Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sportowiec

Zamieszcza historie od: 4 kwietnia 2011 - 13:22
Ostatnio: 26 września 2014 - 10:13
  • Historii na głównej: 15 z 18
  • Punktów za historie: 8015
  • Komentarzy: 436
  • Punktów za komentarze: 3885
 

#13256

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu w moim USC brał ślub cywilny jeden ze znanych aktorów. Oczywiście w przypadkach, gdy ślub bierze osoba znana, publiczna, należy być jeszcze bardziej czujnym, gdy dziennikarze będą chcieli dowiedzieć się szczegółów. Oczywiście z naszej strony zostało to dochowane, ale wiadomo, że w shoł-biznesie nie ma tajemnic, więc dziennikarze i tak się dowiedzieli i od wczesnych godzin porannych czatowali przed urzędem. Oto kilka ich tekstów, sposobów na to, by dowiedzieć się szczegółów bądź dostać na uroczystość.

Do urzędu wpada kobieta:
Dzień dobry, ja jestem u was w mieście tylko przejazdem, ale przed chwilą dowiedziałam się, że pan Znany Aktor będzie brał u was ślub. Czy może mi pan powiedzieć o której godzinie? Bo ja bardzo lubię tego aktora i chciałabym to zobaczyć. (takie bajki to dzieciom na dobranoc)

Do urzędu wpada dwóch dziennikarzy z aparatami na szyi:
Witamy pana, jesteśmy z gazety Piekielne Bzdury. Wiemy, że dziś pan Znany Aktor będzie brał u was ślub. Może byłby pan tak miły i zrobił nam kawy, to sobie sympatycznie porozmawiamy? (co za bezczelność!)

Dzwoni telefon:
- Dzień dobry, ja jestem gościem na ślubie Znanego Aktora, ale zgubiłem zaproszenie i nie pamiętam o której to będzie godzinie. Może mi pan powiedzieć?
- Przykro mi, nie udzielę takiej informacji. Proszę skontaktować się z parą młodą.
- Ale nie chcę im przeszkadzać w tak ważnym dniu.
- Przykro mi, nie mogę panu pomóc.

Niektórzy próbowali sposobu stricte z grubej rury:
- Dzień dobry, ja chciałem zapytać o której godzinie pan Znany Aktor ma ślub? Jestem reporterem z gazety Piekielnie Wieści.
- Jeśli jest pan zaproszony na jakikolwiek ślub to proszę kontaktować się parą młodą lub jej rodziną.
- Ale wie pan, porobię zdjęcia waszego urzędu, ładnie wszystko opiszę.
- Nie jestem zainteresowany. Do widzenia.

Gdy para młoda stawiła się na ślub, weszli tylnym wejściem (tak z nimi wcześniej ustaliliśmy). Drzwi główne zostały wcześniej zamknięte na klucz, ale nie przeszkodziło to reporterom zamienić się w glonojady i z przyssanymi ustami i aparatami do szyby robić zdjęcia. Na szczęście tylko korytarzowe, bo sala ślubów posiada rolety na oknach :)

urząd

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 553 (639)

#13276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do tego, że ludzie generalnie narzekają na urzędników, jestem już przyzwyczajony. Jest to oczywiście opinia krzywdząca, bo wrzuca wszystkich do jednego worka. Są interesanci, którzy jeszcze zanim wejdą do urzędu, nastawieni są anty i choćbyś im pokazał skarb na końcu tęczy, to i tak jesteś dla nich żłopiącym kawę darmozjadem.

W moim USC jest 5 pokoi, wszystkie na jednym piętrze. Był akurat sezon urlopowy, pierwsze dwa pokoje były zamknięte, ale na każdym widniała karteczka "W dniu dzisiejszym obsługa w pokoju nr...".
Do urzędu wchodzi pan. Miał farta, bo trafił w dziurę, że nie było interesantów. Puka do pierwszych drzwi. Zamknięte. Puka do drugich. Oczywiście zamknięte, a karteczek nie przeczytał. I nagle ryknie:
"Noż k..wa! Wszędzie pozamykane! Pewnie siedzą i kawę piją nieroby jedne!"

Ściany mamy cienkie, więc wszystko ładnie było słychać. Pokoje mamy połączone, więc szybko się zgadaliśmy, że skoro pan taki miły to zobaczymy, kiedy się zorientuje, że pozostałe 3 pokoje są otwarte. Po jakichś 15 minutach poczułem, że potrzeba fizjologiczna wzywa. Wychodzę więc na korytarz, a tam pan siedzi z miną jakby ktoś kazał mu oglądać pod rząd całą "Modę na sukces".

Ja: (z uśmiechem) Dzień dobry, pomóc panu w czymś?
Pan: Eee... a to tu pan ma cały czas otwarte?
J: Tak. Dziś wyjątkowo kawę wypiłem w domu.

Pan już tematu nie kontynuował. Odpis wydałem mu w ciągu 1/5 tego czasu, co przesiedział obrażony na korytarzu.

urząd

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 598 (670)

#13253

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zanim zacząłem pracować w USC, pracowałem w Punkcie Obsługi Interesanta. Do moich obowiązków należało m.in. wydawanie dowodów osobistych. Oto sytuacja, która wyjęła mi z dnia roboczego prawie dwie godziny, ale najbardziej to mi szkoda tego starszego pana.

Wiekowy pan przyszedł po odbiór dowodu. Sprawdził dane, wszystko się zgadza, podpisał, dowód w łapkę i wyszedł. Wraca dosłownie po 3 minutach.

Pan: Proszę pana, bo ja zgubiłem dowód.
Ja: Ale przed chwilą pan go odbierał. Proszę sprawdzić portfel, kieszenie, na pewno pan ma.

Pan rozłożył się przy moim biurku, zdjął kurtkę, wyjął portfel i jakieś inne szpargały i zaczął wszystko lustrować. Powyjmował z portfela wszystkie kartki, pieniądze, oglądając każdą z tych rzeczy po trzy razy z każdej strony (jakby to coś dało. autentycznie tak robił). Potem pochował do portfela, wywalił kieszenie na lewą stronę, wszystko puste. Po czym... ponownie wyjął portfel i znów wszystko z niego wywalił na biurko i zaczął oglądać. Autentyk - sytuacja powtórzyła się jeszcze raz. W sumie upłynęło blisko 45 minut. Wiekowy pan już coraz bardziej zdenerwowany, a wiadomo że w tym wieku trzeba unikać nerwów, więc staram się go uspokoić.

J: Spokojnie, na pewno gdzieś tu jest. Przecież wyszedł pan z dowodem w ręce. Może zgubił pan na ulicy? Daleko pan poszedł?
P: No nie, przeszedłem z kilkadziesiąt metrów.

Jako, że w pokoju była jeszcze jednak koleżanka, powiedziałem, że wyjdę z panem przed urząd i poszukamy. Przeszliśmy w jedną i drugą stronę, niestety dowodu nie znaleźliśmy. Wróciliśmy do biura.

P: I co ja mam teraz zrobić?
J: Może zrobimy tak: W domu na spokojnie pan poszuka, może ma pan dziurę w kurtce i dowód wpadł do środka? Jeśli nie znajdzie pan przez 2-3 dni, to proszę przyjść, wypiszemy wniosek na nowy dowód. (i już miałem zamiar rozmawiać z dziewczynami z Biura Dowodów, czy nie dałoby radę zrobić dowodu bez opłaty. wtedy jeszcze za wymianę się płaciło)
P: To może ja jeszcze raz tu poszukam?
J: Proszę bardzo.

Pan znów się rozłożył, wyjął portfel, właśnie minęło półtorej godziny wizyty pana. Ja zabrałem się za swoją robotę. Pan generalnie mi nie przeszkadzał, chociaż porozkładał na moim biurku wszystkie swoje szpargały. W pewnej chwili wyszedłem na dosłownie 10 sekund do drugiego pokoju. Wracam, a pan sobie rajcuje przy moim stanowisku pracy od mojej strony! Przekłada pieczątki, otwiera szuflady, nawet grzebie w koszu na śmieci :O

J: Proszę pana, ale co pan robi? Tutaj nie może pan wchodzić.
P: Ale ja tu zgubiłem dowód! Skoro ja go nie mam, to wy musicie mieć!
J: Zapewniam pana, że nie zabrałem pana dowodu. Po co miałbym to robić? Wychodząc dowód miał pan w ręce. (to mówiąc podniosłem klawiaturę i segregatory, by pan zobaczył, że rzeczywiście nie ukrywam przed nim dowodu).
P: To jest niemożliwe!

Po tych słowach pan wyszedł. Z okna widziałem jeszcze, jak przeszukuje pobliskie kosze na śmieci. Koleżanka z innego wydziału, która akurat weszła do pokoju, powiedziała mi, że ten pan mieszka na jej osiedlu i niestety starość bardzo mu doskwiera. Szczerze, to szkoda mi tego pana, ale w sprawie dowodu więcej nie przyszedł. Pewnie się odnalazł.

urząd

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 431 (515)

#13254

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niestety generalnie często zdarza się, że ludzie zamówią ślub cywilny, ale na niego nie przychodzą, oczywiście wcześniej nic nie mówiąc. Z punktu widzenia pracownika USC nie jest to jakaś szkodząca sytuacja, ale jeśli ktoś jednak ślubu nie weźmie, wypadałoby o tym poinformować. Może inna para byłaby zainteresowana danym terminem. Poza tym przysługuje zwrot opłaty skarbowej no i kierownik nie będzie musiał sporządzać aktu małżeństwa zawczasu (sporządza się je przed ślubami, by młodzi podpisali już gotowy akt). Jednak niektóry sądzą, że świat kręci się wokół nich.

Para nie stawiła się na ślub. W poniedziałek kierownik dzwoni do owej kobiety (teraz już tego nie robi, nie ma sensu ani takiego wymogu).

K: Dzień dobry, państwo mieliście w tę sobotę zaplanowany ślub. Nie stawiliście się.
P: Tak, wiem.
K: Wie pani, jeśli coś państwu wypadło, wypadałoby o tym poinformować. W końcu był to termin oficjalnie zarezerwowany.
P: Tak, ale nam to nie przeszkadza.

Coś tu skomentować?

urząd

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 614 (714)

#13218

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka sytuacji wcześniej opisywałem historię związaną z miesięcznym terminem oczekiwania na ślub cywilny. Pojawiły się pytania - po co ten termin. Poniższa historia pokazuje, że dla niektórych nawet roczny okres byłby za mały :)

Stawili się u mnie państwo celem zamówienia terminu ślubu i sporządzenia dokumentów. Państwo są narodowości polskiej, ale należą do jednej z liczniejszych mniejszości etnicznych. Ustaliliśmy datę, sporządziłem dokumenty, wszystko poszło standardowo. Dodam tylko, że ja ślubów nie daję, nie jestem kierownikiem. W poniedziałek po ślubnej sobocie kierownik mówi, że państwo Piekielni nie stawili się na ślub. No cóż, zdarza się. Może im coś wypadło, może się odezwą, ustalimy inny termin.

W piątek przychodzi pan Piekielny:

Pan: Dzień dobry, my mamy na jutro umówiony ślub. Chciałem się tylko upewnić o której godzinie.

Ja wielkie gały zrobiłem:
Ja: Proszę pana, państwo mieliście ślub w zeszłą sobotę!

Na panu Piekielnym chyba nie zrobiło to najmniejszego wrażenia, gdyż kiwnął tylko głową i powiedział "Aha".

J: Zapisać państwa na inny termin? Dokumenty macie już zrobione, więc tylko kwestia przepisania daty.
P: Dobrze, to na kiedy można?
J: W następną sobotę jest jeszcze jedno wolne miejsce.
P: To poproszę.

Nadszedł kolejny poniedziałek po ślubnej sobocie. Państwo Piekielni się nie stawili. Cóż, irytująca sytuacja, bo teoretycznie zabierają miejsce komuś, kto jest jednak na ślub zdecydowany.

Minęło około miesiąca nim pan Piekielny znów się pojawił.

P: Witam pana. Nie przyszliśmy na ślub bo narzeczona jest za granicą. (zrobiłem wewnętrznego facepalma) Ale niedługo wróci, to możemy przepisać datę.

Popatrzyłem na datę sporządzenia dokumentów. Są one ważne 6 miesięcy.

J: Proszę pana, dokumenty za 3 tygodnie stracą ważność. Jeśli w tym czasie nie weźmiecie ślubu, całą procedurę trzeba będzie zacząć od nowa.
P: Dobrze, to my jutro przyjdziemy ustalić datę. (a dopiero mówił, że narzeczona za granicą).

Jeszcze tego samego dnia, już po pracy, spotkałem pana Piekielnego na mieście.
P: Jutro będziemy, na pewno! - przekonywał.

Od tamtej pory minęło ponad pół roku. Państwo się nie pojawili :)

urząd

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 577 (627)

#13217

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna zabawna sytuacja z USC.

Przychodzą państwo w wieku ok. 55 lat.

Pan: Dzień dobry, my chcieliśmy sprawdzić datę urodzenia Jana Piekielnego.
Ja: A kto to jest dla państwa?
P: Narzeczony córki.
J: To przykro mi, ale nie mogę udzielić takiej informacji. A po co państwu taka informacja? Nie możecie zwyczajnie zapytać córki?
P: Panie, pytaliśmy, powiedziała że narzeczony ma 35 lat, ale jak dla mnie to on wygląda na 10 więcej, to sprawdzić chciałem.

Rozbawili mnie niemiłosiernie :)

urząd

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 520 (588)

#13213

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejną historię z Urzędu Stanu Cywilnego wstawiam jako przestrogę dla tych rodziców, którzy nie powiedzieli swojemu dziecku/adoptowanemu dziecku o jego biologicznych rodzicach.

Tytułem wprowadzenia do przepisów, żebyście zrozumieli istotę sytuacji. Gdy kobieta która jest panną rodzi dziecko, a ojciec się do niego nie przyznaje, bądź też sama kobieta nie chce, by biologiczny ojciec był wpisany do aktu, dokonuje się wpisania tzw. danych kryjących. Kobieta podaje wtedy imię, jakie będzie wpisane w polu "imię ojca", zaś jako nazwisko ojca wpisuje się obecnie noszone nazwisko matki. Na przykład - Anna Piekielna rodzi dziecko. Dane kryjące ojca: Jan Piekielny (Jan bo tak oświadczyła kobieta, może to być dowolne imię, zaś Piekielny bo matka tak ma na nazwisko). Poza tymi danymi żadnych innych danych w polu ojca się nie wpisuje (data i miejsce urodzenia, zamieszkania). Zostało to wymyślone po to, by osoba postronna (np. w szkole czy przychodni) widząc odpis skrócony urodzenia dziecka nie wiedziała, że dziecko nie ma ojca. Na odpisie zupełnym widnieje stosowna informacja. Mam nadzieję, że łapiecie ;)

Akcja właściwa:
Przychodzi młoda dziewczyna po swój odpis skrócony aktu urodzenia. Sprawnie jej wydaję (dane kryjące). Dziewczę bierze dokument, wychodzi, po czym wraca dosłownie po 3 sekundach.

Dziewczyna: Ale pan tu wpisał, że mój tata nazywa się Jan Piekielny, a on się nazywa Jan Nowak.

W tym momencie weszła matka dziewczyny, która czekała na korytarzu:
Matka: Jakiś problem, córciu?
D: Bo tu jest napisane, że tata nazywa się Jan Piekielny, a nie Nowak.

Matka zbladła. Już wiedziała, że się wszystko wydało. Ja próbuję jakoś zręcznie jej to wytłumaczyć.

Ja: Proszę pani, gdy pani się urodziła, to mama była panną. Zamiast danych ojca wpisaliśmy dane kryjące. Z jakichś względów ojciec biologiczny nie dokonał uznania swojego dziecka, czyli pani. A Jan Nowak to zapewne mąż pani mamy, co nie znaczy, że jest pani tatą. Nastąpiła taka zbieżność imion. (tłumacząc to wiedziałem co mówię, bo szybko sprawdziłem w systemie odpowiednie akty)

Dziewczynie momentalnie napłynęły łzy do oczu. Wybiegła z urzędu. Od początku była chowana w przeświadczeniu, że mąż matki to jej ojciec. Niestety, takie sytuacje się zdarzają. Dlatego moja przestroga dla rodziców - mówcie prawdę swoim dzieciom. Wcześniej czy później to wyjdzie na jaw, a chyba nie chcecie, by prawdy o swoich biologicznych rodzicach dowiadywały się od obcych osób w urzędzie?

urząd

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 500 (612)

#13210

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z USC o pewnej pani która podstępnie chciała uzyskać informację do której nie miała prawa.

Dzwoni telefon. Odbieram.

Pani: Dzień dobry, chciałam zapytać, czy Jan Piekielny zawierał związek małżeński.
Ja: Nie udzielamy takich informacji na telefon. A kim w ogóle pani jest dla tego pana? (w międzyczasie wystukałem w systemie owo nazwisko)
P: Jestem mamą. (i już widzę że coś ściemnia bo głos bardzo młody)
J: Wobec tego zapraszam osobiście z dokumentem tożsamości. Przez telefon informacji nie udzielamy.
P: Aha, to dziękuję i do widzenia.

Sytuacja powtórzyła się jeszcze ze 3 razy w przeciągu miesiąca. Za każdym razem dzwoniła ta sama osoba. Sytuacja zapadła mi w pamięć, bo rzadko ktoś dzwoni pytać się czy dana osoba zawarła związek małżeński. Wiadomo przecież, że są to dane chronione.
Minęło ładnych kilka miesięcy. Któregoś dnia przychodzi do mnie młoda dziewczyna i bardzo niepewnym głosem mówi:

P: Ja chciałam sprawdzić czy mam zawarte małżeństwo.
Ja oczywiście oczy w pięć złotych: Jak to? To pani nie wie czy jest w związku małżeńskim? Nie rozumiem.
P: No bo ja tu coś kiedyś podpisywałam jakieś papiery i nie wiem co to było, czy ślub czy co innego.

Mi się oczywiście włączyła lampka ostrzegawcza, bo dziewczyna nie wyglądała na chorą umysłowo. Dalej próbuję trochę rozwinąć temat:

J: Gdyby pani zawierała małżeństwo na pewno by pani pamiętała. Ceremonia trwa ok. pół godziny, jest podpisanie aktu, są świadkowie, uroczystość odbywa się na sali ślubów.
P: No tak, ale ja chciałam sprawdzić.
J: (no dobra, sam jestem ciekaw jak to się rozwinie) Poproszę pani dowód.

Dziewczyna dała dowód i mówi:
P: To będzie mąż Jan Piekielny.

Bingo! Wiedziałem, że coś tu śmierdzi! To ta sama dziewczyna, co kilka razy dzwoniła. I wcale nie chodzi jej o jej ślub, tylko o to, czy ten cały Piekielny się ożenił! Może jest jakąś jego eks czy coś. Mój procesor mózgowy w błyskawicznym tempie poskładał wszystko w całość, po czym wysłał wiadomość do ust, które wypowiedziały:

J: Wpisałem pani imię i nazwisko. Nie zawarła pani związku małżeńskiego.
P: No a ten mój niby mąż Jan Piekielny?
J: Proszę pani, skoro w ogóle nie zawierała pani związku małżeńskiego, to znaczy, że w ogóle, bez względu na to, jak ma na nazwisko pani teoretyczny mąż.

Dziewczę było rozczarowane, ale co ona sobie myślała? Że zrobi w konia gościa, który pracuje w USC nie od wczoraj? Swoją drogą to gratuluję jej odwagi. Tylko trochę plan niedopracowany.

urząd

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 595 (647)

#13208

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna, tym razem śmieszna sytuacja z Urzędu Stanu Cywilnego. Nie mam pojęcia jak można być tak nierozgarniętym/zapominalskim. Na szczęście nie było piekielnie, ale sympatycznie.

Przychodzi młoda kobieta po odpis aktu małżeństwa. Wklepuję w system - nie ma.
Ja: Pani brała ślub u nas? (dajmy na to że miejscowość Kozia Wólka).
Pani: Tak, dwa lata temu.

Patrzę, szukam, nie ma. Myślę sobie, może błąd systemu. Restartuję program, znów nie ma. Szukam po nazwisku rodowym - też nic.

J: Na pewno u nas pani brała ślub? A jaki - cywilny, konkordatowy?
P: Konkordatowy.

No zastrzelcie mnie - nie ma.

J: Dziwna sprawa, ale ja tu takiego ślubu nie widzę...

Pani wyjmuje komórkę, a ja już zaczynam się wewnętrznie śmiać do rozpuku bo już wiem, że pani na pewno coś się pomyliło.

P: (rozmawiając przez komórkę) Kochanie, gdzie my braliśmy ślub? W Koziej Wólce, prawda?... Tak proszę pana (zwracając się do mnie), ślub braliśmy w Koziej Wólce.

Patrzę na jej dowód. Miejsce urodzenia - Kozia Wólka. Znakiem tego pod aktem urodzenia będzie informacja o małżeństwie. Otwieram księgę. Było tak jak się spodziewałem. Miejsce ślubu - Pieklisko.

J: Proszę pani, pod pani aktem urodzenia mam informację, że ślub brała pani w Pieklisku, czyli tam jest sporządzony aktu małżeństwa.
P: W Pieklisku? No jak? W życiu. Tu w kościele brałam.

No to ja za telefon i dzwonię do USC w Pieklisku by potwierdzić.

J: Jak pani sama słyszała rozmowę, ślub pani brała tego i tego dnia w kościele w Pieklisku.

Wtedy chyba ktoś wreszcie włączył pani światło w główce:
- No tak! Faktycznie! Ma pan rację! W kościele w Pieklisku.

Wiem, że sytuacja totalnie absurdalna. Do dziś nie mogę wyjść z podziwu jak można zapomnieć, gdzie się brało ślub dwa lata temu. Ba, mąż też twierdził, że w Koziej Wólce. Do dziś tego nie zrozumiałem :)

urzą

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 556 (710)

#13206

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w Urzędzie Stanu Cywilnego, co nierozłącznie jest związane z całą masą interesantów dziennie. Postaram się opisać kilka ciekawych sytuacji.

Tytułem wstępu odnośnie przepisów: dokumenty do ślubu cywilnego(tzw. zapewnienie) należy sporządzić na co najmniej pełny miesiąc przed wyznaczoną datą ślubu. Jest to termin ustawowy i można go skrócić decyzją w wyjątkowych okolicznościach (np. zaawansowana ciąża, choroba zagrażająca życiu, wyjazd za granicę czy na służbę wojskową).

Przychodzi para celem zamówienia ślubu.

Ja: Jaki termin państwa interesuje?
Pani: Za dwa tygodnie.
J: Niestety nie jest to możliwe. Wszystkie terminy na ten dzień są już zajęte. Poza tym dokumenty trzeba sporządzić na co najmniej pełny miesiąc przed datą ślubu.
P: Pan nie rozumie, że my musimy wziąć ślub natychmiast?!
J: Można skrócić termin oczekiwania z ważnych względów (i tu podałem przykłady). Czy takie względy u państwa występują?
P: Nie! (tu zaczęła już coraz bardziej podnosić głos).
J: W takim razie ten termin nie wchodzi w grę. Proponuję pierwszy wolny termin (i tu podałem im datę).
P: Wykluczone! Ślub ma być tego dnia kiedy chcemy!
J: Ślub można wziąć w każdym USC w Polsce, niekoniecznie w miejscu zamieszkania. Możecie państwo pojechać do USC w którejś z sąsiednich gmin (jest ich 7, czas jazdy max. 30 minut). Ale proszę sobie zdawać sprawę, że nawet jeśli mają wolny termin to zapewne nie skrócą państwu, gdyż nie ma ważnych względów.
P: (już zagotowała się na maksa) Ale my już zarezerwowaliśmy salę!
J: To najpierw zarezerwowaliście państwo salę nie dowiadując się czy w ogóle ślub jest w tym terminie możliwy? (dodam, że w takich sytuacjach mówię spokojnie, ale pewnym tonem, nie ma sensu bić piany i się unosić)
P: Chcę rozmawiać z kierownikiem!
J: Mogę go poprosić, ale powie to samo co ja.

Poprosiłem kierownika, oczywiście powiedział to samo co ja, po czym widząc z kim mamy do czynienia (a ja sobie i tak poradzę) wrócił do swojej roboty). A ja czekam na jakiś odzew od państwa młodych. Pan przez całą rozmowę się nie odzywał. Widać, kto rządzi w związku.

P: (cała już czerwona ze złości) Ja tego tak nie zostawię! Wy powinniście być dla ludzi! Pójdę do prezydenta miasta! Ja go znam! (nasz najwyższy zwierzchnik)
J: (na mnie takie teksty nie robią wrażenia więc spokojnie odpowiadam) Wie pani, tak się składa, że ja też znam prezydenta.

Pani chyba dała za wygraną, ale wycedziła jeszcze "Ja pier**lę!". Na co ja spokojnie odpowiedziałem "Na każdą czynność jest odpowiednie miejsce i pora, a teraz jeśli już wszystko państwu wyjaśniliśmy to proszę o zwolnienie pokoju bo na korytarzu czeka duża kolejka" (która faktycznie przez ten czas się zrobiła).

Państwo ślubu w najbliższym czasie nie wzięli. Ani u nas, ani w innym urzędzie (dostalibyśmy informację, gdyż urodzili się u nas).

Dwa zdania podsumowania: abstrahując od urzędów, jestem zszokowany bezczelnością ludzi. W sklepach, instytucjach, firmach usługowych. Ludzie coraz częściej wychodzą z założenia, że on musi dostać to, czego chce, bo tego żąda.

urząd

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (647)