Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Alschi

Zamieszcza historie od: 18 stycznia 2012 - 19:48
Ostatnio: 15 lutego 2018 - 15:57
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 221
  • Komentarzy: 24
  • Punktów za komentarze: 92
 

#80824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii użytkowniczki Iksowate (#80769) o piekielnej siostrze i jej psie.

Osobiście nie widzę sensu w posiadaniu psa konkretnej rasy, jeśli nie ma być "psem pracującym", jestem fanką kundelków, którymi schroniska są przecież wypełnione po brzegi.

Oczywiście, jeśli ktoś chce mieć jakiegoś konkretnego psa, stać go na niego i będzie się nim prawidłowo zajmował- nie widzę nic w tym złego. Jednak chyba każdy spotkał się z przynajmniej jednym przypadkiem z poniższych.

1) Kupowanie psa, bo jest śliczny (albo po prostu modny).

Pies w typie husky siedzący całymi dniami w mieszkaniu i wyjący godzinami. Beagle z wielkimi brzuchami szorującymi po chodniku podczas kilkuminutowego spaceru. Amstaf, który osiągnął już wymiary dorosłego psa, ale robi co chce, "bo jest jeszcze młody". Bernardyny, owczarki w stylu Lassie i inne duże psy, które skończyły na łańcuchu, bo "jednak nie nadawały się do mieszkania".
Ogólnie psy kupione "bo kiedyś ktoś na osiedlu takiego miał", "bo znajomej szwagra koleżanki się suka oszczeniła", "bo dzieci takiego chciały". Psy niewybiegane, sfrustrowane, ogólnie fizycznie zaniedbane i niewyszkolone.

2) "Ta rasa jest łagodna", czyli klątwa labradorów

Z jednej strony piekielni właściciele, tacy jak siostra Iksowate, którzy nie układają psów, bo "ta rasa jest taka, siaka i owaka" i nie trzeba nic z nią robić. Powalająca logika. Na tej samej zasadzie dziecku lekarzy chirurgów na roczek powinno się kupić zestaw skalpeli zamiast klocków. Przecież "ma dobre geny" i instynktownie będzie wiedziało, jak się zachować.

Z drugiej piekielność dla właścicieli psów, które są uznawane za mądre i łagodne. Spróbujcie wytłumaczyć MaDce, że "piesio" może zrobić sieczkę z jej dzieciaka. Ona wie lepiej- przecież oglądała Komisarza Aleksa/śledzi na Instagramie profil ze słodkimi labradorami/widziała w telewizji, że to mądre.
Nieważne, że psiak ma oprócz słodkich oczu komplet zębów, pazury i często masę pozwalającą przewrócić człowieka.

Skoro już wspomniałam o masie...

3) Świnka morska na sznurku

Skrzyżowanie Cerbera, diabła tasmańskiego i szarańczy, zazwyczaj tak małe, że dachowiec mógłby to przynieść w zębach zamiast myszy. Właściciele to często mix dwóch wyżej opisanych piekielnych.
Ile znacie dobrze wychowanych yorków albo pinczerów? Sporo ludzi uważa, że jeśli siedzący pies nie dosięga głową do kolan dorosłego człowieka, nie trzeba nic z nim robić.
Ogólnie nie boję się psów, ale w ten weekend prawie obaliłam powiedzenie "wyżej d**y nie podskoczysz", kiedy rzucił się na mnie potwór w skali mikro. Właściciel odciągnął psa, jednak na oko silny facet musiał się postarać, żeby go opanować. Dowiedziałam się później, że ma go jakieś 2 lata.
Serio? Przez dwa lata nie można nauczyć psa, żeby nie rzucał się na ludzi? Wiem, gdyby mnie dopadł, to prędzej ja bym go przypadkiem zabiła kopniakiem w samoobronie, niż on mnie zagryzł, ale jednak dziabnąć mógł. Nie wiem ile razy w życiu pies mnie wystraszył, ale tylko raz zrobiło to bydlę wielkości kaukaza. Zawsze mi później szkoda tych psiaków, bo z jakiegoś powodu atakują, więc pewnie się boją.

Na koniec przydługiego wywodu, równie przydługi apel z przykładem.
Nie patrzcie na psa przez stereotypy. Skoro mój mieszaniec rasy uznawanej ogólnie za niebezpieczną z nie wiadomo czym (na dodatek z trudną przeszłością) dzięki odpowiedniemu podejściu jest kochaną kluchą, to równie dobrze zaniedbany labrador może wam odgryźć pół twarzy. Każdy pies jest inny, a piekielny jest zawsze właściciel, nie zwierzę. Warto o tym pamiętać, zbliżają się święta i znowu wiele zwierzaków stanie się nieudanymi prezentami.

psy właściciele_psów

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (134)

#80200

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Użytkowniczkę SylaPopyla w historii (#80196) zaciekawiło, co robi się ze zużytymi pampersami, skoro nie wyrzuca się ich do kosza na podwórku. Skłoniło mnie to do opisania pewnej sytuacji.

Ponad 10 lat temu, przy przystanku autobusowym na pewnej wsi pojawiły się pojemniki na segregowane odpady. Mieszkańcom raczej przypadło to do gustu, ponieważ wywóz śmieci do najtańszych nie należał, a na jego cenę wpływała ilość odpadków. (Jeżeli naprodukowało się więcej śmieci, niż mieściło się w indywidualnym kontenerze, należało dopłacić.) Korzystanie z pojemników na szkło, plastik i metal pozwalało więc zaoszczędzić trochę grosza.

Jednak nie każdy rozumiał jak korzystać z takich cudów techniki, jak wielki pojemnik z dziurą, pod którą widniał np. napis "SZKŁO". O ile dobrze pamiętam, była nawet jakaś krótka instrukcja w stylu: "proszę wrzucać przez otwór odpady szklane".
W związku z tym, dookoła śmietników robił się niezły syf, walały się różne odpadki, a wiadomo, że pojemniki nie były opróżniane codziennie. Porozwalane papierki od cukierków, paczki po czipsach itp. jednak nie śmierdziały, cierpiało jedynie poczucie estetyki i w jakiś stopniu środowisko, ale dało się żyć.

Prawdziwie nieprzyjemnie zrobiło się w momencie, gdy w jednym z domów pojawił się brzdąc korzystający z pampersów. Jak już się pewnie domyśliliście, zużyte pieluchy wędrowały w okolice pojemników na segregowane odpady.

Wyobraźcie sobie, czekanie na autobus w towarzystwie wielkiego, przeźroczystego, plastikowego wora wypełnionego zużytymi pampersami. Wrażenia wzrokowe i zapachowe bezcenne, szczególnie jeśli do tych worków dorwały się zwierzęta i rozwłóczyły pieluchy po całej okolicy przystanku.

Kolorowe śmietniki na szkło, metal i plastik szybko zniknęły, a zużyte pieluchy zaczęły prawdopodobnie trafiać do pieca.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (127)
zarchiwizowany

#51764

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie, podczas rozmowy ze współlokatorką która niedługo czeka rozsyłanie CV do firm, przypomniała nam się historia sprzed pół roku.

Inna nasza współlokatorka kupiła sobie torbę w sklepie Cropp.
Wróciła do mieszkania, wszystko pięknie, torba obejrzana, pochwalona itp itd.

Piekielność ujawniła się po otworzeniu torebki i wyciągnięciu z niej wypełniacza (takich pogniecionych kawałków papieru, którymi wypycha się torebki, żeby ładniej zaprezentować kształt).
I nie chodzi tu, o żadne wady, których wcześniej nie zauważyła, a potem nie mogła reklamować czy coś. Torebka sama w sobie nie była ok, problem stanowiło właśnie to papierowe wypełnienie.

Koleżanka chciała je wyrzucić, ale zaintrygowało ją, że kartki są zapisane i ze zwykłej ciekawości zerknęła co to.

Okazało się, że ktoś wypełnił torbę między innymi kartkami z CV. Czyli współlokatorka, w cenie torby dostała jeszcze dane osobowe 2 czy 3 dziewczyn. Imiona, nazwiska, adresy, telefony...

Niestety tu my okazaliśmy się piekielni, bo kartki zostały odłożone, żeby potem coś z nimi zrobić sensownego, ale przyszły sesje, nie sesje, różne inne problemy dnia codziennego i o tym każdy zapomniał. Potem przy jakimś sprzątaniu, zostały po prostu bardzo drobno podarte i wsadzone głęboko w wór ze śmieciami, żeby już nikt ich nie odczytał i wyrzucone.

My "zgrzeszyliśmy" przez zaniedbanie, ale jeśli ktoś zrobiłby z tych danych jakiś niecny użytek? Jakby chociażby wpadły w łapki kogoś, kto robiłby durne dowcipy?

Zwróćcie czasem uwagę na to, co znajdujecie w rzeczach przyniesionych ze sklepu, może wykażecie się lepszą postawą obywatelską niż my wtedy i będziecie mieć więcej niż tylko dobre chęci, by coś zdziałać.

Toruń Cropp

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (32)

1