Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

nuclear82

Zamieszcza historie od: 5 czerwca 2011 - 0:13
Ostatnio: 10 marca 2019 - 17:59
  • Historii na głównej: 21 z 42
  • Punktów za historie: 11007
  • Komentarzy: 885
  • Punktów za komentarze: 5618
 

#25423

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Kiedy Molier pisał "Skąpca" nie przewidywał chyba, że słowo ciałem się stanie. Ja też nie. Aż poznałam jego.

Zaczęło się niewinnie. Od zaproszenia mnie na kawę. Kawy nie pijam. Chłopak fajny. Wypiłam. Nie zachował nawet przepisowego okresu festiwalu ściem, jaki obowiązuje na początku znajomości i bez kozery wyznał, że portfela zapomniał.
Ja z reguły płacę za siebie i upieram się przy tym na tyle długo, dopóki facet nie twierdzi, że mu niezręcznie i bez dyskusji. Zaprosił, zapomniał. Zapłaciłam za dwie. I ciastko. Jego. Ja byłam w trybie oszczędności więc uznałam, że kawa to tyle, na ile mnie stać.
Ot skleroza, choroba naszych czasów, uznałam, że się zdarza.

A zdarzało się notorycznie.

Facet zarabiał całkiem niezłe pieniądze, prowadził dwie własne firmy, ja żyłam jak i teraz - za państwowe (czyt. za wasze), stypendium naukowe plus sponsoring od rodziców (ot, bananowa młodzież).

Szybko zorientowałam się, że do portfela panu przyszyć należałoby szelki albo sznureczek, bo zapominał go regularnie, często stawiając mnie w niezręcznych sytuacjach, bo planowałam sobie ile mogę wydać tego wieczoru i trzymałam się w tych kwotach, ja zamawiałam sobie sałatkę i sok, on dwudaniowy obiad plus dwa piwa, a podczas płacenia rachunku okazywało się, że portfela zapomniał, odda mi potem.
Szybko okazało się, że karta z możliwością debetu to ryzykowny pomysł.

Zaczęłam szukać możliwości oszczędzania i pracy, bo okazało się, że pieniędzy nagle mi nie starcza.

Już na początku ustaliliśmy (na jego prośbę, którą zaakceptowałam), że nie dajemy sobie prezentów. Nie dostałam nic. Zgodnie z umową.
Natomiast kiedy jego urodziny pominęłam bezpodarunkowo, a raczej dając w prezencie rewelacyjną noc, usłyszałam "Wiesz, przykro kiedy bliska osoba nie pamięta o twoim święcie, parę stów by cię nie zbawiło... ale skoro jesteś taka skąpa..."

Mało piekielnie?
Wpraszał się do mnie na obiady regularnie: "Co gotujesz? A wiesz, że to moje ulubione danie? A ty gotujesz tak pysznie, to może wpadnę? To super, albo wiesz co, zrób lepiej lazanię, będzie pasować do winka, które przyniosę, a co na deser? Że ty? No też też, ale zrób tiramisu... wiesz jak je lubię".
Winko? Było. Raz. Amarena. Autentycznie. W zasadzie chyba można to nazwać sokiem o smaku szkła. Wiem, że trunek ten wielu zwolenników ma, ale ja bałam się to pić...

Kiedy ja odwiedzałam jego - a rzucił się dwa razy przyrządzić mi luksusowy trunek o nazwie herbata, zostałam poproszona o uiszczenie opłaty w wysokości złotych trzech. (Wiesz, głupio mi mówić, ale woda, prąd, gaz).

Kiedyś zrobił piekielną awanturę w sklepie, upominając panią ekspedientkę, że waży mięso, które uprzednio było opakowane i zważone z nalepką, a ona naciąga go na wagę oblodzenia towaru. Różnica wyniosła 7gr., w sklepie spędziliśmy 15 minut.

Potrafił spędzić 20 minut na porównywaniu ceny soli. Ceny i składu. Nie rozumiał mojego zniecierpliwienia i tego, że proponowałam oddać mu różnicę między jednym, a drugim produktem wynoszącą niesamowite 12 groszy, wyżej ceniłam 20 minut mojego życia.

Zaciągnął mnie za rękę 7 kilometrów w upale przekraczającym 35 stopni, podczas wakacji nad morzem, by zakupić butelkę wody, która w sklepie oddalonym od pola namiotowego o 100 m. była droższa o 20 groszy.
Kiedy wróciłam zmordowana i poparzona słońcem, pierwszy raz uznałam, że coś nie tak. Drugi - kiedy nie mogłam podładować telefonu, bo wszystkie gniazdka zajęte były jego gps-em, telefonem, laptopem, drugim laptopem, bo potrzebował obu, a na moje pytanie "co to ma być?", odpowiedział "muszę podładować, padają mi baterie, prąd teraz drogi".
Bo ja mam za darmo. Jestem taka śliczna, że elektrownia nie każe mi płacić, śpię na pieniądzach.

Jeśli gdzieś jechałam, miałam stałego pasażera (bo masz po drodze), kiedy raz zachorowała moja przyjaciółka, potrzebowałam szybko dojechać do szpitala w miejscowości oddalonej o 20 km, gdzie jechał służbowo, dostałam rachuneczek na kwotę złotych 15 i 70 gr (bo paliwo kosztuje).

Ostatecznie odkochałam się kiedy nieopatrznie zalogowałam się na swoje konto bankowe. Jego stan załamał mnie bardziej niż to, co widzę w portfelu po imprezie.

Po rozstaniu usłyszałam:
- Kto mi teraz zwróci za te dojazdy do ciebie??
Odpowiedziałam:
- A kto mi zwróci 4 zmarnowane miesiące życia?
Nie drążył.

facet

Skomentuj (76) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1139 (1247)

1