Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zakrapiana

Zamieszcza historie od: 7 stycznia 2013 - 22:57
Ostatnio: 2 kwietnia 2013 - 23:23
  • Historii na głównej: 1 z 4
  • Punktów za historie: 1225
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 37
 
zarchiwizowany

#47624

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracam sobie wieczorem do domu.
Wysiadłam z tramwaju i został mi ostatni fragment drogi do przejścia. Akurat jechał autobus. Myślę sobie, o tej porze (ok 23) bezpieczniej będzie przejechać autobusem, niż iść pieszo.
Dobiegłam akurat na ostatnią chwile, wsiadłam i dopiero jak drzwi się zamknęły zobaczyłam, że jestem jedyną pasażerką. Niby lampka mi się zapaliła, ale przecież to tylko jeden przystanek więc co się może stać?
Problem w tym, że jak przyszło do przystanku to kierowca nie otworzył drzwi, ba nie zatrzymał się ani nawet nie zwolnił. To samo na kolejnym. Przestraszyłam się maksymalnie, zwłaszcza że zostały tylko dwa przystanki do krańcówki. (Jeżeli to krańcówką nazwać można. Wiata przystankowa, toi toi, jedna latarnia, a w koło kompletne zadupie.)
Można by pomyśleć, że czepiam się kierowcy. Przecież mógł nie widzieć mnie, chciał wcześniej wrócić do domu czy coś?
Tylko dziwnym trafem, w momencie gdy wyciągnęłam telefon, z myślą że może tata mnie uratuje, autobus zatrzymał się wręcz z piskiem opon, a drzwi magicznie otworzyły. Wszystko to między przystankami!

Tak więc oszczędzając czas, zamiast jednego przystanku przemaszerowałam trzy. Całą drogę niemiłosiernie wyzywając kierowcę, bo gdy wysiadłam, cały strach diabli wzięli, a pojawiła się złość.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (30)
zarchiwizowany

#47623

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiadana przeze mnie historia działa się jakieś 8 lat temu.

Na wsi u moich dziadków był chłopak mający problemy psychiczne, na potrzeby historii nazwijmy go Mietek. Właściwie nikt specjalnie jakoś nie zwracał na to uwagi, ot czasami biegał po drodze i warczał jak samochód. Innym razem rzucał jakieś zboczone, bądź wulgarne teksty. Wszyscy jakoś przechodzili nad tym do porządku dziennego. Ja także, aż do tamtego dnia.

Fakt częstego odwiedzania dziadków spowodował że poznałam tam chłopaka. Mieszkał w innej wsi i często przyjeżdżał do mnie rowerem bądź skuterem.
I tego dnia także miał przyjechać. Ale zakrapiana myśli sobie po co mam czekać, wyjdę po niego i szybciej się spotkamy. (Ah ta młodzieńcza miłość.) Tak więc spaceruje sobie najpierw przez wieś, a później polną drogą na spotkanie.
W pewnym momencie na rowerze minął mnie Mietek. Nie podejrzewając niczego szłam dalej, w końcu mógł jechać do sklepu czy gdziekolwiek. Problem w tym, że po minięciu mnie Mietek zwolnił i zaczął jechać niedaleko. Punkt kulminacyjny nastąpił na rozwidleniu dróg, gdzie zamiast skręcić w stronę sklepu, wybrał ten sam kierunek co ja. Wystraszyłam się nie powiem, pola same, w około brak żywej duchy. Tak na wszelki wypadek wyciągnęłam telefon z kieszeni. A Mietek jak na życzenie rzucił rower o ziemię i biegnie w moją stronę. Krzyknęłam tylko żeby mnie zostawił i zaczęłam uciekać. Biegnąc próbowałam jeszcze zadzwonić do chłopaka, z nadzieją że jest niedaleko i mi pomoże. Niestety nie odbierał.(Później się okazało że nie słyszał telefonu przez warczenie skutera.)
W każdym razie Mietek mnie dogonił i ciągnąc za koszulkę przewrócił do pobliskiego rowu. Wylądowałam na brzuchu. Cud że miałam pasek wciągnięty w spodnie i dzięki czemu próby Mietka w ich ściągnięciu spełzły na niczym.
Do dziś nie wiem jak to zrobiłam, ale udało mi się go z siebie zrzucić i kilkakrotnie kopnąć między nogi. A czas który zyskałam, pozwolił mi uciec.

Zastanawiacie się pewnie co w tej historii piekielnego? A więc wysłuchajcie zakończenia.

W chwilę po uwolnieniu nadjechał mój chłopak i widząc mnie roztrzęsioną i zapłakaną zapytał co się stało. Gdy mu w skrócie opowiedziałam co i jak, stwierdził że trzeba to załatwić. Mimo moich protestów, zapakował mnie na skuter i wyruszyliśmy w drogę do wsi w poszukiwaniu Mietka. Gdy go dogoniliśmy , mój mu kilka razy ręcznie wytłumaczył, że tak się nie robi.
Przez wieczór i noc jakoś doszłam po wszystkim do siebie, ale rano dobiła mnie moja babcia z pytaniem co się wczoraj działo bo cała wieś huczy że mój chłopak pobił Mietka.
Tak, cała wieś zgodnym chórem ogłosiła, że pobiliśmy bez powodu biednego, chorego psychicznie Mietka

wieś

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 292 (406)
zarchiwizowany

#46310

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trochę o znieczulicy ludzi!
Godzina po 22 i mróz minus dziesięć stopni. Nie raz pewnie słyszeliście informację o tym ile to zima pochłonęła ludzi, którzy zamarzli. Tyle tytułem wstępu.

Gdy wracałam samochodem do domu, zobaczyłam przy płocie leżącą osobę. Myślę sobie, że nie wiadomo kto to, czy pijany czy nieprzytomny, może chory więc przydałoby się to sprawdzić. Jednak nie bardzo chciałam się zatrzymywać, zwłaszcza, że jechałam sama, w końcu równie dobrze ten ktoś mógłby mi coś zrobić.
A, że byłam niedaleko domu, podjechałam tam i poprosiłam tatę, żeby poszedł ze mną to sprawdzić.
Tak więc w ciągu paru minut dotarliśmy na miejsce.
Okazało się, że leżący tam mężczyzna jest pijany i nie reaguje na jakąkolwiek próbę skontaktowania się z nim. Facet musiał już dobrą chwile tam leżeć bo miał siną głowę i całe mokre od śniegu spodnie.
Po kilku próbach obudzenia go (nie dało nie usłyszeć się chrapania), postanowiłam zadzwonić na 112. Tak, że w niedługim czasie przyjechało pogotowie, a mężczyzna miał trafić na izbę wytrzeźwień.

Gdzie tu piekielność? Więc gdy tak staliśmy i próbowaliśmy dotrzeć do świadomości człowieka, przejechało kilkanaście samochodów. Kilkoro ludzi idących chodnikiem widząc, że ktoś leży na chodniku odwracali głowy, bądź przechodzili na drugą stronę. Zresztą idąc tam z tatą mijaliśmy kilka osób, które również nie zareagowały. Ludzie pojawili się dopiero gdy przyjechało pogotowie.

Być może gdybym się nie wróciła, ktoś inny by się zainteresował leżącym mężczyzną, a może usnął by na dobre i się więcej nie obudził.

chodnik w mroźny wieczór

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (28)

#45699

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zostałam pobita.
Czas, miejsce i sprawca się nie liczy.
Za radą funkcjonariuszy prawa postanowiłam zrobić obdukcję.
Historia trochę przydługa, ale wybaczcie, krócej się nie dało.

Kolega zawiózł mnie na pogotowie ok godziny 23. Wchodząc do szpitala zastałam ciszę nocną. Pani w rejestracji po moich słowach, "Chciałabym zrobić obdukcje", tylko na mnie spojrzała i stwierdziła: „No nie wiem”, ale kazała czekać.
Pierwsze wątpliwości.

Po chwili przyszła pani doktor, no przynajmniej tak mi się wydawało. Wpuściła mnie do pokoju lekarskiego.
- Imię, nazwisko, co się stało. - wypowiedziane raczej beznamiętnym, znudzonym głosem, by po chwili wejść w świat papierkologii i o mnie zapomnieć. Po kolejnej chwili kazała czekać i wyszła.
Wątpliwości nr dwa.

Następnie gabinet nawiedziła kolejna pani doktor. Minę od wejścia prezentowała nietęgą. Patrząc na jej wyraz twarzy pomyślałam tylko "Co ja tu do ch***ry robię?" Ale dzielnie zniosłam po raz piąty opowiadanie co i jak.
Pani doktor nr dwa, wbrew pozorom, okazała się całkiem w porządku osobą, niestety nieuprawnioną do wykonywania obdukcji.
Wyszła, wróciła, znowu wyszła i znowu wróciła.
Dowiedziałam się, że:
1) Obdukcja jest płatna.
2) Powinnam przyjechać z policją i oni (policja) powinni ponieść koszty.
3) Na oddziale nie ma nikogo, kto mógłby to zrobić.
A więc pani odesłała mnie z kwitkiem (dosłownie, dostałam kartkę z informacją, że zgłosiłam się na pogotowie po pobiciu), oraz informacją żeby zgłosić się następnego dnia do przychodni chirurgicznej, gdzie przyjmuje lekarz mający odpowiednie uprawnienia.
Wątpliwości nr trzy.

Noc nieprzespana, niestety obita twarz i głowa, oraz wspomnienia wydarzeń nie pozwalały usnąć.
Rano oglądając swoją twarz w lustrze, przekonałam się że to co było wczoraj to pan pikuś. Wszystkie siniaki pokazały swoją pełną krasę. Pocieszałam się tylko myślą, że może to lepiej że widać i zaczęłam podejście drugie.

Pojechałam do przychodni, ludzi pełna poczekalnia, a i na zewnątrz się trochę kręciło. Trochę struchlałam, myśląc o tych wszystkich, którzy będą mnie taką widzieć, no ale nie ma innego wyjścia. Spróbowałam tylko zakryć twarz włosami i podeszłam do recepcji.
Po odczekaniu na swoją kolej dowiedziałam się, że osoby niezapisane wchodzą na końcu, czyli za jakieś 5 godzin, jak dobrze pójdzie. Coś mnie jednak podkusiło i poszłam do gabinetu zapytać się czy w ogóle mam na co czekać. Ahh ta kobieca intuicja. Pan doktor okazał się, jakżeby inaczej, nie tym co trzeba. W przychodni owszem przyjmuje lekarz, będący biegłym sądowym (tylko taka osoba może wydać odpowiednie zaświadczenie), ale dzisiaj akurat go nie ma.
Zgadnijcie gdzie jest? No tak, ma dyżur w szpitalu. W tym samym, z którego wysłali mnie wczoraj do przychodni.
Kolejne wątpliwości.

Udałam się więc na oddział do szpitala. Pan doktor nie był jednak nigdzie dostępny. Szczęście w nieszczęściu miasto nieduże, lekarzy niewielu, więc udało mi się od znajomych uzyskać do pana doktora numer. Po wykonaniu telefonu miałam wszystkiego serdecznie dosyć. Pan doktor pełnił dyżur i niestety takich spraw nie mógł wykonywać będąc w jego trakcie. Najwcześniej mógł mnie przyjąć kolejnego dnia, po godzinie 16. Po moim pytaniu czy to nie za późno, stwierdził tylko, że na takie rzeczy nigdy nie jest za późno.
Kolejnego dnia faktycznie udało mi się załatwić sprawę, wspomnę tylko, że zadrapania i otarcie będące tak widoczne po samym zajściu do tego czasu zbladły bądź w ogóle zniknęły.

Tak na koniec.
Zastanawia mnie tylko co by było gdybym, nie miała cierpliwości i siły, żeby każdej kolejnej osobie powiedzieć co się wydarzyło (a wcale nie było to dla mnie łatwe). Co gdybym nie miała pieniędzy żeby zapłacić lekarzowi, albo gdybym została zgwałcona? Też kazaliby mi tyle czekać?
Po tym wszystkim wcale nie dziwi mnie fakt, że wiele osób nie próbuje ścigać winnych, bo mi naprawdę niewiele brakowało by się poddać.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 815 (883)

1