Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

newelowsky

Zamieszcza historie od: 6 lutego 2014 - 0:01
Ostatnio: 11 grudnia 2017 - 16:36
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1137
  • Komentarzy: 22
  • Punktów za komentarze: 87
 

#77017

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem właściciel sklepu obuwniczego.

Naprawdę nie wiem, co jest z ludźmi w dzisiejszych czasach. Panuje jakaś wielka dezinformacja, a każdy dowód czy argument można zbić twierdzeniem "ja swoje wiem".

Tak więc temat, który chcę poruszyć to ZWROTY. Z racji, że mam dwa nieduże sklepy z obuwiem, zwroty przyjmujemy wyłącznie grzecznościowo. Mamy za to możliwość wymiany towaru na inny w przeciągu 14 dni. Wszystko zgodnie z prawem, bo ustawa nie przewiduje obowiązku zwrotu towaru kupionego w sklepie stacjonarnym (można do 14 dni zwrócić towar kupiony przez internet, na prezentacji czy u akwizytora).

Dziś przyszedł do sklepu klient (K) i tak mi rzecze:
K: Chciałbym oddać buty.
Ja: Ale, niestety, u nas nie ma zwrotów.
K: ALE TAKIE JEST PRAWO!
Ja: No można oddać towar, ale tylko kupiony przez internet, a nie w sklepie stacjonarnym.
K: Ale nawet pan nawet na nie nie spojrzał!
Ja: Ale to nie ma nic do rzeczy...
K: Jaki jest numer na inspekcję handlową?
Ja: Nie wiem, ale proszę sobie sprawdzić i śmiało dzwonić.
K: Ja tu naślę kontrolę i będzie pan miał!

Po krótkiej, jałowej rozmowie w końcu piekielny klient skapitulował i wymienił buty na inne, ale z groźby nasłania inspekcji nie zrezygnował. Chciałbym widzieć jego minę jak mu powiedzą, że zrobił z siebie głupka.

sklep_z_obuwiem zwroty

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (207)
zarchiwizowany

#58106

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z pracy sprzedawcy butów...

W obuwniczym, jak wszędzie indziej nie brakuje klientów mniej lub bardziej pokręconych. Jednak ostatnia reklamacja rozwiała moje wszelkie wątpliwości co do postępującego ogólnego szaleństwa.

Około pół roku temu Pan Piekielny kupił parę eleganckich pantofli znanej polskiej marki za 259zł. Podczas kupna wszystko niby ok, pakujemy, do kasy i do widzenia. Problem pojawił się niespełna po miesiącu, gdy klient postanowił z powrotem mnie odwiedzić...

[P]an Piekielny, [J]a

[P]- Witam, przyszedłem zwrócić buty.
[J]- Witam, nie ma problemu proszę tylko o buty i paragon.
Po krótkich oględzinach...
[J]- Przepraszam Pana, ale te buty są noszone. Nie mogę przyjąć ich do zwrotu w takim stanie.
[P]- Jak to? Przecież one są za ciasne i nie dam rady w nich chodzić.
[J]- Ale u nas można zwracać jedynie obuwie nieużywane...
[P]-NIC MNIE TO NIE OBCHODZI, CHCE ZWROTU PIENIĘDZY!

Po dość długiej wymianie zdań, do której przyłączył się też kierownik, Pan Piekielny w końcu zrezygnował i wyszedł ze sklepu ze swoimi nieszczęsnymi butami.

Oczywiście to nie był koniec przygód z ciekawym klientem. Po około tygodniu Pan z piekła rodem z butami w ręku wpadł do sklepu, rzucił trzewiki na ladę i ...uciekł. Nie wiedząc, co z tym fantem zrobić schowaliśmy je na zaplecze. Może kierownik coś poradzi...

Nim pojawił się kierownik, znów spotkaliśmy Pana Piekielnego. Wparował do sklepu z żądaniem zwrotu pieniędzy za buty, które przyjęliśmy. My mu wyjaśniamy, że możemy mu je oddać i tak w kółko. W końcu wpadłem na pomysł by może napisać reklamacje. opinia rzeczoznawcy powinna nieco ochłodzi zapał Pana P. O dziwo klient zgodził się bez większych oporów, ale miał tylko jeden warunek: w żądaniach, jak ma być załatwiona reklamacja, kazał napisać ZWROT GOTÓWKI. W pierwszej reklamacji coś takiego nie przysługuje, ale ok nie będziemy się spierać. Termin 2 tygodnie.

Po 10 dniach jest już opinia z firmy, że reklamacja niezasadna bla bla bla, ale okazując naszą dobrą wolę możemy dać 30 % procent rabatu. Tak więc dzwonie do Pana piekielnego jak ma się sprawa, a on spokojnie, że mu pasuje.
Wszystko niby ok, no myślę chyba będzie kłopot z głowy. Niestety okazało się, że to jeszcze nie ostatnie słowo Pana P.

[P]- Witam, przyszedłem po pieniądze za reklamacje nr 123
[J]- Witam, już sprawdzam. Tak 30 procent z 259 zł to będzie 78zł.
[P]-Słucham! Miało być 70 procent!
[J]-Przez telefon wyraźnie Panu powiedziałem, że jest 30 procent rabatu, a Pan się zgodził...
[P]- Ja myślałem, że te 30 procent to wy sobie zostawicie, a dla mnie będzie 70!

Po kolejnej wymianie zdań, Pan piekielny chyba w końcu zrozumiał, że nic więcej nie osiągnie. Wziął pieniądze, za małe buty i poszedł w siną dal.

Oby mniej takich kołków.

sklepy z obuwiem

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (246)

#57962

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako młody chłopak świeżo po liceum i rozpoczętych studiach, chciałem sobie trochę dorobić. Los chciał, że trafiłem w dość specyficznym lokalu w charakterze barmana. Specyficzny, a mianowicie był to klub ze striptizem.

Piekielności na około była masa od pracowników, czy klientele, ale dziś pragnę opowiedzieć o właścicielach, a właściwie chciwych dusigroszach.

Pragnę nadmienić, że w tego typu lokach nie raz ceny są astronomiczne, nawet drożej niż w najlepszych restauracjach. No ale spoko, o moje pytanie o ten stan rzeczy kierownictwo odpowiadają: "...że klienci oczekują poczucia luksusu".
Jak to wyglądało w praktyce? Oto przykłady:

- W karcie mieliśmy Tigera. Cena? 16zł za 330ml. Niezły luksus nie? Problem tkwił w tym, że zamiast Tigera do szklanek laliśmy MPOWER po cenie hurtowej 1zł za puszkę.

- Oczywiście w takim lokalu sprzedawaliśmy również papierosy. Cena jednak nie mogła być wyższa niż 11zł (ustawowo chyba jakoś tak, a był to rok 2008.) więc do każdej paczki na rachunku dopisywaliśmy zapalniczkę za 5zł i paczka szła za 16. Zapalniczki klient nie otrzymywał.

- Do kawy zaś była doliczana obowiązkowa cygaretka. Powód tego dziwnego procederu była kończąca się data przydatności owych "zadymiaczy" i tak cena kawy z badziewnego ekspresu wynosiła 14zł.

- W ofercie klubu były też tańce erotyczne. Jednak, że owe wygibasy nie były oficjalnie uwzględniane w dochodach firmy, gdy klient chciał za nie zapłacić kartą, był mu naliczany podatek. Normalnie za 10 minut przyjemności trzeba było zapłacić 100zł, a z podatkiem... 140zł. Później zarobek za ekscesy tancerek nabijaliśmy na kasę jako dania gorące ;p

- Kolejny haczyk czekał na obcokrajowców z obcą walutą. Otóż gdy trafił się taki i chciał zapłacić w euro, to szef kazał je policzyć za ... 2,5zł za 1Eu

- Najlepsze jednak były drinki. W szczególności na nie miały namawiać naiwnych klientów tancerki, ale jak nam się udało kogoś nakłonić, to mieliśmy od tego prowizje. Owe drinki kosztowały 55zł, a były to Cola z najgorszym rumem z biedronki, sok bananowy z likierem z biedronki lub, uwaga hit, RUSKI SZAMPAN (w normalnym sklepie 5 zł za butelkę 0,7). Kieliszek do takiego szampana miał pojemność 180ml więc butelkę w barze opychaliśmy za ponad 200zł.

Tak więc wyglądał luksus w "klubie dla dżentelmenów". Niestety praca moja szybko się skończyła, bo po pensji 3zł za godzinę plus napiwki i 1.5% prowizji z utargu może dałoby się trochę dłużej wytrzymać, to gdy mi potrącono za brak 1 litra soku 40zł, który w hurtowni kosztował ledwo ponad 2 zł, sobie odpuściłem.

gastronomia

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 719 (825)

1