Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

misteria

Zamieszcza historie od: 15 lipca 2011 - 14:14
Ostatnio: 28 listopada 2017 - 20:04
  • Historii na głównej: 7 z 12
  • Punktów za historie: 5090
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 27
 
zarchiwizowany

#39187

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiejsza historia wcale nie jest piekielna, a wręcz przeciwnie. Niemniej, jest dość zabawna, więc ją zamieszczam do poczytania :)

Jak co miesiąc dopadła mnie "kobieca" dolegliwość. Z reguły absolutnie mi to nie przeszkadza w życiu codziennym, choć kiedy miałam lat naście to bywało i tak, że lądowałam w szpitalu z kroplówką wbitą w jedną rękę, a świeżą krwią z drugą. Wiem więc mniej więcej kiedy zaczyna się robi źle i nieciekawie, kiedy wystarczy ibupromik a kiedy szukać lekarza...

No i niestety ostatnio obudził mnie potworny ból brzucha. Z łóżka nie byłam w stanie wstać, tabletki połknąć też nie. O zjedzeniu czegokolwiek mowy nie było... normalnie czasy licealne vol.2. No ale nic to, przeleżałam trochę, sąsiadka podała mi coś przeciwbólowego w płynie, koło 15 udało się stanąć na łapy. No i decyzja - jadę do przychodni po zastrzyk, bo do rana oszaleję z bólu.
Wdrapałam się na 2 piętro i człapię do rejestracji. Panie z gatunku - jakim prawem przeszkadzasz mi w układaniu pasjansa... próby dodzwonienia się na rejestracje oczywiście przynosza wiadome efekty (słuchawka od telefonu leży na biurku, więc sygnał ciągle zajęty), itd. O tej porze też i ciężko o lekarza, a nocne dyżury zaczynają się dopiero za kilka godzin. No ale nic, podchodzę i tłumaczę o co chodzi.

takiego poruszenia to ja nie widziałam nigdy! Od razu panie zaprowadziły mnie do zabiegowego, podtrzymując z obu stron. Pielęgniarka przybiegła w podskokach żeby zastrzyk dać. Pani doktor też się znalazła, i już do zabiegówki wpadła (a nie do gabinetu jak to zwykle bywa) z kartą i zadała tylko pytanie, czy jestem uczulona na ketonal. Dokładnie w sekundzie kiedy zaprzeczyłam, dostałam zastrzyk po którym panie kazały mi się położyć i odpocząć. I jeszcze zrobiły mi herbatkę i razem przez pół godziny gadałyśmy o różnych babskich dolegliwościach... normalnie brakowało tylko serniczka i brazylijskiej telenoweli :)

Niech żyje solidarność jajników :) Szkoda tylko, że na co dzień panie w rejestracji nie są tak uczynne i pomocne...

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 73 (235)
zarchiwizowany

#37165

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bardzo stara, bo jeszcze z przedszkola :)

W grupie 6-latków mieliśmy piekielną wychowawczynię. Oczywiście wszystkie dzieci się jej bały, a jako że moja mama w tym czasie także pracowała w przedszkolu, to sama często jeździłam z nią do jej pracy niż chodziłam do swojego przedszkola. Niemniej, historii z piekielna wychowawczynią nazbierało się sporo:

1. Leżakowanie. Niestety, nie wszystkie dzieci w tym wieku były przyzwyczajone do spania w ciągu dnia. Piekielna miała na to sposób - wszystkie dzieci które nie spały, były bite drewnianą laską (ja obrywałam praktycznie za każdym razem)

2. Czasami zdarzało się, że któreś dziecko przyniosło własną zabawkę do przedszkola. Wiadomo - ulubiony pluszak czy lalka są w tym wieku niemal najlepszym przyjacielem. I tutaj włącza się piekielna - często zabierała nam nasze własne zabawki i dawała własnym dzieciom. Zdarzało się też, że przyprowadzała swoją córkę a ta zwyczajnie nam te zabawki psuła.

3. Jedzenie. Zawsze trzeba było zjeść wszystko co było na obiad, bez względu na to czy to się lubi czy nie, albo czy dziecko ma alergię. Kilkakrotnie zdarzyło się, że jak któreś dziecko zwymiotowało wprost na talerz, to kazała mu zjeść własne wymiociny.

4. Najgorsze jednak co robiła pani piekielna to harmonogram łazienkowy. Były ustalone godziny kiedy mogliśmy pójść do toalety, bodajże 2 razy dziennie. Jak dziecko chciało wyjść w tak zwanym międzyczasie, to było bite. Jeśli z kolei ktoś się zsikał w spodnie, to nie pozwalała się przebrać lecz stawiała te obsikane dzieciaki do kąta żeby wszyscy się z nich śmiali. Mało tego - takie trzymanie moczu przez cały dzień prowadziło do problemów zdrowotnych. Ja sama miałam częste zapalenia pęcherza i nie tylko...

Takich sytuacji było znacznie znacznie więcej, ale te chyba najbardziej utkwiły mi w pamięci.
My oczywiście strasznie się baliśmy Pani, więc nikt nawet się nie skarżył w domu. Moja mama zawsze pytała co się dzieje i dlaczego nie chcę iść do przedszkola, ale nigdy nie powiedziałam prawdy.

Dla pocieszenia powiem tylko, że pani Piekielna już nie pracuje. Któregoś dnia moja mama przyszła po mnie wcześniej, jeszcze w czasie leżakowania. Nasza wychowawczyni siedziała sobie w pokoju dla pracowników, a nie z nami, co już wydało podejrzane. Potem z kolei jeden z moich kolegów zapytał, czy może pójść do łazienki. Oczywiście moja mama się zgodziła. Zaraz potem cała grupa się poderwała i też błagała o wyjście do łazienki. Moja mama oczywiście puściła wszystkich, zostając tym samym ciocią całego przedszkola :)
Jak zrobiło się głośno na korytarzu, wybiegła Piekielna i zaczęła się drzeć na dzieci i bić przypadkowych milusińskich. Nie muszę chyba mówić, że 5 sekund później sprawa wylądowała u dyrektorki, w kuratorium i na policji...

Do dzisiaj nie rozumiem, jak ktoś taki w ogóle pracował z dziećmi i jakim cudem ta akurat osoba pracowała tam tak długo...

przedszkole

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (225)
zarchiwizowany

#36799

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z tych zabawnych, szczególnie z perspektywy czasu...

Tytułem wstępu - uwielbiam zwierzaki, szczególnie psy. Całe życie wychowywałam się z psem i teraz też moja mama posiada cudowną sunię rasy kundel, którą kocham nad życie.
Niestety, jednocześnie panicznie się ich boję. Kiedyś zostałam bardzo dotkliwie pogryziona, wiec jak mam psa przed sobą i się sobie "przedstawimy" to jest ok. Nie boję się psiaka, nawet jeśli jest to bestia wielkości niedźwiedzia grizzly. Jeśli jednak jakiś czworonóg zachodzi mnie od tyłu, to wpadam w panikę i absolutnie paraliżuje mnie strach. Niestety, jest to silniejsze ode mnie i naprawdę nie mogę się ruszyć jednocześnie piszcząc i płacząc ze strachu.

Historia właściwa :)
Któregoś dnia wracałam sobie do domu, delektując się urokami miasta, świeżym zapachem samochodowych spalin, naturalną szarością zabudowań. Dzień jak co dzień :)
Wtem, nie wiem skąd, za mną pojawił się psiak. Nie wiem co to było, ale niewiele większe od mojej szczurzycy. Jakiś potwór morderca rasy York... lub coś koło tego. Niestety, psiak zaczął się wydzierać wniebogłosy i zaszedł mnie od tyłu. Ja zaczęłam piszczeć i dosłownie zalałam się łzami. Nie wiem jak, ale jakoś tego psa kopnęłam, po czym osunęłam się na ziemię i nie mogłam się ruszyć.
Właściciel tego psa stał niedaleko i przez cały ten czas śmiał się ze mnie i stosownie komentował całą sytuację - że kretynka, że takiego małego psa się boi, itd. W międzyczasie pies zaczął mnie szczypać zębami, a ja darłam się głośniej, jednocześnie nie mogąc się ruszyć.

Dopiero po kilkunastu minutach podeszła do mnie jakaś starsza kobieta, odgoniła psa, właściciela postawiła do pionu i przesiedziała ze mną prawie pół godziny dopóki nie byłam w stanie się ruszyć.

Wiem, że ta sytuacja musiała wyglądać co najmniej śmiesznie :) ba, sama się z tego śmieje :) bo taka duża dziewczynka, a boi się takiego małego pieska :)

I tutaj mały apel do właścicieli psów. Wiem, że wszystkie czworonogi są kochane i cudowne, i jako odpowiedzialni opiekunowie nie puszczacie luzem tych psiaków, które mogą stanowić zagrożenie. Ale, niestety, niektórzy mogą się zwyczajnie bać lub mieć uraz z dzieciństwa. Nie śmiejcie się wówczas z takich ludzi, a zareagujcie w miarę szybko.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (159)
zarchiwizowany

#36615

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym jak to nie warto kierować się stereotypami...

Jakiś czas temu wracałam sobie radośnie autobusem z IKEI do centrum Warszawy. Wiadomo - przy IKEI przystanek początkowy, sporo miejsc siedzących. Po drodze jednak wsiadało sporo osób. I w ten oto sposób po zaledwie kilku przystankach ciężko byłoby szpilkę wcisnąć.
Umiejscowiłam się w książka na tym śmiesznym kółku na środku autobusu (w "harmonijce), wyjęłam książkę i próbowałam czytać.
W tyle autobusu ulokowało się trzech takich, co to nie chciałabym spotkać ani jednego w nocy na ulicy... a dwóch pewnie nawet i w dzień. Typowe "dresy", piękna i czysta łacina podwórkowa. Zapewne znacie ten typ.

No ale nic, chłopaki nikomu nie wadzą, grzecznie z sobą rozmawiają i jakby tak wyrzucił 4 słowa na każde 5, to pewnie nawet miałoby sens to o czym mówili (przepraszam, nie podsłuchiwałam... po prostu nie dało się nie słyszeć)

Ale zostawmy chłopaków w spokoju. W połowie trasy wsiadła do autobusu dziewczyna w zaawansowanej ciąży. Środek lata, gorąco, widać że jej ciężko i ledwie stoi. DO tego siaty z zakupami... Oczywiście, nikt jej miejsca nie ustąpi. Wsparła się na barierce koło mnie i jedziemy pomału do centrum.

I tutaj do akcji wkraczają nasi chłopcy. Zauważyli jakieś dwie gimnazjalistki (tak myślę... choć może to jeszcze podstawówka była?) oczywiście wygodnie rozwalone na siedzeniach. Podeszli do nich grzecznie i zaczęli rozmowę (cytaty nie są dosłowne, ale oddają tamtą sytuację):
[Ch]łopcy: Przepraszamy bardzo, ale czy któraś z Pań mogłaby ustąpić miejsca tamtej Pani w ciąży?
[D]ziewczyny: No co ty, ch***, zbawca się znalazł! Jak się chciało bzykać, to niech teraz se radzi...
[Ch] My jednak nalegamy. Panie są młode, sprawne - mogą chwilkę postać.
[D] A spier***
[Ch] (tutaj skończył się uprzejmy ton) piiiiiiip piiiiiiiiip pip wyp********** z tego miejsca! Kiedyś same będziecie w takiej sytuacji i będziecie błagać o krzesło!

i w ten sposób przez kolejne 2 przystanki. W międzyczasie ciężarna zaczepia jednego z chłopaków, że ok, że nie muszą się nią przejmować itd. I w tej chwili jeden z nich dosłownie podniósł za ramiona jedną z tych gimnazjalistek i przestawił obok! Oczywiście pisk jaki temu towarzyszył można porównać jedynie do zarzynanej świni, ale jakoś żaden z pasażerów nie interweniował. Pozostali dwaj wzięli ciężarną pod rękę i odprowadzili na wolne miejsce. Zajęli się również jej bagażami.

Mało tego, jak dojechała na swój przystanek i okazało się, że niedaleko mieszka, to wysiedli z nią i pomogli zanieść torby pod dom! Naprawdę, nie warto kierować się stereotypami ;)

Komunikacja miejska

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (290)
zarchiwizowany

#27422

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałam gorąco podziękować drogowcom, którzy w sobotnie południe łatali dziury w zamkniętej, osiedlowej uliczce przy starym mieście... szkoda tylko, ze asfalt zamiast wylewać na dziury w drodze, wylewali na wszystkie zaparkowane w okolicy samochody...

P.S. Czy wiece może jak i czym zmyć asfalt w karoserii i szyb w samochodzie?

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (185)

1