Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

moaregi

Zamieszcza historie od: 28 lipca 2012 - 0:16
Ostatnio: 3 listopada 2013 - 18:23
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 1303
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 47
 
zarchiwizowany

#55848

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wszystkich Świętych, dzień pamięci o swoich bliskich, którzy odeszli na tamtą stronę, a także dzień wielkiej znieczulicy.

Kwiatek pierwszy:
Wychodzimy z rodziną z cmentarza, dochodzimy do samochodu. Widzimy jak tleniona blondi wysiada ze swojego ultra mega super solarmobilu. Szkoda, że stanęła tuż za naszym samochodem w poprzek, przez co w żadną stronę nie można było się ruszyć. Na szczęście, ktoś przyszedł do swojego auta i odblokował nam wyjazd (serdeczne pozdrowienia, bo gdyby nie on to byśmy tam 2 godziny stali).

Kwiatek drugi:
Cmentarz nr.2
Ksiądz idzie z tacą, między grobami. Bezczelna i łasa na kasę hiena wpada na grób rodziny, która grób ma tuż za nami. Wszystko widzieliśmy i słyszeliśmy. Pomnik stał od września, przez co nie wszystko już zaschło. Ksiądz potknął się i wpadając na grób niszczy tablicę, która spadła wprost pod nogi jednej kobiety, tłukąc 2 znicze. Wstał, otrzepał się, SKRUPULATNIE ZEBRAŁ WSZYSTKIE LEŻĄCE NA ZIEMI DROBNIAKI ale cham nie powiedział nawet przepraszam, tylko:

[R]odzina [P]oszkodowana: No i co ksiądz narobił do jasnej niepodległej? (oczywiście w bardziej wulgarnym języku, wątpię, żeby ktoś utrzymał nerwy w takiej sytuacji)
[K]siądz: Ale to nie ja zrobiłem! To ministrant! Z resztą, moja wina, że słabe wykonanie? Co to ma być za grób? To państwa wina, mi nic do tego, że fachowiec zamiast na tacę dać, to na wódę wydał, a potem pod niej wpływem wykonywał ten pomnik!

Nigdy, przenigdy nie dam na tacę, niech sobie w inny sposób zarobią na zimówki do Lexusa

cmentarze

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 39 (373)
zarchiwizowany

#51099

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, że jednak nie każdy może posiadać swojego futrzastego przyjaciela.

Pierwsza sytuacja sprzed prawie roku. Sąsiedzi kupują psa. Szczeniak, po oczach widać było, że nie za dobrze wie co się dzieje. Po 2 dniach zupełnie nikt na niego nie zwraca uwagi, chyba, że inne psy. Mijają w miarę spokojne (w miarę bo jednak 2-3 letnie dzieciaki naszarpały trochę biednego pieska). Aż do wakacji. Wakacje, oczywiście każdy chce je wykorzystać najlepiej jak się da, wyjechać gdzieś, zabawić się ze znajomymi i ten teges. Rodzinka wyjeżdża na wakacje na około półtora tygodnia. Jeśli chodzi o ich poziom inteligencji to wynosił i nadal pewnie wynosi 0, no bo jaki geniusz na prawie 2 tygodnie zostawia psu tylko jedną piłeczkę, miskę wody i miskę karmy? NA 2 TYGODNIE!?

Szczęściem jest, że niektórzy sąsiedzi postanowili pomóc psiakowi (w tym moja rodzina, jak się bawić to się bawić). Przez płot (!) przeciskali mu różne rzeczy, typu coś 'ala łóżeczko czy jedzenie typu szynka, gotowane marchewki i w ogóle. Po powrocie geniuszy pies dostał fizyczny opieprz, za to jak przecież podrapał strasznie drzwi! No ale co mu się dziwić na zdrowy rozum, skoro w nocy nie było tak ciepło i chciał do domu. A później sąsiedzi odprawili sobie pielgrzymkę z wielkim opieprzem na ustach po 3 domach, że kto im kazał coś mu dawać, taki pies sobie przecież da radę! Ta, jasne, ciekawe jak ma sobie poradzić pies nie większy od kosza na śmieci (takiego domowego, żeby nie było).

I do dziś w miarę spokojnie, bo jeszcze raz chyba wydarzyła się w ciągu roku podobna historia. Geniusze grillują, oczywiście śmichy-hihy, piweczko, wódeczka i ten teges. Otwarta brama, a co. Pies wychodzi, tupta na podwórko sąsiada i bum. Zaklinował się w płocie, dopiero po 5 minutach pisków i hał-hał'ów owi geniusze zorientowali się, że - ''O k**wa, sosiętamsieje?''. Wychodzi genialna wytapetowana córeczka tatusia, z napisem AJ LOF SOLARIUM na czole i krzyczy w niebogłosy, że ''CO WYŚĆIE ZROBILI Z PIMPUNIEM MOIM?!'', ''PSA MIPORWAĆCHCO!''. No a jak było mu pomóc skoro zaklinował się w takim miejscu gdzie ręka ludzka nie da się wcisnąć? Nie obyło się bez rozcinania płotu. A kiedy zapytano, co z pieniędzmi za płot - sąsiedzi usłyszeli ''PSA PORWAĆ CHCIELI, CO WYŚTA DOSTAĆ MIELI? hyhy, ale sie rymło ej, hyhyhy, ikh, hyhyhy''. Skąd to wiem? Stałem 50 metrów dalej kosząc trawnik (równiutki jak dupa Maryni, powiedziałbym).

A co najbardziej piekielnego? 2 lata wstecz śmiercią tragiczną odszedł im też pies i zgadnijcie przez co... Grillowali, brama otwarta, pies wychodzi - pies potrącony - pies nie żyje (a szkoda, bo fajny). Ale dla niego było to pewnie ulgą bo życie psa w takiej rodzinie jest jak piekło, więc mam nadzieję, że tam na górze jest mu teraz dobrze.

dom

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (179)

#38072

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie o tym, jak stałem się potworem co usiłuje zabić piłką i w dodatku otruć jedzeniem własne(!) dziecko.

18 sierpnia roku 2012, godzina 13:10.

Zostałem sam w domu z pociechą, żona w pracy. Syn postanowił pomóc ojcu w gotowaniu obiadu. Zabawa w Makłowicza trwa w najlepsze, jednak to wszystko niszczy walenie, a właściwie brzydko mówiąc nap***dalanie w drzwi. W progu widzę Panów Niebieskich... P-Policjanci J- Ja

P: Dzień dobry, policja dostaliśmy wezwanie pod pański adres..
J: Co? A kto was panowie wezwał?
P: No pani spod ósemki w C klatce. (Okazało się, że to znienawidzona teściowa)
J: D-dobrze, w jakiej sprawie was wezwała?
P: Ano w takiej, że próbuje pan otruć swoje dziecko surowym jajkiem i bułką tartą...
J: To przepraszam bardzo ale czy smażenie kotletów to jest zbrodnia jakaś? Piotrek (syn) podejdź tutaj i opowiedz panom policjantom czy to prawda, że ponoć cię otrułem.

I powiedział, to samo co ja... Nawet zaprezentował im smażące się na patelni schabowe...

P: Czyli to nieprawda?
J: Oczywiście panowie.. Na waszym miejscu porozmawiałbym z tą co was wezwała.

Pożegnali się, sprawa załatwiona, obiad zjedzony, teściowa ponoć musi płacić XXX zł kary.

18 sierpnia roku 2012 godzina 16:00.

Akcja dzieje się na miastowym orliku przy szkole. Syn postanowił zaprezentować swojemu staremu co potrafi wyczyniać na bramce. (Oj, a było co oglądać!)
No więc tak sobie strzelam synowi, on zaś broni i tak w kółko z chwilą na napicie się wody i odpoczynek.

Jednakże najgorsze jest to, że teściowa ze swojego okna ma widok na prawie pół miasta łącznie z Orlikiem...

Zmęczeni i zadowoleni, po 3 godzinach wracamy sobie do domu, rozmawiając o książkach do szkoły. Kilkanaście minut później zrywa mnie i syna sprzed klocków LEGO kolejne walenie w drzwi. Oczywiście kukam przez wizjer i co widzę? Tak, ci sami Niebiescy Panowie.

J: Witam, co znowu...?
P: Dostaliśmy znowu wezwanie od tej pani, że próbuje pan zabić syna piłką, strzelając mu w klatkę piersiową oraz jest w tym miejscu posiniaczony.

Ręce mi opadły...

J: Piotrek podejdź tu i odkryj koszulkę, panowie policjanci chcą sprawdzić czy nie jesteś posiniaczony.

Oczywiście zrobił to i okazało się, że nic tam nie ma.

Znowu pożegnanie i grzywna dla piekielnej...

Nie wiem co ja tej kobiecie zrobiłem, z rodzinką nie odwiedzamy jej od 4 miesięcy... Ciągle mam jakieś dziwne przygody... Jak to mówi mój syn "Life is brutal...".

teściowa policja

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 982 (1034)

1