Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Uzi

Zamieszcza historie od: 18 lipca 2012 - 8:38
Ostatnio: 26 sierpnia 2014 - 12:37
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1602
  • Komentarzy: 20
  • Punktów za komentarze: 88
 

#36059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się jeszcze historia z czasów gdy pracowałam jeszcze w salonie meblowym "czarno-czerwono-białych".

Pewnego dnia wpada klient i od drzwi się awanturuje, krzyczy i rzuca na pracowników. Krzyczy, że przyjeżdża ażeby to odzyskać swoje pieniądze od nas złodziei. Gdy szedł w moją stronę już w zasadzie byłam przerażona - pewnie się facetowi meble rozpadły, krzyczy od wejścia, reklamacja będzie nieprzyjemna - myślę.
Podszedł do mnie i dalej krzyczy, że mam mu wypłacić tyle to, a tyle pieniędzy, albo on chce jakiś mebel za darmo! Więc pytam go co się stało dokładnie. Jakie kupił meble, kiedy itd.?
Odpowiedź? No właśnie...

[K]lient: Przyjeżdżam w piątek, a tu drzwi zamknięte i nikt mnie nie wpuszcza! (wisiała wielka informacja na drzwiach, jak i na terenie całego obiektu o INWENTARYZACJI w dniach od xx do xy). No to przyjechałam w sobotę i dalej nikogo! W niedzielę znowu! Dopiero dziś wreszcie macie otwarte! Ja się pytam co to ma być za firma i traktowanie klienta?
[J]a: Bardzo mi przykro, mieliśmy inwentaryzację w tych dniach, wisiała informacja.
[K] Ale jaka niby informacja?! Co te kartki?!?! Ja nie mam obowiązku tego czytać! A informacja powinna być w radiu, albo gazecie codziennej, a nie na drzwiach jak już przyjechałem! I to 3 dni pod rząd zamknięte!
[J] Na kartce była informacja kiedy sklep będzie nieczynny!
[K] Ty mnie nie pouczaj! WIEM ŻE BYŁA! Ale ja nie mam obowiązku o tym wiedzieć! Jak macie napisane, że czynne cały tydzień, to ja mogę cały tydzień przychodzić! Proszę mi zwrócić pieniądze!
[J] No dobrze, to przyjmę od pana reklamację, proszę powiedzieć co się stało.
[K] TO PRZECIEŻ PANI TŁUMACZĘ CAŁY CZAS!!!
[J] Nie rozumiem. Słyszałam, że chce pan odzyskać pieniążki za coś, albo dostać nowe meble, w tym celu muszę wiedzieć dokładnie o co chodzi i co się stało
[K] JAK TO CO?! PIENIĄDZE NA PALIWO BEZ POTRZEBY WYDAŁEM NA JAZDĘ TU! Ja mieszkam w XX i mam tu prawie 20km! 3 dni pod rząd zamknięte! Pani wie ile ja pieniędzy na paliwo wydałem?!?!?! Tu jest faktura za benzynę! I TO NIE ZA WSZYSTKIE PRZEJAZDY, ale to już wam daruje! Proszę mi natychmiast oddać MOJE pieniądze, albo zaproponować meble w rozliczeniu!!!

Padłam. Zawsze jestem pyskata i ciężko jest mi się w język ugryźć, ale tego dnia naprawdę nie wiedziałam co mam powiedzieć...

sklepy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 641 (671)

#36051

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w niewielkiej firmie handlowo-usługowej. W zeszłym roku w maju, zmieniliśmy lokalizację, ponieważ budynek w którym do tej pory się mieściliśmy, przeznaczony został do rozbiórki. Wszelkie formalności z klientami i dostawcami odnośnie adresu zostały załatwione. Tak się nam przynajmniej zdawało.

Od jednego z dostawców towar zostaje nagminnie wysłany na stary adres, który nota bene już w ogóle nie istnieje. Na nic spokojne zwracanie uwagi, prośby, dzwonienie. Co rusz, to trzeba było albo po towar jechać do firmy kurierskiej i osobiście odebrać, albo dzwonić do kuriera i się prosić o dowiezienie na właściwy adres. Oczywiście odpłatnie!

Ostatnia dostawa to była jakaś masakra. Towar w 1/3 uszkodzony, w 2/3 nie taki jak zamawiany, na dodatek ZNOWU na błędny adres.
Dość tego, piszę reklamację. Jestem w niej średnio miła. Wymieniam wszelkie usterki, itd. Na koniec piszę pogrubioną czcionką 16pkt w kolorze czerwonym i z podkreśleniem:

"Co do samej dostawy jeszcze, wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na ADRES DOSTAWY, dodatkowo praktycznie w każdym mailu z zamówieniem piszemy raz za razem na jaki adres należy towar wysyłać, mimo to towar zawsze zostaje błędnie zaadresowany i albo musimy paczki sami odbierać od firmy kurierskiej, albo dopłacać za dowóz na poprawny adres.
ADRES DOSTAWY TOWARU (ZAWSZE):
UL. xxx
yy-yyy Miasto
Proszę wprowadzić sobie te zmiany adresowe bo mimo ciągłego upominania się paczka zawsze zostaje błędnie zaadresowana!!!!"

I co? Reklamacja uwzględniona, kurier został wysłany po odbiór paczek. Mhm... to sobie pojechał. Wysłali go znowu w szczere pole. Potem jeszcze dzwonili z pretensjami, że nam przy następnym zamówieniu koszty za tego kuriera doliczą, bo oni go zamówili, a kurier nie mógł paczek PRZEZ NAS odebrać, bo już nas tam nie ma.

Nie wiem, śmiać się? Płakać?

dostawcy

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (539)
zarchiwizowany

#36133

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O naciągaczach.

Do mojej do pracy stosunkowo często wpadają różni ludzie z prośbą o jakieś grosiki i datki.

Jak jest Szefowa, to nie ma problemu. Jeśli przychodzi jakaś organizacja to sprawdzi wszystko dokładnie i da pieniążek z kasy, jak pojedynczy osobnik, to dostaje pieniążka z kasy w zamian za pomoc w posprzątaniu czegoś, czy umyciu okien, itp.

Gorzej gdy Szefowej nie ma ... . Pieniążka z kasy mi dać nie wolno, a ja pieniędzy z reguły przy sobie nie noszę. Toteż przeważnie dzielę się tym co mam - kanapki, owoce, jakiś napój, papierem toaletowym też przeważnie nie gardzą.

Miesiąc temu przychodzi [P]an ok 50lat, z bardzo widoczną otyłością i zaczyna swoją opowieść:

[P]an: Ja bardzo przepraszam, że Panię niepokoję. Niech Pani źle o mnie nie myśli, ale mam taką prośbę. Mam małe dzieci, żona choruje i nie pracuje, ja pracowałem 30lat w zakładzie państwowym, który zbankrutował, teraz już 2 rok nie mogę pracy znaleźć. Naprawdę, niech Pani źle o mnie nie myśli, ja nie chce nic dla siebie, tylko te dzieci (w tym momencie oczy zaszły mu łzami) ... ciągle głodne chodzą, a mnie nie stać żeby im głupią bułkę kupić ... . Niech mi Pani pomoże ... nawet złotówka, czy 50gr będą dla mnie pomocą.... proszę.

Facet był bardzo przekonywujący, a mnie jako też matce od razu się tych małych szkrabów z jego opowieści żal zrobiło. Pieniędzy z kasy dać nie mogę. Swoich jak zwykle nie miałam. Na szczęście rano zrobiłam sobie do pracy pyszną sałatkę warzywną.

[J]a: Czyli Pan chce na jedzenie dla dzieci?
P: (ze smutną miną i pochyloną głową) tak ...
J: Niestety pieniążków dziś nie mam ze sobą, ale może wobec tego jedzenie?
P: (wyraźnie speszony) jak to?
J: No mogę Panu oddać jedzenie, które przygotowałam dla siebie do pracy
P: A co masz?

Nawet nie wiem kiedy nagle z "Paniowania" przeszliśmy na ty, ale dobra wyszłam na sec., po chwili wracam z pojemnikiem sałatki jarzynowej.

P: co to?
J: Sałatka jarzynowa :) Świerza, rano robiłam :)
P: CHYBA CIĘ PO**BAŁO! JA MAM TAKIE GÓWNO JEŚĆ?!!!? JA TU KUR*A PO PIENIĄDZE PRZYCHODZĘ A TY MI PRÓBUJESZ JAKIEŚ ŚWIŃSTWO WCISNĄĆ? CH*J WIE CO TO JEST, CZY TAM NIE NASRANE DO ŚRODKA, CZY JAK. GŁUPIA PIZ*A BĘDZIE MI TAK UWŁACZAĆ!? (...) ŻYCZĘ CI, ŻEBYŚ TY KIEDYŚ BYŁA W TAKIEJ SYTUACJI JAK JA I MUSIAŁA TAKA GŁODNA JAK JA CHODZIĆ!

Ja zdążyłam tylko rzucić, że patrząc na to jak on wygląda, to faktycznie nie chciałabym chodzić tak "głodna" jak on, bo i tak już mam nadwagę, to po co mi jeszcze kolejne dodatkowe kilogramy...

...cisnął drzwiami i wyszedł rzucając dalej różnymi epitetami ...

Może i naiwna jestem, ale pierwszy raz mi się zdarzyło, że ktoś tak zareagował. Człek tu sobie od ust odejmuje, a ten co? ... W sumie i dobrze, bo sałatka była pyszna, a na dodatek cała tylko dla mnie :) ;)

praca

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (203)
zarchiwizowany

#36042

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia działa się półtora roku temu, gdy wracałam ze swoim kilkumiesięcznym wtedy synkiem do domu z miasta.

Z młodym tego dnia dość długo szlajaliśmy się po różnych urzędach, gdy zmierzaliśmy już na autobus przyszedł ten moment - dziecko głodne - syrena włączona na cały regulator. Gnam więc w te pędy żeby na spokojnie go na przystanku wziąć na ręce i nakarmić porządnie. Wybór padł na nieco bardziej oddalony przystanek, na którym przeważnie nie ma zbyt wiele ludzi. Doszliśmy, pusto, biorę Młode na ręce, butla w paszczy, jemy .... wszystko super, no wręcz wszystko tego dnia przebiegało sprawnie i bezproblemowo. Do czasu ... .
Po niedługiej chwili na przystanek dotarły dwie kobiety, tak ok. 45-50lat. Zadowolone, uśmiechnięte, rozmawiają. Siadają na przystanku (fakt że jedna przysiadła zadem torbę z rzeczami dziecka już pominę, bo mogła faktycznie nie zauważyć?). Ale po chwili, Pani siedząca raz obok mnie wyjmuje sobie papieroska, odpala i kopci sobie w najlepsze. Nie mam pojęcia co to za syf był, co ona paliła, bo ostatnio taki smród czułam, jak 15 lat tamu mój św. pamięci dziadek "męskie" popalał. Tak czy inaczej, jako, że na przystanku palić NIE WOLNO, ja od dziecka mam problemy z astmą, a i dziecka szkoda podtruwać, zwróciłam się grzecznie do pani:

[J]-ja
[P]-pani(piekielna)

J: Przepraszam panią bardzo, czy mogłaby pani nie palić na przystanku?
P: (zmierzyła mnie i dziecko wzrokiem)
J: Jakby pani mogła stanąć gdzieś dalej od przystanku....
P: Przeszkadza pani?
J: ... no tak. Przeszkadza. Jestem tu z małym dzieckiem a dym i mnie nie służy.

Baba wstaje, myślę sobie, że super, nawet się udało, na co ona rzuca swojej koleżance

P: No wybacz Hanka, ale jak widzisz taka dziś młodzież pyskata, że stać muszę

Po czym stanęła prawie obok mnie. Jakieś pół centymetra od miejsca gdzie kończy się zadaszenie przystanku.

J: Proszę pani. Niestety dym dalej na nas leci. Jeśli już musi pani stać tak blisko, to proszę stanąć po drugiej stronie przystanku, tak żeby dym tu nie leciał.
P: Zamknij się niewychowana gówniaro, nie będziesz mi mówić co mam robić! WYSZŁAM Z PRZYSTANKU CZY NIE?
J: To że pani wyszła, nic nie zmienia, bo nie wolno palić również w obszarze przystanku, czyli tak na prawdę od miejsca gdzie zaczyna się zatoczka, do miejsca gdzie się kończy (nie mam pojęcia czy faktycznie ;-) ) i proszę się w ten sposób do mnie nie odzywać
P: Powiedziałam Ci suko żebyś się zamknęła, jak ci nie pasuje to spier***aj. Wiem gdzie mi wolno palić, a gdzie nie! Znam swoje prawa! Ta młodzież dzisiaj taka niewychowana że ja na wiem! Chyba nigdy nikt ci pożądnego wpie****u w dzieciństwie nie spuścił.
J: Dobrze, to zadzwonię teraz do straży miejskiej i zobaczymy ile będzie panią ten papieros kosztował.
P: Ty mnie suko policją nie strasz! Lepiej karm tego bękarta swojego i się zamknij suko puszczalska, dziecioróbczyni! (Dodam, że wówczas miałam 25lat, jednego dziecko, od jakiegoś czasu męża i pracę... ehkem)

Dalej to już poszło ekspresem, mam bardzo, bardzo słabe nerwy i gdyby tylko był ze mną ktoś, kto by mi dziecko przytrzymał, to piekielna musiałaby zębów po całym mieście szukać, a tak to się skończyło na bardzo ostrych przepychankach słownych. Ona się darła, a jako dobra matka, co by dziecka nie denerwować, obrażałam ją głosem spokojnym i delikatnym, jakobym dziecku najwspanialszą bajkę czytała. Dobrze że młode jeszcze wtedy nic z tego nie rozumiało i w najlepsze zajadało się pysznym mleczkiem ... :)

przystanek podmiejski

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (261)

1