Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

niepojmuje

Zamieszcza historie od: 1 października 2015 - 3:06
Ostatnio: 14 marca 2019 - 15:30
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 556
  • Komentarzy: 109
  • Punktów za komentarze: 917
 

#69352

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam dziś do załatwienia sprawę w Urzędzie Skarbowym.

Sprawa o tyle skomplikowana, że mieszkam teraz w mieście X, a zaświadczenie, którego potrzebuję musi w ciągu 7 dni znaleźć się w sporo oddalonym mieście Y (w którym jestem nadal zameldowana i tam właśnie są moje PIT-y za zeszły rok).

Chwytam więc za telefon, dzwonię do US, rozmawiam z bardzo miłą Panią. Pytam grzecznie czy jest możliwość, żebym wniosek złożyła w mieście X, a osoba upoważniona odebrała zaświadczenie w mieście Y (zachciało mi się łatwo i w cywilizowany sposób sprawę załatwić). Miła Pani odpowiada, że oczywiście, że jak najbardziej, że zaprasza złożyć dokumenty i aż mi się zachciało iść...

No i poszłam.

Wchodzę z wnioskiem, który pobrałam ze strony internetowej i wypełniłam, żeby było szybciej- oczywiście był zły. Siadam naprzeciw Pani z Obsługi, wyłuszczam sprawę... a tu zonk! Nie da się tak! (Pani przeczytała mi na głos kilka ustępów ze swojej "instrukcji obsługi", z których oczywiście nic nie dało się zrozumieć, ale nie to nie - co ja mogę...)

I co się dowiedziałam: osobiście mogłabym odebrać zaświadczenie w mieście Y, osoba upoważniona mogłaby odebrać moje zaświadczenie w mieście X, ale żeby to połączyć - "NO ALE JAK TO!? JAK PANI SOBIE TO WYOBRAŻA? ŻE MY TO GOŁĘBIEM WYŚLEMY?"

Pytam się więc grzecznie: z kim w takim razie rozmawiałam 10 min temu przez telefon? Pani rozejrzała się po koleżankach (ze 4 tam siedziały), każda odpowiedziała, że to oczywiście nie ona bo coś tam (podsłuchiwały...), a ja siedzę, patrzę na nie, oczy coraz większe, bo jak można być tak bezczelnym i nieodpowiedzialnym na tak poważnym stanowisku... tiaa, czasem nawet mnie dziwi moja naiwność.

Sprawę załatwię przez Pocztę Polską - trudno się mówi - może dojdzie.

I tak tylko podsumowując stwierdziłam, że Urząd Skarbowy jest podobny do gry w Makao - każdy ma swoje zasady, a na dodatek co zdolniejsi zmieniają je w trakcie gry...

Urząd Skarbowy

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (246)
zarchiwizowany

#69387

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Posiadam psa. Nie chwaląc się: bardzo ładny, bardzo przyjacielski, bardzo duży i bardzo głupi, bo młody. Szczególnie jego umaszczenie często zwraca uwagę mijających nas ludzi.

Ile razy już brałam udział w konkursie "100 pytań" nawet nie zliczę- ale nie przeszkadza mi to. A ilość specjalistów znających rasy i pouczających mnie czym karmić/jak wychowywać psa bazując przy tym na wszystkich możliwych stereotypach czasem zdumiewa... Bywa śmiesznie, ale nierzadko tylko załamuję ręce i udaję, że mi się spieszy.

Ale największym problemem są ludzie, którzy cmokają na psa. Zdarza się to różnym osobom: młodym, starym, obładowanym siatami, albo stojącym za ladą/jakąś wystawką, siedzącym przy stoliku w ogródkach restauracyjnych... A że mój pies jest jaki jest, to od razu wyrywa się, biegnie, skacze i chce lizać, taranując wszystko po drodze. A ludzie nieodmiennie są zdziwieni... Tylko nie wiem czym. Wołasz psa- oo! czemu on do mnie idzie??

Na razie jeszcze (o ile zdążę zauważyć i ktoś nie zaczepia go tak, żebym specjalnie się nie zorientowała) daję radę, ale w przeciągu roku mój pies dobije do wagi około 50 kg- czyli bez mała tyle, co ja. I co wtedy? Co jeśli nie zmądrzeje? Jeśli nie uda mi się oduczyć go reagowania z nadmierną radością na wołających go ludzi? Kto będzie zbierał moje i co ważniejsze ICH zęby z chodnika, gdy pies wystartuje jak rakieta?

Ludzie, myślcie czasem co robicie i czy na pewno tego chcecie...

PS. Do czepialskich- nie jestem jego jedyną właścicielką, samotnie wychodzę z nim rzadko, ale jednak. Zwykle wybieram odludne okolice. A co do tych, którym wydaje się, że każdy pies jest taki sam, każdego można identycznie ułożyć itd. Otóż oświecę was- nie. Mój pies jest tak naprawdę jeszcze szczeniakiem, chodzimy na tresurę od 3-go miesiąca jego życia, ale nikt nie zagwarantuje, że "odkocha się" w ludziach i będzie ich olewał. Nikt nie zagwarantuje, że każdy malutki, milutki York kiedyś nie podgryzie komuś gardła! Dlatego zabawę z psem ZAWSZE zaczyna się od przywitania z właścicielem!!!

PS2. Ludzie, co z wami jest nie tak??? Jak ktoś się wam włamie na mieszkanie, to też najpierw obwiniacie siebie, bo kupiliście nowy fajny telewizor, a dopiero potem złodzieja?
Poza tym ani razu nie powiedziałam, że nad nim nie panuję! To było gdybanie na temat przyszłości, że mogłoby być ciężko. Ale psa tresuję, wychowuję, więc będzie dobrze, bo być musi. Na razie ma 8 miesięcy! Słownie: osiem! Nie wiem kiedy ostatnio widzieliście szczeniaka... ale niewiele jest ras, które w wieku 8 miesięcy chodzą jak w zegarku. A jak mam uczyć psa np. opanowania w tłumie i nie reagowania, jak każdy go zaczepia?! Szkolenie zaczyna się od najprostszych, nie najtrudniejszych rzeczy...

fani psów

Skomentuj (102) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (252)
zarchiwizowany

#69082

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z racji tego, że niedawno obchodziliśmy Dzień Edukacji Narodowej, a posiadam w rodzinie zarówno nauczyciela jak i pracownika nazwijmy to „okołooświatowego”, chciałabym zwrócić uwagę na pewną moim zdaniem przewlekłą piekielność pojawiającą się tego dnia.
Dzień Edukacji Narodowej- przez większość rozumiany jako dzień nauczyciela. Czy właściwie, czy nie- nie mnie oceniać.
1) Uczniowie przynoszą swoim wychowawcom, ulubionym nauczycielom i tym, których przychylność chcą sobie zaskarbić: czekoladki, laurki, kwiatki itp. I następnie przez cały rok wysłuchuję utyskiwań jak to osobie, która nie oszukujmy się- jest w szkole po prostu sprzątaczką- nikt nic nie dał. Jakie to straszne/wredne/przykre, jak to ci aroganccy nauczyciele się nie podzielili. Jak to dzieci coraz bardziej niewychowane, nie potrafią docenić ciężkiej pracy.
2) W szkołach pracownicy dostają coś, co nazywa się „nagrodą dyrektora”- premię uznaniową zwykle rozdawaną na apelu z okazji DEN. W założeniu stymulująca nagroda dla tych, którzy wykazują się inicjatywą, poświęcają więcej czasu, siły i uwagi niż inni, osiągają lepsze wyniki. Każda firma chyba coś takiego ma. Jednak te kilka szkół, które znam, zdegenerowało ten projekt do poziomu „kolejnej okazji, żeby dać każdemu po trochu”. I tak w tym roku nagrodę dyrektora dostają pracownicy A, B i C, a w przyszłym D, E i F. I tak w koło Macieju. Już samo to jest niewłaściwe. Jednak w tym roku pewna nowa Pani Dyrektor postanowiła rozdać nagrody tylko nauczycielom + sekretarce (kobieta na prawdę wypruwa sobie żyły w pracy). I wiecie jak się to skończyło? Ogromnym fochem pań kucharek i sprzątaczek „BO JAK TO?! Żadna z nich nie dostała?!”.
I tak się zastanawiam- czym różni się sprzątaczka w szkole od sprzątaczki np. w biurze? Słyszeliście kiedyś, żeby dla przykładu wśród nagrodzonych premią uznaniową w biurze rachunkowym znalazła się etatowa sprzątaczka? Albo żeby upominki od kontrahentów przekazywać np. recepcjonistce- żeby jej smutno nie było?
Stanowisko sprzątaczki, kucharki, księgowej, kadrowej czy sekretarki w szkole stało się stanowiskiem prestiżowym! Bez znajomości nie podchodź! Ludzie krzyczą, że jakim prawem nauczyciele maja wakacje, trzynastki, wczasy pod gruszą, dodatki świąteczne, nagrody itd., ale czy wiecie, że wszystkie te „bonusy” przysługują też tym tzw. pracownikom okołooświatowym???
A czy wiecie, że ta moja znajoma sprzątaczka w szkole również krzyczy, że „nauczyciele mają za dobrze!”? Widzisz drzazgę w oku bliźniego, a belki w swoim nie...

szkoła Dzień Edukacji Narodowej

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (284)

1