Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zujka

Zamieszcza historie od: 13 lipca 2013 - 11:11
Ostatnio: 1 września 2013 - 18:15
O sobie:

Lubię szastać forsą, myć okna, pączki i DIY.
Nie cierpię czekolady, opalania i @catwoman.

http://www.youtube.com/watch?v=fs7YKyk_Glo

  • Historii na głównej: 6 z 6
  • Punktów za historie: 4485
  • Komentarzy: 84
  • Punktów za komentarze: 656
 

#53434

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O żebrakach przy warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka.

Za dzieciaka miałam kilka operacji na serce, przeprowadzonych właśnie w CZD. Czasy te staram się wymazać z pamięci, jednak patrząc na blizny, chcąc nie chcąc wspomnienia powracają.

Cóż piekielnego w żebrakach?

Ano podczas jednej z wizyt w tym przybytku, na parking szpitalny, na którym zaparkował tata przyszedł włóczęga, targając za sobą brudnego kilkulatka. Prosił ludzi o pieniądze, którymi miałby zapłacić za operację synka, mówił, że już pół roku zbiera ale jeszcze nie uzbierał. Mówił, że on jest inwalidą, że nogę ma krótszą, że nie ma pieniędzy, pracy, ledwo na chleb wystarcza, matka dziecka uciekła do lepszego życia i takie tam.

Mój tata, sam będąc w skrajnej rozpaczy, bo oto jej córce pobyt się przedłużał i szykował się kolejny zabieg zdziwił się, bo przecież leczenie i pobyt dziecka w szpitalu są bezpłatne. Na pytanie, czy operacja będzie przeprowadzona tu czy w jakimś innym miejsu, może trzeba za granicę wyjechać, może nie są stąd, a jakoś dojechać trzeba, pokręcił tylko przecząco głową.

Włóczęga, zapytany, za co w takim razie miałby zapłacić, skoro jest refundacja, odparł, że pieniążki potrzebne są na posiłki i ubrania.
Sprawa śmierdziała już na odległość, gdyż kilkukrotnie widziałam, że niektóre dziewczynki z oddziłu miały szpitalne piżamki, które trzeba było tylko uprać (może i niekomfortowo, ale skoro nie ma pieniędzy na to, to szpial "wypożyczy" ubranie), posiłki dla dziecka regularne, nie trzeba zbytno dokarmiać, bo o ile pamięc mnie nie myli, to solidne porcje dostawałam, czasem z ciasteczkiem na podwieczorek.

Co ciekawsze, okazało się, że synek "cierpiał" na tę samą przypadłość co i ja w tamtejszym czasie - i tu już biedaczek się wkopał totalnie, ponieważ przy takiej wadzie nie można czekać, a operacja musi być przeporwadzona jak najszybciej od postawienia diagnozy, nie mówiąc już o pół roku targania za sobą malucha wte i wewte.

Na dowód, mężczyzna pokazał "papiery" - zwykła kartka a4, kilka niezbyt równo napisanych na maszynie zdań i czarna pieczątka, tak nieudolnie podrobiona, że wydawałoby się, że facet sam ją zrobił z ziemniaka, bez dat, podpisów, numerów telefonu, faksu, nic.

Tata już zirytowany powiedział parę ostrych słów co do żerowania na ludziach o miękkich sercach i zaczął wypakowywać torby, które przywiózł.

Co zrobił facet? Nie odezwał się ani słowem, przysiadł na płotku i zapalił papieroska.
Kupionego zapewne za wyżebrane pieniądze.

Warszawa CZD

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 450 (540)

#53038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kompilacja historii opowiedzianych przez mamę, przy których nie raz, nie dwa byłam obecna.
Wszystkie sytuacje zdarzyły się na przełomie kilkunastu miesięcy, od otwarcia sklepu.

Słowem wstępu: [m]ama ma własny sklep. Takie pierdółki, czajniki, kubki, puzderka, butelki, jakieś gąbki, garnki - sprzęty gospodarstwa domowego - co ważne, bez żadnej chemii.

I.
Przychodzi [p]ani do sklepu, kupuje jakieś wkłady do odkurzacza, szmatki itp. Przy kasie prosi o cifa.
[m]: Niestety, chemii nie prowadzimy.
[p]: No to voigta.
[m]: Mówię pani, że nie mamy żadnych środków czyszczących.
[p]: A chociaż cilit?
[m]: ...

II.
Przyszedł człowiek w garniaku, odstawiony, pachnący. Szuka czajnika. Mama prezentuje, od zwykłych elektrycznych za kilkanaście złotych do takich po pięćdziesiąt, sto złotych. Pan w kółko powtarza, że to na firmę, że musi być dobry, nie jakiś szajs. Że musi być elegancko i na bogato, bo to poważna firma! Do ich firmy ludzie z klasą przychodzą!
Mama przechodzi do takich po dwieście, trzysta, mosiężnych, z gwizdkiem w kształcie jaskółki, w stylu vintage. Mama się produkuje, że ten energooszczędny, że tamten cichutki, wybór ogromny w każdej cenie. Facet patrzy, patrzy i w końcu:
[p]: Aa, wie pani, wezmę ten za 16. Tylko na fakturę, bo to porządna firma!

III.
Przyszła moja była wychowawczyni z podstawówki. Z moją mamą się pamiętają, typowo na "dzień dobry".
Kręci się po sklepie dłuższą chwilę, tu coś przebiera, tu bokiem staje, kuca do towaru leżącego na podłodze, odwraca się, coś przy torebce majstruje. Nagle wyprostowuje się, bez pożegnania zmierza ku wyjścia.

[m]: Pani Elu, proszę chwileczkę poczekać.
Kobieta już zaczerwieniona, coś duka, że ona się spieszy, ludzie z zainteresowaniem spoglądają na nią. Mama podchodzi i na spokojnie, po cichu zaprasza na zaplecze.
[E]: No co też pani, ja się spieszę!
[m]: Pójdzie pani czy wzywamy policję?

Pani Ela zgadza się, mama wymienia porozumiewawcze spojrzenie z pracownicą, coby ta przypilnowała kasy.
Na zapleczu pani Ela sama wysypuje zawartość torebki. Między innymi gąbeczkę. Taką zwykłą, za 80 groszy, do zlewu.
Obyło się bez przedstawienia, ale nieoficjalnie pani Ela ma zakaz wstępu do sklepu.

IV.
Skoro ktoś ma sklep, to znaczy, że przecież rodzina za darmo ma! No jak to? Ściągać kasę od bliskich? Chamstwo!

Dwie starsze "ciocie" - kuzynki mojej babci od strony taty, więc właściwie dla mamy żadna rodzina, ale jako, że babcia na Wigilię ciocie zapraszała, to się znały z mamą. Słabo, ale jednak. Od ośmiu lat, czyli rozwodu moich rodziców nie widziały się jednak wcale.
Gdy rok temu poszła fama, że mama sklep otworzyła, ciotunie następnego dnia po otwarciu zjawiły się na progu.
A wyprzytulały mamę, wyściskały, pożartowały, że się obrażają, że je słabo pamięta. I poszły "na sklep".
Powybierały rzeczy za kilkaset złotych.

Jakie było ich zdziwienie, kiedy mama zażądała zapłaty za towar! No jak to, z rodziny chcesz zdzierać?
Mama była nieugięta i nawet przy próbie wyłudzenia rabatu (żądały obniżki o jakieś 80%) zaproponowała co najwyżej 10% zniżki. Co zrobiły "ciotki"? Rzuciły towarem (aż dziw bierze, skąd tyle energii miały) i poszły.
Po mieście rozniosły się ploty, że mama to hiena i zakała rodziny.
Tylko jakiej rodziny?

V.
Do sklepu wkroczyła (jak się podczas rozmowy okazało) przyszła młoda para.
Państwo wpadli na pomysł, żeby gościom w ramach podziękowania za przyjście, wręczać po białej filiżance ze spodeczkiem. Na filiżance miał być nadruk zdjęcia młodych, na spodeczku data ślubu.
Jako, że grafikę na filiżankach miał zrobić jakiś ich znajomy, zamówili 150 filiżanek ze spodeczkami w kolorze kości słoniowej, pod kolor sukienki i dekoracji. Wręczono zdjęcia, mama pokazywała kolory na stronie hurtowni, na dostępnych na sklepie filiżankach, żeby na 100% się upewnić do do koloru i faktury.
Co ważne, państwo wybrali najlepszą porcelanę, więc koszt zamówienia był bardzo wysoki. Zaliczka wpłacona.

W dniu odebrania zamówienia tragedia! Kolor nie ten! Ecru! Mama lekko się zdenerwowała, bo jakby nie patrzeć bitą godzinę oglądali i porównywali kolory.
Na szczęście udało się do hurtowni zwrócić całość bez problemu, zaliczki para nie straciła. Nowe zamówienie. Tym razem panna młoda jeszcze dłużej wybierała idealny odcień.
Wybrała dość nietypowy, jaśniejszy niż kość słoniowa, ale ciemniejszy niż biel. Klient nasz Pan. Koszty trochę się zwiększyły, zaliczka trochę większa, bo trzeba z innej, droższej hurtowni zamawiać.

Dzień odebrania iiiii... płacz i zgrzytanie zębów! Oni tego nie wezmą! Toż to jest złamana biel, nie jasna kość!
I tu mama lekkiego szału dostała. Zwrócić się już nie dało, więc albo państwo wezmą albo zaliczka przepada.
Koniec końców państwu zaliczka przepadła, kolejnego zamówienia odmówiła.

sklepy

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (718)

#53025

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dopiero wróciłam z pracy. Cóż, nadgodziny trzeba kiedyś odbębnić.

Samochodu nie mam, komunikacją jechać zwyczajnie się boję (szczególnie, że droga długa, z przesiadką, a od przystanku mam kawałek do przejścia, i to wzdłuż cmentarza, potem między ciemnymi blokami), do tego mężczyzny, który przyjechałby po mnie aktualnie w mieście brak, to skorzystałam z taksówki.

Wymęczona kiwam się na wybojach, po których zasuwa blaszany rumak, widać wyraźnie, że ledwo co ogarniam.
Po dotarciu na miejsce wyciągam banknot stuzłotowy i czekam na resztę (do zapłacenia miałam dwadzieścia dwa złote z groszami).
Taksówkarz zaczyna postękiwać, że wydać nie ma.

[j]: Niech pan zaokrągli.

Pan najwyraźniej matematyki w szkole się nie uczył, bo podaje mi banknot dwudziestozłotowy i zamyka "kasę".
Moja twarz musiała wyrażać bezbrzeżne zdumienie, gdyż gdy spojrzał na mnie z niechęcią, powiedział:

[t]: Przecież miałem zaokrąglić!
[j]: Do pełnych TRZYDZIESTU.

Tu pan zmierzył mnie jadowitym wzrokiem, rzucił pięćdziesiątkę na kolana.
[t]: No proszę, zadowolona pani? Zarobić porządnym ludziom nie da!

Nie chciało mi się kłócić.
I nie do końca ufam, że to się jednak zdarzyło.

taksówka

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 707 (755)

#53006

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Za moim blokiem budują drogę. Ot, dwupasmówka.
Dziś, gdy szłam do sklepu, widziałam, jak kładą asfalt na jednym fragmencie.
Maszyn pełno, robotników jeszcze więcej, wszędzie znaki stopu, drewniane biało-czerwone barierki.
Żeby dostać się na drugą stronę, mi.n do sklepu czy na przystanek trzeba się cofnąć o jakieś 50-60 metrów, do takiej kładeczki jakby.

Jestem już po drugiej stronie, z zamyślenia wyrywają mnie krzyki. Cóż się stało? Ano wycieczka przedszkolna się stała.
A najbardziej pani przedszkolanka, która, mając pod opieką jakąś dziesiątkę maluchów, postanowiła skrócić sobie drogę i zamiast cofnąć się do kładki, hyc! pogoniła dzieciaki, sama przeszła pod barierką i truchtem po świeżym asfalcie na drugą stronę.

I od kogo dzieciaki mają się uczyć?

droga

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 530 (552)

#52699

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie tyle piekielnie co śmiesznie.

Jest taka bardzo popularna sieć drogerii założona przez Dirka Rossmanna ;)
Drogerię tę bardzo lubię i często zaglądam, irytujący dla mnie (jak i pewnie sporej części osób) jest jedynie fakt, że z reguły ochroniarze w tymże obiekcie za punkt honoru biorą sobie chodzenie za klientem krok w krok, jakby każdy mógł być złodziejem.
Ja rozumiem, taka praca, wymogi, nakaz czy inne ustrojstwo, za to mu płacą i nie zwracam na to większej uwagi, po prostu rejestruję fakt, że podczas wybierania przeze mnie tamponów stoi za mną młody chłopak i dyszy mi w kark. Niektórzy jednak są bardzo pomocni, gdy spytam, gdzie co leży.

Dziś również wpadłam do mojej mekki kosmetycznej i natrafił mi się wyjątkowy pracuś. Ja robię kroczek w lewo, on robi kroczek w lewo, ja podchodzę do półki z szamponami, on przypadkiem znajduje się przy półce z szamponami.
Goniłam się z panem ochroniarzem przez dobre 20 minut, bo i lista zakupów długa była, aż w końcu nie wytrzymałam i kiedy sięgając po mydło spostrzegłam czubek buta pana ochroniarza, wyłaniający się zza rogu, gwałtownie wychyliłam głowę i donośnym głosem powiedziałam: "BU!".

Chłopaczek aż podskoczył, zarumienił się i dał w długą między regały z pieluchami, żeby poobserwować potencjalne złodziejki bobofrutów.

ross

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1215 (1289)

#52659

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od urodzenia mam problemy zdrowotne, kardiologa, ginekologa i neurologa odwiedzam częściej, niż ulubioną ciotkę, tabletki łykam jak cukierki, operacji nie chce mi się już zliczać, a za pieniądze wydane na prywatne wizyty postawiłabym sobie już dawno różowy pałac.

Dziś będzie o niedawnej wizycie u ginekologa właśnie (co ważne dla późniejszych wydarzeń, mimo, że pełnoletnia od kilku lat jestem, wyglądam na jakieś 16-17 lat, szczególnie, że nie robię makijażu).

Na początek rys sytuacyjny: gdy miałam 11 lat zapadła decyzja, że trzeba mnie leczyć hormonami, ponieważ dojrzałam za wcześnie i nie rozwijałam się tak, jak powinnam.
Przez lata regularnie odwiedzałam moją zaufaną panią ginekolog (do której specjalnie jeździłam wiele kilometrów z mojego miasta do rodzinnej, malutkiej miejscowości), robiłam badania. Od zawsze słyszałam jednak jedno ostrzeżenie: jeśli będę chciała mieć dzieci, to nie mogę zbyt długo zwlekać, ponieważ już teraz będą problemy z zajściem w ciążę, a z czasem będzie ich coraz więcej, bo mogę nie donosić, płody będą uszkodzone, bo moja choroba wolno acz systematycznie pogłębia się.

Kilkanaście miesięcy temu postanowiliśmy z narzeczonym, że jeśli mamy zdecydować się na dziecko, to właśnie teraz jest odpowiedni moment, bo mimo mojego bardzo młodego wieku wiem, że to ostatni dzwonek. Rodzice każdej ze stron poinformowani, że decydujemy się na ten krok, rozumieją, że taka sytuacja jest ze mną, będą dla nas wsparciem i psychicznym i finansowym (mimo, że oboje pracujemy, a ja jestem jeszcze w trakcie studiów).

Zaczęło się dbanie o siebie, witaminy, ścisła kontrola gina, badania nas obojga etc.

Starania nie przyniosły jednak efektu i po prawie roku bezowocnych badań stawiłam się w gabinecie lekarza, by kolejny raz potwierdzić, że dziecka pod sercem nie noszę.

Partner czeka w poczekalni, obok kilka pań w wieku różnym, w tym dwie 65+, które przyszły z wnuczkami chyba.

Wychodzę zapłakana z gabinetu z wydrukiem usg, na którym nic nie ma (lekarz dał, żeby mi dokładnie pokazać, bo nie wierzyłam), narzeczony mnie przytula i sam ma łzy w oczach, pociesza, że będzie dobrze, że coś na to poradzimy, no co jeden babiszon donośnie syknął i BARDZO GŁOŚNO zwrócił się do drugiej, mówiąc:
- Patrzy pani, dzieciaka jej zrobił to ryczą tera, puszczalska jedna, tera to co jedna smarkula nogi rozkłada i ma za swoje, dziwka!
na co babsko nr 2 kiwając głową równie głośno powiedziało:
- Ale tego dzieciaka żal, matko boska! jeszcze zabiju, te aborcje zrobio, zaglodzo a puszczać się dalej bedo.

Gdyby mnie pielęgniarka nie złapała, to oczy wydrapałabym.

Niektórzy najwyraźniej jednak nie rozumieją, że jak młoda, to niekoniecznie do lekarza z niechcianą ciążą idzie i jak wielką tragedią jest dla kogoś o silnym instynkcie macierzyńskim fakt, że nigdy tego dziecka mieć nie będzie.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 721 (811)

1