Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

slothqueen

Zamieszcza historie od: 4 lipca 2012 - 0:24
Ostatnio: 19 marca 2020 - 11:46
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 619
  • Komentarzy: 242
  • Punktów za komentarze: 780
 
zarchiwizowany

#51445

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na fali historii kolonijno – obozowych.

Tak jakoś w gimnazjum pojechałyśmy z trzema koleżankami na rejs na mazury. Noclegi na łodziach, pichcenie z wykupionego w cenie rejsu prowiantu, takie już dość dorosłe klimaty – przy tym odpowiedzialność za jacht w czasem ciężkich warunkach. To wszystko to naprawdę fajna sprawa dla dzieciaka w tym wieku – wiadomo, można poczuć na karku oddech dorosłości i trochę odsapnąć od wygód życia codziennego :P – gdyby nie ona, Piekielna Sterniczka [PS] naszego jachtu, babeczka świeżo po liceum (19 lat). W sumie nie była ona nawet do końca złośliwa – z początku wręcz wydawała się przesympatyczna, a już totalnie kupiła nas tym, że przymykała oko na palenie fajek na pokładzie przez taką gówniarzerię ;) – ale jej, co tu dużo mówić, głupota i brak odpowiedzialności zadziwiają mnie do dziś, gdy historię powtarzam znajomym.
1. Już w ciągu pierwszych godzin dostałyśmy pewne wskazówki co do jej beztroskiego usposobienia – przy rozdzielaniu koj między dziewczyny z załogi, od progu zadeklarowała, że bierze tylko dla siebie cały dziób. Efekt – po dwie dziewuchy śpią na wąziutkich kojach „w centrum” łódki, a piąta, największa (która miała pecha nie być naszą znajomą wcześniej, dlatego padło na nią) spała wciśnięta jak baleron do „trumny” (taka baaardzo na standardowym jachcie wąziutkia koja wciśnięta obok wejścia). PS za to kokosiła się na dziobie, gdzie na luzie śpią wygodnie 3 osoby.
2. Potem, podczas pierwszych dni żeglugi, było dla PS standardem zostawianie nas, małolat w większości bez patentów żeglarskich, sam na sam ze sterem i olinowaniem, podczas gdy królewna smsowała z koleżankami/chłopakami/Bóg raczy wiedzieć kim pod pokładem. Czasem też, gdy nadarzała się okazja, po prostu przechodziła na sąsiedni jacht do koleżanek z kadry, zostawiając jacht de facto bez dorosłego sternika. Po naszych uwagach, że się boimy, i zauważeniu, że radzimy sobie średnio – bulwers, że „takie stare, a trzeba niańczyć”.
3. Prawie codziennie musiałyśmy wysłuchiwać jej zwierzeń nt jej 3 (sic) facetów, i rozterek, którego wybrać „definitywnie”. Tak, laska 2 facetom wkręcała, że jest z nimi w związku, z trzecim romansowała tylko na czas obozu. Nie tylko ja byłam zniesmaczona, chociaż głupio było upomnieć dziewczynę 5 lat starszą…
4. Cierpliwość zaczęła nam się kończyć, gdy jeden z jej facetów („zamiejscowy” :P) postanowił ją odwiedzić w którymś z mazurskich portów. Wtedy cała nasza piątka dostała prośbę o dyskretny wypad z pokładu, bo oni chcą „mieć noc sam na sam”. Przyznam, że z początku podobała nam się ta opcja (noc poza jachtem na legalu :P), ale potem, gdy okazało się, że wszyscy nasi koledzy z innych jachtów jednak są pilnowani, a w nocy nad jeziorem jest zimno, przestało nam być tak wesoło… Na szczęście PS chyba jednak połaskotało sumienie, bo po kilku godzinach drżenia z zimna pod jakąś wiatą na wybrzeżu dostałyśmy wspaniałomyślne zaproszenie z powrotem na pokład.
5. Niestety, nie były to ostatnie odwiedziny „narzeczonego” PS na naszym jachcie. Przed drugą jego wizytą dokładnie wysprzątałyśmy jacht (obowiązek obozowiczów, bez pomocy PS rzecz jasna), po czym wybrałyśmy się spokojnie na miasto, na jakieś lody, trampoliny i tego typu atrakcje. Wracamy tuż przed ciszą nocną… i na dzień dobry (dobry wieczór?) dostajemy od PS opierdziel, że pokład w błocie, koje i kuchenka wysmarowane sosem pomidorowym, ogólnie syf, kiła i mogiła, jak my mogłyśmy do tego dopuścić? Ano normalnie – pozwolić „narzeczonemu” wpaść w odwiedziny, przyprowadzić kolegów w ubłoconych buciorach i ugotować razem z PS spaghetti z naszego prowiantu…
6. … po czym zabrać kilka słoików sosów, Kociołków do Syta i innych Klopsików na swój jacht, bo kasa im się skończyła. Bez żadnych pytań i uprzedzeń. Cóż, następnego dnia na obiad był chleb z keczupem.
7. Ale absolutnym szczytem szczytów była akcja PS podczas pewnego upalnego dnia, kiedy to pozwoliła nam popływać sobie na środku jeziora z kołem ratunkowym, podczas gdy ona miała zakotwiczyć łódź. Koło, jak można się domyślić, uciekło nam podczas zabawy. Spoko, zdarza się – PS prosi nas, żebyśmy tylko poczekały chwilę, aż uda się jej zakotwiczyć łódź obok łodzi koleżanki z kadry (żeby mogła przeleźć na ploteczki). No to czekamy – pierwszy zwrot łodzi, PS płynie… a niech to, kotwica nie złapała dna, a łódź za daleko! No to dawaj następny zwrot, i podpływamy znowu… o cholercia, znów klapa, próbujemy dalej. Następny zwrot… i tak dalej, przez chyba kwadrans. Nam już kończyny zaczynają powoli odmawiać posłuszeństwa, krzyczymy, by się zatrzymała lub chociaż rzuciła nam drugie koło z jachtu… Gdzie tam, PS była tak pochłonięta manewrem podejścia do drugiego jachtu, że była głucha na nasze prośby. Ten moment wspominam jako jeden z chyba dwóch czy trzech, kiedy to autentycznie całe życie przeleciało mi przed oczami – do brzegów było fakt faktem tylko jakieś sto metrów w każdą stronę, jednak ja już i tak ledwie czułam nogi i ręce, poza tym oba brzegi były gęsto porośnięte ostrymi trzcinami, i raczej nie było szans ich sforsować bez butów. Życie uratował nam… chłopak z sąsiedniego jachtu, zaalarmowany naszymi krzykami, który rzucił nam własne koło ratunkowe, po czym przelazł na nasz jacht (tak, PS W KOŃCU zakotwiczyła jacht odpowiednio!), rzucił nam linę i pomógł wejść na pokład. Uwierzcie, nigdy ani przedtem, ani potem nie miałam tego fantastycznego uczucia, że ważę 300 kilo i ledwie stoję na nogach. A i tak nie ominął nas późniejszy opiernicz, że ruszamy się jak muchy w smole, i nie mamy siły biegać po jachcie jak rącze sarenki – to nic, że przed chwilą otarłyśmy się o śmierć (nie wiem, jak u was z kondycją, u mnie faktycznie do zesztywnienia wszystkich mięśni i rychłego utonięcia było o włos).

Na szczęście ta mała niedogodność nie zdołała mnie zniechęcić do wspaniałego sportu, jakim jest żeglarstwo, i miejsca, jakim są Mazury. :)

Mazury

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (32)

1