Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

RainbowDash

Zamieszcza historie od: 12 czerwca 2014 - 21:56
Ostatnio: 25 lipca 2016 - 12:24
O sobie:

Stara panna, kujon, realistka.
Łotr o twarzy dziecka. Zupełnie nie dziwię się, że nikt nie bierze mnie na poważnie...

  • Historii na głównej: 6 z 6
  • Punktów za historie: 4677
  • Komentarzy: 36
  • Punktów za komentarze: 566
 

#60505

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozprawa rozwodowa.
Majętny pan, majętna pani.

Dla pani jednak znacząca część majątku wspólnego to zdecydowanie za mało. Usilnie próbowała położyć łapę na odziedziczonych przez męża w spadku dobrach, starając się udowodnić, iż zabytkowe przybory toaletowe, kolekcja starych monet, obrazy oraz księgozbiór dzieł filozoficznych, to jej przedmioty codziennego użytku.

Niestety, bez pomocy swojego pełnomocnika nie była w stanie wymienić ani jednego autora obrazów lub ksiąg, które codziennie z uwielbieniem kontemplowała przed snem.

Mimo wszystko, całkiem zabawnie było posłuchać wywodu o przeżyciach, wewnętrznym bogaceniu się i pożywieniu dla ducha, z jakimi wiązało się obcowanie z odziedziczonymi przez małżonka dobrami.

rozprawa rozwodowa

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 544 (626)

#60667

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Udzielam bezpłatnych porad prawnych w Ośrodku Pomocy Społecznej.

Cofnijmy się o kilka tygodni.
Klientka, kobieta lekko po trzydziestce, wpada jak burza do mojego gabinetu i zaczyna ciskać piorunami.
K: Zdradził mnie, inną sobie znalazł! Szuja, łachudra i bałamutnik ! Ale ja mu tego nie daruję... o nie! On mnie jeszcze popamięta! Zostawił mnie samą, z domu wyrzucił! Z dwójką małych dzieci. Rozumie pani? Prosto na bruk, bez żadnych środków do życia. Przecież ja MUSZĘ wyciągnąć od niego pieniądze!
J: Rozumiem zatem, że pani chce się z niegodziwcem rozwieść i udowodnić mu wyłączną winę rozpadu małżeństwa?
K: Co? Nie, my nie mieliśmy ślubu. Ale przecież ja muszę mieć za co się utrzymać. I dzieci! Potrzebuję od niego pieniędzy!
J: Może pani postarać się o świadczenie alimentacyjne na dzieci od byłego już partnera.
K: Ale on nie jest ojcem moich dzieci...

Widzę, że będzie ciężko. Zaczynam intensywnie myśleć. Tłumaczę o wspólności majątkowej w konkubinacie, że w tym przypadku to jedyna opcja jaka pozostaje do rozpatrzenia.
K: Myśmy niecały rok razem byli... on nas utrzymywał, mieszkanie jego, wszystko jego! Ja to co najwyżej zakupy w spożywczaku robiłam... za jego pieniądze. Ale może by dało radę pozwać dziada? On mnie przecież pozbawił wszelkich środków do życia!

J: Przykro mi bardzo, ja nie jestem w stanie nic zrobić, nie mogę nic pani poradzić. Przynajmniej od strony prawnej.
K: Jak to nie?! Do od czego tu pani jest?! Ja pójdę na skargę do dyrektora! Niech wie jakich bezużytecznych pracowników ma! Długo tu już pani nie popracuje!
Trzasnęła drzwiami i poszła.

Kilka dni później dyrektor (zaznajomiony z przypadkiem) zaprosił mnie do siebie na konfrontację z klientką.
Bo ja jestem niekompetentna, na niczym się nie znam, odmawiam pomocy, zupełnie mi jej nie żal, patrzę na nią z pogardą i jeszcze śmiałam jej powiedzieć, że powinna iść do roboty! OPS to się nadaje tylko do dawania marnych groszy, a ona już teraz wie, że jak te nasze porady są bezpłatne to znaczy, że są o kant dupy potłuc!
A tak w ogóle, to poszła do DOBREGO PRAWNIKA, PRYWATNIE! Zapoznał się z jej sprawą i powiedział, że bez problemu wyciągnie pieniądze od byłego.
Znów, pokrzyczała i poszła.

Wróciła dzisiaj, tym razem z płaczem. Ten dobry prawnik po dogłębnej analizie sytuacji, kilku spotkaniach i zainkasowaniu dość potężnej kwoty uznał, że jednak niczego nie da się zrobić.

Ale przecież jeśli coś jest za darmo musi być marne...

OPS

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 679 (697)

#60388

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy rozpoczynałam pracę w OPS, liczyłam się z tym, że początki mogą być trudne. Nie spodziewałam się jednak, że największe problemy wynikać będą ze spraw organizacyjnych.

Przed pierwszym dyżurem zostałam uprzedzona, że chętnych może być sporo, ponieważ przez prawie trzy miesiące punkt konsultacyjny był zamknięty, a zapisy nie są prowadzone.
No cóż, bywa i tak. Przecież sobie poradzę!

Odebrałam z portierni klucze, kieruję się do korytarza na końcu którego znajduje się mój gabinet.
"Sporo" było delikatnym niedopowiedzeniem. Korytarz wypełniony ludźmi. Spora grupa tłoczy się pod samymi drzwiami na zasadzie "kto większą powierzchnią ciała dotyka drzwi, wygrywa".

Spięłam się w sobie i zaczęłam się przepychać.
- Przepraszam! Przepraszam, potrzebuję przejść żeby...
- No gdzie się pchasz! Kolejka tu jest! Starsi mają pierwszeństwo! Kultury trochę! - przekrzyczało mnie kilka głosów.
- Ale ja... - uniosłam trochę głos by wszyscy mnie usłyszeli.
- NA KONIEC I CZEKAĆ! I TO JUŻ! - wrzasnęło na mnie babsko i przegoniło ręką.

Dobrze. Poczekam.
Usiadłam na krzesełku przy samych schodach. Minęło 5 minut, minęło 10, 15.
"Gdzie to babsko?", "Jak można tak się spóźniać, tu ludzie czekają!", "Nowa, trzeba ją będzie nauczyć chodzić jak w zegarku", "Głupia pipa ludzi nie szanuje...", "Ja to bym takiej dał!".

20 minut po czasie ktoś przyprowadził sekretarkę.
- Pani Zuzanno, dlaczego pani tutaj siedzi?!- wytrzeszczyła oczy, widząc mnie nadal spokojnie siedzącą na krzesełku, gdzie wygonił mnie tłum.
- A czekam na tą nową pipę. Da pani wiarę, że spóźnia się już prawie pół godziny?!

Rozstąpili się jak Morze Czerwone.

OPS

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 858 (1016)

#60596

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Udzielam bezpłatnych porad prawnych w Ośrodku Pomocy Społecznej.

Chyba jak w każdym miejscu pracy, zasada jest prosta: nie muszę lubić moich klientów, nie musi podobać mi się ich styl życia - ja im mam po prostu pomóc. Oczywiście w miarę moich możliwości i kiedy ta pomoc jest uzasadniona.
Czasami jednak...

Moją klientką jest osiemnastoletnia dziewczyna. Niedawno urodziła dziecko, jego ojciec się do niego nie przyznaje, unika kontaktu jakiegokolwiek kontaktu.
Według bardzo rozbudowanej i dramatycznej opowieści dziewczyny z własnymi rodzicami też lekko nie jest - nie chcą pomagać finansowo, i co ważne, nie rozmawiali ze sobą odkąd dziewczyna zaszła w ciążę. Zresztą sami żyją w kiepskich warunkach, ojciec na bezrobociu od wielu lat, matka dorabia na boku jako sprzątaczka.

Jak pomóc dziewczynie?
Ona życzy sobie pomocy w zdobyciu alimentów od ojca dziecka oraz zmuszeniu rodziców by pomagali jej finansowo.

Zajęłyśmy się najpierw pierwszą sprawą. Tłumaczę, że potrzebne będzie ustalenie ojcostwa na mocy orzeczenia sądu, skoro chłopak dziecka uznać nie chce, pomogę rozprawić się z papierkową robotą.
- Dobra, możemy teraz skończyć? - dziewczyna przerywa mi w połowie zdania, patrząc na zegarek.- Późno się zrobiło, a ja mam jeszcze coś do załatwienia.
Przytakuję odrobinę zbita z tropu. Najpierw dziewczyna mi tu płakała, prosiła o natychmiastową pomoc, a teraz nagle jej się gdzieś śpieszy? No ok, może się zdarzyć.
- W takim razie proszę przyjść w przyszłym tygodniu, dokończymy spotkanie - wstałam, chcąc już odprowadzić ją do drzwi.
- A mogłaby mi pani dać rachunek za poradę prawną? - zapytała nie ruszając się jeszcze z miejsca.
- Te porady są bezpłatne, nie musi pani płacić...
- No ja wiem. Ale ojciec powiedział, że jak pójdę do prawnika, żebym alimenty dostała na dzieciaka to zapłaci za wszystko. Bogaty jest, firmę ma, stać go!

Nie, nawet nie zorientowała się, że poddała pod wątpliwość całą swoją historię.

OPS

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 680 (712)

#60335

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Udzielam bezpłatnych porad prawnych w Ośrodku Pomocy Społecznej.

Na konsultację można zapisać się telefonicznie lub bezpośrednio w sekretariacie Ośrodka. Zawsze zostawione są też dwa lub trzy wolne miejsca dla osób, które przychodzą "z biegu".

Akurat trafił mi się mocno zapracowany dzień, na liście zapisany komplet zainteresowanych poradą. Mniej więcej w połowie mojego dyżuru do gabinetu puka sekretarka.
- Pani Zuzanno, dałoby radę wcisnąć na dziś jeszcze jedną osobę? Proponowałam pani X termin w przyszłym tygodniu, ale ona mówi, że to bardzo ważne, zależy jej bardzo żeby to było dziś.
- Dobrze, proszę przekazać, że przyjmę ją jeśli poczeka do końca - zadecydowałam, choć jęknęłam jednak troszkę w duchu. Piątkowe popołudnie, miałam ogromną nadzieję wyjść do domu o czasie.

Prawie dwie godziny później do gabinetu zaprosiłam panią X.
- W czym mogę pani pomóc? - zapytałam kiedy ta już wygodnie usadowiła się po drugiej stronie biurka.
- Ja widziałam dzisiaj Igrekowską, jak od pani wychodziła. Takie swoje sprawy tu załatwiałam, patrzę, Igrekowska! W końcu postanowiła kopnąć w dupę tego swojego chlejusa i nieroba? Bo jeśli tak, to ja pani będę świadczyła na jej korzyść! Świadkować będę! Albo może o alimenty na dzieciaka, co?

Policzyłam w głowie do pięciu. Wzięłam trzy głębokie oddechy.
- Pani X, nie jestem upoważniona by rozmawiać o sprawie z jaką przyszła tu dziś pani Y.
- Tak, tak, ja rozumiem, rozumiem... ale powie mi, pozbędzie się tego mężulka swojego?
- Jak już mówiłam, nie mogę rozmawiać... - nie zdążyłam nawet dokończyć zdania.
- PANI! Co to za kanalia jest! Ochlej! Moczymorda! Nierób! Chociaż ta Igrekowska też swoje za uszami ma...

Czekała prawie dwie godziny, żeby dowiedzieć się z jaką sprawą przyszła po poradę sąsiadka i dołożyć kilka słów od siebie. Nie dała sobie przetłumaczyć, że obowiązuje mnie tajemnica i ani słowa powiedzieć jej nie mogę.

Złożyła na mnie skargę.

OPS

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 770 (804)

#60263

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O 14 miałam umówione spotkanie w banku. Sprawa dla mnie bardzo ważna, więc specjalnie wyszłam wcześniej z pracy i pięć minut przed czasem stanęłam przed drzwiami pokoju numer 5, w którym urzędowała pani X. Uspokoiłam oddech, wyjęłam z torby teczkę z dokumentami i pukając chwyciłam za klamkę.
Zamknięte.
Usiadłam na krzesełku i postanowiłam poczekać kilka minut, zanim włączy mi się opcja paniki(może pomyliłam godziny? może to jednak nie ten dzień?).

- Pani czeka do piątki, do pani X?- chwilę później zaczepiła mnie przechodząca obok pracownica banku z plakietką kierowniczki działu.- Oj, to będzie musiała pani poczekać, Bożenka musiała pilnie wyjechać do klienta. Nie ma jej już prawie godzinę, powinna niedługo wrócić!
Podziękowałam miłej pani za informację, przeklęłam w myślach Bożenkę, która nie pomyślała o tym, by przełożyć nasze spotkanie lub przynajmniej poinformować o przesunięciu czasowym. Nie leciałabym na złamanie karku przez pół miasta... Wyjęłam książkę.

45 minut później zaczął trafiać mnie szlag.
- Ojej!, a pani dalej tutaj siedzi?- kolejny raz zagadała do mnie wyraźnie zmartwiona kierowniczka.
- Siedzę, nadal czekam- uśmiechnęłam się, odrobinę ujęta dobrotliwością starszej pani.
- Wie pani co, ja zaraz dam numer telefonu do Bożenki, zadzwoni pani, zapyta kiedy wróci. To bez sensu tak bezcelowo siedzieć!

Wróciła po kilku minutach podając mi kartkę z odręcznie napisanym numerem telefonu.
Numerem telefonu stacjonarnego. Telefonu stojącego na biurku pani Bożenki w zamkniętym pokoju numer pięć.
Mimo wszystko, bardzo miło z jej strony!

bank

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 962 (1000)

1