Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Autoryzacja żądania nie powiodła sięx
Profil użytkownika

misty

Zamieszcza historie od: 25 stycznia 2014 - 15:40
Ostatnio: 27 lipca 2014 - 19:10
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 848
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 173
 
zarchiwizowany

#59883

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o służbie zdrowia. W dwóch aktach.

Tytułem wprowadzenia:
Z racji, iż zostałam przyjęta na staż musiałam stawić się na badaniach w przychodni medycyny pracy. Wybrana przez pracodawcę przychodnia należała raczej do tych większych, kilku - kilkunastu lekarzy specjalistów by się znalazło. Podreptałam więc z rana, ale nie było okulisty, więc miałam przyjść popołudniu.

AKT I

A więc stawiam się popołudniu i już na wstępie problem ze skierowaniem, z terminem i w ogóle ze wszystkim. Zablokowałam kolejkę na dobre 15 minut (na szczęście nikt nie psioczył jakoś bardzo, chyba przyzwyczajeni, że tam zawsze pojawia się jakiś problem - cytując panią stojącą za mną "jak się nie spocisz, to nic nie załatwisz" - reakcja na otarcie czoła.), ale Paniom pielęgniarkom zostały do obsłużenia jeszcze telefony. Było ich kilka (co jest normalne dla przychodni) , ale dla historii przytoczę tylko jeden z nich. Z racji, iż dość bardzo się nudziłam (pielęgniarka gdzieś poszła z moim skierowaniem) to odruchowo wsłuchiwałam się w niemal każdą rozmowę (oczywistym jest, iż kwestii wypowiadanej z drugiej strony mogę się tylko domyślać, więc jej nie przytoczę)

Dzwoniąca (być może dzwoniący - tego nie wiem ;) ) oraz
Pielęgniarka :
- do neurologa to najbliższy termin będzie na ... yyy [wertowanie kalendarza] ... na listopad. Zapisać?
- prywatnie? No to termin tak do... yyy...[znów kalendarz] dwóch tygodni. Sprawdzić i Zapisać?
- ale to do neurologa dla dorosłych tak?
- Nie? Oj to do neurologa dziecięcego z NFZ na chwilę obecną nie ma już terminów na ten rok.
- Prywatnie termin byłby pod koniec czerwca. [podana konkretna data, chyba 30, ale głowy nie dam] Zapisać?

Czyli normalna, standardowa rozmowa w przychodni. Dlaczego o tym piszę... a no właśnie.

AKT II

Siedzę już sobie przed okulistą, słowo "prywatnie, ja zapłacę " jednak robi różnicę i nagle problemy jakby magicznie przestały istnieć. Wywołana przez lekarkę wchodzę do gabinetu. Siedzę sobie, czekam na badanie wzroku, Pani doktor wypisuje różnorakie świstki, nie wiem, nie znam się. Dzwoni telefon (prywatna komórka Pani doktor).
Doktor:
- No cześć Kochana, co tam u Ciebie?
- Do neurologa byś chciała tak?
- z synkiem, tak?
-(podając komórkę pielęgniarce) to z nią musisz rozmawiać.
Doktor do pielęgniarki(półszeptem) : " To Krysia, wiesz co masz robić".

Pielęgniarka:
- potrzebuje Pani konsultacji u neurologa dziecięcego, tak?
- z NFZ,tak ?
- z NFZ... dobrze, coś wymyślimy( z pełnym uśmiechem, wychodząca w stronę rejestracji).

Obie panie jakoś niespecjalnie przejęły się rozmową przy pacjencie, zapewne argumentując sobie to, iż nie zna on terminów do konkretnego specjalisty.
Jakoś tak mi dziwnie, chyba czas zaprzyjaźnić się z jakimś lekarzem, żeby w razie czego móc w ogóle się zbadać...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (318)

#57689

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może nie jakoś super piekielnie, ale mnie ruszyło.
Sytuacja z dzisiaj, sprzed kilku godzin.

Mija leniwa sobota, siedzę sobie ja przy laptopie, sprzątanie czeka, zbieram siły ;-). Nagle słyszę pukanie do drzwi.. oho kogoś znów przywiało, pewnie jakiś pan (bądź pani) co to wiedzą, który Bóg mnie zbawi i da szczęście i takie tam, albo sprzedawca jajek, albo może to ktoś z administracji, na wszelki wypadek pójdę sprawdzić.

Otwieram drzwi, i pojawia się [P]ani. Ni to młoda, ni to stara, na pewno wyglądała na biedną, ubrania zniszczone, i brudne a w ręce reklamówka, więc czekam na...
[P] Ma Pani kochana coś do jedzenia?
Nic nie wspomniała o pieniądzach, więc, że ja wrażliwa bestia jestem, to też jak ktoś mówi, że głodny to lecę do lodówki... [Tutaj wyjaśniam - pieniędzy NIE dam, ale jedzenia - jak tylko coś znajdę, to jak najbardziej, nigdy nie odmówiłam].

...Pusto tu jak cholera. I myślę, jak tylko luby wróci, to wyciągam go na zakupy i nie ma przebacz. Wygrzebałam jedyną nieotwartą puszkę, będącą pasztetem i dołożyłam pomidora. Szukałam dalej, ale nic więcej nie wpadło mi w oczy, co by się mogło nadawać. No nic, tył zwrot i oddać łupy.

Pani spakowała łupy do reklamówki, ani dziękuję, ani pocałuj mnie w d***,wręcz z grymasem na twarzy w stylu "wypchaj się z tym pasztetem", a ja w tym czasie jakoś tak wytłumaczyłam, że nic więcej nie mam, bo pusto i jakoś w natłoku tego tłumaczenia wymsknęło mi się, że sama jestem w domu. Niby nic groźnego, ale...

[P] (robiąc krok do przodu) A może jakieś owocki Pani ma albo czekoladki, to dla dziecka.
[Ja] Nie, niestety nie mam, przed zakupami jestem, już Pani mówiłam. (zaczynając się już lekko niepokoić - sama w domu, a chłop zanim się pojawi w domu to trochę czasu minie, panie sąsiadki - średnia wieku 75+, więc raczej kiepski materiał na ochroniarza ;-))
[P] A może chociaż coś na obiad? Może jakieś mięsko? - Kolejny krok w przód, już niemalże właziła mi do domu, zerkając do mieszkania, tak jakby to moje mięsko miało samo do niej przyjść.
[JA] Niestety nie mam.
Zamknęłam drzwi. Tego było za wiele jak dla mnie. Niczego przy zamykaniu nie poczułam, krzyków też nie usłyszałam, więc chyba zdążyła się uchylić i ocaliła swój nos przed bliskim kontaktem z moimi drzwiami.

A ja teraz tak jakby trochę bardziej boję się pomagać.

domokrążcy

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 517 (621)

1