Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

reinevan

Zamieszcza historie od: 31 sierpnia 2011 - 8:15
Ostatnio: 24 kwietnia 2024 - 12:33
O sobie:

zwierzofil, tępiciel głupoty, uspołeczniony społecznik, wróg białej mafii.

  • Historii na głównej: 12 z 17
  • Punktów za historie: 9825
  • Komentarzy: 660
  • Punktów za komentarze: 3904
 

#64871

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bądź pozdrowiony debilu skończony, który w dniu wczorajszym nie raczyłeś zauważyć, że:
1. poruszasz się po drodze osiedlowej na której obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h.
2. błoto pośniegowe zalegające ulicę tryska spod kół twej rozpędzonej toyoty ponad twój dach.
3. po wąziutkim chodniku idzie akurat ojciec z siedmioletnim dzieckiem.

Efekt?
Po ewakuacji do domu, przy przebieraniu, pośniegowa breja wypadła młodemu nawet ze spodni, a wodę obaj wylewaliśmy z butów.

Dzięki tobie, pogromco dróżek osiedlowych, tej wyprawy do kina młody z pewnością długo nie zapomni, szkoda tylko, że nie obejrzał filmu.

wrocławska uliczka osiedlowa

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 529 (647)

#61870

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ludzie, trzymajcie mnie, bo nie zdzierżę.

Na wstępie cytat z poprzedniej historii (całość: http://piekielni.pl/38942)

"Kwiatek nr 2.
Zostałem, wspólnie z rodzicami innych dzieci poinformowany o konieczności zakupu szafki metalowej do szatni dla swojej pociechy - koszt 130 zł. Cały dowcip polega na tym, że szafka będzie własnością szkoły, a nie rodzica. Gdybym na przykład zdecydował się na przeprowadzkę do innego miasta i za pół roku zabrał dziecko do innej placówki, to nie dość, że nie dostanę zakupionej przeze mnie szafki, to również w/w 130 zł szkoła mi nie zwróci."

Ostatecznie, po zapewnieniu przez dyrektora szkoły, że zakupiona przeze mnie szafka będzie własnością młodego do czasu ukończenia przez niego szkoły, zdecydowałem się ostatecznie w/w wydatek ponieść.

W tym roku, jako 7-latek (po 2 latach zerówki z racji odroczenia wydanego przez Poradnię Psychologiczno - Pedagogiczną w roku ubiegłym) mój młody uzyskał dumne miano pierwszoklasisty.

I cóż, z rzeczoną szafką? Ano okazało się w dniu dzisiejszym, że dwuletnia szafka mojego dziecka, na której nie było ani jednego zadrapania czy wgniecenia (młody dbał) trafi do nowego "zerówkowicza" natomiast ja mam zapłacić, tym razem 45 zł (rzekome koszty remontu), za X-letnią szafkę po absolwencie szkoły (w takiej samej sytuacji znaleźli się wszyscy rodzice dzieci, które w zeszłym roku szkolnym uczęszczały do zerówki).

Nie wiem jak waszym zdaniem, ale dla mnie to już po prostu wyłudzanie pieniędzy od rodziców. Sprawę kieruję do Kuratorium Oświaty i Wydziału Edukacji Urzędu Miasta.

szkoła podstawowa

Skomentuj (91) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1037 (1091)

#58849

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Katecheza w polskiej szkole.
Jak chyba wszystkim wiadomo, za miesiąc Wielkanoc. Trzeba zatem, żeby dzieciaczki na katechezie dowiedziały się dokładnie co, z czym jak i dlaczego to święta najważniejsze w tradycji chrześcijańskiej.
Co zatem robi pani katechetka w klasie "O" (dzieci w wieku lat 5-6) aby pokazać ogrom znaczenia Wielkiej Nocy?
Puszcza dzieciaczkom film na DVD. Film bardzo swego czasu głośny i kontrowersyjny. Film pt. "Pasja" w reżyserii Mella Gibsona.

Powiem krótko, jak babę spotkam w imię chrześcijańskiego miłosierdzia pierd...ę w łeb. Zaszkodzić już nie zaszkodzi, a może pomóc.

Ps. Skargę do dyrektora złożyłem wczoraj, dzisiaj jadę do proboszcza i do kuratorium, pytanie tylko jak długo mój syn będzie się bał krzyża.

Szkoła klasa 0

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 717 (903)

#57520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę w związku z ostatnią nagonką na WOŚP, ale nie tylko.

Tak się ostatnio zastanawiałem, jak to jest, że nasz wspaniały kraj i my, jako społeczeństwo, jesteśmy mistrzami w marnowaniu kolejnych szans, dlaczego praktycznie wszystkie przemiany można skwitować stwierdzeniem: "a miało być tak pięknie". Kto jest temu winny, że wciąż zamiast przeć do przodu drepczemy praktycznie w miejscu? Kiedyś, jeszcze do 1989 roku można było zwalić na "onych" - w zależności od epoki zaborców, okupantów, komunistów - a dziś?

A dziś niestety okazuje się, w moim odczuciu, że piekielni jesteśmy my sami, sami sobie rzucamy kłody pod nogi, lecz pretensje mamy oczywiście do całego świata.
Fakty są takie, że w naszym wspaniałym (mimo wszystko) kraju istnieje dziwny zwyczaj gnojenia i mieszania z błotem tych nielicznych, którzy przynajmniej coś zmieniać próbują, coś robią i do czegoś doszli, czego najlepszym przykładem jest właśnie ostatni cyrk wokół WOŚP.

Nie twierdziłem nigdy i nie twierdzę, że wszystkie kierunki zmian i wszystkie próby robienia czegokolwiek są słuszne i prawidłowe, nie twierdzę, że przy okazji nie dochodziło i nie dochodzi do wypaczeń czy pomyłek. Problem polega jednak na tym, że zdecydowana większość krytyków i oskarżycieli nie próbuje zrobić nic. Siedzą w cieplutkich papuciach przed komputerem czy TV i klną na czym świat stoi na takich Owsiaków, Ochojskie czy innych, ale sami nie mają ochoty ruszyć czterech liter z fotela. Wieszają psy na politykach od prawa do lewa, ale na wybory nie pójdą, bo ważniejsza jest wizyta w centrum handlowym, czy kolejny odcinek mody na sukces.

Dziś sami niszczymy symbole, sami deprecjonujemy to, z czego powinniśmy być dumni, sami na siebie sprowadzamy taki a nie inny los, bo nam się nie chce podnieść dupska z krzesła i po prostu przynajmniej próbować coś zrobić, choćby na mikro skalę, w swoim najbliższym otoczeniu. Łatwiej siedzieć i narzekać, krytykować, obrażać, wtedy czujemy się mocni. "Ale mu pojechałam/em" "Ale ze mnie gość, bo naplułem na tego czy owego" Tak większość niestety myśli i tak uważa.

Jasne, że każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy, każdy ma prawo mieć inne zdanie. Lecz zamiast marnować energię na plucie i pomawianie innych, sam/sama wstań z krzesła i pokaż jak to twoim zdaniem powinno być zrobione.

Pewnie ta historia pobije rekord minusów i poleci do kosza, ale co mi tam, może choć jedna osoba się nad tym zastanowi.

Polska

Skomentuj (193) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 491 (1019)

#52559

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dnia dzisiejszego jestem przestępcą. Skazanym prawomocnym wyrokiem Sądu Apelacyjnego w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, na mocy artykułu 288 paragraf 2 Kodeksu Karnego.

Sprawa ciągnęła się lat kilka (w końcu doczołgałem się do 3 instancji), niestety jednak w brew własnemu sumieniu (i w moim odczuciu logice) zostałem uznany winnym zniszczenia mienia w postaci szyby bocznej przedniej, w samochodzie marki BMW 320 (E90) rocznik 2009 o wartości 290 zł i skazany na grzywnę.
Dlaczego?

Ano dlatego, że w czerwcu 2010 r. wielce szanowany pan mecenas zaparkował swoje czarne BWM, szczelnie zamknięte, w pełnym słońcu, zapominając o drobnym istotnym fakcie. W samochodzie owym pozostał, z wolna się gotujący około 2-letni biszkoptowy labrador. Widząc na wpół ugotowanego, drapiącego pazurami szybę psa, po prostu ją wybiłem przy użyciu balistycznej brukówki (na szczęście była pod ręką) do czego nie omieszkałem się przyznać zarówno wezwanej na miejsce zdarzenia policji, jak i przed majestatem Wysokiego Sądu wszystkich instancji.

Jestem przestępcą tym gorszym, że absolutnie nie poczuwam się do winy i nie odczuwam skruchy. Nawet gorzej, odczuwam satysfakcję, bo psiaka udało się uratować.

Dla wszystkich wątpiących, historii do dnia dzisiejszego nie opisywałem gdyż:
1. Opowieści (prawdziwych i zmyślonych) o psach pozostawionych w upalne dni, w zamkniętych samochodach jest od groma i ciut ciut.
2. Do dnia dzisiejszego miałem nadzieję (o ja naiwny), że trafię na rozsądnego sędziego.

sąd

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1053 (1139)

#52317

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wakacje w mieście = remonty dróg, remonty dróg = zmiany w organizacji ruchu, zmiany w organizacji = korki i utrudnienia, wszyscy to znamy. Tym razem jednak nie będzie o bezmyślnych drogowcach, czy złym oznakowaniu, tym razem będzie o mistrzach kierownicy.

Od tygodnia drogowcy z "wielkim zapałem" (w tym tempie do wiosny może skończą) remontują pewną ulicę. Ulica, jak to w mieście bywa krzyżuje się z innymi, większość skrzyżowań zamknięto, jednak jednego zamknąć nie sposób (ludzie nie mieliby jak wyjechać z całkiem sporego osiedla). O dziwo, ktoś z drogowców pomyślał, skrzyżowanie pozostało otwarte, a nawet pozostawiono włączoną sygnalizację świetlną, pięknie prawda.
Nie do końca.

Cóż bowiem robią szanowni kierowcy? Ano mają sygnalizację w głębokim poważaniu. Nie ważne, że ma czerwone, nie ważne że na jezdnię wchodzą piesi (których upoważnia do tego zielony ludzik) on jedzie. Już kilka razy byłem świadkiem panicznych ucieczek pieszych poganianych dźwiękiem klaksonu, sam również musiałem się z feralnego przejścia salwować ucieczką. Jakim cudem jeszcze nie doszło do wypadku?? Chyba jedynie dzięki opatrzności bożej i refleksowi przechodniów.

Tym co jednak skłoniło mnie do dodania tej historii jest dialog, między niedoszłą ofiarą (NO) a mistrzem kierownicy (MK) jakiego dziś byłem świadkiem, zaraz po tym jak MK ledwo wyhamował przed grupką pieszych.

NO: Gdzie się pchasz idioto, czerwone masz, ludzi byś zabił kretynie!!!
MK: Jakie czerwone? Tu remont jest, sygnalizacja nie obowiązuje!

Może ktoś z szanownych czytelników mnie oświeci, od kiedy zmieniły się przepisy ruchu drogowego i sygnalizację świetlną można ignorować??

mistrzowie kierownicy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 480 (518)

#50278

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wrocławska inwigilacja

Z wielkimi bólami rodzi się we Wrocławiu, Zintegrowany System Zarządzania Oświatą pod szumną nazwą Wrocławska Edukacja. System ten ma na celu m. in. stworzenie globalnej bazy danych o szkołach i placówkach oświatowych, a także uczniach z terenu Wrocławia. Dane do systemu mają wprowadzać szkoły, jednak ich odbiorcą i posiadaczem (umiejscowienie serwerów) jest Urząd Miasta.

Można by się godzinami rozpisywać o bzdurach i głupotach popełnianych przy tworzeniu tego systemu (po kilkanaście komputerów na szkołę przez ponad 2 lata kurzących się na biurkach itp.), jednak dziś nie o tym.

Od niedawna ruszył jeden z elementów systemu, a mianowicie globalny rejestr uczniów. O ile sama baza danych jest dla szkół bardzo wygodnym rozwiązaniem (kwestie realizacji obowiązku szkolnego po za rejonem itp.) o tyle zakres danych o rodzicach, wprowadzanych do systemu jest delikatnie rzecz ujmując dość szeroki.
System oczekuje bowiem podania, oprócz danych tak oczywistych jak imię i nazwisko, danych następujących:
numer PESEL,
telefon domowy,
telefon do pracy,
telefon komórkowy,
adres e-mail,
adres zameldowania,
adres zamieszkania,
nazwę zakładu pracy,
adres zakładu pracy.
O ile jeszcze nr PESEL urzędnik jest w stanie w każdej chwili ustalić, o tyle naprawdę nie rozumiem do czego, poza szeroko pojętą inwigilacją mieszkańców, Urzędowi Miejskiemu potrzebne są pozostałe dane?

Swoje zapytanie na temat zasadności zbierania tych danych przez Urząd Miasta wysłałem w dniu dzisiejszym do GIODO, ciekaw jestem co odpowiedzą.

W te pędy też złożyłem w szkole mojej latorośli pisemne zastrzeżenie przed udostępnianiem moich danych (mało kto o tym wie, ale jest taka możliwość) i proponuję to uczynić natychmiast wszystkim rodzicom wrocławskich uczniów.

Wrocław

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 371 (463)

#46688

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia janhalba (http://piekielni.pl/46192) przypomniała mi pewne zdarzenie sprzed lat kilkunastu (końcówka lat 90), choć moja historia nie zakończyła się tak szczęśliwie.

Swego czasu (miłość nie wybiera :D) podróżowałem bardzo często drogą krajową nr 5 na trasie Wrocław - Trzebnica, zwaną potocznie przez wielu kierowców drogą śmierci. Dlaczego? Przed remontem była to wąska, pozbawiona pobocza, jednojezdniowa droga, z rowami zaraz przy asfalcie po obu stronach. Prowadząca przez pagórkowaty teren Wzgórz Trzebnickich, stanowiąca główny szlak tranzytowy na trasie Wrocław - Poznań. Ruch jaki tam panował (ciężarowy i osobowy łatwo sobie wyobrazić).

Pewien "piękny" listopadowy wieczór. Leje jak z cebra, ciemno, temperatura koło zera (od dołu) więc wszystko sobie ładnie przymarza. Ot, sielanka.
Serce jednak nie sługa i z tęsknoty wyje, wskakuję w mojego żółtego maluszka, jadę. Ruch jak na tę trasę, o dziwo, nawet niewielki.
Pokonuję jeden z pierwszych podjazdów zakończony zakrętem, gdy nagle, zza tegoż zakrętu wyłaniają się, zajmujące całą szerokość drogi wielkie ślepia dwóch wyprzedzających się tirów.
Reakcja odruchowa hamulec w podłogę, jednak natychmiast się orientuję, że pędzące w dół kolosy nie mają najmniejszych szans wyhamować. Nie ma gdzie uciekać, jedynie w rów, ale lepsze to niż czołówka ciężarówką.
Koniec końców, maluszek dokonał w tymże rowie żywota, a ja zamiast spędzić romantyczny wieczór z ukochaną, przez dwa tygodnie zapoznawałem się bliżej ze szpitalnym łóżkiem.

Patrząc jednak na liczbę krzyży, jaka przy tym odcinku krajowej piątki stała (sporą część usunięto wraz z drzewami przy okazji poszerzania drogi) i tak chyba miałem sporo szczęścia.

Do dzisiaj mijając to miejsce mam ciarki na plecach.

polskie drogi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 639 (675)

#42467

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy to piekielność, czy przedsiębiorczość oceńcie sami.

Jako, że wśród znajomych słynę ze swoistego odjazdu na punkcie psów i sporej wiedzy na ten temat, nie była dla mnie zaskoczeniem prośba koleżanki o pomoc w znalezieniu nowego psiaka (swoją poprzednią sunię pożegnała kilka miesięcy temu po bez mała 14 latach).
Po "wywiadzie środowiskowym" (ilość miejsca, czas na spacery, oczekiwań co do charakteru i roli jaką pies ma w domu pełnić etc.) ostateczny (zaakceptowany przez znajomą) wybór padł na sukę w typie owczarka niemieckiego.
Warunek był jeden, za to znacznie utrudniający poszukiwania, znajoma nie dysponowała funduszami umożliwiającymi zakup psa z hodowli (koszt szczeniaka w moich okolicach to od 800 zł w górę). Pozostawało zatem przeszukanie przytulisk, schronisk i ewentualnie prywatnych ogłoszeń.

Niestety w schronisku ani przytuliskach w naszej okolicy nie znaleźliśmy wymarzonego psiaka, a 99% ogłoszeń prywatnych pt. "oddam za darmo" okazało się być w rzeczywistości ogłoszeniami dzikich hodowli, gdzie ceny przekraczały możliwości finansowe znajomej, pomijając zupełnie kwestię wątpliwego zdrowia szczeniaków i w przynajmniej jednym przypadku ewidentnego chowu wsobnego (sprawa zgłoszona do TOZ-u).

W końcu, gdy już wydawało się, że z racji kończącego się "sezonu na szczeniaki" nic z tego, trafiło się ślepej kurze ziarno. Piękna 3 miesięczna sunia w typie owczarka niemieckiego w domu tymczasowym. Co prawda w znacznej odległości, bo blisko 150 km, ale koleżanka, gdy tylko zobaczyła zdjęcia, natychmiast złapała za telefon. Kontakt z panem opiekunem też nie budził zastrzeżeń, warunkami adopcji miała być wizyta przedadopcyjna potwierdzająca warunki właściwe dla takiego psa, oraz zwrot kosztów szczepień (około 150 zł).
Wszystko ładnie pięknie, wizyta przedadopcyjna przeszła pozytywnie (za zgodą opiekuna suni, opinię wystawił przedstawiciel zaprzyjaźnionej fundacji), w dniu wczorajszym razem z koleżanką (robiłem za szofera) pojechaliśmy po sunię.

Na miejscu na początku milutko. Pieski w domu wychuchane, czyściutkie, zadbane, sunia jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach, żywa, radosna.
Pan chętnie udziela wszelkich informacji o upodobaniach, żywieniu, spacerach etc. W końcu przechodzimy do finalizowania adopcji.
I tu złoty sen prysł jak bańka mydlana.
Pan podsunął koleżance do podpisania umowę adopcyjną z wpisaną od razu opłatą za psa, w wysokości 700 zł (słownie: SIEDEMSET ZŁOTYCH) oraz zobowiązaniem wpłacania na rzecz prowadzonego przez niego domu tymczasowego kwoty 100 zł (słownie: STO ZŁOTYCH) rocznie przez okres 10 lat.

Witki nam opadły. Nasze stwierdzenie, że nie taka była umowa, pan podsumował krótko: "nie podoba się to spadać, w końcu ja też coś muszę z tego mieć".
Na słowa koleżanki (wypowiedziane ze łzami w oczach) że w takim razie ona rezygnuje z adopcji, pan przestał być miły i sympatyczny. Zaczął w wulgarny i bezczelny sposób wyzywać nas o ironio od naciągaczy i oszustów, wrzeszczał, że on przez nas wielu porządnym ludziom odmówił tego szczeniaka, etc.

Koniec końców zaliczyliśmy bezsensowną 300 km wycieczkę, do pana, który znalazł sobie doskonały sposób na biznes. Biorąc "na przechowanie" i za darmo pieski od dwóch ratujących zwierzęta fundacji sprzedaje je za duże pieniądze.

PS. Sprawa zgłoszona do obu fundacji z którymi pan (przynajmniej według jego słów) współpracuje, zastanawiam się też nad zgłoszeniem próby wyłudzenia na policję oraz do urzędu skarbowego.

psie adopcje

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 736 (796)

#38942

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak spora rzesza rodziców tak i ja z racji ukończenia przez latorośl zaszczytnego wieku lat 5, rozpoczynam swoją ponowną przygodę z systemem edukacji w naszym cudownym kraju, tym razem w roli rodzica dziecka w wieku szkolnym.

Przeboje pt. znalezienia miejsca w zerówce (od tego roku dla pięciolatków obowiązkowa) pomijam, ale parę kwiatków z wczorajszego spotkania myślę, że do tego szanownego portalu pasuje.

Kwiatek nr 1.
Zgodnie z rozporządzeniem MEN dotyczącym zasad funkcjonowania oddziałów zerowych w szkołach podstawowych, czas pracy zerówki pokrywa się z czasem pracy świetlicy szkolnej, czyli od godziny 7 do godziny 17. W moim mieście, aby nakłonić rodziców do posyłania dzieci do zerówek w szkołach rada miasta uchwaliła, że czas bezpłatnego pobytu dziecka w oddziale wynosi 8 godzin, a nie 5 jak w przedszkolach. Pięknie, prawda? Niestety wcale nie tak pięknie. Godziny bezpłatnej opieki ustala bowiem dyrektor szkoły (np. od 7 do 15) podstawa programowa zaś (czyli czas kiedy dziecko ma obowiązek być w zerówce) jest realizowana w godzinach 9-14. Jeżeli więc dziecko będzie przyprowadzane do zerówki na godzinę 9, a odbierane o godzinie 16, rodzic ponosi koszty pobytu dziecka za czas od 15 do 16 mimo iż dziecko przebywa w oddziale krócej niż gwarantowane bezpłatne 8 godzin.

Kwiatek nr 2.
Zostałem, wspólnie z rodzicami innych dzieci poinformowany o konieczności zakupu szafki metalowej do szatni dla swojej pociechy - koszt 130 zł. Cały dowcip polega na tym, że szafka będzie własnością szkoły, a nie rodzica. Gdybym na przykład zdecydował się na przeprowadzkę do innego miasta i za pół roku zabrał dziecko do innej placówki, to nie dość, że nie dostanę zakupionej przeze mnie szafki, to również w/w 130 zł szkoła mi nie zwróci.

Bezpłatna edukacja...

oddział przedszkolny

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 620 (704)