Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

stjudent

Zamieszcza historie od: 20 grudnia 2011 - 23:10
Ostatnio: 23 września 2013 - 17:36
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1031
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 45
 

#53903

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnym sąsiedzie.

Historia zaczęła się około 20 lat temu, właśnie zakończyliśmy budowę domu na nowym osiedlu, gdy na działce obok budowę swojego domu rozpoczął sąsiad.
Z początku wszystko było w jak najlepszym porządku, sąsiad sprawiał wrażenie dobrego i uczciwego człowiek - do czasu.

Pewnego dnia, sąsiad przyszedł do nas z prośbą o możliwość wydzierżawienia od nas prądu na obsługę betoniarki, wiertarek i innych narzędzi (nowe osiedle, na podłączenie kabli trzeba było trochę czekać, a budowa domu stoi). Zgodziliśmy się, sąsiedzi w końcu powinni sobie pomagać (och my naiwni). Problemy zaczęły się kiedy przyszło do uregulowania rachunku za prąd przez sąsiada, który prosto z mostu stwierdził że za nic nie będzie płacił. No cóż, żadnej umowy nie spisaliśmy, świadków nie mieliśmy, także nie mogliśmy nic z tym zrobić, oprócz zerwania wszelkich stosunków z owym sąsiadem.

Przez następne 15 lat poznaliśmy prawdziwą naturę sąsiada. Pozywał na nas policję i do sądu z powodów, które jak ulał pasowałyby do filmów Barei. Oto kilka przykładów pozwów, które nasz kochany sąsiad składał na policji:

1) Z tyłu naszego domu stał warsztat kamieniarki, który był częścią rodzinnej firmy. Warsztat, jak to warsztat, czasami pohałasuje, znajdowało się w nim kilka ciężkich maszyn służących do cięcia wielkich bloków kamieni. Maszyny chodziło sobie kilka razy w tygodniu po godzinkę, może dwie. Budynek był w odpowiedni sposób wygłuszony, także hałas na zewnątrz nie był aż tak uciążliwy. Nasz cudowny sąsiad stwierdził, że hałas dobiegający z warsztatu narusza strukturę jego domu - innymi słowy, od hałasu mury domu mu niszczeją. Sprawa bodajże wylądowała w sądzie - sąsiad przegrał.

2) Zostaliśmy podani na policję o planowanie morderstwa na naszego ukochanego sąsiada. Usłyszał przez komin swojego domu, jak planujemy go zamordować. Jak Matkę kocham to wszystko prawda! Nie pamiętam już jak zakończyła się sprawa, ale policjanci mieli niezły ubaw.

3) Podczas zimy, mój młodszy brat z kolegami rzucali śnieżkami w ścianę domu sąsiada (ściana nie posiadała żadnych okien). Sąsiad stwierdził że śnieżki niszą mu mury w domu - sprawa wylądowała na policji.

4) Przy ogrodzeniu od strony naszego sąsiada rósł sobie niewielki żywopłot. Z czasem roślinka zaczęła sobie powoli obumierać. Pewnej nocy przyłapaliśmy sąsiada jak wylewał jakieś świństwo wprost na nasz żywopłot.

5) W latach 1998-2000, zdecydowaliśmy się wybudować połączenie do miejscowej kanalizy. Dotychczas korzystaliśmy z szamba, które z czasem jak rodzina zaczęła się powiększać stało się niewystarczalne. Po wybudowaniu połączenia z kanalizą (studzienka znajdowała się w rogu naszej posesji, blisko płotu sąsiada), sąsiad zgłosił sprawę do nadzoru budowlanego, stwierdził że studzienka została źle wybudowana i jego płot zaczął się zapadać pod ziemię. Urząd nie wykrył żadnych nieprawidłowości.

Od dobrych 6 lat jest spokój, odgrodziliśmy się od sąsiada olbrzymim płotem, nie wiem czy mu się to już wszystko znudziło, czy też może znalazł sobie innych sąsiadów do gnębienia.

Gdzieś w Polsce

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 455 (491)

#21368

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O najukochańszym urzędzie w Polsce - ZUSie.

6 lat temu moja mama pracująca wówczas w Wielkiej Brytanii zaproponowała mi możliwość przyjazdu do niej w celu rozpoczęcia nauki w tamtejszych szkołach. Jako że oferta była naprawdę zachęcają zgodziłem się. Wyjechałem dwa miesiące po zakończeniu gimnazjum. Zapomniałem dodać że moja Mama wychowywała mnie sama, Ojciec zginął kilkanaście lat wcześniej i w związku z tym otrzymywaliśmy od ZUSu rentę rodzinną wynoszącą na tamte czasy bodajże 400-500zł. Ucząc się w Polsce, rentę otrzymywałem automatycznie, nie potrzebne były żadne druczki, potwierdzenia itp, jako takich problemów z rentą nie było. Schody zaczęły się po wyjechaniu za granicę. Chciałem zaznaczyć że każda złotówka z renty była odkładana na konto bankowe, po to abym w przyszłości mógł rozpocząć studia, w kraju czy też za granicą.

Po przyjeździe do Anglii, zostałem zapisany do miejscowego Collegu (odpowiednik polskiej szkoły średniej) w celu nauczenia się języka, itp. Według ustawy jakiejś tam dotyczącej rent rodzinnych, ja jako osoba ucząca się, mogłem otrzymywać rentę rodzinną do 25 roku życia, pod warunkiem że się uczyłem, bez znaczenia czy w Polsce czy też zagranicą.
Z racji tego że uczyłem się za granicą, ZUS zażądał ode mnie potwierdzenia że rozpocząłem naukę w takiej a takiej szkole, na kierunku takim a takim oraz informacji kiedy tą naukę zacząłem i kiedy ją skończę.
Takowy dokument otrzymałem dość szybko i równie szybko wysłałem go do Polski. Zanim taki dokument trafił do ZUSu musiał oczywiście zostać przetłumaczony przez tłumacza przysięgłego, z tym również nie było problemów, problemy zaczęły się gdy ZUS dostał ten dokument w którym było napisane mniej więcej to:

"Uczeń XXXX XXXX rozpoczął naukę w XXXX College na kursie XXX dnia XX.09.2007 i zamierza tą naukę skończyć XX.07.10" (Czyli trzy lata nauki)

Pierwszą rzeczą do jakiej się ZUS przyczepił, było słowo "kurs" (W Anglii na kierunki mówi się "kursy"/"Course"). Dla ZUSu kurs nie oznaczał kierunku, dla nich to było jakbym studiował kurs np. obsługi obieraczki do ziemniaków, nie miało to nic wspólnego ze studiami. Drugą rzeczą do jakiej się przyczepili był sam College, nie mieli biedni pojęcia do jakiej kategorii zalicza się ta szkoła. W końcu po długiej batalii i wielu telefonach udało się im wyjaśnić co to jest College, niestety zostało jeszcze wyjaśnienie słowa "kurs". Tutaj poszło troszkę szybciej, bo udało mi się porozumieć z urzędnikiem z Collegu, aby napisał mi taki dokument jeszcze raz, tylko aby pominął słowo "course" a użył słowa "profile" czyli profil. Dokument szybko wysłałem do tłumacza a następnie do Polski, a ten szybko trafił do ZUSu.
I tutaj sukces, dokument zatwierdzony, renta przyznana do końca pierwszego roku szkolnego. Można by pomyśleć, że wszystko już załatwione i mam z głowy ZUS na następne kilka lat. Niestety, ZUS co roku upominał się o te same dokumenty, które już miał w swoich czeluściach.

W tym roku rozpocząłem studia na jednym z brytyjskich uniwersytetów, pieniądze które przez lata zbierałem, pomogły mi w zakupieniu drogich książek, przyborów do nauki, częściowym opłaceniu mieszkania itp. Jako, że w dalszym ciągu przysługuje mi renta i tym razem postanowiłem się o nią starać (dla studenta, każda złotówka jest ważna). Dostałem od mojego uniwersytetu odpowiedni dokument, z datami, o tym co studiuję i gdzie studiuję, jak go przeczytałem, to nie znalazłem niczego do czego ZUS mógłby się przeczepić. Myliłem się...

Dwa dni temu dostaję telefon od mojej siostry, która nadal mieszka w Polscę, że ZUS nie przyjął tego dokumentu ponieważ, oni nie wiedzą kiedy zacząłem naukę (Jak byk dwie daty podpisane "START NAUKI" "KONIEC NAUKI") oraz nie wiedzą jakim rodzajem szkoły jest Uniwersytet (!). Czasem myślę że to małpy układają instrukcje pracownikom ZUSu.

Gdybym nie szedł na studia, bądź też mógłbym zdobyć pieniądze na studia z innego źródła, to z pewnością nie brałbym tej renty. Bardzo nie lubię brać pieniędzy za nic, jednakże tutaj od pieniędzy zależała moja przyszłość i od tego kim będę, a to było dla mnie bardzo ważne.

ZUS

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 518 (598)

1