Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

plombabomba

Zamieszcza historie od: 14 czerwca 2011 - 7:40
Ostatnio: 12 marca 2018 - 22:13
  • Historii na głównej: 8 z 11
  • Punktów za historie: 4192
  • Komentarzy: 93
  • Punktów za komentarze: 1043
 
zarchiwizowany

#40941

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z wczoraj. Musiałam się z tym przespać, żeby uwierzyć. To nie był sen.

Wujek tysiąclecia.
Szwagier ma działkę na odludziu. Duuużą, przy działce lasek, za nim droga szybkiego ruchu. Na tej działce różne rzeczy uprawia, ja w tym roku też uprawiam kawałek. Są zwierzęta - kury, indyki, świnie, banda kotów i 4 psy. Dwa z nich to wielkie psiska rasy pastore abruzzese, z czego jeden (WAŻNE) agresywny, na łańcuchu.
Na działce są budynki gospodarcze rozmieszczone tak, że z kurnika, chlewu ani składziku nie widać wejścia ani okien od części wypoczynkowej, którą nazywamy "pokojem".
Przy tych budynkach milion rzeczy na które można się wdrapać i spaść na coś ostrego, bo budowa szopki i muru w toku, narzędzia rolnicze wszędzie wokół.

Szwagier ma 60 lat. Moja córka ma 3 lata.

No i wczoraj na tej działce idę zebrać ostatnie pomidory (z pomidorownika nie widać "pokoju" ani reszty pomieszczeń), ciągnąc córę za sobą. Nie chciała iść, a samej nijak zostawić w takim otoczeniu. Szwagier zaproponował, że ją popilnuje te pół godzinki. OK. Dwoje dzieci wychował, jak ma siedzieć i patrzeć jak trawa rośnie, to niech małej pilnuje.
Po 15-20 minutach wracam i zastaję szwagra w składziku, zaplatającego warkocze czosnku. Małej ani śladu. Pytam gdzie jest a SZwagier na to:
SZ: "NIE WIEM, mówiła że idzie do pokoju."
JA: "Kiedy to było?"
SZ: "A z 10 minut temu."
Pierwsze co sprawdziłam, to budę Mojry. Pies znany w okolicy z tego, że zagryzł i zjadł kozę, o kurach nie wspominając. I między wejściem do pokoju a budą jest jakieś 20 metrów.
Córka faktycznie poszła do pokoju, kiedy tam weszłam, to moja trzylatka kroiła kiełbasę nożem bo zgłodniała.
Do teraz zastanawiam się, czy mi się to nie śniło. Szwagrowi nic nie powiedziałam, pojechałyśmy bez słowa do domu. Odbiera mi mowę w obliczu takiej głupoty i nieodpowiedzialności.

działka szwagra

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (39)
zarchiwizowany

#22268

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro o "udających wierzących" zaczynamy, to i ja opowiem, jak mnie ksiądz proboszcz wrobił w udawanie wierzącej na moim własnym ślubie.
Wierząca nie jestem. Katoliczka formalnie tak, bo mnie ochrzcili jak byłam zbyt mała, żeby zaprotestować. Nie podejmuję kroków w celu wypisania się z klubu tylko dlatego, że za dużo z tym zawracania gitary.
No to do rzeczy: ślub mamy cywilny. Urodziłam dziecko i małżonek (wierzący) postanowił je ochrzcić. Ja się zgodziłam. (Tylko dlatego, że miejscowość to zadupie i nie chcę, żeby małej dokuczali. Po mnie spływa co mówią, ale dziecku w szkole mogłoby być różnie.) No to co? To do proboszcza. Ano chrzest - jasne, sper! Ale najpierw musicie się pobrać a nie tak w grzechu żyć. No to wyjaśniam: nie żyjemy w grzechu, mamy ślub cywilny, kościelny nie jest warunkiem koniecznym do chrztu a ja nie jestem wierząca i nie bardzo sobie wyobrażam ewentualny ślub kościelny. Proboszcz najpierw się trochę zapowietrzył, następnie stwierdził, że bez ślubu kościelnego dziecka nie ochrzci. Ok, ja się nie będę żreć z proboszczem, co całą wsią trzęsie. Mężowi zależało na tym chrzcie ale w sumie to możemy dziecko ochrzcić w Polsce, i tak się wybieramy. Aaa, to jak tak to zaraz, to nieee, to możemy jakoś wybrnąć... I proboszcz zaproponował (bardzo uprzejmie i na spokojnie) żeby zrobić taki "specjalny" ślub: osoby wierzącej z niewierzącą. Ponoć mają taką procedurę oficjalną. Wytłumaczył, że wszystko sprowadzi się jedynie do podpisania papierków w jego kancelarii, oczywiście w obecności świadków. Coś, jakby ten ślub kościelny to brał mój mąż ze mną, ale ja z nim już nie, bo nie jestem wierząca. Z dokumentów wymagał jedynie papiurka z parafii, gdzie byłam chrzczona - zaświadczenia, że nie brałam ślubu kościelnego w Polsce. OK. No to się zrobi. Papiurek załatwiłam, termin umówiony (na dwa dni przed chrztem małej). Pojawiamy się na czas, my i świadkowie, parę uprzejmości i pytanie: "Obrączki macie?" ... Ogólny karpik, bo mieć to mamy ale w domu, nie nosimy i nikt nie pomyślał, żeby je zabrać bo to przecież tylko podpisanie papierków w kancelarii... "No tak! Ale obrączki mają być! Wróćcie jutro!"
Dobra, minęło 24h i pojawiamy się w kancelarii w komplecie: młodzi, świadkowie i obrączki. Proboszcz już czeka i... prowadzi nas do kościoła, gdzie jest takie hmm nie wiem jak się nazywa, takie miejsce z boku ołtarza gdzie się udziela ślubów (taka wnęka wielka z jakby osobnym małym ołtarzem, stoliczkiem na obrączki i dokumenty itd "pod śluby" przygotowane). No i wziął i odprawił normalny ślub, z błogosławieństwami, modlitwami i całym cyrkiem. Ciekawie to musiało wyglądać dla obecnych w kościele - ja byłam w starych jeansach, rozciągniętym golfie i przypadkowej kurtce, bez makijażu i fryzury, z niewyspaną twarzą młodej mamy, a i mąż nie lepiej wyglądał bo z kościoła miał śmigać prosto do pracy, a że w budowlance robi...
Tym sposobem mam normalny ślub kościelny, mimo że zadeklarowałam "niewierność" na samym poczatku i nie byłam u komunii ani bierzmowania...
Czy oni mają jakieś bonusy za ilość ślubów w parafii ?

Edit: dopisuję, bo widzę że nie wyjaśniłam i wprowadziłam zamieszanie.
Nie myślę, że mam normalny ślub bo była ceremonia ( o której mógł uprzedzić to byśmy się ubrali jak ludzie... albo zrezygnowali i ochrzcili faktycznie w Polsce i bez ślubu kościelnego). Ja wiem, że mam normalny ślub, a wiem od samego proboszcza. Bo w oficjalnych papierach musi być porządek a "u niego" mam ten specjalny ślub.

zabita dechami dziura we Włoszech

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (262)
zarchiwizowany

#13442

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o (nie)kompetencji włoskich urzędników.
Mieszkam sobie w słonecznej Italii, legalnie. Dowodem na moją legalność jest Papierek, jaki wystawiono mi w urzędzie gminy dzień po ślubie z pewnym autochtonem. Papierek wydrukowano, wzięłam do ręki i...
[J]a: Przepraszam, ale tu jest tylko jedno moje imię wpisane, a mam dwa.
[U]rzędnik: Proszę pokazać... A tak, już poprawiam.
Miły Pan Urzędnik wydrukował nowy Papierek, przeleciał wzrokiem, podał mi, czytam...
[J]: Moje miejsce urodzenia jest napisane z błędem...
[U]: Niemożliwe, przepisywałem z dowodu, na pewno tak pani ma w dowodzie.
[J]: W dowodzie mam prawidłowo wpisane, proszę sprawdzić.
Podałam dowód, Miły Pan coś pomruczał i ponarzekał na zawiłości języka polskiego, po czym wydrukował kolejny Papierek, przeczytał, porównał dane z moim dowodem osobistym. OK. Wzięłam, podziękowałam, wyszłam. Na schodach rzuciłam okiem na Papierek... i w śmiech. Imiona wpisane dobrze, ale nazwiska nie ma... Wracam. Ze śmiechem podaję dokument, Miły Pan taką minę zrobił, jakbym to ja się wciąż myliła. Poprawił, dał do sprawdzenia koledze, porównali z dowodem, jest OK.
Wzięłam Papierek, podziękowałam i pognałam stamtąd, bo o 13 zamykali mi mięsny a było za dwadzieścia. (Tak, tutaj sklepy zamykają na około 3-4 godziny w środku dnia.)
Papierek w domu już bez sprawdzania trafił do szuflady, gdzie przeleżał następne dwa lata. No myślałam, że teraz to już jest OK. O ja naiwna ! Po dwóch latach leżę sobie słodko w szpitalu, już pod kroplówką mnie wiozą na chirurgię - będzie cesarka, moja córcia za godzinkę już ma być po drugiej stronie brzucha. Mąż na izbie przyjęć załatwia papierkowe sprawy i nagle niesie się po szpitalnych korytarzach jego seksowy bas rzucający takim mięsem, że uszy więdną. Powracającą z bloku operacyjnego przywitała mnie informacja, że małżonek pojechał do urzędu gminy (80 km, bo nie chciałam rodzić w miejscowym szpitalu - dlaczego to osobna historia) gdyż Papierek jest nieważny ! I jeśli nie dostarczy ważnego, to będziemy musieli zapłacić za operację i mój oraz córki pobyt w szpitalu, niemało wyjdzie.
Wpisana na Papierku data mojego urodzenia była inna, niż w dowodzie osobistym. Nie głupi błąd typu "literówka", ale kompletnie inna data. Na wcześniejszych wersjach Papierka data była OK...

Kraina Absurdów

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (198)

1