak nie pręż!! I tak nikogo do siebie nie przekonasz!! Co ty myślisz? Odrosty masz i myślisz że komuś się spodobasz?!?!
Ok, mam odrosty, bo w sumie od piątku codziennie jestem w pracy (po 12 h) i nie mam kiedy zrobić. No ale przecież nie dam się tak załatwić, tym bardziej że wszyscy przysłuchują się naszej rozmowie.Więc uśmiecham się najmilej jak umiem i pytam:
[J]a Ale co? Ni podobam się panu?- i zalotny uśmieszek.
[K] Nie!
[J], normalnym tonem- i całe szczęście, gdybym zaczęła podobać się takim łazęgom to zaczęłabym bać się o siebie...
Cały pub parsknął śmiechem a [K] do samego wyjścia był bardzo miły i uprzejmy...
Wiem, byłam piekielna. Ale z niektórymi nie da się inaczej.

gastronomia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (313)